5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Lichtenstein

-dobrze, teraz lichtenstein. Przeczytaj zdanie nr 2 - odezwała się nauczycielka.

Spojrzałem na wspomniane zdanie, i zacząłem czytać:

-sza-ry kot położył się na łóż-ku...

-dobrze - pochwaliła mnie nauczycielka, i zapytała się kogoś innego, aby przeczytał zdanie nr 3

-dobrze ci poszło - odezwał się mój przyjaciel z ławki.

-dzięki - odpowiedziałem.

Po chwili nauczycielka skończyła, i zapytała się mojego kolegi o zdanie nr 4.

-Pies zjadł kość, trzymając... Zabawkę - przeczytał. Nauczycielka też go pochwaliła, i zapytała się kogoś z tyłu o zdanie nr.5, ostatnie w tym zadaniu

-lekcje w klasie pierwszej są nudne. Spać mi się chce - odezwał się obok Luksemburg, ziewając

-no - odpowiedziałem - same nudy. Ja już dawno umiałem czytać, brat mnie nauczył.

-mnie też ktoś z rodziny nauczył. A tu musimy się uczyć od nowa. Bez sensu. Naprawdę...

Przez chwilę wyglądał na zamyślonego, po czym dodał:

-A może wyjdziemy gdzieś po lekcjach? To chyba ostatnia godzina

-w sumie czemu nie. - odpowiedziałem - a gdzie?

-wiesz... Ja znam takie fajne miejsce... Zobaczysz.

Po chwili zadzwonił dzwonek ogłaszający koniec lekcji. Szybko spakowaliśmy rzeczy, a następnie wyszliśmy z sali.

-muszę zadzwonić do ojca, będzie zły, jak mu nie powiem - już miałem wyjmować telefon z plecaka, gdy luksemburg złapał mnie za rękę

-później zadzwonisz.

***

W domu luksemburg'a aktualnie nikogo nie ma. Powiedział, że jego brat przyjdzie z pracy za dwie godziny.

-patrz, a to jest mój ulubiony.  - kontynuował Luksemburg, biorąc do ręki niebieski, metalowy samochodzik

-Renault? - spytałem się

-nie - odpowiedział - Alpine a110, najnowszy model. Marka Alpine należy do Renault'a.

-aha - odpowiedziałem - masz coś słodkiego?

-nie - odpowiedział - prawie w ogóle nie jem niczego słodkiego. Moja rodzina by mnie zabiła. Każą mi jeść same "zdrowe" rzeczy, np. papryka, sałata, lub co gorsza brokuły.

-serio?

-no. Nienawidzę tego. Mam dość tych ograniczeń...

-mi zabraniają zbyt długo korzystać z telefonu. - odpowiedziałem - moi bracia to nudziarze, nigdy ze mną nie grają.

-nie masz czasem dość tych ograniczeń?

-mam. Ale mieszkam u nich, i ''muszę się słuchać''

-a co ty na to, aby... Uciec?

-uciec?

-no. Znam fajne miejsce, którego nikt oprócz mnie nie zna. No, może brat wie o jego istnieniu... Ale chyba od roku tam nie był, nie znajdzie nas. Będzie fajnie. Weźmiemy pieniądze, kupimy masę słodyczy, będziemy grać na telefonach do późna. Nikt nam nie zabroni!

Brzmi nieźle, ale czy to aby na pewno dobry pomysł? Rodzina...

-no nie wiem... - odpowiedziałem 

-no weź, chodźmy

Walić rodzinę.

-no dobra. Raczej nic złego się nie stanie.

Luksemburg ucieszył się, i podszedł do biurka po skarbonkę, by następnie wyjąć banknot o nominale 20 zł, i monetę - 5zł.

-mam tylko tyle - zaczął - miałem jeszcze 2zł, ale mi się zgubiło.

-ja mam 5 zł, które dostałem do szkoły dzisiaj, i wczorajsze 5 zł.

-świetnie! To ja idę po koc, a ty zapakuj pieniądze do piórnika, i weź Alpine - Luksemburg wyszedł z pokoju. Zrobiłem to, co kazał. Spakowałem do swojego piórnika pieniądze, i jego zabawkę. Mamy razem 35zł.

Po dziesięciu minutach zjawił się Luksemburg z kocem. Rozpiął swój plecak, wyjmując wszystkie książki i piórnik na dywan, i wpychając do niego niebieski koc.  Po chwili wszedł pod łóżko, wyjmując pudełko zabezpieczone kłódką, i wyjął z piórnika klucz. Otworzył, i wyjął chipsy.

-zdobyłem to nielegalnie. Jak by ktoś z rodziny się dowiedział, to by mnie zabił.

-co masz na myśli, mówiąc "nielegalnie"?

-kupiłem w sklepie za znalezione na drodze 5zł, gdy w domu nie było nikogo z rodziny.

Następnie Luksemburg schował klucz i włożył piórnik do plecaka razem z chipsami, i schował pudełko, mówiąc:

-możemy iść!

Wyszliśmy z domu luksemburg'a, z plecakami na plecach. Mieszka blisko mojego domu. 

-najpierw chodźmy do sklepu - zaczął.

-ok.

Po chwili byliśmy w sklepie. Luksemburg poszedł kupić oranżadę za część pieniędzy, a ja mam kupić batony, czekoladę, i dwie bułki.

Rozejrzałem się po sklepie. Dość szybko znalazłem dział ze słodyczami. Rozejrzałem się za moim ulubionym batonem. Jest! Wziąłem go do ręki. Tylko, że ten jest orzechowy... Nienawidzę orzechów.

-coś podać? - usłyszałem damski głos. Spojrzałem się na dziewczynę - jest ubrana w koszulkę z nazwą sklepu. Musi tu pracować.

-jest tutaj taki baton jak ten, tylko bez orzechów? - spytałem się pokazując baton

-jasne, tutaj - wskazała ręką na drugą połowę półki ze słodyczami

-dzięki - odpowiedziałem, i wziąłem dwa. Wziąłem też dwie czekolady oraz tak, jak Luksemburg kazał, dwie najtańsze bułki. Podszedłem do kasy. Już w kolejce stał Luksemburg.

-masz wszystko? - spytał się

-tak - odpowiedziałem

Po paru minutach zapłaciliśmy 12 zł, i wyszliśmy ze sklepu. Po 10 minutach drogi skręcił w prawo, w drogę prywatną. Na końcu drogi był dziurawy płot. Luksemburg bez wahania wszedł na czyjś teren przez dużą dziurę

-to nie jest kogoś? - zawahałem się

-nigdy nikogo tu nie widziałem. Z resztą spójrz. Jest to opuszczona działka. Nikt tutaj nigdy nawet trawy nie kosił.

Rozejrzałem się. Luksemburg ma rację. Wszedłem przez dziurę w płocie, idąc za Luksemburg'iem. Po chwili znalazłem się w lesie. Po około dziesięciu minutach drogi las się skończył, i pojawiła się łąka. Spojrzałem się na tabliczkę z plastiku przyczepioną do drzewa. Markerem jest napisane "nie whodzić! Mam kamery! Mały plac nalerzy do Luksemburga!".  (Błędy specjalnie)

-to tutaj - zaczął

Rozejrzałem się po placu. Ujrzałem dość duży domek na drzewie, i huśtawkę z opony na drzewie.

-kiedyś zbudowałem z bratem ten domek, i tą huśtawkę. Lubię tu przychodzić. - powiedział Luksemburg widząc, że rozglądam się po placu - chodź do domku. Mam tam krzesła z opon, stare zabawki, stare pudełko i lampkę na baterie.

-ok. - wszedłem po drabinie do domku na dużym drzewie. Po chwili znalazłem się na górze.

-skąd masz te rzeczy? - spytałem się widząc w domku wszystko, o czym powiedział

-niedaleko w lesie jest małe, opuszczone wysypisko śmieci. Jest tam wiele dobrych, nie zepsutych rzeczy.

***
Pov. Niemcy

Właśnie oglądam nudny serial w pokoju gościnnym. Niczego ciekawego nie ma do roboty.

-widziałeś lichtenstein'a? - do pomieszczenia wszedł ojciec

-nie - odpowiedziałem - a coś się stało?

-jest prawie 19, a on skończył lekcje o 15.30. nie odbiera telefonów.

-już 19?!? - spytałem się zdziwiony

-tak. Spróbuj do niego zadzwonić, może od ciebie odbierze.

Powoli wstałem i skierowałem się w stronę swojego pokoju na górze. Wziąłem telefon z biurka, odłączyłem od ładowarki, i wybrałem numer lichtenstein'a. Próbowałem się do niego dodzwonić 10 minut, ale nie odbierał. Nie odpisywał na SMS'y. Po co w ogóle on ma ten telefon, skoro nie odpisuje?...

-nie odbiera - krzyknąłem tak, aby ojciec usłyszał. Ten lichtenstein to sobie chyba żarty robi...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro