2. Mój aniołek przyszedł

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Od tamtego zdarzenia mineły trzy dni. Nic szczególnego się nie wydarzyło, bo nawet nie zdążyłam poznać jego imienia. A dzięki komu? Dzięki jego koledze albo koleżance. A dlaczego? Akurat w tym momencie musiał zadzwonić jego telefon.

Skończyłam jeść śniadanie przy, którym ponownie wróciłam myślami do tamtego zdarzenia. Wyszłam z kuchni i poprawiłam moje włosy związane w koński ogon. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej czarne szpilki, założyłam je po czym poprawiłem żakiet od koszuli.

Zamknełam mieszkanie na klucz i kiedy się odwracałam spotkałam moją, jakże uroczą sąsiadkę. Jak ja nienawidzę tej zdziry, bo inaczej nie da się określić takiego wybryku natury, a dobra jednak się da.

Tydzień temu zobaczyłam na drzwiach mojego samochodu zarysowanie. Z własnych pieniędzy zapłaciłam za naprawę, ponieważ nikt się nie przyznał. A jak się okazało później, kogo to była wina? Tej ladacznicy, a najlepsze było jej tłumaczenie "no, ale ja nie chciałam, to samo się tak stało", uważaj bo moja pięść też spotka się przypadkiem z twoją twarzyczką. Potem powiem to samo co ty "no ale to samo się tak stało, nie chciałam. Po prostu to tak wyszło." Nie dość, że te wstrętne babsko wszystko mi psuje, to sprowadza tu tych swoich koleżków, których nie wiadomo skąd wzieła. Czekaj w ogóle to od kiedy ona ma jakich kolwiek kolegów?

- Hej Oli- zatrzepotała swoimi długimi rzęsami, a nie raczej nie, sztucznymi rzęsami.

- Cześć, mówiłam ci tyle razy nie nazywaj mnie tak- odpowiedziałam markotnie. Dopiero po chwili zobaczyłam w co ona się dzisiaj ubrała. Miniówka w panterkę i bluzka koloru różowego z ogromnym dekoltem. Czerwone szpilki na platformie z paseczkami wokół kostek, mocny make-up podkreślony różowym błyszczykiem i torebka w zebrę. No normalnie jakby dopiero wróciła z pod latarni.

- A ty co taka dzisiaj nie w humorze?- wydeła usta w dziubek i starała się zrobić smutną minkę, ale botoks jej na to nie pozwolił.

- Mam bardzo dobry humor, jak nigdy. Wybacz mi, ale śpieszę się więc nie mogę za bardzo teraz rozmawiać- chciałam ją już wyminąć, ale te babsko mi w tym przeszkodziło.

- Nawet się nie przytulisz na pożegnanie?- wyciągneła ręce w moją stronę, na co oczy mi prawie nie wypadły. Skąd taka myśl, że ją przytulę wpadła do jej pustej głowy.

- Chciałabym, ale jestem trochę przeziębiona i nie chciałabym cię zarazić- zakaszlałam teatralnie i pociągnełam nosem, aby nie musieć tylko przytulać tej francy.

- A rozumiem, no to dobrze. W takim razie do zobaczenia- pomachała mi i weszła do swojego mini burdelu.

Mam nadzieję, że prędko się nie zobaczymy

Zjechałam windą na sam dół, po czym wyszłam z wieżowca. Po odnalezieniu samochodu, co nie było takie proste jak się mogło wydawać, pojechałam do firmy dla której pracuje.

Mam dosyć bycia prawnikiem, to nie jest dla mnie. Ostatnio dużo na ten temat myślałam i doszłam do wniosku, że wolę się zwolnić niż pracować w tym zawodzie do końca swojego życia. Mam dość sporo oszczędności, więc mam trochę czasu na znalezienie sobie innego zajęcia.

Zaparkowałam przed biurem i szybkim krokiem ruszyłam w stronę więzienia, z którego dzisiaj się uwolnię. Przywitałam się z recepcjonistką, odbierając kilka dokumentów, które mam dać dla szefa.

Windą jechałam na samą górę, biorąc kilka głębszych oddechów i oczekując na rozmowę z przełożonym.

Piętro 26

Po komunikacie otworzyły się drzwi, a ja wolnym krokiem szłam wzdłuż korytarza prowadzącego do gabinetu mojego szefa, ale za niedługo byłego.

Zapukałam w machoniowe drzwi, ale nic nie usłyszałam. Zapukałam jeszcze raz i znowu nikt mi nie odpowiedział. Po raz ostatni uderzyłam piąstką w drzwi i na szczęście tym razem usłyszałam pozwolenie wejścia do pokoju.

- Witam panno Líng, co ciebie tutaj sprowadza?- obrócił się na krześle i utkwił we mnie swój wzrok.

- Przyniosłam dokumenty od San- położyłam papiery na biurku i usiadłam w fotelu. -Chciałabym panu dać to- podsunełam mu wypowiedzenie i przyglądałam się jego reakcji.

- Chce się pani zwolnić?- pokiwałam głową na co on się na mnie popatrzył z dezaprobatą. - Oj źle ci to wyjdzie Oli, oj źle. Nie mamy od ciebie lepszego prawnika, jeśli potrzebujesz wyższych zarobków to wystarczyło powiedzieć- widziałam jak wyciąga książeczkę z czekami, ale się nie zgodziłam.

- Nie o to chodzi, po prostu nie jest to dla mnie praca. Wiesz dobrze, że nigdy mi nie przypadła do gustu- pokiwał głową i się uśmiechnął.

- No dobrze, nie mogę ci niczego zabronić, w takim razie...- wyciągnął dłoń w moją stronę i uścisneliśmy je sobie wzajemnie. - W naszej kancelarii zawsze będzie dla ciebie miejsce panienko Líng.

Wyszłam z już byłej firmy zadowolona z siebie i pojechałam do mojej ulubionej kawiarni, aby się zrelaksować.

Jak tylko przekroczyłam próg kawiarenki to zadzwonił dzwonek powiadamiający o nowym kliencie.
Podeszłam do bardzo dobrze znanej mi osoby i pocałowałam ją w policzek.

- Mój aniołek przyszedł tutaj do mnie- staruszka uścisneła mnie w babcinym uścisku i się uśmiechneła.

- Dzień dobry babciu- odwzajemniłam uścisk staruszki i usiadłam przy wolnym stoliku na uboczu.

- To co zawsze?- skinełam głową i czekałam na moje zamówienie.

Pani Su była dla mnie jak babcia, której nigdy nie miałam. Staruszka ma z sześćdziesiąt lat, a poznałam ją dwa lata temu, jak przyjechałam do Korei Południowej. To ona nauczyła mnie koreańskiego, bo jak wtedy tutaj przyjechałam to nie umiałam dosłownie nic. Los sprawił, że poznałam panią Su, która dostała te nazwisko po swoim zmarłym mężu.

- Proszę kochana late z pianką, rurką czekoladową i dwiema łyżeczkami cukru- uśmiechneła się, a ja odsunełam jej krzesło, żeby mogła usiąść razem ze mną. Wzięłam łyk kawy i odstawiłam na talerzyk.

- No to opowiadaj jak tam u ciebie aniołku?- zmarszczyłam nosek i się nieśmiało uśmiechnełam.

- Zwolniłam się z pracy


Do następnego
Líng❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro