rozdział 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tris

Dobiegam do nieustraszoności i orientuję się, że jest grubo po kolacji. Wszyscy nieustraszeni biegają po Jamie, trzymają w rękach srebrne butelki, dziewczyny noszą na sobie obcisłe sukienki, a nie które przy krótkie spodenki. Natomiast ja jestem przemoczona od pływania w jeziorze, a czarny obwisły T- shirt lepi się do ciała. Włosy są w kompletnym nieładzie, gdzieś po drodze zgubiłam gumkę do włosów, i teraz po moich ramionach falami spływają mokre włosy.

-Tris- ktoś woła za mną. Odwracam się i widzę Christine. Ma na sobie sukienkę do pasa obcisłą, a od pasa w dół rozproszona do kolan. Na nogach ma wysokie koturny, przez co czuję się mała, kiedy podchodzi bliżej.- Gdzie zniknęłaś? Czemu jesteś mokra?- po jej oczach widzę złość.

-Wyszłam poza frakcje, kompałam się w jeziorze, straciłam poczucie czasu- tłumaczę się zwięźle. Nigdy nikomu się nie tłumaczyłam, a przynajmniej nie pamiętam tego. Ale też nigdy nikomu nic nie obiecywałam, a Christinie obiecałam, że pojawię się na imprezie.

-Dobra- jej wzrok łagodnieje- jak się wyrobię, to zdążymy cię przygotować.

Zaczynamy iść do mieszkania dziewczyny. Sukienka Christiny kołysze się na boki, a ona sama chodzi w tych wysokich butach, jakby kilko centymetrowe koturny jej w ogóle nie przeszkadzały. Włosy ma rozpuszczone, lekko pofalowane, jak woda spływające po jej plecach.

Nie mam pojęcia czy to dobrze, czy źle, że Christina nie zrobiła mi wyrzutów. Narazie myślę, że to jednak dobrze.

W mieszkaniu dziewczyny walają się stery ubrań i kosmetyków. Widać, że ona musi mieć wielki wybór, jeśli chodzi o strój i wygląd na imprezy.

-A teraz zrobimy ciebie na bóstwo- mówi z uśmiechem.

-Mnie?- unoszę brew i robię grymas.

-Nie, świętego Mikołaja!- krzyczy ironicznie- No pewnie, że ciebie głuptasie. Nikogo tu razem z nami nie ma- sięga dłonią do komody i podnosi czarną kosmetyczkę z jaskrawo różowym suwakiem.

-Usiądź tam- pokazuje na krzesło wypełnione różnokolorowymi szmatkami- rzuć to na łóżko.

Niepewnie podchodzę do jej krzesła i biorę ubrania do ręki. Większość ciuchów wypada mi z dłoni, przez co w połowie drogi po prostu rzucam je na łóżko, jak piłką na odległość pięciu metrów. Christina wybucha śmiechem, kiedy potykam się o zieloną bluzkę.

-Ja też czasem się potykam o własne ubrania- wzrusza ramionami i po raz kolejny się śmieje- I tak muszę odnieść sporą ilość ubrań do pralni.

-Ktoś jeszcze idzie na tą imprezę oprócz nas?

-Cztery, Zeke i Shauna- odpowiada- Ponoć Cztery nie miał ochoty, ale Zeke go namówił, więc ciebie trzeba jeszcze bardziej odpicować- zaczynam się śmiać. Nie wiem dlaczego. Po prostu wybucham śmiechem, dla mnie brzmiącym jak histeryczny śmiech.

-Ty też musisz się odpicować, bo twój chłopak też tam będzie- siadam ciężko na krześle. Nie czuję się komfortowo w tak brudnym mieszkaniu.

-Ja podobam mu się w każdym wydaniu- mówi zabawnym tonem- zwłaszcza w bieliźnie.

-Ile wy ze sobą już jesteście?

-Tak naprawdę chodzimy ze sobą od ponad dwóch miesięcy, ale wtedy nie mieliśmy pewności czy coś z tego wyjdzie.

-I wyszło?- kącik ust drga, powoli zaczyna się podnosić, aż moją twarz wykrzywia uśmiech.

-Najwyraźniej- składa kilka ubrań i przegląda szafe- Ta sukienka będzie dla ciebie w sam raz- wyciąga bordową sukienkę do połowy ud, z luźnymi ramionami, spływającymi rękawami do łokci, czarnym paskiem w miejscu gdzie powinny być biodra, a w dół rozproszona.

-Ładna- mówię tylko. Nie jestem specjalistką od ubrań.

-Zartujesz sobie? Jest idealna dla ciebie- rzuca mi sukienkę razem z wieszakiem na moje kolana, jakby to była tylko stara szmata. Mówi, że jest ładna, a traktuje ją jak nic nie warte ubranie.

-A dla ciebie?- wyplątuję wieszak z ramionczek sukienki, chwytam ją za materiał obok kołnierza i unoszę w pionie.

-Nie wiem- wzruszam ramionami- Jakoś na mnie to źle wygląda.

Przechodzę do łazienki i szybko narzucam na siebie sukienkę. Lustro w malutkim pomieszczeniu jest zbyt małe, bym mogła się w nim przejrzeć i zobaczyć, jak wyglądam. Widzę w odbiciu tylko brunetkę o intensywnych niebieskich oczach, zaróżowionych policzkach, roświetlonej cerze i szerokim uśmiechem. Wypad poza frakcje zadziałał, bo przed oczami nadal mam obraz pięknego krajobrazu, we włosach dalej czuję wiatr, a w uszach nadal słyszę dźwięk ptaków i szum liści.

Kiedy wychodzę Chrisitna dopada mnie i siłą stawia na krześle. Jej mocny uścisk na moich ramionach pewnie zrobił mi kilka siniaków.

Dziewczyna sięga do kosmetyczki i wyciąga z niej tubki z brązowymi płynami, jakieś pomadki. Przed twarzą próbuje wymachiwać mi pędzlem.

-Zabierze to odemnie!- krzyczę, kiedy Christina po raz kolejny próbuje pomalować mnie podkładem lub korektorem.

Brunetka wzdycha.

-To chociaż kredką do oczu pozwól mi cię pomalować- przeciera mi policzki opuszkami palców, by rozsmarować nałożony fluid. Czuję się, jakbym była brudna na twarzy.

-Tylko bez żadnych podtekstów- ostrzegam i przecieram sobie poliki. Na palcach pozostaje mi część podkładu. Widzę, jak iskrzy się na nim brokat.

-Słowo- wyciąga wacik i czymś go nasącza, po czym przeciera mi tym całą twarz. Znów czuję się brudna, jakby na skórze miała grubą warstwę kurzu.- Dzięki temu pozbędziemy się podkładu, skoro nie chcesz go nosić.

Dziewczyna delikatnie sunie wilgotnym materiałem o twarzy. Mięśnie na twarzy mi się rozluźniają od tak lekkiego i przyjemnego dotyku. Zapominam, że Christina po prostu zmywa mi makijaż, na który się nie zgodziłam.

Ciemnooka sięga ręką po kredkę do oczu i powoli jeździ nią po linii moich rzęs. Ręce mi się trzęsą, tylko nie wiem od czego. Od ekscytacji, czy zirytowania? Nie potrafię w tym momencie odróżnić jednego od drugiego.

-Teraz Cztery nie będzie mógł od ciebie odwrócić wzroku- otwieram oczy i widzę, jak Christina porusza brwiami- Chyba, że będzie wszystkich zabijał wzrokiem za to, że będą się na ciebie gapić- wyczuwam w jej tonie nutkę zazdrości, ukrytą pod tonem rozbawienia. Nie chcę, żeby była zazdrosna o mój wygląd, ale nie mogę z tym nic zrobić. Chyba, że mogłabym się oszpecić, ale wtedy nawet Tobias by mnie wtedy nie chciał. Odsuwam te myśl na bok.

-Uwierz mi- odpalam- Ja wcale nie mam ochoty tak wyglądać. Wolałabym wyglądać tak, jak kiedyś.

-Mi to obojętne- z pewnością kłamie- Charakter ci się nie zmienił.
 
Nie odpowiadam, bo i tak nie mam, co powiedzieć. Cały czas mówię prawdę. Mam serdecznie dość mojego wyglądu, mimo, że wiele dziewczyn mi go zazdrości. Mam dość ciągłego wzroku mężczyzn na sobie, dlatego też chodziłam po pustych terenach, gdzie człowiek rzadko przychodzi. To były przeróżne miejsca, prawie zawsze zmienne. Odkrywałam nowe miejsca, poznawałam tereny, wchodziłam w nieznane pomieszczenia.

-Dobra- uśmiecha się- Pewnie wszyscy już na nas czekają.

Wstaję i nie przeglądając się w lusterku wychodzę z mieszkania. Christina zaklucza drzwi i ramie w ramie idziemy prosto do Jamy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro