16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Polen

Wyjąłem telefon z plecaka, a następnie słuchawki, i wybrałem interesującą mnie muzykę: "Hymn for the weekend,  nightcore". I zacząłem iść w kierunku domu.

Dziś nie było Niemca w szkole. Ciekawe dlaczego...

Niestety nie było mi dane długo cieszyć się muzyką, gdyż ktoś z daleka machał w mają stronę rękoma i krzyczał. Zirytowany wyjąłem słuchawki z uszu. Miałem rację. Ktoś chce się ze mną widzieć.

I to nie był nikt inny jak lichtenstein, brat Niemca. akurat teraz...

-Hej! - przywitał się, gdy przybiegł.

-hej, czego chcesz?

-no... Chciałem tylko przekazać, że Niemcy źle się czuje, więc został dziś w domu. Znudzony leży w łóżku i nie chce nigdzie wyjść, ani niczego jeść.

-aha. - odpowiedziałem obojętnie. Jest chory?

-i... No ten... - Lichtenstein się zawahał.

W mojej głowie pojawiły się myśli dokańczające jego zdanie, takie jak "kupisz mi robuxy?", "Zagrasz ze mną w brawl stars?"

-no, co?

-więc... Skoro Niemcy jest chory, Austria mnie nie lubi, a Luksemburg wyjechał do babci, nie mam co robić w domu... Przyjdziesz do mnie?

No, przynajmniej nie muszę kupować mu robuxów, ani żadnych innych rzeczy do gier, tak, jak gadał Niemcowi.

-nie mam dziś czasu. - odpowiedziałem. Tak naprawdę mam czas, ale co ja będę z nim robić? Chociaż w sumie jak przyjdę, to będę miał okazję zobaczyć się z Niemcem...

Czekaj, czemu mi tak na nim zależy?

-to szkoda...

-a nie ma Austrii? Na pewno aż TAK wredny nie jest, by ignorować cię.

-jeszcze go nie znasz dobrze - odpowiedział Lichtenstein - a po za tym on ostatnio woli spędzać czas z Węgrem...

W mojej głowie pojawiły się czarne myśli... Nie chcę wiedzieć, w jaki sposób spędzają ten czas...

-dobra - zgodziłem się - w sumie niczego ciekawego i tak nie mam do roboty.

-jej! - ucieszył się dzieciak.

I tak więc zaczęliśmy iść razem. Lichtenstein po drodze gadał coś o grach. O ile rozumiałem coś z roblox'a i Minecraft'a, to z brawl stars i nowych update'ów Among us już nie (w do drugie rok temu przestałem grać).

Gdy byliśmy na miejscu, przywitał mnie Hugo, pies Niemca, skacząc na mnie.

-dobry pies - pogłaskałem go po głowie

-tak powiedział, że nie można głaskać psa, jak skacze na nogi, ponieważ wtedy uczy się złych zachowań - odezwał się Lichtenstein

-daj mu spokój, on tylko się cieszy, że przyszedłem. Co niby złego robi?

Lichtenstein po chwili podniósł z ziemi najbliższą, czerwoną tenisową piłkę. Pies zauważywszy ją, od razu podbiegł do Lichtenstein'a próbując mu ją odebrać. Lichtenstein rzucił piłką jak najdalej w drzewa, a pies pobiegł szukać ją.

-on nie odpuści, dopóki jej nie znajdzie. Mógłbym nawet rzucić ją na dach domu, a on i tak do końca swojego życia szukałby sposobu, by ją zdobyć. - znów odezwał się najmłodszy z rodziny germańców - chodź

I wszedliśmy do środka. Na korytarzu stał Dorosły kraj, ubrany w czarne ciuchy, z wojskową czapką na głowie, rozmawiając przez telefon w nieznanym mi języku, podejrzewam, że niemieckim. Po chwili zakończył i skierował swój wzrok na mnie.

-a ty kto? - spytał się

-to jest mój przyjaciel, nasz sąsiad, Polen - wyjaśnił Lichtenstein.

-dzień dobry - przywitałem się niepewnie. Kraj nie odpowiedział, tylko poszedł w stronę kuchni... Chyba kuchni.

-chodźmy do mojego pokoju! - krzyknął zadowolony Lichtenstein.

Pokój Lichtenstein'a był nieduży. Miał łóżko, pudełko na zabawki, trochę książek na półce, szafę na ciuchy, oraz dywan na środku.

-kolekcjonujesz karty z pokemonami? - spytał się podchodząc do półki z książkami

-nie - odpowiedziałem - ale w twoim wieku kolekcjonowałem, i miałem ich bardzo dużo. I jeszcze gdzieś na strychu powinny być.

-wow - odpowiedział Lichtenstein - ja mam tylko dziesięć, niedawno w szkolnym sklepiku się pojawiły po 2 zł za paczkę.

-aha - odpowiedziałem - to co chciałbyś zrobić? Może zagramy w coś z Niemcem?

-z nim?... No dobra, może przestanie marudzić, że czasu z nim nie spędzamy.

-zagrajmy w uno - zaproponowałem - masz karty?

Lichtenstein odpowiedział "tak", i podał mi wyciągnięte z dębowej szafy karty do wspomnianej przeze mnie gry i skierowaliśmy się w stronę pokoju Niemca.

-wstawaj, będziesz spał w dzień? - Lichtenstein bez skrępowania uderzył biednego Niemca w twarz.

-co, co jest... Polen? - Niemiec wyglądał na zaskoczonego moją obecnością.

Było widać, że jest chory. Wyglądał, jakby był niewyspany, i wyraźnie miał katar. Lichtenstein podał mu papier.

-tak. Przyszedłem do Lichtenstein'a, i pomyślałem, że moglibyśmy pograć w uno. Jednak słabo się gra w dwie osoby, więc pomyśleliśmy, że możemy zagrać z tobą.

-ze mną... No dobra - zgodził się Niemiec. Lichtenstein się ucieszył.

Rozdałem każdemu po 7 kart i położyłem jedną ze stosu na środek. Czerwona jedynka.

-mam - Lichtenstein położył niebieską jedynkę. Za nim Niemcy położył kartę zmiany koloru.

-zmieniam kolor na czerwony - powiedział i wskazał na czerwony kolor na karcie.

-masz - postawiłem czerwon kartę "zakazu".

-no nie - odezwał się najmłodszy w grze. Został pominięty.

***

-UNO! - Niemiec postawił ostatnią kartę, "+4" - i zielone oczywiście.

Spojrzałem na swoje karty... Nie mam żadnej pasującej. Wziąłem ze stosu cztery dodatkowe karty. Za mną Lichtenstein położył swoją ostatnią kartę i również wygrał. Więc przegrałem z 9 kartami.

Nagle ktoś wszedł do pokoju.

-co robicie? O, i cześć Polska - odezwał się. To był nikt inny jak Austria...

-TY W DOMU? - zdziwił się Lichtenstein - myślałem, że znów spędzasz czas z Węgrem. Ostatnio cały czas tylko do niego łazisz - powiedział z pretensją.

No tak, ostatnio Austria dość często odwiedzał nasz dom...

-byłem, ale wróciłem. Z resztą co to za różnica, i tak nie spędzałem z tobą czasu.

-dobra, przestańcie, mam dość waszych kłótni - przerwał im Niemiec - możecie zostawić mnie w spokoju?

-dobra - Austria wyszedł.

-Chodź - Lichtenstein machnął ręką w moją stronę - idziemy

-mógłbyś się na chwilę zostać? - zaczepił mnie Niemiec - muszę ci coś powiedzieć.

Spojrzałem się na Lichtenstein'a

-dobra, ale zaraz przyjdź. - i wyszedł.

Zostałem się sam z Niemcem.

-więc...- zaczął

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro