rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tobias

Do mieszkania wparowuje Christina, a za nią Zeke, niosący Shaune na plecach. Christina patrzy na Tris pytająco. Dziewczyna bez pytań podchodzi i przytula ją, a po chwili Shaune którą Zeke odstawił na ziemie. Wszystkie trzy stoją w swoich objęciech. Zaczynam zdawać sobie sprawę, że nie tylko mi tak bardzo brakowało Tris.

Zeke patrzy na mnie pytająco. Ruchem ręki wskazuję na jej szyje. Zeke zauważa krew i przypomina sobie, co powiedział Caleb. Uśmiecha się delikatnie.

-Tris, musisz nam opowiedzieć o wszystkim co się działo- mówi Christina.

-Mamy dużo czasu- odpowiada Tris ze śmiechem.

-Już więcej nie rób takich rzeczy. Cztery popadł w melancholię- Tris odwraca głowę w moją stronę, na co lekko się rumienię. Posyła mi łagodny uśmiech, odsuwa się od przyjaciółek.

-Została jeszcze jedna rzecz. Dopiero jak ona się skończy, nastanie spokój- patrzy w moje oczy- ale to opowiem później.

Wszyscy siadamy w salonie. Rozmawiamy na wiele tematów. Tris opowiada, co Eric jej wmawiał, a my co zmieniło się w Chicago.

-Dlaczego miałaś maskę na twarzy kiedy odprowadzałaś nas do auta?- pyta Christina.

-Eric mi kazał. Mówił że kiedy wybuchł bunt pobiegłam pomóc Davidowi i zabiłam te rebeliantke. Wy rzekomo o tym wiedzieliście, i gdybyście się dowiedzieli że żyję, to byście mnie zabili- przekręca oczami jakby sama nie wierzyła w to co mówi.

-To dlaczego nie zdjełaś jej kiedy usłyszałaś, jak miała na imię ta zmarła rebeliantka?- drąży Chris

-Ponieważ chciałam się sama wszystkiego dowiedzieć. Wiedziałam, że kiedyś pojade do Chicago zapytać Caleba o całe moje życie, ale zanim to zrobiłam, chciałam mieć pewność, że to jest mój brat- odpowiada spokojnie zgodnie z prawdą. Chris kiwa głową na znak, że rozumie. Potem zaczynamy rozmawiać o wszystkim i niczym, śmiejemy się i wygłupiamy. To było coś pięknego. Móc znowu się uśmiechać i widzieć twarz Tris również uśmiechniętą. Patrzącej na mnie tymi pięknymi, szarymi oczami z miłością i szczęściem.

Gdy robi się ciemno, wszyscy wracają do mieszkań. Obejmuję Tris w tali, a ona zarzuca mi ręce na szyje.

-Co miało znaczyć że jeszcze jedną rzecz trzeba zakończyć, aby nastał spokój?- pytam Tris.

-Walka się jeszcze nie skończyła, ale wkrótce się skończy- mówi i całuje mnie namiętnie w usta. Chciałbym go odwzajemnić, ale odsuwam się od niej.

-Tylko nie zostawiaj mnie znowu- patrzę na nią. Już się nie uśmiecha.

-Nie zrobię ci tego więcej. Nie chcę cie tracić.

-Ja ciebie też nie chce tracić. Cokolwiek zrobisz, zrobię to razem z tobą. Tylko nie zostawiaj mnie- ma w oczach łzy.

-Obiecuje. Nigdy cię nie zostawię.

Całuje ją delikatnie w usta. Odwzajemnia pocałunek, również dalikatnie. Przyciskam ją do siebie tak, że nie zostaje żadna przestrzeń między nami. Wplata palce w moje włosy, jednocześnie pogłębiając pocałunek. Są pełne porządania, pasji, miłości. Otwieram oczy, Tris ma zamknięte, ale po chwili uchyla powieki. Nasze czoła się stykają. Oddychamy tym samym powietrzem. Wdechem i wydechem.

-Kocham cię- mówię cicho

-Ja ciebie też kocham- odpowiada i przytula mnie. Wtula się w mój tors. Głaszczę jej włosy jedną ręką, a drugą przyciskam do siebie, jakby miała rozpłynąć się w powietrzu. Ale ona jest prawdziwa... Żywa, moja.

-Chyba powinniśmy iść spać- szepcze jej do ucha.

-Tylko pójdę pod prysznic- odpowiada szeptem. Odsuwa się, bierze plecak i idzie do łazienki. Idę do kuchni i nalewam wodę do szklanki, patrzę przez okno.

Po 10 minutach widzę Tris. Ma na sobie szare dresy i wilgotne włosy. Uśmiecha się delikatnie, podchodzi do mnie i obejmuje w pasie. Wsuwając palce między uchwyty od paska spodni. Kładzie głowę na moim ramieniu. Odpowiadam uśmiechem.

-Może w końcu poukładamy sobie życie- mówi cicho.

-Na pewno- odpowiadam pokrzepiająco. Całuje ją w czoło, biorę czyste ubrania i idę pod prysznic.

Zdejmuje ubrania lepkie od krwi i rzucam do kosza na pranie. Wchodzę pod prysznic. Gorąca woda masuje moje ciało, zmywa krew Tris i orzeźwia. Narzucam czarny podkoszulek, czarne dresy i wychodzę z łazienki. Zostaje Tris w takiej samej pozycji w jakiej ją zostawiłem. Zamyślonej.Wpatrującej się w okno.

Podchodzę do niej.

-Wkrótce to się skończy, a my będziemy żyć w spokoju- mówi cicho jakby sama do siebie. Zdezorientowany nie zadaje pytań, tylko obejmuje ją ramionami. Wtula się we mnie całym swoim, drobnym, ale wysportowanym ciałem. Idziemy do sypialni i kładziemy się do łóżka, obejmuje ją delikatnie w tali i przyciągam do siebie. Jej ciepła skóra mnie przyciąga całym sobą do niej, jak magnez, a twarz dodatkowo zachęca. Całuje ją w czubek głowy.

-Dobranoc Tris

-Dobranoc Tobias.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro