7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czyżby coś zaiskrzyło?

- Czy tu musisz być taka wredna? - zapytał ją książę książę.

- Nie, nic nie muszę. Robię to co chcę i kiedy chce. A bycie wrednym jest dosyć przyjemne - odpowiedziała.

𝙇𝙚𝙜𝙤𝙡𝙖𝙨

Co z tego, że jest taka piękna? Ale ma zło w sobie... Zobaczę czy potrafi być miła lub pomocna. Trzeba próbować.

ᴛʀᴀɴᴅᴜɪʟ

- Do królestwa przybyły krasnoludy oraz jeszcze jeden gość... - powiedział strażnik.

- Jakiż to? - zapytałem, z zaciekawieniem.

- Tenebris, panie - gdy to powiedział przeraziłem się.

Nie okazując strachu machnąłem ręka, tak aby strażników przyszło trochę więcej. Ostatnim razem gdy staliśmy sam na sam, prawie zginąłem.

- Dajcie mi pierwsze krasnoluda, a dokładniej Thorina - rozkazałem. On jest nie groźny. Miejmy tego krasnoluda już z głowy.

ƚҽɳҽႦɾιʂ

- I co? Wsadzisz mnie do więzienia?

- Nie - chwycił mnie za rękę i pociągnął na bok - Lepiej uciekaj z tąd, nim narobisz sobie jakiś kłopotów.

- Legóś, ja ostatnio prawie zabiłam twojego ojaca, więc na twoim miejscu bardziej bym się o niego bała.

Obejrzałam się na krasnoludów, którzy już siedzieli za kratami.

- Zaczekaj na chwile, ja tylko coś przekaże kompanii - powiedziałam i podeszłam do kraty Thorina.

- Słuchaj, Bilbo was uwolni a ja odtwórcę ich uwagę. Być może spotkamy się już pod górą, ale jeszcze zobaczę. - odeszłam od krat i podeszłam do Liścia.

- Chodź - rozkazał.

Posłusznie poszłam za nim. Gdy podeszliśmy do tronu uśmiechnęłam się złowieszczo w stronę króla.

Podeszłam z Legolasem pod jego tron.

- Legolasie, wyjdź - rozkazał król.

Gdy książę wyszedł król się odezwał:

- Poważnie? Trzymasz się z krasnoludami?! No kto by pomyślał.

- Tak się składa, że Gandalf mnie o to poprosił.

- Gandalf! Po której ty wreszcie stronie jesteś?! Raz zabijasz innych, raz pomagasz.

- Jestem po obu. Nie wybrałam jeszcze strony.

- To chyba wypadało by się pospieszyć.

- Nie próbuj mi rozkazywać!

- Zauważyłem, że masz dosyć słabe nerwy. Co udowadnia, po której jesteś stronie.

Po tym coś we mnie pękło. Moje oczy znowu przybrały barw i krztałt oku Saurona.

- Po raz kolejny twoje oczy Cię zdradzają.

Rzuciłam się na niego. Strażnicy próbowali mnie zatrzymać, lecz ja odepchnęłam ich swoją mocą.

- Wiesz, zawsze możesz zwiedzić Mordor. Chętnie będę przewodnikiem po torturach. Może też załatwię to jak ostatnio, ale tym razem skończysz martwy!

Oby dwoje podchwyciliśmy za miecze i zaczęła się bójka.

Nagle strażnik przybył i powiedział:

- Panie, krasnoludy uciekły!

Spojrzałam na niego, a później na króla i szepnęłam mu do ucha:

- Jak zwykle odebrałam swoją role, zostałabym dłużej lecz obowiązki wzywają.

Przeszłam obok strażnika, a on popatrzył na mnie ze strachem w oczach.

Król coś tam krzyknął do pozostałych strażników, ale ja pędziłam do krasnoludów.

Na zakręcie oczywscie musiałam się zderzyć z Legolasem...

Jak on łazi?!

Gdy stanęłam przed nim spojrzałam mu w oczy, były piękne błękitne. Jak ocean.

Tenebris! Krasnoludy.

- Pogadałabym, ale krasnoludy wzywają - wyminęłam go i popędziłam pędem do wyjścia.

Gdy wybiegłam, ujrzałam krasnoludy w beczkach. Płynęli rzeką. Lecz elfowie zamykali bramę, czyli znowu by trafili do więzienia. Nie mogę nawalić.

Biegłam tak szybko jak tylko mogłam. Lecz niestety elf zdążył zamknąć bramę. Nagle przybiła go strzała. Zatrzymałam się. Co się dzieje?! Nagle zza bramy wyskoczyli orkowie.

Co oni tu robią? W sumie może szukają Thorina.

Gdy dobiegłam do bramy Kili pociągnął i brama się otworzyła, ale nagle strzała orków trafiła go w nogę.

Dalej nie patrzyłam już na niego, iż do walki dołączył elfowie. Między innymi Legolas...

Tenebris, ogarnij się!

Bez zawahania ruszałam na orków, ucinałam zgrabnie i z gracją ich żałosne łby.

Nagle straciłam krasnoludy z oczu a orkowie zaczęli ich gonić popedziłam za nimi. Zatrzymałam jednego z nich i rozkazałam :

- Przestańcie ich gonić! To rozkaz!

- Sorry, ale to nie ty wydajesz rozkazy. Poza tym nie jesteś określona po której stronie jesteś.

I pobiegł za resztą.

A to dziwne bo zawsze się słuchali.

- Musisz wybrać którąś ze stron , nic innego Ci nie pozostaje - odezwał się głos w mojej głowie.

Stałam jak wryta.

Nagle poczułam jak grunt załamuje mi się pod nogami. Upadłam.

Nagle poczułam na swojej skórze znajomy mi oddech. Należał on do mojej klaczy. Usiadłam na trawie w siędzie skrzyżnym. Klacz położyła się obok mnie. Delikatnie głaskałam ją po szyi.

- Dlaczego nie może być tak jak dawniej? Bez problemów. Trudnych decyzji.

Usłyszałam jak ktoś podchodzi do mnie.

- Wszystko okej? - zapytał Legolas.

Milczałam.

- Nie - wyszeptałam.

Wstałam z ziemi, Ariel również tak zrobiła. Pogłaskałam ją po grzbiecie.

- Jeżeli chcesz dogonić krasnoludy radziłbym się pospieszyć - rzekł.

- Zmieniłam plany.

- Co?! To co niby będziesz teraz robić?

- Nie twoja sprawa - odpowiedziałam łagodnie.

Podszedł do mnie i przytulił

- Przecież widzę, że coś Ci jest - szepnął mi do ucha opiekuńczo - Gdyby wszystko grało dostał bym opieprz. Pamiętaj, możesz na mnie liczyć.

Oderwałam się od niego i wsiadłam na klacz.

Spojrzałam jeszcze raz w jego błękitne oczy, blond włosy.

- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miała okazje Cię spotkać Legolasie, książę Mrocznej Puszczy.

Pognałam klacz. Ruszyłyśmy w stronę samotnej góry.

Chwila, co mi na łeb spadło?! Co ja zrobiłam? Przecież nie mam zamiaru już nigdy go spotkać, nie nie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro