Rozdział VI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Otworzyłam gwałtownie oczy. Z nich zaczęły płynąć łzy, a ja byłam cała roztrzęsiona, zalana zimnym potem. Rozejrzałam się szybko. Byłam w Smoczym Sanktuarium. Obok mnie najspokojniej w świecie spał Ax.
  Chwilę na niego patrzyłam, poczym wtuliłam się. Rozpłakałam się bardziej. Smok wybudzony nagle ze swojego snu spojrzał na mnie zaspany, lecz kiedy tylko dostrzegł moje spięcie, postawił uszy i cicho zamruczał. Wtulił pyszczek we mnie. Żeby się uspokoić, zaczęłam delikatnie głaskać czarnego gada. Zacisnęłam oczy.
-Ax... Nic ci nie jest... Jesteś cały... To był tylko sen... Zły sen... - wyszeptałam. Nie mogłam się opanować, cała drżałam.
  W pewnym momencie nocna furia otoczyła mnie łapami i obróciła się na swój grzbiet, przez co znalazłam się na jej klatce piersiowej i brzuchu. Zaczęła uspakająco pomrukiwać, tuliła mnie do siebie. ax zawsze tak robił, jeśli chciał mi pomóc w uspokojeniu się. Zawsze przynosiło mi to tak bardzo potrzebne w takich chwilach ukojenie. Sama jego bliskość pozwała mi odzyskać spokój.
  Tak było i tym razem. Po kilku minutach udało mi się zasnąć.

  Od nocy, w której śniła mi się śmierć Axa minęło kilka dni. Mavern powoli wracał do zdrowia, jednak lepkiej było, żeby jeszcze nie opuszczał Sanktuarium, czego na razie nie miał zamiaru robić.
  Obejrzałam rany jeźdźca i po śniadaniu wybrałam się na poranny lot z Axem. Byłam znacznie czujniejsza niż zwykle. Nie mogłam, aby koszmar stał się jawą. Nie mogłam pozwolić, żeby został zabity. Nie mógł zginąć. Był dla mnie zbyt ważny... Zbyt ważny...
  Po dłuższym locie posadziłam Axa na jakiejś niezbyt dużej wyspie. Zasiadłam z niego i rozprostowałam kości.
-Odpocznimy tu mordko - poklepałam swojego łuskowanego przyjaciela po karku - A potem wracamy do Sanktuarium. Sprawdźmy jeszcze czy będziemy tu bezpieczni... Czy nie ma żadnego zagrożenie - Ax chętnie zgodził się, a potwierdzeniem tego, było mruknięcie. Gad otrzepał się.
  Ruszyliśmy w głąb zalesionej wyspy. Ja, jak i mój smok byliśmy czujni. Nie wiadomo, co mogło czaić się wśród lasu.
  W pewnym momencie Ax nagle się zatrzymał, a następnie gwałtownie wyrwał się do przodu. Przeskoczył przez krzewy i zniknął z pola mojego widzenia.
-Ax! - krzyknęłam za smokiem prawie że od razu, a kiedy odpowiedziała mi cisza zerwałam się biegiem za nim. Zaczęłam przedzierać się na drugą stronę przez te chaszcze, drobne gałązki raniły moją odkrytą twarz.
  Nawoływałam Axa, lecz odpowiadała mi jedynie głucha cisza. Kiedy w końcu znalazłam smoka, minęło dobrych kilka minut. Nocna furia nie była jednak sama.
  Gad stał na środku niewielkiej, porośniętej pięknymi kwiatami polanie. Przed nim dostrzegłam białą furię. Możliwe, że smoczuca była tą z którą mieliśmy jakiś czas temu doczynienia, ta, którą uwolniliśmy.
  Jasna smoczyca postawiła uszy, a kiedy zauważyła mnie, z jej gardła usłyszałam ostrzegawczy syk. Ax odpowiedział jej na to ostrym warkiem. Biała spojrzała na niego i lekko cofnęła się o krok do tyłu.
-Hej maleńka... Spokojnie, nie mam zamiaru się skrzywdzić... Nie musisz się mnie bać... - uniosłam ręce w geście bezbronności - Widzisz?
  Gad cofnął się i podkulił lewą, przednią łapę. Dopiero teraz spostrzegłam, że coś oplatało łapę smoczycy, a sama kończyna była zakrwawiona. Tak samo pyszczek smoka. Z pewnością coś, co owijało jej przednią łapę musiało mieć kolce, a pyskiem próbowała się uwolnić.
-Ciii... Nic ci nie zrobię... Chcę pomóc... - mówiłam spokojnie i łagodnie.
  Kiedy zaczęłam się do niej powoli zbliżać, smoczyca warknęła głośno, było to warknięcie ostrzegawcze. Nie chciała, żebym do niej podeszła, bała się mnie. Widziałam to w jej zachowaniu, było to oczywiste.
  Kiedy Ax chciał odwarknąć jej, wystawiłam szybko dłoń dając mu sygnał, aby uspokoił się i podszedł do mnie, co tez uczynił. Kiedy znalazł się obok mnie, pogładziłam jego pysk. Smok zamruczał. Chciałam w ten sposób pokazać białej, że nie jestem zła. Chciałam, aby mi chociaż troszkę zaufała. Na tyle, żebym mogła jej pomóc.
-Widzisz maleńka? Nic ci nie zrobię. Zobacz - wyjęłam powoli wszystkie rzeczy z kieszeni kombinezonu. Smoczyca przyglądała się temu z nieufnością, ale także i z pewnością z ciekawością.
  Kiedy wszystkie kieszenie miałam puste, znów spojrzałam na białego osobnika. Widząc, że ta wpatruje się we mnie, powolutku zaczęłam do niej podchodzić szepcząc uspakające słówka. Postanowiłam zabrać ją ze sobą do Smoczego Sanktuarium. To będzie dobry pomysł - tam będę mogła zająć się nią lepiej. I to razem z Valką.
  Kiedy smoczyca pozwoliła mi dotknąć swojej łapy, wewnętrznie odetchnęłam z ulgą. Chociaż trochę zdobyłam jej zaufanie. Teraz mogłam przyjrzeć się łapie białej smoczycy. To, co ją oplatało nie było, jak na początku myślałam, żadnym pnączem, lecz zardzewiałym drutem. Musiałam to delikatnie i ostrożnie zdjąć.
  Przyłożyłam dłoń do lekko odstającego końca i ostrożnie zaczęłam zdejmować raniący smoczyce metal. W pewnym momencie z pewnością lekko pociągnęłam za niego, ponieważ smoczyca z rykiem bólu odskoczyła ode mnie i upadła na bok. Szybko poderwałam się na równe nogi i znalazłam się obok gada.
  Kiedy ten zaczął dość mocno wierzgać, delikatnie, ale z naciskiem, przycisnęłam jego klatkę piersiową do ziemi. Z lekkim trudem utrzymywałam się na naprawdę silnym smoku. A do tego przestraszonym i ze strasznie bolącą łapą.
-Ciii... Wiem, wiem, że boli... Chcę to zdjąć... Ciii maleńka... - zaczęłam szeptać do smoczycy - Zdjejmę, przestanie boleć, tylko leż... - kiedy smoczyca w końcu przestała się miotać, zeszłam z niej i znacznie delikatniej zaczęłam zdejmować drut.
  Po kilku minutach rzuciłam za siebie sprawcę tego całego, okropnego zdarzenia. Poklepałam ostrożnie smoczycę po grzbiecie, aby ta się podniosła. Kiedy wciąż tak leżała podkulając łapę, Ax podszedł do nas i zaczął delikatnie popychać białą furię, aby lekko przymusić ją do podniesienia się. W momencie kiedy to się udało, Ax zamruczał do furii i wskazał na mnie, potem na siebie. Pokazał jeszcze niebo, a na końcu kierunek do Smoczego Sanktuarium. Ta mruknęła i poruszyła nozdrzami.
  Podeszłam do mojego towarzysza i wsiadłam na niego i pogładziłam po uszach. Nocna furia wystawiła jęzor i sapnęła zadowolona z tej czułości.
-Dobra maleńki... Mam nadzieje, że za nami poleci. Wracamy do domu - ustawiłam lotkę odpowiednio, a Ax łagodnie odbił się od podłoża. Ryknął jeszcze zachęcająco do białej smoczycy i wolno skierował swój lot w kierunku Sanktuarium.
  Obróciłam się jeszcze w kierunku polany. Na moich ustkach pojawił się niewielki uśmiech. Smoczyca spokojnie podążała za nami.
-No to jesteśmy w domu... Leci za nami mordko - powiedziałam, na co Ax łagodnie zaryczał.
  Po kilku godzinach wolnego lotu znaleźliśmy się na miejscu. Ax delikatnie wylądiwał na lodowej skarpie i otrzepał się. W momencie kiedy Valka znalazła się przy nas, biała syknęła i chciała uciec, ale mój przyjaciel uspokoił ją pomrukami.
  Opowiedziałam Valce o samicy, a ta powiedziała, żebym poczekała tu z nią kilka minut. Kobieta odleciała na Chmuroskoku, a kiedy wróciła, zajęłam się czyszczeniem rany białej furii.
  Kiedy skończyłam, smoczyca otarła się o mnie, i poszła bawić się ze smoczętami. Zaczęłam jej się przyglądać inie zauważyłam nawet momentu kiedy oparta o Axa zasnęłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak więc... Wybaczcie że tak długo nie było żadnego rozdziału ^^'
Po prostu wiele czynników zeszło się razem ze sobą i no... Nie było rozdziału jakieś... Cztery miesiące? ^^'
Ale no... Ważne że takowy się pojawił. Nie do końca wyszedł jak chciałam, ale zły też nie jest ^^'

A na pocieszenie... Macie ryjek Axa uwu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro