9 2/2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Śmierć

Z Gundabad mieli ruszyć orkowie, pójdę sprawdzić czy wszystko idzie zgodnie z planem.

Trochę to trwało, ale dotarłam.

Schowałam się za jakimś głazem.

Gdy się odwróciłam zobaczyłam, że obok mnie znajduje się Legolas oraz elfka Tauriel.

- Co wy tu? - nie dane było mi dokończyć iż musieliśmy się przybliżyć do skały ponieważ, nietoperze wyleciały z twierdzy.

- Musimy ostrzec resztę - powiedział Legolas, bardziej w kierunku elfki.

- Zatem ruszajcie, orkowie nie będę wiecznie czekać. Ruszą na górę - powiedziałam.

Szybko wstali, wsiedli na konia księcia on zapytał :

- A ty? Jedziesz z nami?

- Nie - odpowiedziałam - A teraz jedzcie już. Póki macie czas.

Legolas dał znak zwierzęciu a ono ruszyło.

- Wiesz Ariel, też by wypadało się zmywać.

Wsiadłam na klacz i popędziłam za księciem.

- To będzie moja prawdopodobnie ostania bitwa, w której jestem po dobrej stronie.

Gdy ich dogoniłam zdziwili się i uśmiechnęli.

Drogę przejechaliśmy w milczeniu.

Gdy dotarliśmy na miejsce już trwała wojna.

Jechaliśmy szukając kogoś, a przynajmniej księżniczka najwyraźniej kogoś szukała.

W końcu chyba znalazł, bo dał sygnał, aby koń jeszcze bardziej przyspieszył.

- Gandalf - powiedział uradowany.

- Legolas, Zielony liść - odpowiedział.

Leguś zsiadł z konia i powiedział:

- Bolg prowadzi drugą armię orków z Gundabagu, są blisko.

- Więc to był ich plan. Azog zwiąże nasze siły , a Bolg zaatakuje z północy.

- A gdzie właściwie jest północ? - zapytał hobbit, który stał obok czarodzieja.

Gandalf szepnął mu coś na ucho a ten krzyknął z przerażeniem:

- Przecież tam są: Fili Kili, Dwalin i Thorin!

Spojrzałam na Tauriel, na jej twarzy pojawił się strach. Zapewne chodziło o krasnoluda.

Dobra, póki co nic tu po mnie.

Zawróciłam klacz i dołączyłam do gry.

Jeździłam, zabijając przy tym orków.

Trochę minęło, wjechałam w uliczkę gdzie stał Tranduil, nie był zadowolony. Bardziej jakby coś go dobiło.

- Coś się stało królu? - zapytałam wyjątkowo grzecznie, bez zaczepki.

- Nie twoja sprawa! - warknął.

Z tego co pamietam mijałam Tauriel i Legolasa. Pewnie elfka chciała aby pomógł innym, ale on się nie zgodził. Księżniczka wsparła ją i poszli.

- Wiedziałeś, że w końcu kurczak wykluje się z jajka. Pewnego dnia dorośnie i nie będzie już potrzebowało rodzica, pójdzie własnymi ścieżkami.

Król spojrzał na mnie.

- On już nie wróci.

- Raczej nie.

- Wiem jak na niego patrzysz a on na Ciebie. I chyba się myliłem co do Ciebie.

Milczałam

- Proszę opiekuj się nim.

- Nie - spojrzał na mnie badawczo - Nauczę go radzić sobie samemu, ponieważ ty go tego nie nauczyłeś.

To mówiąc skończyłam naszą krótką rozmowę.

Może przydam się na górze.

- Haja - krzyknęłam do klaczy a ona popędziła w stronę wzgórza.

Droga potrwała około 5 minut, gdy byłam już od razu zsiadłam i zapijałam orków.

Nagle ujrzałam jak Tauriel nie radzi sobie z Bolgiem a Kili biegnie jej z pomocą.

Oni nie dadzą rady, to pewne.

Ruszyłam tak szybko jak mogłam w ich stronę, a sytuacja wyglądała coraz gorzej.

Wreszcie gdy stałam na górce, nad orkiem.

Rzuciłam miecz w niego, tak aby go zabić.

Ork jednak, okazał się sprytniejszy. Zdążył mnie usłyszeć.

Gdy ostrze miało przebić go, on odwrócił się. W rękach trzymał krasnoluda...

A ostrze przebiło Kilkiego, którym on się obronił.

Moje serce stanęło.

Tauriel krzyknęła :

- Nie!!!

Z jej oczu wydobyły się łzy. Białe, przezroczyste czyste, pełne smutku łzy.

Czułam jakby ktoś przebił mi serce. Nie płakałam, ale moje serce cierpiało. Chodź było głuche na tego typu sytuacje, tym razem tak nie było.

Zabiłam inną postać, nie orka jak zawsze. Krasnoluda, którego znałam.

Cofnęłam się, a myśli przetaczały się.

Nie mogę tu dłużej stać. Elfka mi tego nie wybaczy. Nie ucieknę jednak z wojny (nie wypada), nie zostanę jednak w tym miejscu przeniosę się tam, gdzie nie ma innych istot z wyjątkiem plugawych bestii. Ich nie będzie mi szkoda.

Szybko ruszyłam w przeciwną stronę.

Wróciłam z powrotem do walczenia, orkowie padali jeden po drugim.

Walka trwała jeszcze dobrą godzinę, nagle na niebie ujrzałam orły.

To już chyba koniec.

Orków już prawie nie było.

Zaczęłam się rozglądać za wzgórzem, z którego mogłabym więcej zobaczyć i znalazłam. Od razu wydrapałam się na nie.

Widok był przepiękny, orły zabijały orków. Wszyscy się cieszyli iż wojna została skończona, blady ork nie żyje, a słońce zachodziło.

Wietrzyk muskał delikatnie twarz, rozwiewał włosy.

Usiadłam.

Siedziałam tak do nocy.

- Tenebris? - usłyszałam głos za sobą.

- Tak? Jestem tutaj. Coś chciałeś książę? - wiedziałam, że głos należał do Legolasa.

Usiadł obok mnie.

- Czy to prawda, że zabiłaś krasnoluda? - zapytał, ze smutną miną.

- Owszem. Lecz nie chciałam go zabić. Zamierzałam orka, lecz on odwrócił się i ostrze wyładowało gdzie indziej.

Na mojej twarzy pojawił się smutek, co Legolas od razu wychwycił.

Przysunął się do mnie, pocałował czule w czoło i przytulił.

- Nie powinieneś wracać do królestwa? Twój ojciec chyba już to zrobił - zapytałam po dłuższej ciszy, która panowała.

- Nie, ja nie wracam. Odeszłem.

- Dlaczego?! Miałeś wszystkiego pod dostatkiem.

- Może i miałem, lecz nie byłem tam szczęśliwy.

Popatrzyłam na niego ze współczuciem.

- Za tem co zamierzasz zrobić?

- Sam jeszcze nie wiem. Mam plany póki co wybrać się do Rivendell, aby znaleźć Aragorna. A ty?

Westchnęłam.

- Nie wiem. Pierwsze muszę coś przemyśleć, a później będę już wiedzieć.

Książę wstał i spytał :

- Jedziesz ze mną?

- Chętnie bym pojechała, lecz jak już mówiłam wpierw muszę przemyśleć istotną rzecz. Jeżeli szukasz Obierzyświata, to znajdziesz go najprawdopodobniej tam gdzie zamierzasz jechać, jeżeli tam by go nie było, Arwena będzie wiedzieć.

Na tym skończyliśmy rozmowę.

Patrzyłam jak odchodzi.

Na wzgórzu zostałam sama.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro