CZY RADOŚĆ JEST LIMITOWANA

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozważania z dnia poprzedniego przyczyniły się do niespokojnej nocy. Hania przewracała się z boku na bok a przed oczami widziała dziwne sceny, które przyniosły zdenerwowanie i jeszcze większą irytację, niż ta, którą wywołały słowa Marka. Często dzieje się tak, że podświadomie przeczuwamy coś, czego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Tak jakby nasz siódmy zmysł zmuszał nas do niezwykłej czujności i wrażliwości na wszystko co dookoła. Freud twierdził, że to co w człowieku nieświadome, ma znaczący wpływ na jego zachowanie. I może rzeczywiście tak było. Hania wierzyła, że nie zawsze jesteśmy pewni tego, co nami kieruje. Są takie decyzje, które nie poddawane żadnemu zastanowieniu, podejmujemy od tak, wiedząc, że są słuszne. Kiedy wstała, spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Zmęczenie biło z jej twarzy. Popatrzyła za okno w stronę Giewontu i od razu zmieniła plany. Niczego jej nie brakowało, więc nie musiała nigdzie wychodzić. „Posiedzę sobie tu i prześpię tyle godzin ile się da." Zjadła szybkie śniadanie, na które złożyła się bułka z masłem orzechowym i jogurt, zasłoniła roletę, wyciszyła telefon i położyła się na łóżku. Było ciepło, więc okryła się kocykiem, sprawdzając otulenie nóg. Zimne stopy nie dałyby jej zasnąć. Nie zmieniło się to odkąd pamiętała. Mogła być przykryta calusia, zawinięta niczym naleśnik, ale wystarczyły chłodne stopy aby sen nie nadchodził. Zadbała i o ten szczegół. Potrzebowała odespać brakujące godziny. Bolała ją nawet głowa. Przytulając się do poduszki, czuła jak przyjemnie reaguje jej ciało. Wystarczyło kilka minut aby odpłynęła w objęcia Morfeusza. Tym razem, sen był piękny. Chciała by nigdy się nie skończył. Widziała siebie stojącą pod wierzbą i wpatrującą się w Piotrka, który grał z kimś w piłkę siatkową. Wydawało jej się, że nie chce być przyłapana na gapieniu się. Jednak chłopak instynktownie czuł jej obecność i po każdym zdobytym punkcie zerkał w stronę, gdzie stała. Grymas uwielbienia gościł na jego twarzy. Tak jakby była centrum jego wszechświata, jakby nic innego nie było tak ważne, jak właśnie to spojrzenie – tu i teraz. We śnie dominowały jego oczy – orzechowy kolor był niemalże wszędzie – nie tylko w jego tęczówkach, ale i w drzewach dookoła, odcieniu ławek i stołów parkowych oraz barwie piasku boiska. Kiedy Hanka otworzyła oczy, miała wrażenie że przespała kilkanaście godzin. Czuła się wypoczęta i szczęśliwa. Piękny kolor, który pojawił się we śnie, towarzyszył jej nadal. Chwyciła telefon i od razu wpisała w wyszukiwarkę sennika, znaczenie tego co widziała na sennej jawie. Nie znalazła jednak niczego, co wyjaśniałoby znaczenie koloru we śnie. Nie widziała przecież samego orzecha, a jedynie wyjątkowy jego odcień. Przejrzała kilka stron w poszukiwaniu odpowiedzi. Znalazła definicję koloru orzechowego, która mówiła, że jest to barwa niosąca ciepło i spokój oraz sprawiająca, że czujemy się dobrze. Co więcej, kolejne wyjaśnienie mówiło, że Ci, którzy wybierają ten kolor pragną harmonii i bliskości z naturą, a sam on kojarzy się z równowagą, trwałością i pewnością siebie. Wszystkie te opisy, kojarzyły jej się z tym, jak czuła się w obecności Piotrka. Kiedy była obok niego, wszystko było na swoim miejscu. Tak jakby każdy chaotyczny fragment jej osobowości, odnalazł partnera i połączył się z elementem idealnie do siebie pasującym. Piotrek sprawił, że znowu poczuła wartość samej siebie. Po raz kolejny zatęskniła za sobą, taką, jaką była, będąc przy nim. Pełną radości, spontaniczności i dobrego szaleństwa. Może właśnie na ten sen czekała cały pobyt w górach? Może właśnie on stał się tą odpowiedzią, na którą podświadomie czekała? Te przemyślenia wywołały uśmiech na jej twarzy. Wstała i skierowała się pod prysznic. Oczyszczenie umysłu to jedno, ale odświeżenie ciała, przyniesie jej pełne ukojenie. Stała pod strumieniem gorącej wody i cieszyła się każdą kroplą wody spływającej po skórze. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo potrzebowała tego, aby skupić się na tym, czego pragną jej ciało i myśli. One wołały o odreagowanie, ale i o pojednanie – samej z sobą, z Alą, Markiem, ale przede wszystkim z Piotrkiem. To jego brakowało jej teraz najbardziej. Po tych wszystkich wątpliwościach, wahaniach – poczuła, że musi z nim porozmawiać - otworzyć się na jego wersję, poznać co nim kierowało. Pogodzenie się ze swoimi pragnieniami uczciła jeszcze chwilą kąpieli, która nagle została przerwana hałaśliwym pukaniem do drzwi. Hania wystraszyła się. Zakręciła wodę i otuliwszy się ręcznikami, zawołała:

- Moment. Proszę poczekać. – jednak walenie nie ustępowało. Było jeszcze bardziej natarczywe. Dziewczyna podeszła do drzwi i delikatnie je uchyliła, nie chcąc pokazywać się w całej okazałości, temu, kto stoi po drugiej stronie. Do pokoju wparował Marek. Był ostatnią osobą, której teraz by się spodziewała.

- Siostra, czy Ty kiedyś pójdziesz po rozum do głowy? – zapytał wtulając się w nią całym sobą. Miał dziwny, łamiący się głos. Zupełnie nie brzmiał jak Marek, raczej jak jego zjawa albo cień.

- Co się stało? Co Ty tutaj robisz? – zapytała próbując spojrzeć mu w oczy, ale nie była w stanie oderwać go od siebie. – Marek nie strasz mnie, tylko mów co się dzieje.

- Jesteś jak dom, a tak długo musiałem do Ciebie jechać. – zapłakał. Hania była coraz bardziej przerażona. Nie miała pojęcia, co go sprowadziło do Kościeliska, ale przeczuwała, że cokolwiek to było, okaże się nieprzyjemne, a wręcz druzgoczące. Delikatnie odsunęła się od niego i spojrzała mu w oczy.

- Jesteś już ze mną. Wszystko będzie dobrze. – powiedziała, chcąc przekonać i siebie.

- Nie będzie Haniu. – wyłkał. – Dzwoniłem do Ciebie tyle razy, ale nie odbierałaś. Wyjechałem z samego rana, bo nie wiedziałem co robić. Gdyby nie Alicja, wyjechałbym w nocy.

- Marek. Spróbuj się uspokoić i powiedz mi, co się dzieje. Zaraz zwariuję. – prosiła, spoglądając jednocześnie na telefon. Nie rozumiała jak mogła nie zauważyć na ekranie smartfona ilości nieodebranych połączeń od brata. Teraz widziała je jakby wyskakiwały z płaskiej powierzchni szklanej tafli: 22 połączenia.

- Ale jak ja mam Ci to powiedzieć... - nie był w stanie skończyć, bo wzruszenie chwyciło go za gardło i odebrało na chwilę mowę.

- Cokolwiek to jest, przedłużając nie zmienisz stanu rzeczy. Lepiej wprost i bez owijania w bawełnę. – poradziła a chwilę później żałowała swoich słów.

- Babunia miała zawał serca. Nie przeżyła. – wypalił, a Hania miała wrażenie, że pod nogami nie ma paneli a ruchome piaski. Czuła się jakby tonęła i w tym samym czasie przygniatały ją tony błota. Upadła na podłogę.

- To niemożliwe. – powiedziała bardziej sama do siebie, nie mogąc uwierzyć w słowa brata. Na pewno jej się przesłyszało. Przecież to nie może być prawda. Babcia miała być wieczna. Nie mogła odejść. Jak to? Dlaczego? Po co? Przecież była im potrzebna. Była jedyną kotwicą, jaka im została. Teraz będą tylko dryfować, nie mając żadnego stałego portu. Płakali oboje, wtuleni w siebie. Byli dla siebie jednocześnie oparciem, ale i lustrzanym odbiciem swojego żalu i smutku. – Jak do tego doszło? – zapytała niemalże szeptem.

- Serduszko nie wytrzymało.

- Ale przecież babcia była okazem zdrowia. Jak to w ogóle możliwe? – dopytywała, nie mogąc pojąć tego, co mówił Marek. – To całkowicie niedorzeczne. – dodała.

- Lekarz stwierdził, że musiało to się stać około południa wczoraj. Zdarza się i zdrowym osobom. Powiedział też, że babcia nie cierpiała. – powtórzył słowa jakie usłyszał od lekarza. - Tak jakby to miało w czymś pomóc. – w końcu rzekł głośno to, co miał ochotę wygarnąć lekarzowi. Bo jakie to mogło mieć znaczenie, skoro babci już nie było i skąd lekarz może wiedzieć, że nie cierpiała. Nie było go obok gdy odchodziła.

- Szybka śmierć jest łatwa. – Hania stwierdziła fakt, jakby cytowała encyklopedię – bez emocji, jakby pusta w środku. Łzy nie przestawały lecieć jej z oczu. – Trzeba zająć się pogrzebem. – zaczęła działać zadaniowo, bo nic innego nie przychodziło jej teraz do głowy. Musiała czymś zająć myśli, bowiem po głowie kołatały jej się pytania: jak to się stało? Co my teraz zrobimy? Kto wskaże nam życiową drogę? Kto poklepie po plecach, gdy narozrabiamy w swoich światach?

- Ciocia Ania już się tym zajęła. Rodzice Ali jej pomagają. Mamy dookoła siebie cudownych ludzi. – wyjaśnił. – Ala czeka na dole. Dała nam czas abym sam Ci powiedział. Nie chciała mnie puścić samego. Ale ja potrzebowałem jechać sam. Pokłóciliśmy się nawet o to. Aż w końcu wykrzyczała mi, że jedna śmierć w tej rodzinie wystarczy i ani myśli puścić mnie samego, żebym zjechał gdzieś w rów.

- To bardzo w jej stylu. – Hania starała się zażartować ale nawet to jej nie wyszło. – Dobrze, że nie puściła Cię samego. Trudno zachować trzeźwość myśli po takim wydarzeniu.

- No właśnie. Dlatego razem z Alą czeka Damian. Nie chcemy abyś wracała sama, więc Damian pojedzie ze mną a Ala pokieruje Twoje auto.

- Damian? – zdziwiła się.

- Jak tylko mu powiedziałem, od razu zaoferował, że po Ciebie pojedzie. Ale przecież nie mogłaś dowiedzieć się od niego. To musiałem być ja. Jakbyś się poczuła, gdyby ktoś inny przekazał Ci tą wiadomość. – nie przestawał płakać, a jego łzy łączyły się ze słonymi kroplami z oczu Hani. Wiedziała jak ważne było to dla niego. Sama zrobiłaby to samo. Nie pozwoliłaby nikomu innemu. To nie informacja o wygranej na loterii. Wprost przeciwnie – tu nagroda zostaje zabrana – raz na zawsze rozdanie kart zostaje wstrzymane.

- Dziękuję, że tu jesteś. – wtuliła się w niego.

- Ja chciałem zabrać Kwiata, ale Alcia stwierdziła, że to mogą być dla Ciebie zbyt wielkie emocje. Bała się, że nie dasz rady. – dodał, lecz do niej już nie docierały jego słowa. Łkała coraz głośniej, bo zdała sobie sprawę, że już nigdy nie zobaczy babcinego spojrzenia, nie zje niedzielnego schabowego i nie zaśmieje się z babciowego żartu, nie poczuje zapachu jej perfum, niezmiennych od dziesięcioleci, nie wysłucha porady sercowej i nie zapyta o przepis na surówkę, którą uwielbiała a nigdy nie dociekała z czego jest zrobiona. Teraz już nic nie będzie takie samo. Wszystko co wydawało się być pewne i niezmienne, właśnie dobiegło końca. Tak jakby jakaś część ich życia również się zatrzymała. Po chwili do pokoju weszła Ala z Damianem. Dziewczyna uklękła tuż przy Hani i mocno ją do siebie przytuliła. Nie musiała nic mówić. Żadne słowa nie były potrzebne. Cokolwiek zostałoby powiedziane nie polepszy sytuacji. Czasem wystarczy być aby pokazać, że chce się pomóc. Damian stał w drzwiach i wpatrywał się w dziewczyny. Smutek tak bardzo dostrzegalny, na twarzy Hani, sprawił, że i z jego oczu popłynęły łzy. „Ile ta dziewczyna musi znieść, żeby życie w końcu dało się nacieszyć się codziennością? Ile to rodzeństwo doświadczy jeszcze tragedii, zanim wyczerpie ilość zapisaną im gdzieś w gwiazdach?" – pomyślał.

- Dziękuję, że tu jesteście. – odezwała się w końcu Hania. – Przepraszam Was na chwilę. Ubiorę się, właśnie wyszłam z kąpieli. – spojrzała na siebie, cały czas zawiniętą w duży biały ręcznik. Ala chwyciła Marka za rękę, a Damian rozejrzał się po pokoju i zaproponował przygotowanie świeżej kawy. To jedyne co przyszło mu w tym momencie do głowy. Wiedział, że Hania będzie chciała się spakować i jeszcze dziś wrócić do domu. Dlatego właśnie nie pozwolił Markowi prowadzić całą drogę. Nie będą długo odpoczywać, zanim ruszą w drogę powrotną. Chłopak musiał mieć siłę na kolejne kilka godzin jazdy. Cała czwórka musiała zachować energię aby bezpiecznie dotrzeć do Inowrocławia. Kubek dobrej świeżo zaparzonej kawy postawi ich wszystkich na nogi i pozwoli zachować trzeźwość umysłu w tym smutnym czasie. Kiedy Hanka wyszła z łazienki od razu chwyciła za kubek gorącej kawy. Cały czas miała zaczerwienione od płaczu oczy.

- Damian, zrobienie kawy było świetnym pomysłem. – podeszła do niego i wtuliła się w jego ramiona. – Cieszę się, że Ty też tu jesteś. – chłopak uśmiechnął się i powiedział cicho:

- My możemy zawsze na Ciebie liczyć. To działa w obie strony Mała. – poklepał ją po głowie. – Adam czeka na wieści. Zadzwonię do niego jak tylko wrócimy. Cała nasza grupa mocno Cię ściska i sercem jest z Tobą. To będzie dla Ciebie trudny czas, ale my będziemy obok. – dodał.

- Jak można wyobrazić sobie lepszego przełożonego? – zapytała jakby siebie Hanka. Damian spojrzał na nią, uśmiechnął się i od razu odpowiedział:

- Dziś nie jestem tu jako Twój szef. Jestem jako przyjaciel. Haniu, chcę żebyś wiedziała, że cokolwiek się dzieje w Twoim życiu, a ostatnio wiele się wydarzyło, możesz do mnie przyjść, wyżalić się, wypłakać. Nie zawsze pomogę, bo nie jestem zbyt dobry w przemowach i poradach. Sama wiesz jak wyglądają moje związki. Ale jestem zajebisty w słuchaniu. No i szefem też jestem nienajgorszym chyba. – mrugnął do niej. Podniósł swój kubek i uderzył w ten, który trzymała w dłoni. – Za Waszą Babcię.

- Za Babunię. – zawtórowała mu Hania a zaraz po niej Marek. Ala krzątała się po pokoju i zbierała rzeczy przyjaciółki, odkładając je w pobliżu plecaka. – Powinnam powiadomić Panią Anię, że wcześniej wyjadę. – powiedziała po chwili Hanka.

- To już załatwione. – krzyknęła z łazienki Ala. – Zadzwoniłam do niej jak tylko tu dojechaliśmy.

- Jak ja sobie na Was zasłużyłam? – zapytała Hania, zupełnie nie oczekując odpowiedzi. Każda byłaby dobra, jednocześnie będąc niepełną i wymagającą wielu dopowiedzeń. Przyjaciół się ma albo nie. Co prawda, najlepiej się ich poznaje, w chwilach kiedy życie stawia nas przed ciężkimi próbami. Wtedy i przyjaźnie poddawane są wyzwaniom. Na tych najbardziej wartościowych, warto czekać. To Ci, na których możemy liczyć są najlepsi. Są z nami na dobre i złe, sprowadzają nas na poprawną drogę, gdy z niej zboczymy i pokazują nam kolory, kiedy wydaje nam się, że wszystko dookoła przybrało szary lub czarny kolor. Takich ludzi Hanka miała właśnie obok teraz i tu. Kiedy jej świat się walił, gdy ze znanej codzienności pozostały już tylko chwiejne fundamenty, potrzebowała wsparcia i pomocy. Nie mogła być sama, nie miała na to siły. Trudno byłoby zebrać się w całość i ogarnąć wszystko tak jak trzeba. Niezbędne były wskazówki i porady jak udźwignąć kolejny ciężar. Dlaczego życie nie może być proste i łatwe? Kiedyś ktoś jej powiedział, że przy narodzinach, nikt nie obiecuje bezproblemowego istnienia, nie pokazują nam świata przez różowego okulary. To my chcemy tak widzieć naszą przyszłość. Z dnia na dzień, żywimy się nadzieją na lepsze jutro, na pozytywne rozwiązanie naszych codziennych problemów. Liczymy, że to co za zakrętem, będzie lepsze niż to co właśnie zostawiamy przed sobą. Jednakże, nie jest łatwo przestawić myślenie w tą optymistyczną stronę. Tym bardziej, kiedy cały świat przeciwstawia się naszemu szczęściu. Hania właśnie tak odbierała następny kop od losu – jako znak stopu na drodze ku jej szczęściu. Czy da sobie radę? Czy zbierze w sobie tyle sił, aby dostrzec w tym naukę na przyszłość? Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Potrzebowała czasu aby pogodzić się z losem i znowu uśmiechnąć się z jego stronę.

- Rzeczy są spakowane. Zostawiłam Ci kilka kosmetyków na szafce w łazience, bo widziałam, że po kąpieli nie nałożyłaś sobie kremu na buźkę. Buty oczyściłam i schowałam do torby obok. Do samochodu założysz kapcie czy trampki? – Ala wyliczając przygotowane do wyjazdu rzeczy, usiadła obok niej przy stole, chwyciła kubek kawy i uzupełniła go mlekiem. – Jestem pewna, że o niczym nie zapomniałam. Od lat rozpakowujesz się w ten sam sposób.

- Moje przyzwyczajenia w końcu na coś się zdają. – uśmiechnęła się delikatnie Hania. Nie było jej radośnie, ale chciała tym drobnym gestem pokazać przyjaciółce jak bardzo jest jej wdzięczna. Jedną z wielu cech, jakie charakteryzowały Hankę, była jej zdolność do „przybierania dobrej miny do złej gry". Spoglądając na Alę, poczuła ogromną ulgę. Dziewczyna dopilnowywała, aby wszystko do czego Hania, nie miała teraz głowy, było załatwione. Dzięki temu, mogła skupić się tylko na tym, aby nie rozpaść się w drobny mak. Pozbieranie się z takiej rozsypki, zajęłoby mnóstwo czasu, którego teraz nie mieli. Hania uścisnęła mocno Alę. – Jesteś niezastąpiona. – szepnęła do niej, po czym chwyciła za telefon i zamówiła cztery porcje obiadowe. – Nie możemy wyjechać głodni. Pstrągi będą za 25 minut. – poinformowała.

- Zabiorę torby do samochodu. – zaproponował Marek. Chciał się zająć czymkolwiek, aby wypełnić zadaniowo czas do wyjazdu. Bał się powrotu do domu. To tam, prawda o śmierci Babuni, przytłoczy ich jeszcze bardziej. W Kościelisku, 600 km z dala od centrum ich świata, informacja ta wydawała się jakby abstrakcyjna. Jednak w Inowrocławiu, gdy dotrą do babcinego domu, porozmawiają o szczegółach pochówku z ciocią, stanie się to bardziej realne, niż kiedykolwiek wcześniej.

- Cały czas nie wiem jak doszło do śmierci babci. – powiedziała Hania, gdy Ala mknęła już zakopianką. – Marek mówił, że miała zawał serca, ale co się stało, kto ją odnalazł, nie powiedział. – wpatrywała się w odbicie bocznego lusterka, w którym widziała samochód brata.

- Trudo mu o tym mówić. Obwinia się, że to nie on był z babcią. Wierzy, że gdyby był obok, mógłby zrobić cokolwiek aby jej pomóc. Lekarz z karetki był innego zdania. Powiedział, że zapobiegnięcie temu, co się stało, było bardzo trudne, niemalże niemożliwie. Ale znasz Marka. – kierująca odwróciła na moment wzrok na swoją pasażerkę i zaśmiała się. – Przekonywanie jego to jak mówienie do Ciebie. Pod tym względem jesteście bardzo podobni, chociaż nie przyjmujecie tego do wiadomości. Babcię znalazł Jacek. Przyniósł jej codzienne zakupy. Gdy wszedł do domu babcia leżała już na ziemi. Wezwał karetkę, ale było już za późno. Lekarz z karetki stwierdził zgon i określił, że zmarła kilkanaście minut wcześniej. – Ala relacjonowała śmierć babci, niczym reporterka telewizyjna. Miała pełen emocji głos, jednak potrafiła nad nimi zapanować. Robiła to dla Hani. Chciała jej pokazać, że jest silna i dziewczyna ma w niej oparcie. – Jacek od razu zadzwonił do Marka. Dobrze, że nie wykręcił Twojego numeru telefonu, bo nie wiadomo co by się stało. Maras od razu pojechał do babcinego domu, ściągnął ciocię Anię. To on wydał ciało Babci pracownikom domu pogrzebowego. Nie wyobrażasz sobie nawet jego wyrazu twarzy i przerażenia w oczach, kiedy ją zabierali. Myślałam, że serce mu pęknie. Trzymałam go za rękę, niewiele mogłam więcej zrobić. – jednak emocje wzięły górę i z oczu Ali popłynęły łzy.

- Byłaś przy nim, tak jak teraz jesteś ze mną. To ogromnie dużo. – Hania chciała ją pocieszyć, troszkę tak jak chciała wesprzeć siebie.

- Kocham go. – takie słowa z ust Alicji były niespotykane. – Wiem, że niedługo jesteśmy razem, ale kiedy patrzę na niego, jestem obok, czuję, że właśnie tam powinnam być.

- To piękne. – powiedziała Hania i odwróciła głowę w stronę okna. Ala zrozumiała, że na tą chwilę rozmowa jest skończona. Hanka potrzebowała pobyć sama ze swoimi myślami. To była jej własna forma terapii.

Jednak po parunastu kilometrach Ala odezwała się ponownie.

- Marek dzwonił do Piotrka, zdajesz sobie z tego sprawę? – zapytała, wiedząc jaka będzie reakcja Hani i chcąc zapobiec kolejnego wyłączenia się dziewczyny z tego co tu i teraz, od razu dopowiedziała – Musisz zebrać się w sobie i porozmawiać z nim. On na pewno pojawi się na pogrzebie. Bądź na to przygotowana.

- Nie mam nawet zamiaru o tym teraz myśleć. Spotkanie z Piotrkiem, to ostatnia rzecz, na którą mam ochotę w zaistniałej sytuacji. To powinno być dla Ciebie oczywiste.

- I takie właśnie jest. Ale wolę o tym wspomnieć teraz, niż później. Chcę, żebyś była tego i świadoma, i przygotowana. Zaskoczenie jest tu zupełnie niepotrzebne. Możesz sobie mówić, co chcesz, ale ja wiem, że Kwiato nie jest Ci obojętny. I on też to wie. Czekamy tylko, kiedy Ty sama przed sobą się do tego przyznasz. – zamilkła na moment a po chwili dodała – Haniu, masz prawo być na Piotra zła. Możesz czuć się rozczarowana, zawiedziona, ale będąc na jego miejscu, nie założyłabyś podobnie? Przecież sprawa z jego siostrą była bardzo głośna. Wszyscy wiedzą o kogo chodzi i co się wtedy wydarzyło. Nie wiem, jak my wcześniej mogłyśmy nie połączyć faktów. Kiedy Maras powiedział na niego Kwiato, od razu wiedziałam co i jak. Pomimo wszystko nie dziwię się Twojej reakcji, bo można było ją przewidzieć. Zaskakuje mnie to, że sama siebie karzesz za coś, co w ogóle nie było zależne od Ciebie. – Ala ciągnęła swój monolog, na który Hania nie zareagowała ani słowem. Nie miała pojęcia co mogłaby powiedzieć. Teraz jedynym co zaprzątało jej głowę, była babcia i jej ostatnia droga.

Przygotowania do pogrzebu okazały się być dla Hani i Marka jeszcze cięższe niż się tego spodziewali. Każda chwila przypominała im to, co już kiedyś przeżyli. Było tak, jakby zabliźnione po śmierci rodziców, rany, otworzyły się na nowo. Jednak tym razem nie było obok babci, która przytuliłaby do serca i znalazła słowa pocieszenia. Teraz rodzeństwo miało tylko i aż siebie. Hania nie potrafiła sobie wyobrazić jak wyglądałyby te dni, gdyby była jedynaczką. Wsparcie i obecność brata działały na nią jak lekarstwo. Marek przeniósł się do niej, jak tylko wrócili z Kościeliska i nie zostawiał jej nawet na chwilę. Tak jak i ona, nie chciał być sam. Ala zaglądała do nich każdego wieczora, relacjonowała ciekawostki z miasta, chcąc odwrócić chociaż na chwilę, ich uwagę od tego, co czeka ich już za moment. Słuchali, ale byli jakby obok. Dopiero, kiedy Alicja powiedziała, że spotkała Piotrka, Hania odwróciła głowę w jej stronę.

- Na pewno będzie na pogrzebie. Chce być przy Tobie. Wie, jak bardzo zżyta byłaś z babcią. – Ala czekała na jakąkolwiek reakcję więcej, niż tylko spojrzenie, ale się nie doczekała. Hanka przyjęła informację do wiadomości i dalej przeglądała listę członków rodziny, których trzeba było powiadomić o śmierci babci. Obiecała wspomóc w tym ciocię Anie, która wzięła na siebie większość przygotowań do pochówku, za co oboje z Markiem byli niezwykle wdzięczni. Jednak do zadania, którego się podjęła, Hania podeszła bardzo poważnie. Przy każdym nazwisku wstawiła oznaczenie o przekazanej wiadomości oraz notatkę dotyczącą obecności i uczestnictwa w stypie. Zależało jej na tym, aby ostatnie pożegnanie ukochanej babci, było takie, na jakie kobieta zasłużyła. Ale czy jest jakaś definicja tego, jak powinien wyglądać taki dzień? Trudno było znaleźć odpowiedź na to pytanie. Dla każdego ważne były inne elementy, ale wspomnienia obecne były zawsze.

- Marku, zerkniesz czy nie pominęłam kogoś. – podała bratu listę, przytuliła Alę i dodała – Pogadajcie sobie. Nie macie nawet kiedy pobyć sami. Przejdę się na spacer. Świeże powietrze dobrze mi zrobi.

- Jesteś pewna, że chcesz iść sama? – dopytał brat z troską w głosie.

- Tak. Nic mi nie będzie. – pocałowała go w czoło, po czym założyła trampki i wyszła. Nogi same poniosły ją w miejsce, gdzie najlepiej jej się myślało – na ławkę nad stawem. To tam, wiele razy analizowała różne wydarzenia z życia i tam potrafiła zapomnieć o wszystkim, co dookoła i tylko być. A teraz właśnie to było jej potrzebne. Odcięcie się od myśli o tym, co ją czeka. Bo to nie tylko rozstanie z babcią, ale i stawienie czoła emocjom, które trzymała w sobie. Nie była pewna, czy udźwignie stres. Czuła jakby coś ją przygniatało, a ona nie miałaby sił, się przed tym bronić.

- Zaglądam tu każdego wieczora z nadzieją, że Cię spotkam. – usłyszała głos za plecami. – Cześć Ślicznotko. – teraz mogła spojrzeć na żywo w orzechową otchłań oczu Piotra. Usiadł obok niej i wpatrując się, czekał na odpowiedź.

- Prawdopodobieństwo, że tutaj będę nie jest małe. – odparła tylko i oparła głowę o oparcie ławki.

- Przyjmij moje najszczersze kondolencje. – chwycił jej dłoń delikatnie swoimi długimi palcami, ale wyrwała mu ją, tak szybko, jakby ją poparzył. – Brakuje mi Ciebie. – dodał, nie przestawszy na nią patrzeć.

- Piotrek, nie mam siły na taką rozmowę.

- Rozumiem. A mogę po prostu obok Ciebie posiedzieć?

- To miejsce publiczne. Nie mogę Ci zabronić. – spojrzała na niego i utonęła po raz kolejny w jego oczach.

- Haneczko, nie pytam czy mogę siedzieć na tej ławce. Chce wiedzieć, czy nie masz nic przeciwko temu, że posiedzę z Tobą. – wiedział jakiego tonu głosu użyć, żeby prośba trafiła, tam dokąd była przeznaczona.

- Posiedź. – powiedziała tylko, a w jego oczach pojawił się płomyk nadziei.

- To już jakiś początek. – zareagował od razu.

- A możemy nie rozmawiać, proszę? – poprosiła Hania, delikatnym tonem, który brzmiał, jakby na nic innego nie wystarczyło jej już sił. Piotrek patrzył jak odwraca od niego spojrzenie i kieruje je w stronę toni wody. Widział, że oczy, na które patrzył pełne są bezkresnego smutku i nie mógł niczego wskórać aby chociaż na chwile pojawiła się w nich iskra czegokolwiek pozytywnego. Tak bardzo chciał powiedzieć coś, co zmniejszy uczucie bólu, jednak, co tylko przyszło mu do głowy było nieodpowiednie. Zgodnie z prośbą dziewczyny nie powiedział nic, ciesząc się z jej akceptacji tego, że jest obok. Myślał o tym jak wiele wyzwań życie stawiało przed dziewczyną. Siedzieli tak prawie godzinę. Hania wstała pierwsza, na co Piotrek zareagował od razu.

- Pozwól, że Cię odprowadzę. – zaproponował, ale ona zerknęła tylko na niego i odpowiedziała:

- Dziękuję, ale trafię.

- Nie wątpię, że znasz drogę. – starał się zachować wesoły ton, aby chociaż troszkę poprawić jej nastrój. – Chciałbym spędzić z Tobą więcej czasu. – dodał, tak naturalnie, jak to miał w zwyczaju.

- Spędziłeś ze mną ostatnie półtorej godziny. A już i tego nie planowałam. Przepraszam, ale chcę pobyć sama. – odrzekła i odchodząc pomachała mu na pożegnanie. Nie tego się spodziewał. Miał ogromną nadzieję, że spotkanie pozwoli na zrobienie kolejnego kroku, na który liczył. Potrzebował czasu i okazji na to, aby móc wyjaśnić swoje dotychczasowe postępowanie. Tyle razy przychodził nad staw, jednak ani razu nie spotkał Hani. Aż do dziś. Uznał to za znak. Nie chciał jej puścić, chociaż bardzo o to prosiła. Nie mógł pozwolić aby taka szansa przepadła, nie wybaczyłby sobie, że chociaż nie spróbował. Dał jej chwilę, po czym pobiegł za nią. Szła bardzo wolno, jakby każdy krok kosztował ją mnóstwo energii.

- Haniu poczekaj. – poprosił. Odwróciła się. - Daj mi szansę na wyjaśnienia. Zaufaj mi jeszcze ten jeden raz. – błagał.

- Wiesz, zabawne, że o to prosisz. Bo o zaufanie, o które prosisz, powinnam prosić ja. Ja Tobie zaufałam. Zwierzyłam się Tobie z moich największych pragnień, opowiedziałam o rodzicach i o tym jak wiele dla mnie znaczyli. Mówiłam o marzeniach, które chciałabym kiedyś spełnić. Zrelacjonowałam Ci całą moją pojebaną historię z Jarkiem. Otworzyłam przed Tobą serce, ufając, że nie skrzywdzisz mnie i nie zawiedziesz mojego zaufania. Nie złamiesz tego, co powoli udawało mi się poskłada. A Ty nie potrafiłeś zaufać mi na tyle, aby powiedzieć mi o czymś, co miało wpływ na całe Twoje życie. Więc, wybacz, nie masz pojęcia o co prosisz. – wyrzuciła to z siebie jakby jednym tchem. Nie wiedział jak na to zareagować. Stał i wpatrywał się w nią. Ona też stała w miejscu. Oddychała ciężko, jakby słowa, które właśnie wypowiedziała były ciężkimi kamieniami, zalegającymi gdzieś na klatce piersiowej, i w końcu udało jej się ich pozbyć. Miała wrażenie, że przebiegła maraton. – Cześć. – powiedziała w końcu, zostawiając go na środku chodnika. Nie spodziewał się tego, ale w duchu przyznał jej rację. Powiedziała mu o wszystkim. Podarowała tak wiele z siebie, oczekując w zamian tego samego. Jednak on jej tego nie dał. Nie potrafił, bo nie wiedział jak. Od czego zacząć? Jak to ująć w słowa? Prościej było mieć nadzieję, że ona i tak wie – tak jak wszyscy dookoła. Arek miał rację ostrzegając go przed takim założeniem. Tyle, że przyjaciel nie był na jego miejscu. A teraz i on nie ma możliwości być na swoim miejscu. Zrozumiał właśnie, że na powrót może być już za późno. Z oka popłynęła mu łza. Nie pamiętał kiedy wcześniej płakał. Chyba wtedy, gdy znaleźli jego siostrę, kiedy doszło do niego, co ją spotkało. „Będę walczył." – powiedział do siebie, patrząc jak Hania oddala się w stronę swojego mieszkania.

- Długo Cię nie było. – skomentował Marek, kiedy wróciła. – Alicja pojechała do domu. Jutro przyjedzie i zabierze nas do kościoła i na cmentarz. – dodał po chwili.

- Spotkałam Piotra. – wyjaśniła, siadając przy bracie.

- I? – dopytał licząc na ciąg dalszy.

- Poprosił mnie o zaufanie. – mówiła tonem zupełnie zobojętniałym.

- Wybrał najgorzej jak to tylko możliwe. Radziłem mu, żeby tego nie robił. – Marek pokręcił głową, po czym położył ją na kolanach siostry. – Wybacz Haneczko, ale rozmawiałem z nim trochę i myślę, że powinnaś go wysłuchać. To co ma do powiedzenia ma sens. A Ty jesteś uparta jak osioł. Potrzebujesz go. Potrzebujesz szczęścia. Musisz żyć, nie egzystować. – podkreślał. – Dość tych smutków. Najpierw rodzice, potem Jarek, teraz babcia – wymieniał - wystarczy tego złego, daj sobie szansę na coś dobrego w swojej codzienności. Sama wiesz jak szeroko uśmiechałaś się, kiedy miałaś Kwiata koło siebie. Nawet ja widziałem Twoją radość, nie mając pojęcia komu ją zawdzięczam. Popełnił błąd, ale kto ich nie popełnia? Czy Ty jesteś taka idealna? Nie robisz głupstw? – chwycił jej dłoń. – Jedyne czego pragnę dla Ciebie, to szczęście, na które zasługujesz, jak mało kto. – ucałował ją. – Kocham Cię. Jesteś moją jedyną, najbliższą rodziną. Chcę abyś codziennie miała obok siebie, kogoś, kto będzie starał się dla Ciebie, o Ciebie i o Was. Tylko Ty stoisz sobie na przeszkodzie. Pozwól sobie na szczęście.

- Kiedy Ty tak wydoroślałeś, co? – zaśmiała się, po raz pierwszy odkąd zobaczyła go w Kościelisku. – Babcia byłaby z Ciebie dumna. Rodzice patrzą z góry i nie mogą uwierzyć w to co widzą i słyszą. Jesteś fantastycznym facetem, najlepszym przyjacielem i bratem, którego mogłabym sobie tylko wymarzyć. Wiem, że moje dobro, jest dla Ciebie najważniejsze, ale teraz nie mam do tego głowy. To dla mnie za wiele, jak na raz. Ja mam malusie serce i wszystkie te emocje naraz, nie mieszczą się w nim. Musimy przeżyć jutro. Potem będziemy się martwić, co dalej. – powiedziała – Chwilowo, nie zamierzam myśleć o czymkolwiek innym.

- Cieszę się, że nie zamykasz tych drzwi. – dodał nie pozwalając jej mieć ostatniego słowa. Siedzieli tak jeszcze chwilę, po czym Hania wstała i skierowała się w stronę sypialni.

- Przygotowałam Ci garnitur i białą koszulę. – powiedziała.

- Dziękuję. Ja nawet o tym nie pomyślałem. Babcia nawiedzałaby mnie we śnie, gdybym przyszedł na jej pogrzeb bez krawata. – wspomniał, na co oboje wybuchli szczerym śmiechem. Babcia zawsze dbała o to, aby na uroczystości rodzinne, mężczyźni wybierali się odpowiednio ubrani, a kobiety nie zapominały czym są sukienki. Twierdziła, że to nie tylko tradycja, ale i oddanie szacunku wszystkim obecnym. Takie detale miały dla niej ogromne znaczenie. Uważała, że poświęcenie czasu na dobieranie stroju, świadczy o zaangażowaniu w wykonywane czynności i mówi wiele o człowieku i o tym, jak podchodzi do poważnych zadań. Wiele razy powtarzała, że jeśli, któreś z nich, zapomni o odświętnym odszykowaniu się na jej pochówek, będzie straszyła ich w nocy. – Będzie mi brakowało jej porad, jej pretensji i zwracania uwagi, na to że mlaskam przy jedzeniu. – powiedział ciszej, a po policzku spłynęła mu pojedyncza łza. – Będzie brakowało mi niedzielnego schabowego wielkiego na cały talerz i jej słów: kocham Cię, przy wyjściu. – dodał.

- Czeka nas nowa tradycja. Będę musiała nauczyć się dobrze rozbijać schab. Niedzielne obiady będą teraz u mnie. – przytuliła go. – Babcia była jedyna w swoim rodzaju. Zawsze będzie z nami. – szepnęła mu do ucha. – Będę dbała o Ciebie w jej miejsce. Nigdy jej nie zastąpię. Nie posiadam tyle życiowej mądrości, ale kocham Cię tak samo mocno, brat. – sama się rozpłakała. Nie była w stanie już powstrzymywać łez. Patrzyła w oczy brata, takie same jak babci i wiedziała, że będzie musiała być silna na ich obojga. Marek był silnym facetem, ale rodzinne tragedie odciskały na nim piętno. – Spróbuj się wyspać. – cmoknęła go w policzek i poszła do siebie. Jeszcze przed snem spojrzała na zdjęcie, na którym i ona, i Marek oraz babcia przytulają się do siebie, trzymając w dłoniach widelce. Fotka została zrobiona przy niedzielnym obiedzie. Wszyscy są roześmiani i szczęśliwi. „Muszę postarać się dla niej." – pomyślała, odłożyła ramkę i postanowiła przygotować sobie długą, gorącą kąpiel. Chciała wyłączyć wszystkie myśli i skupić się na cieple wody. Udało jej się wypocząć i odciąć na chwilę od tego, co kołatało się w głowie. Nic nie działało na nią tak kojąco jak kąpiel. Zapach zapalonych świec, kolor ich płomieni oraz atmosfera, którą udało jej się stworzyć, sprawiły, że poczuła się z powrotem sobą. Nadal przytłoczoną tym, co dookoła ale Hanią, którą lubiła i z którą była pogodzona. Chwyciła telefon aby ustawić budzik i zobaczyła ikonę wiadomości od Piotrka. Kliknęła i przeczytała słowa, które jakże prawdziwie opisywały to co ważne. Jednocześnie spowodowały większy mętlik w jej głowie: „<Jeżeli śmierć bliskich czegoś nas uczy, to przede wszystkim tego, że na świecie nie liczy się nic poza miłością.> Nie wiem czy znasz te słowa. Ich autorem jest Santa Montefiore. Czy nie powinny dać nam wszystkim do myślenia? Czy warto jest tracić czas na nieporozumienia? Haniu, ja cały czas jestem i cały czas czekam, aż dasz mi szansę. Jutro będę obok, nawet wtedy gdy nie będę stał ramię w ramię z Tobą." Piotrek potrafił wyrazić wszystko, co chciał jednym cytatem. Dobierał te zdania, które robiły na Hani największe wrażenie. I podobnie było tym razem. Jednak dziś Hania przeczytała wyrazy raz i odłożyła telefon, nie mogąc znaleźć w sobie siły by poddać je większej analizie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro