11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Niemcy

Jakoś niezbyt przepadam za jesienią. Niby można iść na grzyby, niby nie ma uciążliwych upałów, jednak jakoś tak...

-O, PATRZ!!!! KANIA!

znudzony odwróciłem się w stronę lichtenstein'a. Trzymał właśnie w ręku muchomora. Tak.

-Lichtenstein, zostaw to! - podbiegłem szybko wyrywając mu z pod nosa muchomora sromotnikowego i wyrzucając w losowe miejsce w lesie

-NO CO TY ROBISZ CAŁY DZIEŃ ŁAZIMY I NIE MA NICZEGO, A JAK ZNALAZŁEM JEDYNEGO JADALNEGO GRZYBA TO MI GO WYRYWASZ I NISZCZYSZ... JAKIM PRAWEM-

-debilu to muchomor - nagle z nikąd pojawił się Austria - jak byś zjadł to byś się zatruł

-NIE! - protestował Lichtenstein

Zrezygnowany Austria westchnął i wyjął z koszyka atlas grzybów, otwierając na stronie 26

-patrz - pokazał - czy tak wyglądał twój grzyb?

Na zdjęciu był muchomor sromotnikowy.

-tak! - odpowiedział młodszy

-umiesz czytać? To mu-cho-mor sro-mot-ni-ko-wy! Grzyb śmiertelnie TRUJĄCY!

-aha - odpowiedział Lichtenstein

-chciałeś nas zabić? Patrz, tu jest kania - otworzył atlas na stronie 69, gdzie była ukazana czubajka kania - grzyb NIE ZIELONY, z charakterystycznym pierścieniem...

I tak wygląda grzybobranie z nimi. Połowa czasu spędzonego w lesie to spieranie się o to, czy ,zebrany przez kogoś grzyb jest jadalny.

-dobra - odpowiedziałem - chodźmy.

*** Jakiś czas później

-ej, co to za grzyb?!!! - krzyknął Lichtenstein - taki okrągły z ogonkiem...

-czekaj - podszedłem do niego

-ten - wskazał ręką

-to czernidłak! Grzyb bardzo smaczny, mający działanie antynowotworowe i bardzo zdrowy... - wtrącił się Austria

-tylko ojciec powie, że to dziadostwo. Nie zbiera takich grzybów. - odezwałem się. Ojciec zbiera tylko te znane grzyby, jak np. Borowik, kurka.

-dobra, zaryzykujmy. - wrócił grzyba do koszyka, wykręcając go i zasypując ziemią grzybnię - Tak więc mamy pierwszego jadalnego grzyba po dwóch godzinach chodzenia. Brawo.

-hej, jak idzie grzybobranie? - usłyszałem nieznany mi głos. Odwróciłem się i ujrzałem wysokiego chłopaka w czapce, kurtce w kratę i z liściem klonu.

-kanada! - krzyknął Lichtenstein

-Jestem Kanada - przedstawił się

-ja jestem Niemcy, a to Austria.

-poznałem Kanadę, jak zgubiłem się, gdy wracałem sam pierwszy raz ze szkoły - wytłumaczył lichtenstein - pomógł mi wrócić do domu.

-znam te lasy jak własną kieszeń, mogę pokazać wam takie fajne miejsce przy stawie, gdzie jest trochę grzybów - zaproponował "Kanada"

-o, tam! Tam! W górę! - zaczął skakać Lichtenstein

-co? - Austria spojrzał w górę. Obok było przewalone, zgniłe drzewo z jakimś grzybem wystającym z kory.

-masz dobry wzrok, to boczniak. Grzyb jadalny i smaczny - pochwalił go Kanada

***

Pov. ???

Dostałam informację, że nie zmienił miejsca zamieszkania. To dobrze, może uda mi się z nim spotkać. Spotkać, jak za dawnych lat...

Kiedyś byliśmy sobie bliscy. Może nie parą... Niestety. Ale przyjaciółmi. Najlepszymi przyjaciółmi. Mieszkaliśmy blisko siebie, razem chodziliśmy do szkoły, razem wracaliśmy, razem śmialiśmy się z wszystkiego. Dosłownie. Pamiętam do dziś, ile śmiechu było, gdy jakiś typ wywalił się ze schodów... To były piękne czasy... Ale niestety moja mama dostała ofertę pracy w innym miejscu, a więc przeprowadzka...

***
Pov. Polska

Nic nie wskazywało na to, aby miało padać. Po niezbyt długim, porannym spacerze usiadłem na pobliskiej drewnianej ławce w  niezbyt dużym parku. Wyjąłem z plecaka słuchawki, rozplątałem je (co zajęło mi jakieś pięć minut), i założyłem. Następnie wybrałem na youtub'ie jedną z moich ulubionych piosenek. Jest to piosenka dość popularna na tiktoku, z pozoru zwykła, jednak tekst jest dość smutny...

Starałem się przemyśleć to, co ostatnio widziałem... Dlaczego mnie to dotyka?

Pov. Węgry (wiem, ciągle zmieniam)

Usiadłem na kanapie. Brakuje mi Austrii... Znamy się parę miesięcy, a ja przez ten czas zdążyłem się w nim zakochać. Jaki ten świat jest pokręcony...

Nikt nie miał o tym się dowiedzieć. Lecz pewnego dnia, gdy przyszedłem z nudów do sąsiadów, Austria mi to wyznał... Nie spodziewałem się tego, bo kto by się spodziewał? Jego usta... Nie mogę przestać o nich myśleć...

Usłyszałem trzaskanie drzwiami. Wiem, kto wrócił. I nie będzie zadowolony, bo dziś miałem umyć talerze po obiedzie, a tego nie zrobiłem. I o tym nie wspomnieć, jak miał to w zwyczaju... Coś się między nami zepsuło...

Niechętnie wstałem i skierowałem się w stronę kuchni. Chwyciłem losową gąbkę leżącą obok zlewu, wlałem trochę płynu do mycia naczyń na nią i zacząłem zmywać talerze. W kuchni dało się usłyszeć fragment piosenki "all i want is you", dobiegającej z pokoju Lengyelország'a.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro