Rozdział 3 - Kiedy wszystko zaczęło się sypać?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Więc...co pan wie o Fijewskich? — zaczął niepewnie Gabriel.

Mężczyzna siedział w małym saloniku Piekarskich, małżeństwa, które wezwało policję w sprawie morderstwa Renaty i Piotra. Dziurzyński od razu został zaproszony do środka i posadzony na wygodnej, skórzanej kanapie, gdzie po chwili przyniesiono mu ciepłą herbatę. Gabriel oczywiście uznałby to za typową polską gościnność, gdyby nie fakt, że zrobienie herbaty posłużyło Halinie Piekarskiej za pretekst do podsłuchiwania rozmowy Dziurzyńskiego z jej mężem, Stanisławem. Kobieta nieustannie krzątała się w pobliżu, a to podając cukier czy donosząc ciasteczka. Gabriel wolałby, żeby po prostu przyłączyła się do dyskusji, lecz Halina, poproszona o powiedzenie czegokolwiek na temat Fijewskich, rzucała tylko krótkie „Aj ja to nic nie wiem, wie pan, przecież nie stoję w oknie i nie obserwuję sąsiadów...", po czym uciekała do kuchni.

— Często się awanturowali?

— Czy często? — prychnął gniewnie Stanisław, odstawiając filiżankę z herbatą. — Non stop! Nie byłoby tygodnia, żeby choć raz, ten jeden jedyny raz byli cicho! — Poprawił się na fotelu, wsuwając się w niego trochę głębiej. Mimo że siedział zgarbiony, cały czas utrzymywał z Gabrielem kontakt wzrokowy. — Powiem coś panu. Oni nie potrafili żyć w zgodzie z ludźmi, wszędzie szukali zwady!

— Co ma pan na myśli? — zaciekawił się Gabriel. Miał nadzieję, że wreszcie dowie się czegoś więcej, w końcu Piekarski mieszkał tuż obok Fijewskich, a z okien jego domu był doskonały widok na podwórko zamordowanego małżeństwa.

— Fijewski nieustannie parkował swoje auto pod moją bramą, nie segregowali śmieci, Renata spraszała jakichś znajomych i, co najgorsze, sprzątała w niedzielę! — zawołał, gwałtownie gestykulując rękami. — Kto to widział, żeby w dzień święty kosić trawę albo myć okna?!

Gabriel pokiwał głową, lekko unosząc kąciki ust. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał, ale czego mógł się spodziewać po mężczyźnie, którego jedynym zajęciem było pilnowanie porządku na ulicy?

— A ich córka, Julia, jakie miała relacje z rodzicami? — zapytał, upijając łyk herbaty.

— Jak to nastolatka z rodzicami. — Wzruszył ramionami, wciąż mając na twarzy grymas gniewu. — Dziewczyna chyba nie potrafiła okazać im należytego szacunku, zresztą, ta dzisiejsza młodzież w ogóle zapomniała, jak się powinno traktować starszych... — dodał z nieukrywaną odrazą.

Dziurzyński obserwował Stanisława uważnie i z każdą chwilą dochodził do wniosku, że pewnie on również według emeryta byłby fatalnym, kłótliwym sąsiadem. Piekarskiemu zapewne przeszkadzałaby Bella, czy muzyka puszczana z radia, kiedy Gabriel mył samochód lub pracował na podwórku.

— Czy kiedykolwiek zauważył pan, żeby Fijewscy stosowali wobec córki przemoc fizyczną albo psychiczną?

— Przemoc psychiczną? — Stanisław uniósł brwi. — To pan też wierzy w te bzdury? — Gabriel odpowiedział skinieniem głowy, na co Piekarski parsknął śmiechem. — To, że czasem się na kogoś krzyknie to nie żadna przemoc, panie władzo! — zawołał, a widząc, że Dziurzyński nie zgadza się z jego zdaniem, pokręcił głową z niedowierzaniem i prychnął. — Z tego co wiem, smarkula sprzeciwiała się rodzicom na każdym kroku, robiła awantury, wymykała się z domu... — Wzruszył ramionami, wywołując nieprzyjemny strzał w prawym stawie barkowym. Piekarski zdawał się tego nie odczuć, toteż Gabriel nie zareagował. — Sam bym jej złoił skórę, gdyby była moją córką, dziewczynie nie przystoi takie buntownicze zachowanie — oświadczył.

Gdybyś nie był stary, sam bym ci przywalił. Dziurzyński już miał zadawać kolejne pytanie, ale w tym samym momencie do salonu wkroczyła Halina Piekarska.

— Biedne dziecko, ta Julka — oznajmiła, stawiając na stole piernik.

Czy ona piekła go specjalnie z powodu mojej wizyty?

— Jaka biedna — prychnął ponownie Stanisław. — Niewychowana gówniara, w dodatku morderczyni.

— Może to wszystko to pomyłka... — jęknęła zbolałym głosem kobieta. Zerknęła w stronę Gabriela i dodała: — Przecież Juleczka nie jest złą osobą...

— Niech pani usiądzie. — Uśmiechnął się Dziurzyński.

Pani Piekarska wykonała polecenie, siadając obok męża, który spojrzał na nią z irytacją, głośno wypuszczając powietrze.

— Jak opisałaby pani Julię Fijewską i jej relację z rodzicami? — zapytał, przenosząc wzrok ze wściekłego mężczyzny na kobietę.

Halina Piekarska sprawiała wrażenie osoby sympatycznej. Mimo rocznika, w jakim się urodziła, nosiła spodnie, a nie spódnicę. Dłonie położyła na udach, próbując powstrzymać ich drżenie.

— Stresuje się pani? — Gabriel przechylił głowę, spoglądając w oczy kobiety, która uśmiechnęła się zawstydzona. — Naprawdę nie ma czym, pani Piekarska — roześmiał się przyjaźnie. — Chcę tylko dowiedzieć się jak najwięcej o sytuacji panującej w rodzinie Fijewskich.

— Julka to dobra dziewczyna — wymamrotała pośpiesznie, a potem westchnęła. — Fijewska nie rozumiała córki, a jej mąż... On był po prostu za surowy dla Julci...

— Ty zawsze bronisz tej dziewuchy... — wtrącił się Stanisław, lecz żona zaraz spiorunowała go wzrokiem.

— A bronię! — zawołała, drżąc. — Nikt nigdy z nią nie porozmawiał, bidulka musiała chodzić jak w zegarku, a jeśli coś zrobiła źle... — Pokręciła głową i kontynuowała smutno: — Bóg jeden wie, jak bardzo cierpiała...

Gabriel widział, że kobieta współczuła nastolatce, żałowała rodzicobójczyni. A jednak nic nie zrobiłaś, żeby to przerwać.

— Wie pan... — zwróciła się do policjanta. — Pewnego wieczoru akurat wyszłam podlać nowe chryzantemy, wie pan, dopiero wsadziłam i mogły się nie przyjąć, a Julka wałęsała się po drodze ze smętną miną... Zapytałam, czy mogę jakoś jej pomóc, ale ona, gdy tylko mnie zauważyła to odbiegła... — opowiadała z przejęciem. Dłonie Haliny przestały już drżeć, a w oczach kobiety pojawiła się pasja i żal. Żal, że wiedziała co się dzieje, a nie odważyła się pomóc dziewczynie. — Raz widziałam, jak płakała na schodach przed drzwiami... — zawahała się, lecz po chwili ciągnęła dalej: — Potem wyszła do niej Renata, coś jej powiedziała i obie weszły do środka.

— Czy Renata Fijewska krzyczała? Usłyszała pani coś konkretnego? — dopytywał Dziurzyński.

— Niestety nie... Renata jest, ach przepraszam, była królową pozorów...

— A czy Julia miała jakiegoś przyjaciela? Mam na myśli chłopaka, któremu mogłaby... — urwał, bo w tej samej chwili jego telefon zaczął wibrować. Gabriel zerknął na wyświetlacz. Nieznany numer. — Przepraszam na sekundę — powiedział i wstał z kanapy. Przeszedł do innego pokoju i odebrał, mając nadzieję, że to coś ważnego. — Tak, słucham?

— Dzień dobry, komisarzu — odezwał się żeński głos.

Gabriel szybko rozpoznał, że należał do Kingi Zielińskiej. Skąd ona ma mój numer?

— Z tej strony Kinga Zielińska — dodała pospiesznie kobieta.

— Dzień dobry — odpowiedział Dziurzyński. — Skąd pani...

— Potwierdziły się nasze domysły, komisarzu. Julia Fijewska musiała mieć wspólnika — przerwała mu Kinga. — Siniaki na szyi Renaty Fijewskiej były zbyt świeże, aby mogły powstać wcześniej, a poza tym odciski palców nie należą ani do Julii, ani do Piotra Fijewskiego — kontynuowała.

Dziurzyński zastanawiał się, co było bardziej zadziwiające: fakt, że Kinga zdobyła skądś jego numer, to, że praktycznie nie dopuściła go do słowa, czy to, że tak szybko przebadała dowody.

— Niestety, nie znalazłam właściciela odcisków...

— Sprawdziła pani również próbki z mieszkania? Czy wszystko zgadza się z naszą wersją wydarzeń? — zapytał Gabriel. — Może nasz uciekinier zostawił jeszcze jakiś ślad?

— I tutaj zaczyna się ciekawie... — zaczęła Kinga. W przeciwieństwie do Gabriela mówiła spokojnym, wręcz luźnym tonem. — Rozmawialiśmy o tym, że matka Fijewskiej musiała opierać się o blat, prawda?

— Tak.

— Ciekawym faktem jest, że w kuchni nie ma praktycznie żadnego dowodu wskazującego na to, że ktokolwiek oprócz Julii dotykał blat. Jedyne, co odkryłam, to śladowe ilości płynu dezynfekującego...

— Czy to znaczy, że Julia po zamordowaniu matki odkaziła kuchnię, zapominając o miejscach, których sama dotknęła? — zdziwił się Dziurzyński. Przecież to bez sensu. — Dlaczego nie uciekła razem ze swoim wspólnikiem?

— Może najpierw chciała pozbyć się jego odcisków palców — podsunęła kobieta. — Nie podejrzewała, że odnajdziemy je na ciele Renaty Fijewskiej...

— Albo zwyczajnie bała się dotknąć ciała matki — stwierdził ponuro Gabriel. — A co z Piotrem Fijewskim i siniakami dziewczyny? Wie coś pani na ich temat?

— W kwestii Fijewskiego, to wszystko zgadza się z naszymi domysłami. Na sekatorze znajdowały się odciski Julii, a waza i inne zniszczenia w salonie zostały spowodowane gniewem jej ojca. Powiedziano mi również, że Julia ma kilka starszych, już prawie zagojonych siniaków oraz malinkę w okolicach biustu... — oznajmiła, milknąc. Dziurzyński domyślił się, że kobieta współczuła nastolatce badań, jakie musiała przejść.

— Więc wspólnikiem dziewczyny zapewne jest jej chłopak... — oświadczył Gabriel. — Musimy go znaleźć, zanim, nie daj Boże, gdzieś ucieknie...

Kinga przytaknęła i chwilę później Gabriel wrócił do salonu Piekarskich, chowając telefon w tylnej kieszeni. Kiedy wszedł do pomieszczenia, zauważył, że Stanisław wpatrywał się wściekle w żonę, zaciskając gniewnie pięści. Halina jedynie zmarszczyła brwi, ale to jej twarz była tą, której bałby się każdy potencjalny zięć, a nawet byle przechodzień. Nieważne kto miał rację, ze zirytowaną emerytką nie warto się kłócić. Stanisław musiał znać tę zasadę, bo nie powiedział nic, chociaż widać było, że z nerwów aż zgrzytał zębami.

Halina Piekarska dostrzegła stojącego w drzwiach Gabriela i uśmiechnęła się serdecznie.

— Przepraszam jeszcze raz — powiedział Dziurzyński, siadając na swoim miejscu. — Więc, czy Julia miała jakiegoś przyjaciela? — zapytał ponownie, uważnie przyglądając się małżeństwu.

Stanisław wciąż wydawał się wzburzony, jego mięśnie pozostawały spięte, a szczęka zaciśnięta, w przeciwieństwie do kobiety, która na powrót sprawiała wrażenie miłej i potulnej. Taka to cię zabije, a potem pierwsza pojawi się na pogrzebie, kupując najdroższe kwiaty, pomyślał Gabriel.

— Niedawno do Buska wrócił ten jej brat cioteczny, Szymon Olender — oznajmił Stanisław. Głos mężczyzny przepełniała pogarda i kiedy Gabriel zerknął na Halinę, przekonał się, że ona również nie przepadała za chłopakiem. — Jego matka była siostrą Renaty.

— Zaraz, to ten Szymon Olender? — Gabriel uniósł brwi, a kiedy Piekarski pokiwał głową, kontynuował zdziwiony: — Zamieszany w bójki i posiadanie narkotyków?

— Ten sam, panie władzo. Chłopak spędził tu kilka miesięcy, ciągle się awanturując, a potem wyjechał z miasta — prychnął zirytowany emeryt. — Podobno pracować, ale ja tam wiem, że po prostu chciał mieć więcej wolności i spokój od Fijewskich...

— Deprawował biedną Juleczkę — dodała nagle Halina. — Nie raz widziałam, jak się razem wymykali w nocy, mimo że Julia nie wyglądała na chętną...

Przez następnych piętnaście minut Gabriel wysłuchiwał opowieści podnieconego małżeństwa Piekarskich, którzy po raz pierwszy tego dnia się ze sobą zgadzali. Oboje gardzili dziewiętnastoletnim Szymonem i uważali, że zasłużył na o wiele większą karę niż grzywna i nadzór kuratora. Jednak, z tego co pamiętał Dziurzyński, chłopak tak naprawdę posiadał niewielkie ilości środków odurzających, mimo że miasto i plotki uczyniły z niego prawdziwego dealera.

Gabriel szedł Aleją Adama Mickiewicza w głębokim zamyśleniu. Za dwa tygodnie rozpoczynał się wrzesień i szkoły, które mijał, znowu wypełnią się dziećmi i młodzieżą. Zerknął na swoje dawne liceum. Zaledwie trzy miesiące temu Arianna pisała w tym miejscu maturę, przejęta jedynie stresem związanym ze szkołą i nadchodzącymi studiami. Wtedy nie wiedzieliśmy, czym jest prawdziwy stres, pomyślał Dziurzyński i ruszył dalej, wzdychając ciężko. Nie miał pojęcia, kiedy Busko zaczęło się tak zmieniać, ale pamiętał, że to Julia jako pierwsza je doceniła. Z dziecięcą radością zachwycała się kolorowymi dywanami rabat kwiatowych, a także nowymi, odnowionymi ścieżkami. Gabriel z początku nie był przekonany do innowacyjnego kierunku stylu, w jakim zmierzało jego rodzinne miasto, ale nie mógł kłócić się z uroczym uśmiechem żony, która szybko go przekonała.

* * *

Kiedy Gabriel opuszczał posterunek z zamiarem powrotu do domu, usłyszał wesoły głos przyjaciela:

— No to jak, rozmawiałeś z Julią? Spotykamy się dzisiaj gdzieś?

Dziurzyński odwrócił się w stronę Filipa i uśmiechnął się krzywo. Zupełnie zapomniał o tym, że miał zapytać żonę, jednak nie odważył się do tego przyznać. Wiedział, że Julia i tak nie mogłaby już nigdzie wyjść. Filip spoglądał na Gabriela jak zwykle pełen radości i entuzjazmu, którego tym razem Dziurzyński nie potrafił podzielać.

— Przepraszam cię, naprawdę nie damy rady... — wymamrotał, a widząc smutek na twarzy Jabłońskiego, uśmiechnął się przepraszająco. — To nie tak, że nie chcemy, po prostu...

— Po prostu Julia jest w ciężkim stanie — dokończył z żalem Filip. On również uśmiechnął się krzywo i podszedł bliżej. — To może my wpadniemy do was? Przecież dziewczyny nie widziały się chyba ponad miesiąc...

— Aż tyle? — Gabriel uniósł brwi, a Filip poszerzył uśmiech. — No tak, w lipcu wykorzystałem praktycznie cały urlop, żeby jeździć po lekarzach... — zamyślił się.

— Mogę uznać to za tak? — zapytał ze śmiechem, ale Dziurzyński pokręcił głową, unosząc kąciki ust.

— Julia czułaby się źle... Niczego nie przygotowała, a wiesz, jaka jest...

— To zamówimy pizzę czy coś... — ciągnął żałośnie mężczyzna, wywracając oczami. — Julii przyda się jakieś towarzystwo... — Uśmiechnął się szeroko, zauważając minę przyjaciela. — Bez urazy, ty jesteś jak najbardziej w porządku, ale na pewno potrzebuje też żeńskiego pierwiastka do rozmów.

Gabriel jednak nie dał się przekonać. Dwie godziny później wracał samochodem do domu, rozmyślając. Kiedy wszystko zaczęło się sypać? Kto i dlaczego zabrał ci możliwość cieszenia się życiem, które tak bardzo kochałaś? Nie zasługujesz na to, co cię spotkało... Powinnaś teraz tańczyć i przeżywać drugą młodość, a tymczasem z każdą kolejną sekundą stajesz się coraz mniej ludzka. Świat zajada się twoją energią i witalnością, powoli pozbawiając cię wszystkiego, co jeszcze w tobie pozostało...

Nagle zauważył, że otrzymał powiadomienie na telefonie. Prawą ręką odblokował ekran i przeczytał wiadomość od Julii:

— Nie rezygnuj z życia z mojego powodu. Ostatnie, czego bym chciała, to żebyś zatracił się we wspomnieniach.

Ostatnie, czego bym chciała, to żebyś zatracił się we wspomnieniach...

Gabriel westchnął ciężko i wybrał numer do Filipa.

— Halo? — odezwał się Jabłoński.

— Spotkanie aktualne?

— Tak, jesteśmy z Sylwią w kręgielni... — wymamrotał zdziwiony, ale już po chwili się rozpogodził. — Zmieniliście zdanie?

— Przyjadę sam — oznajmił Gabriel, wzdychając smutno. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro