NIECHCIANA PSYCHOLOGIA UŚMIECHU ALBO JEGO BRAKU

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Każdy dzień zaczął wyglądać tak samo. Hania wychodziła z domu z samego rana aby wróciwszy wieczorem, położyć się spać starając zapomnieć o wszystkim, co stworzyło ją taką, jaką była teraz. Kiedyś uśmiechnięta, pełna wigoru i chęci do życia, teraz skupiona na tym, co tu i teraz. Nie chciała już niczego planować. Bo niby po co? Życie i tak postanowiło mieć w nosie, to co wpisała sobie w życiowy planer. Wszystkie dotychczasowe „chcę" oraz „pragnę" odłożyła głęboko „do szuflady" dalekiej przyszłości. Ostatnie, czego było jej trzeba to roztrząsanie przeszłości i analizowanie tego, co może przynieść nieokreślone jutro. Do niczego dobrego do tej pory, jej to nie doprowadziło. Nie widziała sensu rozmowy o tym, co przyniosły jej minione tygodnie, ani co przyniosą kolejne.

Zdawała sobie jednak sprawę z tego, ze popada w rutynę dnia codziennego i aby oszukać samą siebie, starała się urozmaicić przynajmniej piątkowe popołudnia. Przecież doskonale potrafiła bawić się we własnym towarzystwie. To dlaczego by nie powrócić do tej tradycji celebracji chwili tylko dla siebie i tylko ze sobą. Nikt przecież nie zna jej lepiej niż ona sama. Ale czy na pewno? Coraz częściej się nad tym zastanawiała. Jeszcze niedawno, nie miałaby co do tego żadnych wątpliwości. Jednak teraz, miała wiele powodów, aby nie do końca ufać swoim osądom. Życie samo weryfikuje nasze podejście do siebie samego i naszej codzienności. Nam pozostaje stawić czoła temu, co stawia przed nami los. Coraz częściej takie myśli towarzyszyły jej wtedy, kiedy siadała nad stawem i oddawała się szeroko rozumianemu relaksowi. Tak było i tego popołudnia. Z książką w ręku i słuchawkami na uszach, wybrała sobie najbardziej oddaloną od innych ławkę i patrzyła w taflę wody. Chwilę melancholii przerwał jej dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzała na telefon i odczytawszy pojawiający się w dymku tekst, uśmiechnęła się sama do siebie.

- Cześć Brat. Naprawdę nie musisz mi przypominać, że jest piątek. Przecież mam kalendarz w telefonie. - powiedziała, łącząc się z Markiem. Wywróciła oczami w górę i pokręciła głową.

- Sprawdzam tylko, czy mnie nie wystawisz. I nie mów mi, że wpisujesz sobie w kalendarz piątkową pizzę, bo i tak nie uwierzę. Aż tak zorganizowana nie jesteś. Chyba, że Alicja kupiła Ci jakąś nową wersję kalendarza życiowego.

- Nie martw się. Będę na czas.

- Ok. – i rozłączył się. Od lat było tak samo. Pisał albo dzwonił, mówił co chciał i kończył połączenie. Gdyby miała określić brata jednym słowem, byłoby to minimalista. W każdym aspekcie, rzeczownik ten pasował do niego jak żaden inny.

Odłożyła komórkę do torebki, skrzyżowała nogi, szukając bardziej komfortowego ułożenia stóp i skupiła wzrok na wodzie. Lustro wody było niezwykle spokojne. Jakby oderwane od rzeczywistości i problemów całego społeczeństwa. Jakby chciało powiedzieć światu: „Mam Was gdzieś. Nie interesuje mnie co się dzieje w Waszych głowach. To Wasze i tylko Wasze problemy." Hania pomyślała o tym, jak bardzo potrzebna byłaby jej taka izolacja od wszystkiego co dookoła a jednocześnie taka harmonia z tym, czego świat od niej wymaga. Spojrzała na zegarek. Do spotkania z bratem zostały jej jeszcze dwie godziny. Nie pamiętała kiedy ostatnio całe piątkowe popołudnie miała wolne. Żadnych godzin lekcyjnych, żadnych spotkań z klientami – jakby teraz, kiedy to najmniej potrzebne, los postanowił w ramach prezentu oddać jej te godziny, które do tej pory zwykle poświęcała na tematy zawodowe. Tyle tylko, że teraz były one zbędne. Były potrzebne wcześniej. „Może życie chce nauczyć mnie korzystania z chwil, które są najbardziej ulotne." – pomyślała i szybko wyjęła z torebki telefon, aby zapisać tą myśl. To było dobre zdanie, które warto było uwiecznić na tablicy „złotych myśli". Alicja przyszła do niej kilka dni temu z małym wiaderkiem farby tablicowej i wymalowała w jej niewielkiej kuchni kwadrat o wymiarach metra kwadratowego, a stawiając obok niego pudełko z kolorowymi kredami, nakazała wpisywać wszystkie warte zapamiętania hasła, na które Hania się natknie. Co więcej, poleciła jej, aby fotografowała ścianę i przesyłała jej do sprawdzania postępy w zakresie wypełniania czarnej przestrzeni. W pierwszym momencie dziewczyna stwierdziła, że przyjaciółka zwariowała i przez kilka dni przesyłała jej tylko czarny kwadrat. Teraz będzie miała coś, co warte będzie zapisania na tablicy.

Alicja oddawała się cała, kiedy angażowała się w cokolwiek. Teraz pochłaniały ją media społecznościowe. Skupiała się na prowadzeniu i promowania za ich pomocą, bloga o zdrowym żywieniu i pozytywnym podejściu do codzienności. A że potrafiła zarażać swoim entuzjazmem i inspirowała pomysłami, blog miał całkiem sporą społeczność obserwujących. Dbała każdego dnia, aby Hania była na bieżąco z jej wirtualnym światem i nie pozwalała na zaniedbania w tym zakresie. Co jakiś czas sprawdzała aktywność przyjaciółki, zadając pytania, na które odpowiedzi ukryte były w jej artykułach. Hania bardzo doceniała jej zaangażowanie i poświęcony czas. Była z niej dumna. Ala była bardzo ambitna i uparta. Co planowała, wdrażała w życie. Swoją ciężką pracą zbudowała od zera stronę internetową, profil na facebook, instagramie a przecież pracowała zawodowo i pomagała rodzicom w prowadzeniu sklepu.

Hania poczuła wielką ulgę, że w końcu w jej głowie pojawiło się coś dobrego. Traciła powoli siłę i wiarę w to, że dostrzeże jeszcze jasną stronę słońca – stronę, którą jeszcze nie tak dawno, widziała każdego dnia, jasność, która rozpromieniała jej twarz i poprawiła nastrój o poranku. Tęskniła za ciepłem promieni słońca, za dotykiem budzącym motyle w brzuchu i zachodami, które nigdy wcześniej nie były tak piękne. Chciała jeszcze je widzieć. Chciała czuć piękno i widzieć sens. Jednak teraz to chcenie schowane było, gdzieś tam, głęboko w sercu, bo straciło moc, utraciło siłę i nie miało energii do walki o zmianę „chcę" w „mogę". Jeszcze raz spojrzała na zapisane zdanie, wybrała piosenkę, bardziej pasującą do aktualnego nastroju, a schowawszy telefon skupiła się na zapięciu torebki. Zupełnie nie zauważyła siadającego obok niej chłopaka. A on całkowicie nieskrępowany czekał aż podniesie na niego wzrok. Kiedy to zrobiła, podskoczyła lekko przestraszona. Nie spodziewała się zobaczyć kogokolwiek na „swojej" ławce.

- Przepraszam, nie chciałem Cię wystraszyć. – powiedział uśmiechając się szeroko, wpatrując się w nią dużymi orzechowymi oczami. Chwilę zajęło Hani ogarnięcie emocji zaskoczenia, jednocześnie nie była w stanie odwrócić wzroku od patrzących na nią oczu. Ich odcień koloru masła orzechowego był zupełnie nierealny. Zdjęła słuchawki, niegrzecznym wydało jej się pozostawić je na uszach, pomimo faktu, że chłopak wtargnął w jej strefę komfortu bez żadnego ostrzeżenia. Rozejrzała się dookoła, ale nie dostrzegła żadnej zajętej ławki. Wszystkie, i te bliższe i te dalsze były wolne. Najwidoczniej z premedytacją wybrał tą, którą wybrała i ona. – Byłem tu kilka minut wcześniej. Wyglądałaś na smutną i pomyślałem, że kubek dobrej kawy poprawi Ci humor. – podał jej papierowy pojemnik.

- Skąd wniosek, że mogłabym być zainteresowana kawą? – zapytała niemalże automatycznie, tonem dalekim od uprzejmego.

- A jak można nie być zainteresowanym kawą? Nie ufa się ludziom, którzy odmawiają kawy. – stwierdził, jakby to była norma społeczna, a nie jego własny osąd.

- A ufa się całkiem obcym proponującym Ci kawę w kubkach niewiadomego pochodzenia? – zakpiła.

- Jestem Piotrek. Już nie jestem zupełnie obcy. – nadal trzymał kubek w dłoni skierowanej ku niej. – Możesz spokojnie ją wypić, nie dosypałem tam żadnych niedozwolonych prawem środków. – Najwidoczniej nie zamierzał wycofać oferty, więc chwyciła kubek ale odstawiła go pomiędzy siebie a niego na ławkę. – Nie przedstawisz się? – zapytał.

- Dziękuję za kawę, ale to zupełnie zbędny gest. Skąd wniosek, że potrzebuję aby poprawić mi humor? – zerknęła na niego i natychmiast utonęła w kolorze orzecha jego oczu. Broniąc się przez tym, mrugnęła kilka razy, zdając sobie sprawę, jak zabawnie musi teraz wyglądać. Piotrek uśmiechnął się jeszcze szerzej, jakby zadowolony z siebie. Musiał wiedzieć jakie wrażenie na innych wywiera jego spojrzenie. Takich oczu nie widuje się codziennie.

- Siedzisz tutaj od około godziny. Wpatrujesz się zamyślona w otchłań wody i ani razu na Twojej twarzy nie zagościł uśmiech. Książkę niby czytasz, ale od kilkunastu minut nie przewróciłaś ani jednej strony. Coś musi zaprzątać Twoje myśli.

- A Ty co? Psycholog od siedmiu boleści czy znudzony swoim życiem, piszesz książkę o życiu innych? – cały czas nie była zbyt miła. Zirytował ją tym, że tak dobrze odczytał jej samopoczucie. Ostatnie czego chciała, to zwracać na siebie uwagę kogokolwiek, a tym bardziej obcych, bezczelnie dosiadających się do niej na ławce. Chłopak nie obraził się. Usiadł wygodniej, prostując nogi przed sobą.

- Słodzisz? – zapytał, wyciągając z kieszeni paczuszki z białym i brązowym cukrem. Uśmiech nie znikał z jego warg, które jak dostrzegła Hania, były pełne i bardzo symetryczne. Najbardziej zdenerwowało ją właśnie to, że dostrzegła tyle szczegółów jego twarzy przez te kilka minut rozmowy. Na środku czoła miał mały pieprzyk, a może krostkę – tego nie była pewna. Nos miał prosty, ciemne włosy lekko opadały na czoło, podkreślając tą plamkę. Kiedy uśmiechał się, w policzkach pojawiały się niewielkie dołeczki.

- Kawa biała czy czarna? – jej głos po raz pierwszy zabrzmiał grzecznie i ciepło.

- Czarna. Ale jakbyś chciała białą, to w worku pod ławką jest jeszcze jedna. Znajdziesz tam jeszcze cappuccino. Nie miałem pojęcia, jaką kawę lubisz. – przyznał, wskazując opakowanie tuż obok swoich nóg.

- Naprawdę masz tam jeszcze dwa kubki?

- Trzy. Jest też gorąca woda i dwie herbaty do wyboru. Chciałem być przygotowany na każdą możliwość. Jestem zdeterminowany. Chcę zobaczyć jak pięknie się uśmiechasz. – nie odrywał od niej wzroku.

- A jak reagujesz na porażki? – dopytała.

- W moim słowniku, takie słowo nie istnieje. Nie poddaję się łatwo. Potrafię być bardzo uparty, jeśli na czymś mi zależy. A Twój uśmiech to mój cel dnia dzisiejszego. Nie zepsujesz mi chyba tego tygodnia? Tydzień bez osiągniętego celu, tygodniem straconym. Uratuj mój tydzień. Wszystko w Twoich rękach. – dotknął jej dłoni, a Hania poczuła w tym miejscu ciepło i przyjemne mrowienie.

- Może czeka Cię pierwsze rozczarowanie. – wzięła kubek w dłonie i upiła łyk.

- Ale jak sama powiedziałaś: „może". Nadzieja umiera ostatnia. – mrugnął do niej. Długie rzęsy zostawiły cień na jego dolnej powiece. Skupiła wzrok na tym miejscu. On nadal się uśmiechał. – Czyli już wiem, o Tobie coś więcej niż chwilę wcześniej. Czarną kawę pijesz bez niczego. Też taką lubię. Jak to mówi się w męskim świecie: najlepsza kawa to czarna, gorąca i bez niczego. – nie przestawał cieszyć się własnymi słowami.

- Wiesz co o mnie mówią? Że trudno znaleźć kogoś, kto gada więcej ode mnie. A tu proszę. To wcale nie takie trudne: ławkowy psycholog amator czyta ze mnie jak z otwartej księgi a buzia mu się nie zamyka.

- To już wiem o Tobie kolejną rzecz. Zacznę sobie zapisywać, bo mogę pogubić się w tych faktach. Gaduła, ze smutną historią, pijąca czarną kawę, doceniająca przyrodę i lubiąca chwile spędzone we własnym towarzystwie. A do tego piękna, mimo braku uśmiechu z lekko ciętym językiem. Chyba się zakochałem. – upił napój ze swojego kubka.

- No cóż mogę dodać? Cała ja. A może nie. Panie Psychologu Amatorze, wystarczy tej psychoanalizy. Mam nadzieję, że pozostałe kubeczki nie zmarnują się, bo szkoda wydanej przez Ciebie kasy. Może znajdziesz jakiś wielbicieli białej kawy, cappuccino i herbaty, ze smutkiem na twarzy abyś poćwiczył swoje analizy.

- Rzeczywiście wygadana jesteś jak już pozwolisz sobie na bycie taką jaką jesteś na co dzień. – dodał zaskakując ją po raz kolejny. Jak to możliwe, aby zupełnie nieznany człowiek tak dobrze interpretował każde jej słowo i zachowanie. Trudno było przyjąć jej to do wiadomości. Był tak pewny siebie przy konstruowaniu swoich wypowiedzi, że przez myśl przeszło jej podejrzenie udziału w programie typu „ukryta kamera". Zaśmiała się sama do siebie. – A jednak! – wykrzyknął radośnie. – Uratowałaś mój tydzień.

- Niech Ci będzie. Ale nie popadaj w samouwielbienie. – nie chciała wyciągać go z błędu, tak bardzo ucieszył się widząc jej uśmiech. – Narcyzm jest niemile widziany przez kobiety. - wstając z ławki, wzięła kubek a drugą rękę podała mu na pożegnanie. – Dziękuję za kawę. Chętnie ją wypiję. Życzę Ci miłego świętowania swojego sukcesu. – podniosła kubek jak do toastu. – A odpowiadając na twoje pytanie: jestem Hania. Do widzenia. – cały czas trzymał jej dłoń w swojej a ona czuła, że parzy ją jego dotyk. Spojrzała mu w oczy i znowu zachwyciła się ich barwą. Wyciągnęła dłoń z jego rąk, ale nadal czuła ich ciężar.

- Jaka jest szansa, że jeszcze będę miał okazję na ciąg dalszy psychoanalizy? – zapytał gdy odeszła kawałek. Odwróciła się, poprawiając słuchawki.

- Szansa jest zawsze, a co przyniesie Ci przyszłość, musisz zapytać wróżkę. – tym razem to ona mrugnęła do niego, uśmiechnęła się i odeszła w swoją stronę, zostawiając go w zaskoczeniu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro