1 Wyprawa do Mrocznej Puszczy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przepraszam, że musieliście czekać miesiąc lub więcej... ale powracam z pełnymi rękami! Zapraszam na zmienioną na leprze historię!
Miłego czytania
__________________________

Księga pierwsza

Obudziłam się rano, tak jak z resztą zwykle. Poszłam do łazienki umyć się i ubrać. Gdy podeszłam do lustra ujrzałam, elfkę z brązowymi grubymi włosami oraz szarymi błyszczącymi oczami. Na ręce, a dokładniej na lewym przedramieniu znajdował się znak Saurona.
I w sumie to właśnie ja, jestem jego córką...
Zazwyczaj mieszkam w Rivendell, lecz czasami odwiedzam moją przyszywaną matkę, czyli Panią światła Galadriele. Byłam jej wdzięczna za całą naukę, czas, dobroć jaką mi ukazała. Pozwoliła mi odetchnąć, odpocząć od ciężaru jakiego nie brakowało, w szczególności gdy przyjeżdżałam do ojca. Wizyty u niego nigdy dobrze się nie kończyły zarówno jak dla psychiki ale też ciała. Niektóre z zadanych ran nie goiły się, ukrywałam je za pomocą magii, którą między innymi odziedziczyłam po nim.

Moją przyszywaną siostrą jest Arwena, i w przeciwieństwie do mnie ma chłopaka. ( Wiele elfów się we mnie kochało, ale ja nie chciałam żadnego twierdziłam, że dla mnie ma żadnego, poza tym wyobrażacie sobie córkę Saurona z chłopakiem?!) Według ojca miłość to strata czasu i nerwów. Może miał rację.
________________________________
Akcja zaczyna się podczas mojego pobytu w Rivendell, ( większość rozdziałów będzie pisana z perspektyw Tenebris, ale będą wyjątki).
Ubrałam jeden ze swoich ulubionych stroi. Nie był on może jakoś bardzo elegancki. Był praktyczny ze względu na liczne kieszenie oraz schowki gdzie mogłam schować różnego rozmiaru sztylety.

Do mojego pokoju weszła Arwena:
- Hej
- Hej...
- Mogła byś mi uczesać to co zawsze?
- Jasne, z wielką radością to uczynię!
Przyjaciółka wzięła grzebień, gumki i wzięła się do roboty.
Efekt końcowy jej pracy był taki:

(Tylko włosy w opowiadaniu są brązowe, ale chyba wasza wyobraźnia potrafi załatwić sprawę).
- Tenebris, chcesz ze mną jechać do Leśnego Królestwa?
- Czemuż by nie i tak nie mam nic do roboty. A kiedy wyjeżdżacie?
- Dzisiaj wieczorem. Weź też lepiej jakaś suknie, bo odbędzie się tam bal. - Arwena usiadła na moje łóżko.
- Nie, no co oni mają z tymi balami. - burknęłam.
Przyjaciółka zaśmiała się
- Chwila, czy przypadkiem w Mrocznej Puszczy mieszka książę Legolas?!
- Owszem

Oby dwie zaczęłyśmy się śmiać.

- Mam nadzieję, że nie pamięta np tego jak mu zmieniłyśmy kolor na różowy - zażartowała.  

Pamiętam również nasze wspólne przepychanki. Wszystkich niemalże pozycji uczył mnie ojciec, a dokładniej jego duch. O tym, że widuje się z ojcem wiedziało tylko kilka osób, reszta była przekonana, że Sauron po straceniu pierścienia zniknął na zawsze.
________________
Wieczorem po kolacji:
Arwena wraz z ojcem wsiadła do karocy, lecz ja wsiadłam na swoją klacz Arjel, to klacz rasy arabskiej, piękna kara (czarna) z białą gwiazdką na czole.
Mój bagaż był w karocy, razem z innymi walizkami.
Droga była cudowna, (uwielbiam jeździć nocą). Noc była cudowna: bez chmurne niebo, czułam delikatny powiew wiatru, który muskał moją twarz, słyszałam szumiące drzewa, czasem i odgłosy dzikich zwierząt. Bardzo się tym wszystkim zrelaksowałam. Nagle do mojego ucha wpadł pewien odgłos, lecz to nie był szum rzeki płynącej obok nas, to nie był również odgłos kół powozu, to odgłos całej gromady orków!
Gwałtownie zatrzymałam klacz.
- Coś się stało o Pani? - zapytał jeden ze strażników.
- Tak, idzie tu zgraja orków, są jakąś mil stąd, dotrą tu za jakieś 16 minut, jeśli się nie pospieszymy. Do Mrocznej Puszczy mamy jeszcze trochę. Musimy przyspieszyć. Gdy wjedziemy do las powinniśmy być bezpieczniejsi.
Elrond krzyknął do swych żołnierzy by przyspieszyli.
Oglądnęłam się za sobie, po czym z powrotem się odwróciłam i pośpieszyłam klacz. Po nie całej godzinie dotarliśmy do lasu.
W lesie powietrze było ciężkie, a już nie wspomnę ile pajęczyn, których było pełno. Jechaliśmy w ciszy, jedyną rzeczą jaką było słychać to odgłos kopyt. Nagle do mojego ucha wpadły pewne dźwięki. Nie musiałam się długo zastanawiać czyje to odgłosy. Pająki, które zbliżały się w naszą stronę.
- Musimy ich ostrzec - szepnęła do klaczy. Zawróciłam klacz i szybko wróciłam do reszty, którą wcześniej wyprzedziłam by sprawdzić drogę przed nimi.

- Pająki zaraz tu będą! - krzyknęłam gdy tylko dotarłam do nich.

Ochroniarze zaczęli wyciągali miecze, co również uczyniłam.
Będą tu za 3,2,1. I zaczęło się walka z wrogiem.
Zsiadłam z konia i zaczęłam zabijać pająki jeden po drugim. W między czasie szybko za pomocą magii pozwoliłam klaczy rozpłynąć się w powietrzu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro