Rozdział 12 - No Judgement

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


12. No Judgement

Even though we don't talk for a couple of months,

It's like we didn't lose anytime

I can be your lover or your shoulder to cry on

You can be whoever you like

Powrót do Londynu zajął mu więcej czasu, gdy samolot wylądował na Heatrow, Niall wiedział, że to był idealny moment. Nie czekał na niego komitet powitalny, a to tylko z jednego powodu – nie dał znać Julie, że jest już na miejscu. Droga do domu trwała krócej, niż mógł się tego spodziewać. Londyn i Seul były do siebie takie podobne i w tym samym czasie różniły się od siebie we wszystkim, tak jak stary on nie przypominał już obecnego siebie. Dobrze było znaleźć się we własnym domu. Był przyzwyczajony do mieszkania w różnych miejscach, ale nagle zaczął doceniać znajome kąty i przestrzeń, którą tak doskonale znał.

Kiedy przekroczył próg domu, od razu zauważył, że Julie zaglądała tu pod jego nieobecność. Lodówka była wypełniona po brzegi, tak jakby przyjaciółka czuła, że może pojawić się w każdej chwili. Jego jeden jedyny kwiatek stał na parapecie w pełni swojej chwały. Musnął palcami drobne, białe kwiatki, a tak znajomy zapach od razu dotarł do jego nozdrzy. Zadomowienie nie zajęło mu dużo czasu. Opróżnił walizkę, wyprał ubrania, poukładał je w szafie i już wszystko było tak, jakby nigdy nie wyjeżdżał, nie opuszczał tego miejsca. Pierwszych kilka dni spędził odsypiając, starając przyzwyczaić się do innej strefy czasowej, a gdy trzy dni później drzwi jego domu otworzyły się gwałtownie, wcale nie był zaskoczony, gdy usłyszał znajomy głos.

– Ty dupku, miałeś zadzwonić, gdy wrócisz! – krzyk Julie przełamał panującą od kilku dni ciszę.

– Tak myślałem, że nasze pierwsze spotkanie po ponad pół roku będzie wyglądało w ten sposób – zażartował, podchodząc do przyjaciółki i przytulając ją mocno. – Dobrze cię widzieć.

– Cieszę się, że wróciłeś, Londyn bez ciebie był okropnie pusty i smutny – dziewczyna odsunęła się i pomaszerowała do kuchni. Dopiero wtedy zauważył, że niosła ze sobą torbę z jakimiś zakupami. – Myślę, że karą za twoje milczenie powinno być opróżnienie lodówki i zmuszenie cię do wyjścia na zakupy.

– Nie byłabyś tak okrutna – ruszył za nią i usiadł przy wyspie kuchennej, przyglądając się, jak rozpakowuje zawartość torby i układa ją na półkach. – Zresztą z tego co pamiętam, wspominałaś coś o powitalnej imprezie – dodał, uśmiechając się do niej znacząco.

– Zmieniam zdanie, nie zasłużyłeś na imprezę, ale myślę, że Harry z przyjemnością coś zorganizuje, kiedy tylko dowie się o twoim powrocie – usiadła po drugiej stronie, przyglądając mu się uważnie.

– Harry? Masz kontakt z Harrym? – to go zdziwiło, wydawało mu się, że tych dwoje się nie spotkało poza tym jednym spotkaniem, gdy razem odwiedzali dom Harry'ego i Lou.

– Tak, wydaje mi się, że Harry sądzi, że jesteśmy parą. W sensie nie ja i Harry, tylko my, ty i ja – wyjaśniła szybko, dostrzegając jego pytające spojrzenie. – W żaden sposób nie jestem mu w stanie wytłumaczyć, że nic nas nie łączy, więc byłoby miło, gdybyś przy najbliższej okazji wyjaśnił mu to skutecznie. I tak, mamy kontakt i muszę ci powiedzieć, że Eric jest cudowny – twarz Julie rozpromieniła się na samo wspomnienie chłopca.

– Dobrze, że o tym wspomniałaś. Chciałbym spotkać się z chłopakami, a jeśli ty i Harry staliście się najlepszymi przyjaciółmi, to może ta impreza powitalna to nie jest taki zły pomysł – był gotowy na to spotkanie, wręcz nie mógł się doczekać. Miał nadzieje, że pomiędzy nim a przyjaciółmi da się naprawić to, co spieprzył. Wiedział, że ostatnio nie był najlepszym kumplem, ale chciał to naprawić.

– Wszystko da się zorganizować – zapewniła, energicznie zeskakując z krzesła. – Wydajesz się dużo szczęśliwszy.

– I tak się czuję. Nie spodziewałem się, że ta podróż tak wiele zmieni, ale naprawdę zacząłem inaczej patrzeć na pewne sprawy. Nie żałuję wyjazdu, ale dobrze być już w domu.

To była prawda, po wyjściu Julie rozciągnął się na kanapie w salonie, wpatrując się w widok za oknem. Pomyślał, że chyba chciałby się przeprowadzić gdzieś, gdzie byłoby więcej zieleni. Duże miasta były cudowne, gdy odczuwało się potrzebę ciągłego pędu za czymś nieokreślonym. Kiedyś był właśnie taką osobą, ale w tej chwili doceniłby trochę spokoju i miejsca z dala od centrum miasta. Musiał to przemyśleć i znaleźć jakieś przyjemne miejsce z ogrodem i miłą okolicą. To było nowe zadanie do wykonania, ale nie w tej chwili, teraz chciał po prostu poleżeć i docenić ten mały moment.

***

Czuł niepokój, ale wiedział, że odsuwanie tego spotkania nie pomoże. Julie opowiadała, że nikt nie ma do niego żalu, wszyscy zrozumieli, że potrzebował spokoju i dlatego uciekł na inny kontynent i ignorował ich wszystkich, jak największy palant na świecie. Obawiał się rozmowy z Louisem. Od jakiegoś czasu myślał o tych wszystkich sytuacjach, gdy szatyn zachowywał się dość dziwnie i teraz wydawało mu się, że po prostu Lou wszystko wiedział. Przyjaciel rozszyfrował go bardzo szybko, ale milczał i ani razu nie próbował z nim porozmawiać na temat Gemmy. Dziś pewnie nie będą mieli okazji, żeby porządnie wyjaśnić sobie wszystko, ale musieli w końcu porozmawiać. Domyślał się, że Lou nie podzielił się swoją wiedzą z Harrym, w innym wypadku brunet nie łączyłby go z Julie. Zresztą Harry był zawsze tak zabawnie nieświadomy tego, co działo się pomiędzy nim a Gemmą. Zawsze skupiał się na Louisie i to na nim koncentrował całą swoją uwagę. Cieszył się, że przyjaciel nie znał jego uczuć, to tylko skomplikowałoby całą sytuację, która już była bardzo pokręcona. Zresztą nie bez powodu Lou zachował dla siebie ten sekret. Tak po prostu było lepiej.

Tym razem stał przed drzwiami zupełnie sam. Julie miała wpaść po pracy. Czy czułby się lepiej w towarzystwie? Pewnie tak. Czy potrzebował teraz wsparcia? Zdecydowanie nie. Nacisnął dzwonek, przestępując nerwowo z nogi na nogę. W dłoniach trzymał dwie torby z prezentami. Domyślał się, że Gemma też się tu pojawi, więc przy okazji mógł jej wręczyć prezent dla małej Jasmine. Drzwi otworzyły się i tym razem w progu nie stał uśmiechnięty i szczęśliwy Harry, a jego pochmurna i poważna druga połowa. Szatyn nie wyglądał jak uprzejmy gospodarz witający gości.

– Cześć – odezwał się, licząc, że Lou podejmie rozmowę.

– Powinienem skopać ci tyłek – głos mężczyzny był opanowany i chłodny. Brzmiał tak, jak wtedy, gdy stawał się oschłym, wymagającym menagerem.

– Da się zrobić – wiedział, że z takim Lou nie wolno zadzierać.

– Nie żartuj sobie ze mnie – westchnął szatyn, zaplatając ramiona na piersi. – Mam nadzieję, że się ogarnąłeś, Harry za tobą tęsknił, musiałem wysłuchiwać jego lamentów, gdy nie odpisywałeś na żadną z jego wiadomości. Jesteś mi winien naprawdę nie jedno, a kilka piw. W dodatku ta twoja Julie w połączeniu z moim mężem to istne tornado. Mam jeszcze w domu półtoraroczne dziecko, więc uwierz mi, to ja mam ciężko, a nie ty.

– Stary, chyba jesteś zmęczony – nie potrafił nie roześmiać się, słysząc to, co mówił przyjaciel. – Jeśli chcesz, mogę stać się darmową niańką, mogę też postawić ci piwo, ale ja już nie piję, więc będę też kierowcą. No i Julie nie jest moja.

– Nie pijesz? – zdziwienie na twarzy mężczyzny rozbawiło go jeszcze bardziej. – Z tego co wiem, w Korei jest dość dużo alkoholu.

– Chyba już wystarczająco wypiłem w swoim życiu – zastanawiał się, czy Louis ma zamiar wpuścić go do domu, nadal rozdzielał ich próg.

– A co do Julie, to błagam, powiedz wyraźniej Harry'emu, że nie jesteście razem i że nie macie w planach być – Tomlinson zerknął na torby, które trzymał w dłoni. – Nie mam co liczyć na to, że tam jest alkohol prawda?

– Przykro mi, ale nie. To tylko małe prezenty dla najmłodszych, Erica i Jasmine – zauważył, jak Lou uniósł brwi, słysząc imię dziewczynki.

– Cóż, jakoś to przeboleję – odsunął się, wpuszczając go do środka zapraszającym ruchem dłoni. – Może to nie wybrzmiało w moim powitaniu, ale tęskniłem za tobą i cieszę się, że wróciłeś. Mam nadzieje, że wszystko z tobą w porządku. Wiesz, co mam na myśli.

Tym razem dokładnie wiedział, co przyjaciel miał na myśli. I tak, wydawało mu się, że wszystko jest z nim w porządku. Chciał zapewnić go, że jest ok, ale najwidoczniej Lou miał jeszcze coś do powiedzenia.

– Nie wiedziałem, czy to w porządku wysyłać zdjęcie Jasmine, ale pomyślałem, że powinieneś wiedzieć, że jest już na świecie.

– Cieszę się, że wysłałeś to zdjęcie. Odebrałem twoją wiadomość zdecydowanie za późno, ale to była cudowna informacja.

Lou przyglądał mu się uważnie, chcąc pewnie doszukać się jakiegoś kłamstwa na jego twarzy, gdy niczego takiego nie odnalazł, uśmiechnął się i poklepał go po ramieniu, zamykając za nimi drzwi.

– Przyjechała też mama Harry'ego, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że twoja impreza powitalna przekształciła się w spotkanie seniorów i rodzin z dziećmi – zażartował, wchodząc do salonu, w którym było niezwykle gwarno.

– Wiesz, nam już też coraz bliżej do seniorów – stwierdził, rozglądając się po pokoju. – Czy dobrze widzę siwe włosy?

– Nie mam siwych włosów, odpieprz się – Louis odepchnął jego dłoń, kiedy chciał wskazać dokładnie miejsce, w którym dostrzegł siwiznę.

– Jeżeli to pozwala ci spokojnie spać, to nadal możesz sobie wmawiać – uniknął ciosu w ramię, śmiejąc się głośno z morderczego spojrzenia przyjaciela. – Chyba refleks też już nie ten.

– Tego śmiechu nie da się pomylić z żadnym innym – Anne podeszła do nich rozpromieniona.

Nie pamiętał już, kiedy widział ją ostatni raz, ale to było naprawdę bardzo dawno temu. Kobieta nie zmieniła się, je twarz nadal zdobił szczery, radosny uśmiech, który rozświetlał całą jej postać. Jak zawsze tryskała energią i ciepłem. Zanim się zorientował, był już w jej ramionach.

– Dobrze cię widzieć Anne – posłał jej uśmiech, gdy odsunęli się od siebie.

– Minęło za dużo czasu – pogłaskała go po policzku matczynym gestem, tak jakby stał przed nią mały chłopiec.

– To prawda, ale nic się nie zmieniłaś.

– Chyba wszyscy się zmieniliśmy, ale to dobrze. Gdybyśmy byli tacy sami mimo upływu czasu, okazałoby się, że staliśmy w miejscu.

Wydawało mu się, że Anne wie, ale przecież to nie było możliwe. Nawet Gemma nie miała pojęcia o tym, co czuł, więc skąd miałaby o tym wiedzieć jej matka. Chciał porozmawiać jeszcze z kobietą, ale podszedł do nich Harry z małym chłopcem w ramionach. Wszyscy byli tak radośni, również jemu udzielił się ten nastrój i nie potrafił przestać się uśmiechać.

– Popatrz Eric, to twój wujek Niall – brunet mówił do dziecka, które słuchało go i patrzyło we wskazanym kierunku. – Nareszcie wróciłeś – Harry objął go jednym ramieniem, nadal trzymając Erica, który pisnął, gdy został zbyt mocno ściśnięty. – Wybij sobie z głowy takie wyjazdy, poważnie Niall. Zbyt wiele cię ominęło.

– Też się cieszę, że cię widzę przyjacielu – zaśmiał się, widząc, jak Harry przewraca oczami. – Cześć kolego – wyciągnął dłoń w stronę chłopca, który popatrzył na nią i chwycił ją z małym zawahaniem.

– Jest trochę nieśmiały – wyjaśnił Harry, uśmiechając się czule do synka.

– W przeciwieństwie do ciebie i Lou – usłyszał tylko prychnięcie, cóż pewne rzeczy nigdy się nie zmieniały.

– Julie wpadnie po pracy prawda? Pewnie stęskniliście się za sobą po tak długim czasie, ale teraz nadrobicie zaległości.

Słuchał tego, co mówił Harry i starał się powstrzymać śmiech. Przypomniał sobie prośby Julie i Louisa. Naprawdę ktoś musiał w końcu dosadnie mu wyjaśnić, co jest między nim a Julie, a może raczej czego między nimi nie ma.

– Posłuchaj Harry, muszę ci coś powiedzieć – zaczął, zanim ten powiedziałby coś równie nietrafionego. – Ja i Julie nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy. Łączy nas przyjaźń, nic poza tym. Ona kocha się w jakimś barmanie, a ja ... nikogo teraz nie szukam.

– Czyli Louis miał rację? – sapnął, nie mogąc uwierzyć w swój błąd. – Cały czas starał mi się coś wytłumaczyć, ale byłem przekonany, że to on nie ma o niczym pojęcia jak zawsze – nachmurzona mina mówiła wszystko o jego samopoczuciu. – Nie ma żadnych szans, że coś między wami będzie? Naprawdę lubię Julie.

– Harry – roześmiał się, widząc, jaki jest niezadowolony – ja też bardzo lubię Julie, ale jest dla mnie jak siostra.

– Szczerze mówiąc, tak czułem, że będziesz ją traktował jak Gemmę, ale miałem nadzieję, że może jednak coś się zadzieje.

Czasami nie mógł uwierzyć, jak Harry jest naiwny i mało spostrzegawczy. Byli obok siebie przez tyle lat, a on żył w takim niedoinformowaniu. Nie miał zamiaru wprowadzać go z błędu, było lepiej, kiedy myślał w ten sposób.

– Nie baw się w swatkę – powiedział, skupiając się na Ericu, który obserwował ciekawskim spojrzeniem wszystko, co działo się dookoła. Wiedział, że chłopiec trafił idealnie i czeka go cudowne dzieciństwo z kochającymi rodzicami. Miał nadzieję, że Lou i Harry tego nie zepsują, cieszył się z tego, że chociaż ktoś był szczęśliwy i miał poukładane życie. Zastanawiał się, czy gdzieś tutaj kręcił się Liam, nie widział go od tak długiego czasu, nie wiedział nawet, co się z nim działo. – Jest Liam?

– Nie, zaszył się gdzieś w LA i chyba umawia się z jakąś początkującą aktorką. Nie odzywa się zbyt często.

– Oby tylko nie został aktorem – zażartował, myśląc o aktorskich umiejętnościach przyjaciela. Najwyraźniej Harry pomyślał o tym samym, ponieważ roześmiali się w tym samym momencie.

– Rozmawiałeś już z Gemmą? Jasmine jest wspaniała. Nie wiem, czy wiesz, ale ma włosy po swoim cudownym wujku – Harry mówił i mówił, opowiadając jakieś zabawne anegdotki, które normalnie by go znudziły, ale teraz z przyjemnością słuchał głosu przyjaciela. – Daniel nie mógł przyjechać, zatrzymała go praca czy coś takiego, ale Gemms jest.

– Jeszcze jej nie widziałem, ale Lou wysłał mi zdjęcie Jasmine – rozglądał się po pokoju, szukając wzrokiem siostry Harry'ego.

Tym razem nie chciał jej unikać. Był autentycznie zaciekawiony tym, co u niej słychać, jak czuje się jako mama. Miło było ponownie znaleźć się wśród przyjaciół. Dopiero teraz poczuł, że tak naprawdę wrócił do domu. Ruszył w stronę stolika, na którym ktoś przygotował kieliszki i napoje. Odnalazł jedną z niewielu szklanek i napełnił ją wodą. Obrócił się i w tej chwili dostrzegł Gemmę, a może to ona zauważyła jego, ponieważ wpatrywała się w niego uważnie. Uśmiechnął się i skinął w jej stronę głową. Wskazał na pusty kieliszek i popatrzył na nią pytająco. Pomyślał, że może chciałaby się czegoś napić, ale pokiwała przecząco głową, wskazując na szklankę, którą trzymał w dłoni. Bez zastanowienia napełnił drugie naczynie i ruszył w jej stronę. To miał być ich pierwszy kontakt po naprawdę długim czasie. To nie tak, że się zmienili, że dokonały się w nich wielkie zmiany, które można było zauważyć na pierwszy rzut oka. Jednak czas płynął i wszystkie mijające lata na ich skórze odznaczyły się jak tatuaże, stworzone przez naturalny bieg życia. Przypominając sobie dzień, w którym się poznali i jak młodzi wtedy byli, aż trudno było uwierzyć, jak się postarzeli. Chociaż ich twarze nadal były młode, to coś w ich postawach mówiło mu, że nie tylko on nosił na ramionach jakiś ciężar.

– Woda dla Pani – podał jej szklankę i zajął miejsce obok niej.

– Dzięki, ty też dzisiaj tylko z wodą? – wskazała na to, co trzymał w dłoni.

– Tak, chociaż widziałem, że gospodarze zaopatrzyli się chyba we wszystkie dostępne alkohole.

– Szkoda, że nikt nie pije – zauważyła całkiem słusznie, gdy Niall rozejrzał się po salonie. Większość piła raczej wodę lub inne zimne, bezalkoholowe napoje. – Chyba się zestarzeliśmy.

– Przedstawisz mnie pannie Styles? – spojrzał na wózek, w którym leżała mała dziewczynka.

– Panna Styles śpi nawet w takim hałasie – brunetka przysunęła bliżej wózek, w którym smacznie drzemała Jasmine. – Myślę, że niedługo się obudzi i będziesz mógł poznać jej uroczy płacz, który przyprawi twoje uszy o krwawienie.

– Jeśli wdała się w ciebie, z pewnością będzie bardzo absorbująca – zaśmiał się, widząc jej spojrzenie, które tak dobrze znał.

– Słyszałam o twoich podróżach, nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę. Obecnie moje najdłuższe wyprawy obejmują trasę do apteki i sklepu za rogiem.

– Myślę, że aktualnie bierzesz udział w o wiele ciekawszej podróży – wskazał na śpiącą Jasmine, która kręciła się i wyglądało na to, że faktycznie miała się obudzić lada moment.

– Pewnie masz rację, ale jest to wyczerpujące i czasami po prostu jest ciężko – teraz, gdy to powiedziała, zauważył, że wygląda na zmęczoną. Brakowało jej typowej uszczypliwości i dowcipu. Było w niej coś obcego, czego wcześniej nie miał okazji poznać.

– Ale nie jesteś w tym sama, na pewno masz wsparcie. Wiesz, razem zawsze łatwiej, nawet jeśli jest trudno – wiedział, że Gemma na pewno nie została pozostawiona sama sobie po urodzeniu dziecka. Miała swojego męża, Anne, Harry'ego i Lou. Oni zawsze dawali jej wsparcie, ale domyślał się, że bycie mamą to skok na głęboką wodę.

– Masz rację, po prostu mam ostatnio taki zrzędliwy nastrój. Nie jestem dobrym kompanem do rozmowy.

Uśmiechnął się, gdy usłyszał te słowa. Pamiętał złe nastroje Gemmy jeszcze z lat, gdy koncertowali całą paczką, a ona dołączała do nich od czasu do czasu. Była jak tornado, które pojawiało się nagle i siało spustoszenie, ale to nigdy nie było męczące. Zrzędząca Gemma nie sprawiała, że wszyscy dookoła stawali się nachmurzeni, a jej nastrój nie wpływał na samopoczucie innych. On chciał zawsze sprawić, by się uśmiechnęła, chciał być powodem jej uśmiechu. Wiedział, że wtedy jego zachowanie było trochę szczeniackie, ale był świadom, że pewne kwestie nie uległy zmianie. Nadal jedna wzmianka o złym nastroju sprawiała, że chciał zacząć działać, by tylko wróciła radosna Gemma, ta którą znał tak dobrze. W przeszłości włączyliby głośno muzykę, by zrzucić z siebie ciążące myśl lub porozmawiali szczerze o męczących sprawach. Teraz mieli obok siebie dziecko, które kwiliło cicho, przebudzając się, więc tańce odpadały już na wstępie, a na szczerą rozmowę między nimi nie było w tej chwili miejsca. Zastanawiał się, co mógłby zrobić, ale okazało się, że odpowiedź przyszła sama i była naprawdę zaskakująca.

– I koniec spania – Gemma nie zdążyła podnieść dziewczynki, a płacz rozległ się w pokoju, niosąc za sobą dźwięk mocniejszy niż koncertowe basy. – Jasmine zrób dobre wrażenie na wujku. – Kobieta kołysała córkę, która nie przestawała płakać, wymachując z niezadowoleniem maleńkimi rączkami. – Dobrze, Panie Horan, czy chciałby Pan zgłosić swoją kandydaturę na tymczasową opiekunkę dla Jasmine?

– Co? Ja chyba nie powinienem opiekować się dziećmi – zaprzeczył szybko, ale najwidoczniej jak zwykle Gemma wiedziała swoje, ponieważ po chwili w jego ramionach tkwiła mała Jasmine, która wydawała się tak samo przerażona tą sytuacją jak on. – Gemma to nie jest dobry pomysł – zaprotestował słabo, ale brunetka wstawała już z kanapy, na której siedzieli.

– Posłuchaj Niall, ja idę przygotować jedzenie dla małej, a ty masz tylko jedno zadanie, z którym pomoże ci z pewnością ... – przerwała, rozglądając się po salonie – Louis! – zawołała, zwracając uwagę szatyna. – Pomóż proszę Niallowi przewinąć Jasmine.

– Co? Przewinąć? Jak przebrać? – wydawało mu się, że zaraz się zapowietrzy, ale Lou poklepał go tylko po ramieniu i zaczął grzebać w wózku.

– Stary, przyzwyczaisz się.

Obserwował z jaką szybkością Louis przebrał dziewczynkę. Domyślał się, że taka wprawa przychodzi z czasem i z dużą ilością zmienionych pampersów. Nie chciał mówić, że przecież nie musi się przyzwyczajać, ponieważ nie ma dziecka i nie będzie miał żadnego w przyszłości, więc ta umiejętność jest zbędna. Lou zapiął śpioszki i Niall po raz kolejny został zaskoczony, gdy mała wylądowała w jego ramionach. Wpatrywał się w maleństwo i automatycznie zaczął kołysać dziewczynkę w ramionach, czekając, aż przestanie wyglądać na tak przestraszoną. Nie był w stanie powiedzieć, do kogo jest podobna. Daniela widział tylko kilka razy i starał się usunąć jego twarz ze swojej pamięci, za to twarz Gemmy znał zbyt dobrze. Tym co faktycznie rzucało mu się w oczy, były ciemne, delikatnie kręcone włosy i chyba w tym wypadku Harry miał rację. Tak bardzo skupił się na obserwowaniu i kołysaniu dziecka, że nie zarejestrował momentu, gdy Jasmine przestała płakać i przyglądała mu się w milczeniu.

– Niall Horan uspokoił dziecko bez butelki. Zawsze wiedziałam, że jesteś człowiekiem wielu talentów – zażartowała Gemma, podchodząc do nich. – Jeśli tak dobrze ci idzie, to śmiało, możesz ją nakarmić. Najwidoczniej jej serce też już skradłeś – podała mu butelkę, którą przyjął bez zastanowienia.

Nigdy nie karmił dziecka, ale w tej chwili po jego głowie krążyły tylko słowa, które przed chwilą zostały wypowiedziane. Wiedział, że nie powinien się na nich skupiać, że jak najszybciej powinien wyrzucić je ze swojej głowy, by nie zaprzątały mu umysłu, który w końcu był spokojny i wyciszony. Pewnie powiedziała to tak po prostu, mając na myśli wszystkie fanki, które przychodziły na koncerty. Chciał coś powiedzieć i dopiero wtedy zrozumiał, że przez cały czas automatycznie nucił jakąś przypadkową melodię.

– Uspokoił ją twój głos – po raz kolejny to Gemma postanowiła się odezwać, gdy mu zabrakło słow. Chyba tylko sobie wmawiał, że był przygotowany na to spotkanie. Nigdy nie będzie istniał taki dzień, gdy okaże się gotowy na spotkanie z Gemmą Styles. Spojrzał na nią pytająco, odrywając błękitne oczy od pijącej Jasmine. – Kiedy byłam w ciąży, trochę słuchałam twojej płyty, mała chyba się przyzwyczaiła, dlatego powiedziałam, że skradłeś jej serce – brunetka przysunęła się i poprawiła smoczek, który wysunął się z ust dziewczynki, a do jego nosa dotarł tak znajomy zapach, który nie zmienił się i nie ulotnił pomimo tych wszystkich lat, które uciekły im przez palce. – Zastanawiałam się, czy zaśpiewałeś kiedyś na którymś ze swoich koncertów tę piosenkę.

– Którą? – nie wiedział, o co pytała, był już wystarczająco porażony tym wszystkim, co mówiła.

– Tę którą teraz nuciłeś – wyjęła z jego dłoni pustą butelkę, uśmiechając się do bardzo zadowolonej Jasmine. Odebrała ją z jego dłoni i już myślał, że to koniec, gdy coś zostało położone na jego ramieniu, a po chwili dziewczynka po raz kolejny wylądowała w jego ramionach. – I love you 'till the end – wyjaśniła widząc jego zdziwioną twarz. Nie był świadomy, że nucił ich piosenkę.

– Nie, nie śpiewałem jej nigdy. Jakoś chyba nie było dobrej okazji – nie chciał dodawać, że to przecież była ich piosenka i że nie słuchał jej nigdy w samotności, no może pomijając ten jeden raz, gdy spektakularnie upił się w swoim mieszkaniu. Nie chciał wracać myślami do tamtego dnia, nie chciał oceniać samego siebie.

– Nie wiem, czy słyszysz, ale Harry teraz zaczął intensywnie słuchać Jazzu. Louis śmieje się, że to wszystko przez obsesję na punkcie filmu La La Land. Może być w tym trochę prawdy, obawiam się, że rozmowy Lou i Harry'ego na temat jazzu wyglądają mniej więcej tak, jak rozmowy głównych bohaterów z tym, że z Harry'ego żaden tam Ryan Gosling.

Słysząc jej rozbawiony ton głosu, widząc psotny uśmiech na twarzy i błysk w ciemnych oczach wiedział, że zły nastrój odszedł. Nie mógł nie roześmiać się, kiedy rzucała uszczypliwości w stronę Harry'ego. Pierwszy raz od dawna śmiał się naprawdę szczerze i radośnie. Trzymał Jasmine, słuchając opowieści o zabawnych perypetiach Harry'ego, a wszystko wydawało się tak zwyczajne, jakby nic się nie zmieniło, a przecież zmieniło się wszystko. Pogłaskał dziewczynkę po splątanych loczkach, zauważając, że jej oczka ponownie się przymykają. Spokojna, jazzowa muzyka sączyła się z głośników, a impreza stawała się raczej leniwym spotkaniem. Chyba nikt nie miał zamiaru narzekać, naprawdę zestarzeli się.

Oderwał wzrok od dziecka i zauważył Julie stojącą po drugiej stronie pokoju, przyglądającą mu się pewnie od dłuższego czasu. Nie potrafił zignorować jej uniesionej brwi i pytającego spojrzenia. Wiedział, że w jej głowie tworzy się już pewnie jakaś lista pytań i irytujących spekulacji. Teraz miał zamiar to ignorować, dlatego pokręcił tylko głową, posyłając jej mały uśmiech. To było wszystko, czego kiedykolwiek pragnął, ale musiał pamiętać, że nic z tego nie należało do niego, chociaż miło było przez chwilę udawać, że tak właśnie wygląda jego życie. Postanowił, że będzie cieszył się tą chwilą bez poczucia żalu. Może mógłby stać się świetnym wujkiem dla Jasmine i przyjacielem takim, jak dawniej dla Gemmy. Ostatecznie przecież nie zniszczyli ich przyjaźni w żaden sposób, więc chyba nic nie stało na przeszkodzie, by wrócić do tego, co było. Chciałby w końcu wrócić do życia, spotykać się z przyjaciółmi, nie unikać bliskich, śmiać się szczerze i prawdziwie. To wszystko było na wyciągnięcie ręki, musiał tylko odważyć się i po to sięgnąć. Zerknął na Gemmę, która stała tuż obok, był ciekaw, o czym myślała, ale może lepiej, że nie był w stanie poznać jej myśli. Niektóre słowa i przemyślenia na zawsze powinny zostać w głowach, nie wydostając się z nich nawet na moment.

Zastanawiał się, co przyniesie im przyszłość, co czeka ich wszystkich w najbliższym czasie. Miał nadzieję, że los uśmiechnie się do nich i pech będzie ich omijał. Nie byli idealni, ale każdy z nich doświadczył już tego, co dobre i złe, więc może teraz zasłużyli na odrobinę spokoju. Niezależnie co ich czekało, miał nadzieję, że spróbują poradzić sobie z tym razem, nie oceniając się, nie wracając do błędów przeszłości i ran, które sobie zadali. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro