32."Nigdy nie pozwól..."

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


"Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać."

*****

Asia leżała na szpitalnym łóżku i czytała książkę. Był piątek – 13 lutego.
Miała już dość nic nie robienia w szpitalu, ale na szczęście kolejnego dnia miała zostać stamtąd wypisana. I dobrze, bo nie wytrzymałaby dłużej w tym sterylnym i białym pomieszczeniu. Wprawdzie mogła wychodzić na korytarz, w czym miały pomagać jej leżące przy łóżku czarne kule, jednak dziewczyna tego nie robiła. Dla niej sam fakt trudności z chodzeniem, poprzez uszkodzony staw skokowy i poważne obrażenia prawej nogi, które o mało co nie doprowadziły do amputacji kończyny, był wystarczającym ciosem, a co dopiero współczujące spojrzenia tych wszystkich ludzi w szpitalu, którzy już wiedzieli o wypadku Mistrzyni Polski.
Dlatego dla dobra swojej, już i tak będącej na wykończeniu, psychiki czekoladowooka postanowiła nie wychodzić z sali, o ile nie będzie to konieczne.
Oczywiście nie obyło się także bez odwiedzin koleżanek i kolegów z klubu oraz siatkarzy wicemistrza Polski. Któregoś dnia przyszedł nawet jej trener. Wszyscy powtarzali, że będzie dobrze i że z tego wyjdzie. Owszem, jej ciało wróci do stanu sprzed wypadku, jednak ona nie wiedziała, czy jej psychika wytrzyma kolejną rehabilitację, kolejną lawinę współczujących spojrzeń.
Oczy i wyrazy twarzy zgromadzonych w szpitalu ludzi po wypadku, w którym zginęli jej rodzice, będą śniły się jej do końca życia. Jak na ironię był to ten sam szpital. Wtedy, prawie dziesięć lat temu, poprzysięgła sobie, że już nigdy nikt TAK na nią nie spojrzy – tym pełnym litości wzrokiem. Lecz brązowowłosa złamała swoją przysięgę. Nawet teraz, kiedy jej stan był już dobry i jako tako mogła chodzić o własnych siłach, – czego nie robiła, by nie odciążać niepotrzebnie nogi – a żebra kończyły się już zrastać, każdy, kto do niej przychodził, no może z kilkoma wyjątkami , patrzył na czekoladowooką tak, jakby co najmniej jeździła na wózku i była sparaliżowana od pasa w dół już do końca życia. Tego dziewczyna nienawidziła najbardziej.
Wiedziała, że wróci kiedyś do formy, jednak zaczynało brakować jej wiary w siebie. Wmawiała sobie, że nigdy nie będzie tak silna jak swoja matka, która po wypadku na jednym z treningów gimnastyki artystycznej potrafiła podnieść się, wstać i walczyć dalej i zaledwie pół roku po nim wygrać zawody.

Jej rozmyślania przerwało jej pukanie do drzwi.

-Proszę – powiedziała cicho, patrząc się w sufit.
Drzwi uchyliły się lekko i do pomieszczenia zajrzał wysoki mężczyzna z doklejonymi, sztucznymi wąsami, plastikowymi okularami bez szkieł na nosie i w białym, długim fartuchu na sobie.
-Nie wierzę... - wyszeptała dziewczyna, na której twarz po spojrzeniu w stronę wyjścia z sali wpełzł szczery uśmiech.
-Witam pacjentkę. Jak się pani czuje? – zapytał poruszając zabawnie brwiami oraz obniżając swój ton głosu, na co Aśka parsknęła śmiechem.
Kiedy Polonówna się już opanowała, przybrała poważny wyraz twarzy i odpowiedziała:
-Dziękuję doktorze, już lepiej.
-To znaczy, że lekarstwa, które pani zapisałem działają?
-Jak najbardziej.
Dłużej już oboje nie wytrzymali i wybuchli śmiechem.
-A teraz poważnie. Jak tam u ciebie Niezdaro? – zapytał Igła, kiedy dziewczyna ocierała łzę rozbawienia z policzka.
-Dobrze. Mogę już sama chodzić, ale lekarz każe to robić z pomocą kul, żeby nie obciążać nogi. Poza tym czuję się już świetnie i strasznie się nudzę.
-To widać. Ale podobno już jutro cię stąd wypisują.
-Nawet nie wiesz jak cieszę się z tego powodu.
Krzyśkowi odkleił się kawałek wąsów, przez co dziewczyna ponownie się zaśmiała.
-Skąd ty to masz?
-Okulary są z jakiegoś zabawkowego zestawu medycznego Dominiki, wąsy są pamiątką po jednym z żartów Winiara, a fartuch zwędziłem Jackowi na wczorajszym treningu.
-On o tym wie?
-A bo ja wiem? Pewnie nie, bo w całej akcji pomagał mi Paul z Pitem – kiedy Aśka uniosła brew siatkarz wyjaśnił. –Paul udał, że się potknął i wpadł na Nowakowskiego, a ten drugi, że go to bolało, ale kiedy zobaczyli, że to nie działa, to jeden drugiego „przypadkiem" kopnął i zaczęli się kłócić. Jacek rad nie rad musiał tam iść ze sprejem chłodzącym. Gorzej było jak do akcji wkroczył trener, ale w ostateczności to nawet odciągnął Jacka, żebym zdążył wyjąć tą szmatę z jego torby. Pojęcia nie mam do czego ona jest mu potrzebna. W aptece dorabia, czy co?

Krzysiek jako jeden z nielicznych zachowywał się tak jak zawsze i pozwalał sobie na żarty z wypadku dziewczyny, o co ona wcale nie miała do niego żalu, a wręcz przeciwnie, bardzo cieszyła się z tego, że ktoś traktuje ją tak jak dawniej.

-To teraz nawet trener wam w akcjach pomaga?
-Żeby tylko on. Na początku był temu wszystkiemu przeciwny, ale przyzwyczaił się po jakimś czasie i jak nie jest na nas wściekły po nieudanym meczu oraz jeśli na treningu się go w miarę słuchamy, to nam pomaga.
Aśka pokręciła głową z niedowierzaniem.
-A kiedy wracasz? – zapytał po jakimś czasie libero.
-Niby gdzie?
-Jak to, gdzie? Na bieżnię.
-Nie wiem, czy w ogóle tam wrócę...
-Co takiego?
-Zuza już udowodniła, że dzięki pieniądzom można kogoś wykluczyć ze sportu.
-Ale przecież jesteś już czysta! Ze wszystkiego cię uniewinnili!
-Jak to?
-Na worku z narkotykami znaleźli odciski tej całej tlenionej „biegaczki", twoje wyniki były dobre, a obok tamtego przejścia dla pieszych była kamera i udało się wyostrzyć obraz na tyle, by odczytać numery! Wszystko się wydało! Jej ojciec siedzi! Wszystkie oskarżenia przeciwko tobie zostały anulowane!
-Naprawdę? – zapytała, a Ignaczak potwierdził skinieniem głowy. – Ale teraz to i tak jest już chyba bez znaczenia...
-Dlaczego? Ostatnio sama mówiłaś, że jeżeli dobrze pójdzie, to rehabilitacja zakończy się najpóźniej za trzy miesiące.
-I co z tego? Mistrzostwa są za pół roku!
-Więc będziesz miała jeszcze co najmniej trzy miesiące, żeby się do nich przygotować.
-To nie ma sensu... - Aśka pokręciła bezradnie głową.
-Posłuchaj – zaczął Krzysiek, kładąc rękę na jej nodze. – Forma zawodnika nie zależy tylko od przygotowania fizycznego. Równie ważne jest to, co dzieje się w duszy sportowca. Jeśli poddasz się w środku, nigdy nie będziesz mogła pokazać na co stać twoje ciało. Kto, jak kto, ale ty powinnaś coś o tym wiedzieć, prawda?
Polonówna nie odpowiedziała, tylko zagryzła wargę, uciekając wzrokiem od oczu siatkarza.
-Ja też kiedyś zwątpiłem...
-Ty?
-Tak. Grałem wtedy w Częstochowie. W pewnym momencie, kiedy moja forma nie była najlepsza, pomyślałem sobie „czy to w ogóle ma sens?". Kochałem siatkówkę i marzyłem o medalach, jednak zwątpiłem we własne siły... Trener oznajmił mi, że albo biorę się do roboty, albo wylatuję z klubu, a z ówczesną formą mogłem sobie tylko pomarzyć o propozycji z klubu grającego w PlusLidze. Wtedy... Arek, mój najlepszy przyjaciel, powiedział coś czego nie zapomnę do końca życia: „Nigdy nie pozwól, aby ktoś zniszczył twoje marzenia".
Po policzku Igły spłynęła pojedyncza łza, a oczy Asi stawały się coraz bardziej szkliste.
-Aśka?
-Tak..?
-Obiecaj mi coś... Walcz do końca, bo twoja walka nie pójdzie na marne, a pozwoli ci osiągnąć wielkie rzeczy. I „nigdy nie pozwól, aby ktoś zniszczył twoje marzenia"...
-Obiecuję...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro