3 - Telefon

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po przyjeździe do Jastrzębiej Góry zaczęły się podchody.

Mama nadrabiała zaległości ze swoją siostrą i nagadać się nie mogły. Widywały się mniej więcej raz do roku, w Boże Narodzenie. A przez rok tak dużo się działo, że było co opowiadać. Córki cioci Irenki – bliźniaczki Ania i Julka – dostały szału radości na widok ukochanej kuzynki, która tak niespodziewanie wyjechała od nich tydzień temu. Jadzia tylko udawała wielką męczennicę, jednak szybko zaczęła się bawić z rezolutnymi trzylatkami. Nie przyznawała się oczywiście nikomu, ale lubiła te „małe diablęta", jak nazywała je w myślach. I zdążyła się za nimi stęsknić.

A Łukasz knuł.

Sprawę czarodziejki z Węsior trzeba było załatwić dyplomatycznie. Bo że należało się z nią jakoś skontaktować, to tego był pewien. Oczywiście gdyby na wakacjach była Elka, zaraz by go poczęstowała wykładem o swoich Przeczuciach przez duże „p", które pewnie by wskazywały na to, że Tośka jest mu przeznaczona i takie tam inne głupoty. A on nie wierzył w takie rzeczy. No dobra, może nie do końca „nie wierzył", bo miał dowody na to, że intuicja nie zawodziła młodszej siostry. Wolał jednak, żeby Elka ze swoimi Przeczuciowymi wpływami ograniczała się do własnej osoby i nie ingerowała w jego życie.

Ale wierzył w miłość. Na co dzień wręcz potykał się o udane związki i nie miało znaczenia, czy były to przeciwieństwa – jak u rodziców, gdzie tata, umysł ścisły i wierny fan „Gwiezdnych wojen", stworzył całkiem udany związek z mamą humanistką, wielbicielką komedii romantycznych – czy odwrotnie: pokrewne dusze o identycznych upodobaniach, jak w przypadku np. młodszej siostry, Elki... Nie miało znaczenia, czy ślub odbywał się planowo (znów: rodzice) czy w pośpiechu (czytaj: ciocia Irenka i wujek Piotrek). Tworzyli stadła trwałe i szczęśliwe. Miał zatem realne dowody na to, że miłość istnieje. Trudniej było ją znaleźć.

Nie to, że nie szukał.

Przez trzy lata na studiach podrywał od czasu do czasu dziewczyny, ale jakoś się nie układało. Paweł, jego przyjaciel, nawet dokuczał mu, że miał zbyt wysokie wymagania. Łukasz odpłacał podobną monetą, czepiając się jego niefortunnych poszukiwań drugiej połówki. Obaj mieli wyjątkowego pecha w miłości.

Szczytem głupoty było branie pod uwagę Tośki jako potencjalnej dziewczyny. Przede wszystkim nic o niej nie wiedział, poza tym, że będzie studiować w Gdańsku, więc sześć godzin pociągiem od Krakowa. I że jest zadziorna, co też nie było dobrym omenem, bo sam miał nieco choleryczny temperament... Tyle podpowiadał rozsądek. Cała reszta z nieznanych mu powodów wyrywała się do niej.

Możliwe, że to właśnie przez ten charakterek...

No i fakt – była ładna.

Doszedł do wniosku, że jedynym sposobem na to, żeby się nie zagryźć od środka, było umówienie się na spotkanie z Tośką. I wtedy się zobaczy.

Najpierw trzeba było zdobyć numer telefonu do dziewczyny, a w jego posiadaniu była Jadzia. Po wielogodzinnym wysłuchiwaniu przytyków na temat czarodziejki z Węsior w czasie podróży powrotnej do Jastrzębiej Góry, kolejne docinki młodszej siostry były ostatnią rzeczą, o jakiej marzył. Z drugiej strony, rozwiązanie jego dylematów było na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło sięgnąć.

Wieczorem schował dumę do kieszeni i poszedł do pokoju Jadzi.

– Dobra, daj ten numer – rzucił od niechcenia, opierając się o futrynę drzwi.

– Długo się zbierałeś... – mruknęła Jadzia z satysfakcją, podnosząc się z tapczanu.

– Jeszcze słowo, a będziesz miała kłopoty... – zagroził.

– A co mi zrobisz?

– Teraz nic. – Wzruszył ramionami. – Ale znów przyjdzie taki dzień, jak tydzień temu, kiedy będę twoją ostatnią nadzieją. I wtedy się przekonasz.

– Zapomniałam, że jesteś pamiętliwy! – Siostra lekceważąco wydęła wargi. – Ale niech ci będzie. W ramach podziękowania za twoje poświęcenie... – Sięgnęła po telefon i przesłała bratu kontakt do Tośki z Węsior. – Tylko tego nie zawal. Ja bardzo chcę tę sukienkę!

– Nie obiecuję, że coś załatwię...

– Dobra, dobra! Zanim zaczniecie flirtować, załatw tę kieckę! A potem róbcie, co chcecie!

– Jaka ma być ta sukienka?

– Mówiłam chyba ze sto razy! – Jadzia teatralnie przewróciła oczami. – Lniana, obszyta na niebiesko. Tam była tylko jedna taka. Mam nadzieję, że w moim rozmiarze...

– Na to już nie mam wpływu... Dzięki! – mruknął, sprawdziwszy wiadomość w telefonie.

– Mam nadzieję, że się nie pomyliłam i wysłałam właściwy numer... – zażartowała siostra.

– Oby. Bo wiem, gdzie mieszkasz! – odciął się i wyszedł, zamykając drzwi za sobą, żeby nie słyszeć złośliwego chichotu Jadźki.

Teraz należało obmyślić plan szczegółowy.

Sukienka dla siostry była doskonałym pretekstem, ale trzeba było jakoś rozegrać tę rozmowę, żeby ta oczywista oczywistość nie biła tak po oczach. Łukasz zdawał sobie sprawę z tego, że cała desperacja wyjdzie na jaw, ale czy to naprawdę źle, kiedy wszystko jest od razu jasne? Przecież Tośka pierwsza użyła swoich kiecek jako pretekstu. Można powiedzieć, że jeśli zadzwoni umówić się z nią, to jakby reagował na wystosowane wcześniej zaproszenie. Wielkie rzeczy!

A poza tym, co się może stać? Najwyżej go wyśmieje albo się nie zgodzi. Wtedy przynajmniej rozwiąże swoje dylematy i przestanie tracić energię tam, gdzie i tak był skazany na porażkę. Ostatecznie zdecydował się więc zagrać w otwarte karty i zobaczyć, do czego go to doprowadzi. I z tym postanowieniem mógł już spokojnie zasnąć.

Rozmowę należało przeprowadzić z dala od ciekawskich oczu i uszu wścibskiej rodzinki. Najprościej byłoby się urwać na jakiś spacer po okolicy. W domu czy w ogrodzie – mimo że ten ostatni był naprawdę ogromny i można było się w nim zaszyć – istniało ryzyko podsłuchiwania przez złośliwą Jadźkę lub zaciekawioną mamę. Gołym okiem było widać, że mama wręcz paliła się do rozmowy na temat Tośki! A on nawet nie miał materiału do dyskusji...

Korzystając z poobiedniej sjesty całej rodziny, Łukasz wymknął się na samotny spacer w stronę Rozewia. Przy okazji naszła go refleksja, jak uciążliwe było to skupienie wszystkich dookoła na sprawach sercowych Elki parę lat temu. Dopiero teraz dotarło do niego, że to musiało być naprawdę nie do zniesienia. I poczuł jakby podziw, że młodsza siostra poradziła sobie z tą ciekawością członków rodziny.

Na drodze do latarni morskiej na Rozewiu było pustawo. To mu odpowiadało. Nikt nie będzie podsłuchiwał jego kompromitacji... Wybrał numer Tośki i wtedy przyszło mu na myśl, że Jadźka mogła mu wywinąć dowcip i podać telefon do pizzerii albo do sklepu z karmą dla zwierząt. Rozbawiła go ta perspektywa i wręcz się zdziwił, kiedy usłyszał w słuchawce głos dziewczyny, której obraz natychmiast pojawił mu się przed oczami.

– Halo? – odezwała się niepewnie.

– Ekhm... – odchrząknął, bo nagle jakoś zaschło mu w gardle. – Cześć, z tej strony Łukasz Górski. Nie wiem, czy mnie pamiętasz.

– Doskonale! – odparła od razu i wydało mu się, że usłyszał uśmiech w jej głosie.

– Ech... Liczyłem na to, że jednak nie masz aż tak dobrej pamięci...

Zachichotała.

– Pewne nieistotne szczegóły już się nieco zatarły... – zapewniła go rozbawionym tonem.

„Nieistotne szczegóły" brzmiały mocno pocieszająco. A zatem była jakaś nadzieja!

– Ekhm... No więc... Jest taka sprawa. Jadźka chwilowo została uziemiona przez mamę za te wszystkie podróże... A truje o jakąś sukienkę, którą jej obiecałaś... I korzystając z okazji, że jeszcze jesteśmy nad morzem, to może... Co byś powiedziała na niezobowiązującą kawę? W Gdańsku na przykład? – zaproponował, a serce waliło mu jak młotem. No myślałby kto, że zaproszenie dziewczyny na kawę może być tak stresujące!

– Niezobowiązującą? – wychwyciła natychmiast.

– Odwrotnie proporcjonalnie do dobrej pamięci... – wymamrotał, myśląc niejasno, że im więcej pamiętała z jego zatrucia, tym mniejsze szanse na to, że ta kawa do czegoś trwalszego doprowadzi.

– Ach, no chyba że tak! – zaśmiała się, a on zbaraniał. Zrozumiała ten przekaz? Serio? Przecież Znaki, Przeczucia i inne Przeznaczenia to nie jego bajka?! A tu wszystko naraz? – Postaram się więc zatrzeć więcej szczegółów...

– Serio? – zdziwił się.

– No, bez przesady, oczywiście. Bo jeszcze się okaże, że cię nie rozpoznam!

– To kiedy by ci pasowało?

– Eee... – zawahała się. Łukasz wstrzymał oddech, a ona najwyraźniej kalkulowała. Wreszcie się odezwała zdecydowanym tonem: – Słuchaj... Mam coś do załatwienia w Gdańsku w najbliższą środę. To ewentualnie możemy się umówić wtedy przy okazji.

– Super! – ucieszył się. – Powiedz mi jeszcze gdzie. Bo ja Gdańsk znam czysto turystycznie i wybiórczo.

– Jak turystycznie, to możemy się umówić pod Neptunem. Wiesz, tą fontanną. Powinieneś trafić bez problemu.

Podobało mu się to. Krótka, rzeczowa rozmowa i już. Byli umówieni. Zadowolony wrócił do domu i mógł planować wypad do Gdańska.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro