rozdział 54

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia obudziła się tuż po wschodzie słońca i kiedy Hill po nią przyszedł, była już gotowa do wyjścia. Skrócił włosy i brodę, wyglądał schludniej niż zwykle, ale nie uznała za stosowne prawić mu z tego powodu komplementów. Nalegał, by zjadła lekkie śniadanie, zgodziła się. Czuła osobliwy spokój i pustkę, jakby to wszystko miało wydarzyć się gdzieś obok, a nie z jej bezpośrednim udziałem. Modlitwy pomogły albo odpowiednio nastawiła się psychicznie. Nieważne, dopóki działało, było dobrze.

Nawet Itan tego nie zepsuł. Dziś porzucił pozę wymagającego nauczyciela i wydawał się zainteresowany jej samopoczuciem. Nikka nie próbowała dociekać czy jest to szczere, czy udawane na potrzeby pracy, to mogłoby sprawić, że cały dobry nastrój szlag trafi. Przypomniała sobie jednak, jak parę dni temu mówił, że prywatnie byłby w stanie polegać na jej honorze, i chyba wtedy nie kłamał.

Dobra, ogarnij się idiotko – upomniała się, bo pod wpływem rozmyślań o Hillu spokój jakby trochę ją opuścił. Na szczęście na dół zeszła Inga i mogła dokończyć swój napar z liści rośliny zwanej tii skupiając się na rozmowie z nią.

– Nadal nie wiem, czemu chcą tylko ciebie – mówiła Inga. – Przecież mogłybyśmy tam jechać we trzy, no ale on nic nie powie. – Kciukiem wskazała Hilla, który kręcił się gdzieś za jej plecami.

– A kto ich tam wie... – westchnęła Nikka. – Pojadę, zrobię swoje i wszystko wam później opowiem.

Hill wyraźnie na coś czekał, może na odpowiednią godzinę? Nie chciała pytać. Szybko okazało się, że tym „czymś" była Helena, która wpadła do kuchni pełna entuzjazmu i wylewnie przywitała się z obiema dziewczynami. Uśmiechała się przy tym tak szeroko, że Nikka zastanawiała się, czy od tego nie rozbolą jej policzki. Przyniosła ze sobą ubranie, dwie proste suknie opakowane w cienkie, przezroczyste tworzywo. Przykładała do Nikki to jedną, to drugą, jakby nie mogła zdecydować się, która będzie lepiej pasować.

No to zaczynamy przedstawienie – pomyślała komandor Selino i bez słowa zaczęła się rozbierać.

Zdjęła tylko koszulę i to wystarczyło, by wywołać gwałtowną reakcję Ingi i Heleny.

Helena Kerbi, tak się nazywa – przeszło jej przez myśl zupełnie bez związku z tym, co w tej chwili działo się w kuchni.

Inga wpatrywała się w nią z bezbrzeżnym zdumieniem w oczach.

– Nikka, co ty robisz, zakryj się. – Podała jej koszulę.

Helena w tym czasie zdążyła już wygonić Hilla za drzwi. Wyszedł bez protestów, ale wyglądał na zaskoczonego.

– Aaa, Itan... – westchnęła, wreszcie łapiąc, o co chodziło obu paniom. – Nieważne, on już mnie widział bez ubrania.

– Spokojnie, teraz nie zrobi ci już nic złego. – Inga próbowała ją pocieszyć.

Nikka chciała to sprostować, nie czuła się w żaden sposób zagrożona. To nie tak, Itan by jej przecież nijak nie skrzywdził, w każdym razie nie bez rozkazu. Co więcej, dbał o jej bezpieczeństwo, jak wtedy, gdy mieli wypadek i sprawdzał, czy wszystko z nią dobrze... Chciała to wszystko wyjaśnić i nawet otworzyła usta, ale zrezygnowała. Ingi tam nie było, nie zrozumiałaby.

– Dobrze, przymierzmy to. – Wróciła do sukni.

Helena bardziej zachwycała się ciemnoczerwoną z czarnymi pasami po bokach, więc Nikka zgodziła się ją założyć. Sama wybrałaby raczej tę drugą, niebieską, ale tak naprawdę obie jej się nie podobały. Rękaw nie sięgał nawet do łokcia, a sama suknia ledwo zakrywała kolana. Miała na to założyć cienką czarną kurtkę. Czy nie będzie jej w tym za gorąco? Pomyślała, że lepiej czułaby się w ubraniach pożyczonych od Kamilli, która co prawda chodziła w spodniach, ale takich, które nijak nie wyglądały na robocze. Nie chodziło tu jednak o jej dobre samopoczucie, więc dała się wystroić, założyła niewygodne buty i pozwoliła rozpuścić warkocz. Helena rozczesała jej włosy palcami i łamanym amarskim zaczęła ubolewać nad ich stanem.

– Tak, wiem, są złe. – Doskonale zdawała sobie z tego sprawę.

– Jedziemy, jedziemy do fryzjer. I.... malowanie, malowanie przed występem – oznajmiła, przesuwając dłonią przed twarzą. Nikka zrozumiała, o co jej chodzi, przytaknęła, chociaż sama nigdy się nie malowała.

– Będziesz wyglądać jak królowa – parsknęła Inga, kiedy Helena wyszła zawołać Hilla.

– Strasznie zabawne. Powiedz mi lepiej, jak w tym naprawdę wyglądam.

Nikka obróciła się powoli wokół własnej osi, założyła kurtkę. Obcasy głośno stukały o wyłożoną kafelkami podłogę, drażnił ją ten dźwięk.

– Beznadziejnie – zdecydowanie oznajmiła Kalia. Przed chwilą zeszła z piętra, włosy miała jeszcze rozczochrane po spaniu. – Pamiętacie te kombinezony z więzienia? Już one chyba były lepsze. To coś nie ma ani jednej falbanki, ani jednego haftu. Moje służące chodzą w lepszych sukniach...

Młoda podeszła bliżej i obrzuciła strój Nikki jeszcze bardziej krytycznym spojrzeniem.

– I ty się nie wstydzisz wyjść tak do ludzi? – zakończyła swój wywód.

– Bardziej wstydziłabym się, jakbym zapomniała tekstu – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Hill mówił, że będzie mieć do dyspozycji kartkę z przemówieniem, ale nie chciała z niej korzystać. – Spokojnie, Kalia, widocznie na Erf tak się nosi, nie będę się wyróżniać. Widziałaś, że Helena miała podobną suknię, co nie?

– Ale naprawdę, to wygląda... nieszczególnie. – Inga długo szukała odpowiedniego słowa. – Przynajmniej ta czerwień ci pasuje.

– Moje panie, dziękuję wam obu za wsparcie. – Spróbowała ukłonić się ironicznie, ale dół sukni był wąski, nie dało się go dobrze złapać. – Jak wszystko pójdzie źle, to powiem Hillowi, że to przez brzydki strój, dobrze?

– Żartujesz teraz, co nie? – Niepewnie spytała Inga.

– No pewnie. – Nikka położyła jej dłoń na ramieniu. – Ale przynajmniej już wiem, czemu wybrali mnie, wy byście tu urządziły bunt z powodu głupiej kiecki.

Poranny spokój ją opuścił zastąpiony nieco głupkowatym humorem. Dobrze, i tak wszystko będzie dobrze, nawet jakby miała przemawiać ubrana w worek po mące. Zapewniła o tym dziewczyny i wyszła do salonu. Chyba nadchodził już czas wyjazdu, trzeba było znaleźć Hilla i spytać, co teraz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro