ODKRYWANIE SIEBIE NA NOWO DAJE SATYSFAKCJĘ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Czy My naprawdę musimy tutaj na niego czekać? – dopytywała Alicja, kiedy stały na zakopiańskim dworcu a w głośnikach pojawił się kolejna już zapowiedź opóźnienia pociągu. Gdyby czekały na kogokolwiek innego niż Marek, Alicji nie przeszkadzałyby dodatkowe minuty oczekiwania. Jednak brat Hani, nigdy nie wywoływał w jej przyjaciółce radosnych emocji. Już samo to, że ostatnie dni urlopu ma spędzić w jego towarzystwie, wystarczało aby od wczorajszego poranka była nieznośnie marudna, czym nie omieszkała podzielić się ze swoją wirtualną społecznością. Większość komentujących starało się ją przekonać do spojrzenia pozytywnie na chwile spędzone z nielubianym osobnikiem, ale ona nie była skora dać się przekabacić. Nawet Marek wrzucił jeden komentarz, w którym obiecał być grzeczny i nie wchodzić jej w drogę. I tym, zdrzaźnił ją jeszcze bardziej. Hania przeczytawszy wpis brata, zaśmiała się głośno, a Ala spojrzała na tekst i wzniosła ręce w górę, głośno jąkając.

- Pytałam Cię czy na pewno chcesz jechać. Mogłaś zostać w pokoju i tam na nas poczekać. – powtórzyła jej to samo, co już wcześniej mówiła. Alicja potrafiła być bardzo irytująca, kiedy tylko się starała. – Aluś, proszę weź pod uwagę, że ja się cieszę na te dni spędzone z Maraskiem.

- Kobieto, widzisz się z bratem w każdy piątek i każdą niedzielę. Nie wystarczy Ci?

- Wyobraź sobie, że nie. – spojrzała na dziewczynę, siedzącą po turecku na środku peronu. – To dla mnie ważne. Obiecaj, że postarasz się być przyjemną, taką, jaką jesteś na co dzień ze mną? – spojrzała na dziewczynę z nadzieją w oczach. Doskonale wiedziała ile wysiłku będzie to ją kosztowało, ale czuła, że zrobi wszystko aby miło spędzili najbliższe dni. Te, które już miały za sobą były wspaniałe. Hania, coraz częściej zwierzała się Ali ze swoich przemyśleń, odkrywała przed nią cząstkę tego, co kryła wewnątrz siebie tak długo. Jeszcze wiele zostało schowane, ale od czegoś trzeba było zacząć. I Hania czuła, że są na dobrej drodze. Że ona jest na tym torze, który może stać się oczekiwaną metą. Jednak tak jak przed sportowcami w toku przygotowań, czekało ją jeszcze wiele pracy nad sobą. Te zadania obejmujące zmiany w sobie, zawsze były najbardziej wymagające i najtrudniejsze do wdrożenia. Jednak warto było podjąć wysiłek. W końcu chodziło o nią samą, nikogo innego. A dla siebie powinno się zrobić wyjątek i podejmować tyle prób, ile tylko trzeba, aby dojść tam, gdzie zakładało się dotrzeć. Ścieżki nigdy nie były usłane różami, ale nawet kolce i chwasty, dobrze było poznać, aby unikać ich na nowo obranych szklakach. Mówi się, że człowiek uczy się na błędach, najlepiej na swoich własnych i trudno było nie zgodzić się z tą życiową mądrością. Tylko dlaczego te błędy, zawsze mają takie bolesne konsekwencje i dlaczego tak trudno o nich zapomnieć. To co zawsze sprawia najwięcej problemów i co jest największym wyzwaniem to nauczyć się zaufać, kiedy to zaufanie zostało wystawione na ciężką próbę. Nic nie burzy tak poczucia własnej wartości i bezpieczeństwa, jak utrata zaufania do bliskiej osoby. Ale Hania zaczynała odzyskiwać to co tak nagle i bez żadnego uprzedzenia straciła. Powoli, krok po kroku, dążyła do przodu, nie oglądając się na to, co zostawia za sobą. Czuła, że idzie w dobrym kierunku i nie chciała zboczyć z obranego kursu. Te kilka dni spędzonych tylko z Alicją, pozwoliło jej wrócić do tego, jak kiedyś wyglądały ich relacje. Jeszcze nie o wszystkim chciała mówić, ale chętniej opowiadała o tym, co czuła w chwili obecnej. Nie cofała się nadal do tego, co było i o czym wiedziała, że prędzej czy później będą musiały pomówić, ale przestała odczuwać konieczność trzymania wszystkiego w sobie. Cały czas wierzyła w to, że udaje jej się utrzymać obrazek spokojnej i pogodzonej z losem. Pobyt w górach wiele w niej zmienił. Spojrzała na siebie i swoją sytuację na nowo. Tak jakby do tej pory widziała tylko to, co stało się złe, tylko to, co sprawiło jej tyle bólu. A przecież z każdej tego typu sytuacji wyciąga się lekcje na przyszłość. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko co nas spotyka ma swoje konsekwencje, staje się powodem zmian, które może musiały się odbyć, aby nasze życie wkroczyło na zupełnie inny etap, abyśmy zrozumieli coś, czego do tej pory nie dostrzegaliśmy. Hania czekała aby i na jej drodze pojawiło się zrozumienie świata. Wierzyła, że pewnego dnia, znowu stwierdzi, że świat jest jej przychylny. Spojrzała na Alicję i uśmiechnęła się do niej. Zaczęła ponownie lubić swój świat, który, co prawda ograniczał się chwilowo do małej społeczności, ale to była grupa, która właśnie teraz powinna być z nią i która skupiła się na ponownym pokazaniu jej wartości życia.

- Będę taka słodka, że Marek odpuści sobie wszystkie cukiernie. – powiedziała to tak uroczym tonem, że Hania od razu poddała to w wątpliwość.

- Wystarczy, że będziesz sobą. – skomentowała, na co Alicja wyciągnęła telefon i skierowała go w stronę Hanki i zrobiwszy im zdjęcie na tle nadjeżdżającego pociągu, od razu opublikowała je z charakterystycznym dla siebie komentarzem: „Jeśli każą mi być sobą, od razu chwytam za telefon. @Haniu, mówisz i masz. Oto cała ja – najsłodsza postać w całym Podhalu. I Wy pamiętajcie o słodyczy siebie samych." Hania czytając ten wpis, uśmiechnęła się sama do siebie. Pokręciła tylko głową i ucałowała przyjaciółkę w czubek głowy. – Dokładnie, cała Ty, nic dodać, nic ująć. Nawet w tak nieciekawym otoczeniu, prezentujesz się jak gwiazda sieci. Przyklej na twarz swój najbardziej zniewalający uśmiech i powitaj nim mojego brata, który właśnie wysiada z wagonu. – zerknęła w kierunku pociągu i drwiąc lekko z nastawienia Alicji, nie powstrzymała się o komentarza. Była przekonana, że pomimo wszystko, Ala znajdzie nić porozumienia z Markiem. Spojrzała na dziewczynę a ta jak na zawołanie wyglądała jak ucieleśnienie radości i szczęścia. – Jesteś niemożliwa. – powiedziała tylko i zaczęła iść w kierunku brata. Zatęskniła za nim. Lubiła mieć go w pobliżu i mimo, że nie widywali się codziennie, świadomość tego, że jest „w zasięgu ręki" zawsze ją uspakajało. Nie zawsze mieli ze sobą taki dobry kontakt. Wszystko zmieniło się po śmierci rodziców. Ta jedna chwila, ten jeden moment, kiedy zgasły płomienie ich życia, zbliżyło rodzeństwo do siebie i pokazało jak wielkie mogą mieć w sobie oparcie. Hania nie wyobrażała sobie być jedynaczką. Teraz kiedy miała za sobą tak wiele doświadczeń, kiedy wiedziała jak to jest utracić mamę i tatę, nie mogła pojąć, jak mogłaby poradzić sobie z tym wszystkim w pojedynkę. Wydawało się to tak niemożliwe, że aż abstrakcyjne. Alicja była jedynaczką i często wspominała o tym, jak bardzo chciałaby mieć brata albo siostrę aby mieć kogoś, kto zawsze będzie jej rodziną. Często rozmawiała o tym z Hanią i śmiała się, że wtedy nawet taki Marek byłby doskonałym kandydatem na brata. „Marek jest najlepszym bratem, jakiego możesz sobie wyobrazić." – powiedziała wtedy Hania i teraz kiedy Ala patrzyła jak witają się na peronie, wiedziała, że Hanka miała rację. Od razu można było dostrzec jak dobrze się znają. Ona uniosła ręce w górę, od objął ją w pasie. Ona przechyliła głowę w prawo a on wtulił swoją w jej ramię. Mimo, że dzieliło ich około 15 centymetrów, kiedy się przytulali wyglądali jak równi sobie. Marek był wysokim facetem, a przecież i Hania nie była niska. Ich tata miał prawie 2 metry wzrostu więc mieli po kim być wysocy. Ala patrzyła na ich powitanie z malutkim poczuciem zazdrości, które pojawiało się za każdym razem, kiedy widziała rodzeństwo razem.

- A oto i ona. Sama podhalańska słodycz. – powiedział Marek podchodząc do Ali i dając jej do zrozumienia, że i on był na bieżąco z jej statusami i postami w mediach społecznościowych. Podał jej rękę i pomógł wstać z betonowych płyt peronu. Pociągnął ją przy tym w swoją stronę i delikatnie uściskał. – Naprawdę cieszę się, że tu jestem. – powiedział do jednej i drugiej, spoglądając w stronę gór. – Podjedziemy coś zjeść? Jestem głodny jak wilk.

- Musimy coś zjeść. Czekałyśmy tu tak długo, że czuję jak żołądek przyległ mi do kręgosłupa. – odpowiedziała od razu Alicja, lekko skrępowana jego gestem powitalnym. Nie spodziewała się żadnych miłych odruchów z jego strony.

- Tak mi się wydawało, że wyglądasz szczuplej niż zwykle. – zażartował Marek, za co oberwał kuksańca od siostry.

- Bez takich tekstów proszę. Oboje się opamiętajcie. Nie chcę wysłuchiwać żadnych wzajemnych oskarżeń, docinków i czegokolwiek innego, tak dla Was charakterystycznego. – na co oboje pomachali nad głowami pokazując symbol aureoli. Cała trójka zaczęła się śmiać w tym samym momencie. – To będzie trudne 4 dni. Jak ja z Wami wytrzymam, co? Wy jako Anioły? Chyba te upadłe. – skomentowała tylko Hania, ciągnąc ich oboje w stronę auta. – Chodźcie nakarmię Was. – powiedziała tylko, nie dodając już nic więcej. Machała głową i śmiała się bezgłośnie.

Kiedy zasiedli przy stole w ulubionym zajeździe, Hania spojrzała na brata i zobaczyła w jego spojrzeniu to co czasem dostrzegała w swoim odbiciu w lustrze – oczekiwanie na tak bardzo potrzebne wytchnienie. Zastanawiała się co może go trapić. Był osobą, którą rzadko cokolwiek wytrącało z równowagi. Niewiele było w stanie go zezłościć lub zdenerwować. Podchodził z lekkością do życia i jego wyzwań. Jednak teraz zobaczyła coś, co zdecydowanie świadczyło o strapieniu. Marek był silny i nie poddawał się nigdy. Wiedziała, że prędzej czy później poradzi sobie z tym co gościło w jego głowie. Nie wiedziała tylko, czy będzie chciał się z nią podzielić swoim kłopotem. W tym zakresie był zwykle samowystarczalny, nie tyle skryty, co nie chciał obarczać innym – tym bardziej nią samą - swoimi problemami. Zawsze powtarzał, że Hania ma dość swoich komplikacji życiowych, aby dorzucać jej jeszcze swoje. Z tym, że ona chciałaby pomóc. Tylko hipokryzją z jej strony, byłoby wymagać od brata zwierzeń, skoro sama od tego stroniła ostatnio i do dzisiejszego dnia nie powiedziała mu jak bardzo zabolały ją doświadczenia ostatnich miesięcy. Zerknęła na niego jeszcze raz i obiecała sobie zacząć stosować zasadę małych kroków i powoli wyrzucać z siebie ból. A nóż widelec i jej to pomoże? Z rozmyślań wyrwał ją telefon. Spojrzała ukradkiem na wyświetlacz, chociaż dźwięk zapowiadał połączenie od Damiana. Uśmiechnęła się i odebrała:

- Hey, długo nie wytrzymałeś. 4 dni zupełnej wolności wystarczy, mówisz? – zapytała, patrząc na siedzącą obok Alicję, szukającą wzrokiem czegoś interesującego na ścianach restauracji.

- Wiem, że jesteś na urlopie i zdobywasz szczyty, ale mam wielką prośbę.

- Twoje prośby zawsze są wielkie. – przerwała mu żartując.

- Dobrze, że dopisuje Ci dobry humor. – sam się zaśmiał. – Wrzuciłem Ci na maila niedługie porozumienie do przetłumaczenia. Dałabyś radę? – dopytał.

- Skoro tak bardzo podkreślasz, że jest niedługie, to ma pewnie z 5 stron A4? – pokręciła głową, znając doskonale sposoby jakie Damian wykorzystywał do przekabacenia jej do dodatkowej pracy. – Pytanie Twoje nie powinno być czy dam radę, tylko na kiedy dam radę. – dodała.

- No właśnie, tu pojawia się kłopot. – po tonie wypowiedzi, Hania już wiedziała, że tłumaczenie było potrzebne na Cito. – Najpóźniej jutro rano muszę wysłać do klienta. To całkiem duże zlecenie. Chciałbym abyśmy wypadli dobrze. Bez Ciebie to się nie uda.

- No i proszę. Po raz kolejny okazuje się, że beze mnie jesteś jak bez ręki. –powiedziała, będąc pewna, że Damian wznosi teraz oczy ku niebu. Zawsze tak robił, gdy stwierdzała rzeczy, które on oceniał jako oczywiste. – Wiesz, że Ci nie odmówię. Prześlę Ci tekst późnym popołudniem. Wyślę Marka z Alicją w góry a sama popracuję nad tekstem. – kiedy to powiedziała, zarówno Marek jak i Ala wlepili w nią spojrzenia zaskoczeni. Gdyby wzrok mógłby zabijać to Hania już by nie żyła. Spojrzenie Ali było zabójcze. – Zdzwonimy się jak tylko wyślę Ci maila. Przegadamy tekst, a jak będę miała wątpliwości dam znać wcześniej, oki? – dopytała Damiana, a dłoń położyła na głowie Ali, mówiąc do niej bezgłośnie: „Dasz radę." To też nie przypadło przyjaciółce do gustu. Marek zaczął się głośno śmiać, ewidentnie czerpiąc przyjemność z niezadowolenia Alicji. Gdy Hania odłożyła telefon do torebki zapytał:

- Siostra, rozumiem, że nasze wspólne popołudniowe plany uległy zmianie? – uśmiechnął się najbardziej uroczo jak tylko potrafił.

- Integracja dobrze Wam zrobi. – powiedziała w momencie kiedy kelner podszedł do nich z talerzami. – Tylko, żebyście wrócili cali i zdrowi z wycieczki. – dodała po chwili.

- A może Mareczek by się przespał? Może jest zmęczony podróżą? W końcu całą nockę spędził w pociągu. – stwierdziła z szerokim, nie do końca szczerym uśmiechem Alicja.

- Spałem prawie całą drogę. Rozchodzenie mięśni dobrze mi zrobi. Boisz się, że nie nadążysz na ścieżce? – spoglądał na nią znad talerza, wiedząc, że taka motywacja doskonale na nią wpłynie. W tym względzie była taka sama jak Hania. Wystarczyło podkreślić jej ewentualną słabość, a zrobi wszystko, byle tylko wypaść najlepiej jak się da.

- Widzę, że czeka Was wspaniałe popołudnie. – skomentowała tylko ze śmiechem Hania. – A gdzie się wybierzecie? – zapytała.

- Nie będziesz miała nic przeciwko temu abyśmy wybrali się na Wielki Kopieniec? Wiem, że mieliśmy iść tam wszyscy ale widoczność jest fajna i warto skorzystać. Jutro moglibyśmy wybrać się na Gęsią Szyję, jeśli tylko skończysz tłumaczenie na czas. - Ala spojrzała na nią, znając już odpowiedź. Hanka zgodziłaby się na wszystko byle tylko poprawić nastrój przyjaciółce. A ta uwielbiała widok z Kopieńca. Nietrudny szlak, a dający wiele satysfakcji, gdy siadając na szczycie, można było spojrzeć na piękno tatrzańskiej panoramy. Dzień zapowiadał się pełny promieni słońca, a one tylko podkreślały dodatkowo wyjątkowość tego, co widziało się w czasie spacerowania szlakiem.

- Zgodzę się tylko pod warunkiem, że prześlesz mi parę pięknych fotek.

- Czy Ty zawsze musisz stwierdzać i warunkować oczywistości. – ucałowała Hanię.

Kiedy tylko Ala i Marek zamknęli za sobą drzwi pokoju, pełni zaskakującego jak dla nich optymizmu, czekającą ich wyprawą, Hania założyła ciepłą bluzę, zrobiła sobie zapas kawy i siadła przy laptopie na krześle na balkonie. Słońce wspaniale grzało, a ją nic nie było w stanie zasmucić. Nawet kiedy zobaczyła przesłane porozumienie, uśmiechnęła się tylko szeroko, zrobiła zdjęcie komputera na stoliku i przesłała do Damiana z komentarzem o rozpoczęciu pracy. Wiedziała, że on tylko czeka na zwrotne przesłanie materiału. Przyzwyczaiła go do tego, że jak tylko sprawa była nagląca, nie zawodziła. I chociażby zadzwonił w środku nocy, zaczęłaby pracę od razu. To samo zdjęcie przesłała do Piotrka. „Życie często samo weryfikuje nasze plany."- napisała tylko a po chwili dostała odpowiedź: <„Nie sama praca, ale jej cel sprawia, że to jest coś wyjątkowego." A skoro Ty sięgasz po pracę w swoje wolne dni, to na pewno jest to coś, dla czego warto się poświęcić i co wywoła poczucie dobrze spełnionego obowiązku i da Ci wiele satysfakcji. Bo inaczej – trzeba zapytać siebie: po co? Ale Ty na pewno nie należysz to tych ludzi, którzy zadają sobie to pytanie.> - i po raz kolejny kiedy odczytała wiadomość, w jej oczach zagościły łzy, które osuszyła wpatrując się w promienie słońca. Wzruszył ją. Zapewne niezamierzenie, ale jednak. Wywołał poruszenie jej serca słowami o jej zaangażowaniu w pracę. Miała wrażenie jakby siedział obok niej i patrząc na nią, wypowiadał napisane słowa. Poznawał ją coraz lepiej, spędzając z nią tak niewiele czasu. Miał wyjątkowo wyczucie, które wydawało się jakby czytaniem z jej umysłu, nawet na odległość. Nigdy nie zdarzyło jej się nic podobnego. Ale przecież życie często stawia przed nami wyzwania, które są dla nas zupełnie nowe. I może i on staje się dla niej takim sprawdzianem – testem, który albo zda pozytywnie i odzyska siebie samą, ale polegnie i zapadnie się głębiej w marazm, który towarzyszył jej do tej pory. Po cichu liczyła na wygraną w tej próbie. Spojrzała na komputer i zaczęła tłumaczyć czekające na nią zdania. Praca szła jej wyjątkowo dobrze. Niecałe 3 godziny później czytała opracowane porozumienie, poprawiła kilka literówek i przesłała Damianowi zakończone zadanie. Przejrzała jeszcze zaległą korespondencję, odpisała na kilka maili, przygotowała kilka wstępnych ofert i przekazała je także Damianowi, który od razu do niej zadzwonił:

- Zasłużyłaś na dodatkowy dzień wolny Haniu. – użył tego tonu, który zawsze towarzyszył mu kiedy zrobiła coś szybciej niż się tego spodziewał. – Od razu przesłałem dalej. Wypadniemy bardzo dobrze.

- A miałeś co do tego jakieś wątpliwości? – zapytała ze śmiechem, jednocześnie uzupełniając kubek świeżo zaparzoną kawą. – Czasem budzą się w Tobie pokłady zwątpienia, do których nigdy nie przyznasz się głośno.

- Ale tylko czasem na całe szczęście. I zwykle wtedy, gdy nie ma Ciebie przy biurku obok. – dodał po chwili śmiejąc się w charakterystyczny dla siebie sposób. – Wracaj do odpoczynku. Jakie plany na teraz?

- Ala i Marek poszli na Kopieniec. Wsiądę w busa i wyjdę im naprzeciw. Może jeszcze załapię się na troszkę słońca.

- Wyślij nam troszkę tego piękna, które tam oglądasz. Baw się dobrze i wracaj do nas w jednym kawałku. Uważajcie na siebie. – pożegnał się a Hania od razu sprawdziła zawartość plecaka, przelała do kubka termicznego resztę kawy i po chwili wychodziła z pokoju. Szła w stronę przystanku, gdy zatrzymał się przy niej czerwony samochód.

- Sąsiadka wybiera się w konkretne miejsce czy tylko spaceruje? – zapytał ją kierowca, którym okazał się sąsiad z apartamentu obok. Widziała go tego dopołudnia, siedzącego na balkonie. Wyglądał na równie zajętego jak i ona.

- W stronę Zakopca. – powiedziała z uśmiechem.

- Wsiadaj zatem. Jadę po rodzinkę. Są w Kuźnicach. Podrzucę Cię. – zaproponował. – Zawiozłem ich rano, a sam musiałem popracować. Niestety kiedy prowadzi się nawet malutki biznes, urlop to strefa marzeń, nawet kiedy uda się gdzieś wyjechać. – dodał gdy wsiadła i zapinała pasy.

- To prawda. Trzeba umieć korzystać nawet z tych niewielkich chwil dostępnych na odpoczynek i relaks. – miała wrażenie jakby cytowała Piotrka. A to były jej własne słowa. Czy teraz ona radziła komuś innemu jak szukać pozytywnych stron w życiu? Na to wyglądało. Czyli jednak zrobiła krok w przód. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

- Przyjemności dla Państwa. – powiedziała sąsiadowi, gdy wysiadała. – Jakbyście chcieli coś dobrego zjeść, polecam Zajazd Tatrzański. Po dniu pełnym pracy, na pewno znajdzie Pan w menu coś dobrego, co poprawi Panu humor i pozwoli poczuć, że jednak jest Pan, nie tylko ciałem ale i duszą, w Tatrach. – dodała. – Miłego dnia. – chwyciła plecak i skierowała się w stronę, z której Ala i Marek planowali schodzić ze szlaku. Pogoda nadal dopisywała. Hania rozglądała się dookoła siebie, chłonąc to, co było dookoła. Czuła się jakby była dokładnie tam, gdzie teraz powinna być. Idąc w kierunku Doliny Olczyńskiej, słuchała muzyki z słuchawkami w uszach. Rytm ulubionych piosenek często towarzyszył jej w trakcie spacerów. Akurat rozpoczął się utwór, którego słuchała kiedy przysiadł się do niej Piotrek. Stanęła i wsłuchała się w słowa. Urzekły ją tak, jak za każdym razem kiedy je słyszała. Szymon Wydra śpiewał aby godzić się z tym co ma być, bo to i tak będzie, a swoje niebo można znaleźć wszędzie. Ona szukała swojego kawałka nieba i coraz bardziej miała wrażenie, że jest na dobrej, ku temu drodze. Doskonale znała każdy wers piosenki i wtórowała cichutko wykonawcy, przykuwając uwagę przechodzących obok. Spojrzała na nich i uśmiechnąwszy się, odwróciła i ruszyła w dalszą drogę. Dawno nie śpiewała sama dla siebie i to był kolejny krok w tą dobrą stronę. Kiedyś nuciła praktycznie bez przerwy – przy gotowaniu, pod prysznicem, w samochodzie w drodze do pracy. Nie miała jakoś wyjątkowo dobrego głosu, ale śpiewanie sprawiało jej przyjemność. Nie kosztowało nic, a dawało radość i odetchnięcie od stresów dnia codziennego, których nigdy nie brakowało. Trudne sprawy, komplikacje, nerwowa atmosfera były częścią życia każdego dorosłego człowieka. Nawet gdy było się szczęśliwym, nerwy pojawiały się niezapowiedziane i niemożliwym było pozbyć się ich całkowicie z życiorysu, choćby nie wiadomo jak bardzo się tego chciało. Dlatego tak istotnym dla wszystkich było znalezienie czegoś, co pomagało oderwać się od wyzwań dnia codziennego i tak po prostu, odpocząć. Hance dobrze robiło śpiewanie. Chociaż Ala zawsze powtarzała jej, że anielskim głosem nie została obdarzona i miała w tym rację, a pomimo to dołączała do domowo-samochodowych wystąpień Hani, co dawało im mnóstwo radości. Teraz słysząc sama siebie i wsłuchując się w swój głos, pojawiła się w niej ta sama radość, co jakiś czas temu. To uczucie, którego smaku zupełnie zapomniała. Wypełniło ją całą i niosło sobą ukojenie. Podobało jej się to co teraz czuła w sobie. Musiała się tym z kimś podzielić. Nie zaskoczyła jej potrzeba opisania tego Piotrkowi. W końcu to on miał w tym swój duży udział. „Śpiewałam właśnie. Sama od siebie i sama dla siebie. Dawno tego nie robiłam i zapomniałam jakie to fajne. Mała rzecz a cieszy. Niewielkie to może mieć znaczenie dla Ciebie, ale dla mnie to ogromny krok naprzód. I nie chcę więcej oglądać się za siebie. Tam nie czeka mnie nic dobrego." Zdała sobie sprawę, że napisała więcej niż zamierzała, ale czuła, że tak właśnie musi zrobić. Tak jakby otwarcie się przed nim, było początkiem otwarcia się przed całym światem. Stał się dla niej oknem do tego, co miała dookoła, symbolicznym zakrętem, za którym była już tylko prosta jej codzienności. Czerpała satysfakcję z tego okna i tego zakrętu. Upajała się tym, że zobaczyła możliwości, dostrzegła perspektywę, która do tej pory była dla niej niewidoczna. <„Muzyka budzi w sercu pragnienie dobrych czynów". Nie wstydź się śpiewania. To może i mała rzecz, ale każda mała rzecz warta jest docenienia. Wiele małych rzeczy, tworzy te większe.> Znowu miał rację. Nie mogła się z nim nie zgodzić. Rozejrzała się dookoła. Tuż przed nią była polana, na której postanowiła poczekać na Alę i Marka. Odłożyła telefon i usiadła na ławce spoglądając w stronę szlaku, z którego powinni nadejść. Sączyła kawę, ciesząc się słońcem. Kiedy dostrzegła znajome sylwetki, usłyszała także charakterystyczny dla przyjaciółki śmiech. Nie wierzyła własnym uszom. Jeszcze nigdy nie słyszała, aby Ala tak szczerze śmiała się w obecności jej brata. Zwykle była wycofana. Zawsze sceptycznie podchodziła do jego żartów i nie reagowała na nie w ogóle. A teraz śmiała się całą sobą. Marek patrzył na nią, śmiejąc się równie głośno. Taki widok był ostatnim, jakiego Hanka spodziewała się ujrzeć.

- Wesoło Wam. – powiedziała, gdy podeszli do ławki. – Zrobiłam Wam ciepłej herbaty. – wyciągnęła termos z plecaka, cały czas patrząc na nich zaskoczona. Ala wyglądała na zmieszaną a Marek ewidentnie był pełen niezdefiniowanej satysfakcji. Jakby sam nie wiedział, czy się cieszyć, śmiać czy wykonać taniec prosto z afrykańskiej wioski. Hania znała ten jego stan. Marek zarzucał sieć.

- Ani mi się waż. – powiedziała do niego bezgłośnie, kiedy Ala wlewała herbaty do kubka. Brat tylko na nią zerknął i udał, że nie ma pojęcia o co jej chodzi. – Opowiadajcie jak spędziliście czas. – zachęciła ich, po czym niczego nie świadoma Alicja zaczęła pokazywać jej zdjęcia, które zrobiła i posty, które już wrzuciła na media społecznościowe. Miała doskonały humor.

- Szkoda, że nie było Cię z nami. Dzisiejsza widoczność zapewniła idealną panoramę na większość Tatr.

- Tylko panoramę? – Hania nie mogła powstrzymać się od tego lekko ironicznego komentarza. – Cieszę się, że fajnie spędziliście czas.

- Ty też szybko uwinęłaś się z pracą. – skomentował Marek.

- Tłumaczenie nie było trudne. Posprawdzałam jeszcze status kilku projektów i zebrałam się na spotkanie z Wami.

- Miałaś zrobić tylko tłumaczenie. – pokreśliła Ala.

- Oj, już przestań. Skupmy się na tym, aby wykorzystać dzionek do końca i miło spędzić czas. – nie przestawała się przy tym uśmiechać, co przykuło uwagę Alicji.

- Co Cię tak bawi? – zapytała podejrzliwie.

- Absolutnie nic. Mam dobry humor. – Hania nie zamierzała zdradzać Alicji swoich przemyśleń. Nie chciała zirytować przyjaciółki. Była pewna, że jej spostrzeżenia, Alicja określiłaby jako wyssane z palca i zupełnie nieprawdziwe. Wyobraziła sobie reakcję Ali, która brzmiałaby dokładnie tak: „Zawsze widzisz rzeczy, których nie ma i dopowiadasz sobie do nich niestworzone historie." I może czasami tak było, ale dziś Hania miała wrażenie, że zobaczyła coś, czego Ala nie chciała nikomu pokazać.

- Drogie Panie, nie wiem jak Wy, ale ja jestem głodny. Zbierajmy się. – zaproponował, po czym skierowali się w stronę, z której Hania niedawno nadeszła. Szli w ciszy. Każdy z nich skupił swoją uwagę na sobie. Ważnym jest potrafić dostrzec swoje myśli, będąc w grupie. Istotne jest mieć czas dla siebie, dać sobie chwilę wytchnienia w towarzystwie innych. Ilość myśli, które czasem chodzą nam po głowie, jest tak ogromna, że potrzeba ich odpowiedniej segregacji pojawia się bez zapowiedzi. A bycie samemu ze sobą i czerpanie z tego przyjemności, jest najlepszym co możemy sobie zapewnić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro