23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie mogłem dokończyć swoich myśli, bo poczułem usta Litwy na swoich. Nigdy się nie całowałem...

Niczego nie czułem. Mówią, że gdy całujesz osobę, którą kochasz, czujesz dziwne ciepło, motylki w brzuchu, czujesz się szczęśliwy. A ja niczego nie czułem.

Po prostu... Nie mogłem tego zrobić. Czułem, że moje serce nie należy do Litwy. Odepchnąłem ją...

Spojrzała się na mnie że smutkiem w oczach.

-litwa, ja.. - zacząłem - przepraszam... Naprawdę jesteś dla mnie ważna i nie chciałbym zniszczyć naszej wieloletniej przyjaźni, ale wybacz... Naprawdę, ja nie mogę...

-nie kochasz mnie? - spytała się - wiedziałam. Po co w ogóle się starałam? Jestem głupia... Co ja sobie myślałam...

Widok Litwy ze łzami w oczach mnie zabolał. Jednak nic nie czuję do niej...

Spojrzała się na mnie ostatni raz, po czym wybiegła z płaczem. Rzuciłem się do beigu za nią, ale popchnęła mnie tak, że się wywróciłem i pobiegła dalej, ignorując moje wołanie.

Naprawdę nie chciałbym, aby nasza wieloletnia przyjaźń rozpadła się przez nieodwzajemnioną miłość. Dlaczego mnie to spotyka...

Czy to koniec tego? Wszystkich wspomnień dzielonych z nią, wszystkich chwil, dni...

Czy straciłem ją na zawsze?

***

-coś ty taki... Przygnębiony? -zaczepił mnie Węgry -nie, żebyś taki nie był prawie zawsze, ale tym razem jakoś bardziej...

-nie twoja sprawa - odpowiedziałem i zalałem wodą z czajnika elektrycznego kakao, a następnie poszedłem do swojego pokoju. Niestety nie ma mleka, więc trzeba cieszyć się tym, co się ma.

Próbowałem dodzwonić się do Litwy, wysyłałem SMS z przeprosinami... Nie odpisała, ba, zablokowała mnie.

To musiało naprawdę ją zaboleć...

Gdybym mógł tylko to zmienić...

Tę ciszę przerwał dźwięk powiadomienia w telefonie. Nie miałem ochoty korzystać z telefonu, jednak byłem zmuszony, gdy usłyszałem irytującą muzyczkę niewiadomego pochodzenia z telefonu.

"Friend. Niemcy. Odbierz - ignoruj" - przeczytałem na ekranie. Aha. Czyli w aplikacji friend dodali możliwość dzwonienia. Ciekawe, czy można zmienić dźwięk dzwonka, bo zaraz uszy mi wylecą...

Nie mając wyboru odebrałem.

-Hej, dlaczego nie opisywałeś? - usłyszałem

-hej...

-coś się stało?

-gówno - odpowiedziałem - nie udawaj, że się martwisz.

-ale o co ci chodzi?

-daj mi spokój i idź do tej swojej baby. Może ona zajmie ci czas, ja nie mam ochoty marnować swojego.

-ale jakiej baby, o co ci chodzi? - spytał się

-tej, z którą się lizałeś na oczach swojego najmłodszego brata.

-co?

-jajco, Nie pisz do mnie - rozłączyłem się i go wyciszyłem. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać, a tym bardziej z nim.

Pięć minut później znów dostałem powiadomienie. Zirytowany wziąłem telefon do ręki. Przecież go wyciszyłem...

Dostałem wiadomość na friend od nieznanego konta, "@luxemburger".

To chyba ten "znajomy" Lichtenstein'a.

Luxemburger: słuchaj, widziałeś może Lichtenstein'a? Mieliśmy się spotkać, a go nie ma. Od godziny. Nie odpisuje na SMS, nie odpowiada na dzwonienie..
I przez friend, i przez telefon.

Zdecydowałem się odpisać.

PolskaOk: nie ma go?

Luxemburger: dobrze, że odpisałeś. Nie. Pisałem do Austrii, odpisał, że nie wie, gdzie jest.

PolskaOk: czekaj, napisze do Niemca.

Luxemburger: ok

Konwersacja został zmieniona na "Niemcy i polska"

Polska: ej, wiesz.. mam ważne pytanie.

Odpisał niemal od razu.

Niemcy: czego? Odnośnie tej "baby"?

Polska: Nie, gdzie jest Lichtenstein?

Niemcy: a co cię to obchodzi?

Polska: jego przyjaciel, ten Luksemburg pisał do mnie, że mieli się spotkać godzinę temu a go nie ma. Nie odpowiada na SMS, dzwonienie i wiadomości na friend.

Niemcy: nie wiem.

Polska: spytaj się swojego ojca

Nie dostałem odpowiedzi. Czekałem parę minut... I dopiero po dziesięciu odpisał

Niemcy: on nie wie.

Polska: a co, jeśli się zgubił?

Niemcy: to pewnie kolejny, głupi prank jak kiedyś. Nie nabiorę się na to drugi raz.

Aha. To tak przejmuje się swoim bratem.

Zaraz... Przecież ostatnio gonił za psem... Szybko napisałem do Niemca

Polska: ostatnio widziałem go prawie dwie godziny temu jak gonił psa, ponieważ ten trzymał w pysku jego zabawkę. Pies był bez właściciela, poza Lichtenstein'em, psem i mną nie było tam żywej duszy. I to nie był wasz pies. Mógł się zgubić, ten pies trzymał jednego z jego ulubionych samochodów...

Niemcy: trudno. Nie mogę teraz pisać.

I jest offline. Ta baba aż tak mu namieszała w głowie? Pewnie poleciał na jej bogactwo.... Bo to ani ładne, ani mądre...

Próbowałem napisać coś do Lichtenstein'a, a nawet do niego dzwonić. Nie odpowiedział. Może Niemiec byłby bardziej skory do pomocy, gdyby nie to, że wyładowałem na nim swoją złość pisząc to, czego nie powinienem...

Wstałem i zacząłem iść. To jest ta łąka za domem... Idąc przez nią da się trafić do parku, ale jest to dłuższa droga i lepiej iść tą przez miasto. Jednak wybrałem wcześniej tą drogę, i tu go widziałem... I zaczyna się już robić ciemno...

Wyszedłem z domu i po chwili znalazłem się na łące. Widać było niemal od razu ten nieszczęsny dołek wykopany przez psa. Gdzie mógł pójść? Chyba szedł w lewo, gdy zaczepił mnie i krzyknął...

Napisałem do Luksemburg'a, by przyszedł w wskazanie miejsce. Był tu po piętnastu minutach. Wyglądał na przerażonego.

-masz go? - spytał się

-to nie prank? - spytałem się nie odpowiadając na jego pytanie.

-Nie! - sprzeciwił się niemal od razu - naprawdę nie wiem, gdzie on jest...

Wytłumaczyłem mi tą całą historię z psem  i o tym, jak wystraszył psa krzykiem i pobiegł za nim w lewo.

-to chodźmy - zaczął iść.

Mamy tylko jakieś pół godziny nim zrobi się ciemno...

-ał - Luksemburg niespodziewanie się wywrócił. Potknął się o coś czarnego... Zaraz... Czy to nie telefon Lichtenstein'a?

-to telefon Lichtenstein'a - poinformowałem go - idziemy w dobrą stronę.

Po piętnastu minutach wciąż nie było śladu po dzieciaku. To chyba żarty...

-czekaj - rozkazałem i podszedłem do pobliskiego drzewa, przysuwając telefon i włączając aplikacje, Której oczywiście już nie miałem i musiałem zainstalować.

Ujrzałem na drzewie różowy znak "X". A to oznacza, że jest tu jedna z zamontowanych przeze mnie i Węgra parę lat temu malutkich kamerek.

Obok znaku była liczba "2". Włączyłem obraz z kamery nr 2. Po wpisaniu hasła. Co prawda kamera po tylu latach się trochę zniszczyła i obraz był w niektórych miejscach niewyraźny, ale wciąż dało się coś zobaczyć.

-chodź - powiedziałem - tu kiedyś z bratem zostawiłem  kamerę dla zabawy. Obejrzymy obraz.

Łącznie ukryłem z Węgrem dwie małe kamery, które znaleźliśmy co prawda na śmietniku, ale jeszcze działały.

Po parunastu minutach oglądania dało się zobaczyć, jak był tu Lichtenstein idący zmęczony obok psa z autem w ręku, skręcającego w prawo. Po chwili było słychać krzyk i szczekanie psa. Ale tu już obraz był poza zasięgiem malutkiej, skromnej kamerki. Nagle coś mi się przypomniało. Przecież tu niedaleko była dziura po tym, jak ktoś wykopał stąd nielegalnie żółty piach i zaczął sprzedawać jako idealny piasek do paskownic dla dzieci.

-chodź - chwyciłem go za rękę i skręciłem w prawo. Po chwili usłyszałem szczekanie psa. Taki sam dźwięk, jak wcześniej... I ten sam pies leżał przy dziurze. A tam był Lichtenstein.

-Pomocy! - krzyknął do nas - wpadłem tu!

***

-dzięki, naprawdę... Nie wiedziałem, że jest tu jakaś dziura - podziękował Lichtenstein, gdy jakoś go wyciągnęliśmy. - a ciebie Luksemburg przepraszam. Ten kundel zabrał mi mojego MG (marka samochodu), a wiesz, że go lubię, więc próbowałem go odzyskać. Ale pies zaczął biec... I przez przypadek wpadłem tu...

-dobra, to nic. Najważniejsze, że jesteś cały... - odpowiedział luksemburg

-a co z tym psem? Spytał się lichtenstein

-nie wiem, może zabierzemy go do weterynarza by sprawdził, czy ma chip. Po nim można znaleźć właściciela.

Pies zaszczekał, i zaczął iść za nami...

Gdy byliśmy już przed domem Niemca, Lichtenstein pożegnał się z Luksemburg'iem i jeszcze raz mu podziękował za pomoc. Wszedłem razem z nim do jego domu, i zawołałem Niemca.

-Polen? Co tu robisz? - zdziwił się Niemcy, gdy nas zobaczył -Lichtenstein, dlaczego jesteś brudny? Ojciec cię zabije

-właśnie twój brat zgubił się i JA z Luksemburg'iem go znalazłem, pomogłem mu wydostać się z dziury powstałej po nielegalnym wykopie piasku rok temu. A ty nawet palcem nie kiwnąłeś, bo tylko ta baba cię obchodzi

-nie prawda - oburzył się, choć widział, że zachował się wtedy egoistycznie.

-a co z psem? - odezwał się lichtenstein

-zabiorę go z Węgrem do weterynarza, tam sprawdzą chip, a więc dowiem się, czy ma właściciela.

-jaki pies? - spytał się Niemiec

-ten, o którym pisałem na friend. Pa - wyszedłem. Wziąłem psa na moje podwórze i poinformowałem o całym zdarzeniu Węgra. Zdecydowaliśmy się iść do weterynarza, gdzie okazało się, że pies nie ma właściciela.

-to co robimy? - spytał się Węgry po wyjściu od weterynarza

-może go zatrzymamy? - zaproponowałem, patrząc się na psa - nie jest głupi, chodzi przy nodze.

Węgry przez chwilę myślał...

-ale co na to ojciec?

-no właśnie... - odpowiedziałem - trzebaby do niego zadzwonić. W końcu to on jest właścicielem tego domu, to on przesyła nam pieniądze... Tylko szkoda, że nie jest z nami...

***
To już drugi dziś dłuższy rozdział, taka niespodzianka :)







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro