26. Mam prośbę.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jeśli widzisz błąd – wskaż. Dziękuję! Miłego czytania.

Ciemność.

Wszechogarniająca ciemność towarzyszyła mi, kiedy uchyliłam powieki. Nerwowo rozejrzałam się po przestrzeni, ale mój wzrok nie mógł się przyzwyczaić to tego mroku. Nie dojrzałam żadnych szczegółów. Jedynie słyszałam przytłumione rozmowy dwóch mężczyzn i pracę silnika. Zbędnie uderzałam i kopałam o wyściełane wnętrze bagażnika. Krzyczałam, wołałam o pomoc, ale nie przynosiło to żadnych efektów. Nie wiedziałam, ile czasu minęło, odkąd zostałam wrzucona do środka samochodu. Droga trwała kilka minut, a może kilkanaście bądź kilkadziesiąt – nie miałam pojęcia. Straciłam rachubę czasu. Byłam przerażona, nie wiedziałam, co mnie czeka i kiedy dojedziemy do celu, ani dokąd zostałam wywożona i czy w ogóle stamtąd wrócę. Kiedy zastanawiałam się, kto i dlaczego mógł to zrobić, samochód nagle się zatrzymał. Odruchowo podkurczyłam kolana do brody, znajdując się w pozycji leżącej. Moja droga ucieczki była znikoma i choć zastanawiałam się, jak to sprawnie zrobić, gdy już otworzy ktoś klapę bagażnika, to wiedziałam, że i tak nie będę miała szans. W środku było słychać przynajmniej dwa męskie głosy, więc wątpliwe było, że mogłam im zwiać. Moje przerażenie przybrało na sile, kiedy usłyszałam dźwięk kliknięcia, a zaraz potem do ciemności, wpadła smuga światła. Zacisnęłam szybko powieki, biorąc głęboki oddech. Nie słyszałam nic, co działo się wokół oprócz mojego dudniącego serca. Wystukiwało ono przerażająco głośny rytm, który obijał się o uszach, pozostawiając po sobie puste echo.

Po paru sekundach, które w rzeczywistości wydawały mi się, że trwały nieskończoność, poczułam szarpnięcie z ramię, przez co oderwałam się z mojej względnie bezpiecznej pozycji i otworzyłam oczy. Początkowo oślepiło mnie dzienne światło. Zdążyłam się przyzwyczaić do dotychczasowej ciemności i odrobina światłości boleśnie obiła się o moje rogówki, przez co odruchowo zmrużyłam powieki. Moje ciało zostało szarpnięte i wyciągnięte z bagażnika. Ktoś gwałtownie pociągnął mnie w przód, przez co wylądowałam na kolanach. Podparłam się szybko ramionami o zimne podłoże i miałam już próbować się podnieść, kiedy ktoś mocno mnie popchnął, przez co opadłam na prawy bok, uderzając głową o ziemię. Znów w trakcie odruchowo zamknęłam powieki, więc nawet nie zauważyłam, gdzie się znajduję. Uchyliłam je delikatnie, próbując zarejestrować otoczenie i chciałam się podnieść. I to nie było dobre posunięcie, bo kiedy to zrobiłam, poczułam silne dwa kopnięcia plecy, przez co znów upadłam. Oczy zaczęły mnie piec, kiedy przeszył mnie uciążliwy ból. Serce, jeśli to możliwe – dalej łomotało, a ciało zaczęło niekontrolowanie się trzęś.

– Gdzie, kurwa? Zostajesz! – Usłyszałam przeraźliwie zimny ton głosu, pod którego wpływem się wzdrygnęłam. Zaraz potem pojawiły się jakieś szmery nieopodal mnie.

Nie zmieniając pozycji, w końcu udało mi się otworzyć oczy. Leżałam górną częścią ciała na zimnym, ciemnym kruszywie, a dolną na betonowych płytach. Kilka metrów przede mną stał duży blaszany budynek, a w dalszej części okolicy las. Nie kojarzyłam tego miejsca, nie wiedziałam nawet, czy dalej znajdowaliśmy się w Middletown.

Bałam się wykonać jakikolwiek ruch. Próbowałam rozejrzeć się jeszcze dokładniej, ale kiedy przeniosłam spojrzenie w drugą stronę, to w tym samym momencie centralnie przed moją twarzą stanęła postać. Wbiłam spojrzenie w czarne, ciężkie wojskowe desanty. Miałam ochotę skulić się lub mieć umiejętności teleportacji. Chciałam stamtąd zniknąć i już więcej nie wracać. Nie wiedziałam, dlaczego i w jakim celu tam zostałam wywieziona, ale przeczuwałam najgorsze. Przełknęłam głośno ślinę i uniosłam spojrzenie w górę. Dojrzałam schylającą się w moją stronę sylwetkę mężczyzny ubranego na czarno, a zaraz potem znów zostałam szarpnięta za ramię. Syknęłam z bólu, gdy dłoń mocno zacisnęła się na moim ramieniu, a ból pleców dalej dawał się we znaki.

– Wstajesz. – Znów ten sam zimny, oschły ton rozbrzmiał nade mną, a ja, mimo iż nie chciałam, to coś w głębi w duszy podpowiadało mi, żeby zrobić to, co każe ten mężczyzna.

Jakiś dziwny instynkt przetrwania kierował moim ciałem, by naiwnie ulec i podporządkować się, a to da mi szanse na zmniejszenie swojej jeszcze niewiadomej kary. Zrobiłam więc, jak kazał i współpracowałam, gdy męskie ramiona podciągały mnie do góry. Nerwowo rozejrzałam się wokół i jedyne co mogłam zarejestrować to samochód. Czarny SUV, który wydawał mi się dziwnie znajomy. Zaraz potem poczułam na lewym poliku mocne siarczyste uderzenie, przez co automatycznie głowa odleciała mi w przeciwną stronę. Odruchowo złapałam się dłonią w piekącym miejscu, a w moich oczach pojawiły się łzy.

– Bronn, nie baw się, tylko przejdź do rzeczy – odezwał się drugi głos, po którego usłyszeniu zamarłam. Cierpki bas, który powodował nieprzyjemny dreszcz na moim ciele, którego miałam okazję już słyszeć po raz kolejny. Wcześniej w domu Nicholasa, a teraz w nieznanym mi miejscu i na pewno nie w przyjaznych okolicznościach.

Wyprostowałam głowę i rozejrzałam się wokół, by poszukać właściciela tego przerażającego głosu. Dojrzałam jego sylwetkę, odzianą w ciemną skórzaną kurtkę i tego samego koloru spodnie. Stał kilka metrów przed samochodem i trzymał za założone z tyłu ramiona mężczyznę. Młody blond chłopak, gdzieś około dwudziestu paru lat, który usilnie próbował coś powiedzieć mimo zakrytych jakąś brudną szmatą ust. Wyrywał się z uścisku wysokiego barczystego faceta, który z niezruszoną, wyglądającą na znudzoną miną stał i obserwował naszą dwójkę.

– Wybacz skarbeńku, muszę się trochę odprężyć, ale za chwilę do ciebie wrócę. – Poczułam nieprzyjemny oddech przy swoim lewym uchu i odór mocnej, ostrej męskiej wody kolońskiej. Wzdrygnęłam się na jego szept, a zaraz potem mogłam dostrzec, mijającą mnie postać, jak się okazało drugiego mężczyzny, który był tego dnia u Nicholasa.

Wpatrywałam się przestraszona w jego oddalającą się sylwetkę. Doszedł do swojego kolegi, dalej usilnie trzymającego chłopaka, który w tamtym momencie klęczał. Wyjął spod kurtki jakiś przedmiot. Rozszerzyłam przerażona oczy, kiedy wymierzył bronią w chłopaka. Wstrzymałam powietrze, a moje serce w tamtym momencie się zatrzymało, widząc, jak naciska spust, a potem zacisnęłam mocno powieki, gdy usłyszałam głośny huk i krzyk. Z zawrotną prędkością moje serce na nowo zaczęło pompować krew. Zachłysnęłam się powietrzem, kiedy zabrakło w płucach dawki tlenu. Nerwowo i niepewnie uchyliłam powieki, gdy nie usłyszałam więcej żadnych dźwięków. Spojrzałam w miejsce, w którym znajdowała się trójka mężczyzn i wtedy coś do mnie dotarło. W takich nieszczęsnych sytuacjach mój mózg pracował w spowolnionym tempie. Tak też działo się wtedy, gdy stałam bezczynnie, zamiast próbować uciekać. Wiadome było też to, że mogło mi się nie udać, ale skoro byli zajęci i nikt mnie nie pilnował, to mogłam spróbować. A jeśli tak głębiej pomyśleć, to nie miałam nic do stracenia w końcu i tak planowali mi zrobić krzywdę. Takie miałam przynajmniej wrażenie.

Przypatrywałam się całej trójce, gdzie chłopak na szczęście nie stracił życia, tylko został postrzelony w kolano, za które w tamtym momencie się łapał i kwilił, przez dalej zasłonięte usta. Dwójka typów spod ciemnej gwiazdy stali nad nim i coś mu tłumaczyli, w pewnym momencie ten, który mnie uderzył, podszedł w jego kierunku i splunął na niego, a zaraz potem znów przestrzelił, tym razem drugie kolano. Odruchowo podskoczyłam, nieprzygotowana na ten widok i to było jak zastrzyk energii. Rozejrzałam się wokół i niewiele się zastanawiając, obróciłam się i ignorując ból pleców, zaczęłam biec w przeciwnym kierunku, w stronę lasu. Nie spoglądając się za siebie, przemierzałam kolejne metry, dopóki nie usłyszałam wystrzału. Głośno krzyknęłam, kiedy kula przeleciała obok mnie i obiła się z hukiem o betonową płytę. Przystanęłam w miejscu. Moja klatka piersiowa szybko unosiła się i opadała po przemierzonym dystansie i nadmiaru emocji. Bałam się spojrzeć za siebie, dlatego dalej stałam jak wmurowana, dopóki nie poczułam uścisku na ramieniu i zaraz potem znów poczułam szarpnięcie do tyłu.

– Gdzie to się wybieramy? Tak bez pożegnania? Nie ładnie. – Próbowałam się wyrywać i krzyczeć w nadziei, że ktoś usłyszy, ale moje błagania bezceremonialnie zostały zniweczone, gdy oznajmił mi, że znajdujemy się na jakimś odludziu i mogę się drzeć, a i tak, nikt mnie nie usłyszy. Zaczęłam szlochać. Przez moje ciało przechodziły niekontrolowane spazmy płaczu z bezsilności. Nie miałam już nadziei na to, że wyjdę z tego bez szwanku.

– Dobra, koniec zabawy.

Usłyszałam głos tego drugiego faceta, gdy zostałam pchnięta na samochód. Obiłam się zimną blachę twarzą, przez co syknęłam z bólu. Po chwili czułam metaliczny posmak w kąciku ust. Rozdygotana uniosłam spojrzenie w górę. Przerażający typ stał przede mnie, przeszywając mnie lodowatym spojrzeniem. Odruchowo się skuliłam, pod pływem tego spojrzenia. Przywarłam plecami do blachy samochodu. Od początku ten typ mnie przerażał. Począwszy od głosu, sylwetce, kończąc na spojrzeniu. Nie był to przyjemny widok, a tym bardziej, gdy porwał mnie i wywiózł gdzieś, nie wiadomo gdzie, co potęgowało mój strach. Z każdą kolejną chwilą moje ciało stawało się zlepkiem nerwów. Przełknęłam głośno ślinę, gdy dojrzałam, że wyciąga coś z kieszeni czarnych spodni i w tamtym momencie zacisnęłam mocno powieki. Miałam przed oczami koszmarne wizje, gdzie robią mi to samo, co z tamtym chłopakiem, którego już nie widziałam obok samochodu. Czekałam na moment wystrzału. Zacisnęłam trzęsące się dłonie w pięści i próbowałam brać głębokie oddechy, co i tak nieudolnie mi wychodziło, gdyż mieszały się z moim szlochem. Kiedy kolejne sekundy mijały, a ja dalej nie słyszałam huku, otworzyłam oczy i dojrzałam, że trzyma w dłoni białą kopertę. Zmarszczyłam brwi, widząc, jak wystawia ją w moją stronę.

– Przekaż swojemu kochasiowi.

Początkowo nie miałam pojęcia, o co chodzi. A raczej o kogo, ale kiedy mój mózg zaczął nieco sprawniej pracować, to domyśliłam się, że chodziło o Nicholasa. Pokręciłam przecząco głową.

– To nie jest...

Prychnął.

– Myślisz, że uwierzyłem w tę bajeczkę o kuzynce? Dobrze wiem, że coś was łączy i dla twojego bezpieczeństwa radzę ci przekazać mu tę kopertę. Nie chciał jej przyjąć osobiście, to musieliśmy wykorzystać to – zjechał mnie spojrzeniem z góry do dołu – seksowne ciałko. Naiwny – prychnął – myślał, że nas oszuka. Otóż nie. Wiemy, kim jesteś i gdzie mieszkasz, więc lepiej będzie dla ciebie, jeśli zerwiesz z nim kontakt. Chyba że chcesz, by mój niezbyt zrównoważony kolega się z tobą zabawił.

Drugi typ podszedł do mnie i stanął naprzeciw, znów owiewając nieprzyjemnym oddechem i paskudnym ostrym zapachem wody. Po raz kolejny przeszedł mnie dreszcz, gdy zbliżył twarz do mojej. Dzieliło nas tylko kilka centymetrów. Widziałam z tej odległości każdą zmarszczkę i bliznę, które zdobiły jego twarz, świadcząc o być może wielu przebytych walkach. Tak samo, jak u tego drugiego; na szyi rozciągały się mroczne tatuaże, ale było ich zdecydowanie mniej niż u jego partnera. Kiedy jego dłoń powędrowała na moje biodro, a potem sunęła w tył, zatrzymując się na pośladku i mocno go ściskając, przerażona otworzyłam szeroko oczy. Moje ciało znów sparaliżowało, wstrzymałam oddech, i jedyne co w tamtym momencie czułam, to spływające po policzkach ciepłe łzy. Po chwili przeniósł powoli swoje brudne, wielkie łapsko w górę. Jego dotyk nieprzyjemnie parzył mi skórę wzdłuż pleców, a potem zjechał w bok po obojczyku w stronę szyi i tym razem tam poczułam ucisk. Mocno zacisnął jedną dłoń wokół niej, zaraz potem dołączając drugą. Zaczęłam się wyrywać, obijać pięściami o jego klatkę piersiową, ale nie miałam szans, byłam za słaba w porównaniu do wysokiego, szerokiego w barkach mężczyzny. Zaczynało mi brakować powietrza a to, że chwilę wcześniej je wciągnęłam, przyspieszyło efekt duszenia. Próbowałam zaczerpnąć odrobinę tlenu, ale ten, widząc moje poczynania, z zadowoloną miną zaczął przyduszać jeszcze bardziej. Czułam, jak pieką mnie oczy, a płuca już przestawały funkcjonować. Świat zaczął wirować, a zaraz potem poczułam, jak ciemność zachodzi mi przed oczy. Kiedy myślałam, że to już koniec, nagle uścisk zelżał.

– Dziś ci daruję, ale na przyszłość radzę dobierać sobie lepszych kochanków – oznajmił, gdy ja upadałam na kolana. Złapałam się za szyję i zaczęłam krztusić, nabierając łapczywie świeżego powietrza do płuc.

Bolało mnie gardło, dolna część pleców, czułam piekący policzek i rozdartą wargę. Kiedy zaczęłam w miarę normalnie oddychać, skuliłam się na ziemi pod samochodem. Podkuliłam kolana i owinęłam je ramionami. Strużki łez toczył się drogą do ust, by potem spaść po brodzie, mocząc mi jeansy. Kolejne spazmy przechodziły przez moje ciało, a ja dalej siedziałam, nie zmieniając pozycji. Przez parę minut nie słyszałam ich głosów, nie wiedziałam czy jeszcze tam byli, choć samochód dalej stał w tym samym miejscu. Nie ruszałam się, nie próbowałam uciekać, bo wiedziałam, że byłam na straconej pozycji. Trwałam skulona, dopóki któryś z tych typów nie pociągnął mnie gwałtownie do góry. Wsadził mnie z powrotem do samochodu – tym razem do tyłu i wywieźli gdzieś na obrzeża miasta. Otrzymałam znów tę samą kopertę, którą wcześniej upuściłam, gdy ten cały Bronn zaczął mnie dusić i ostrzegli, że będzie dla mnie lepiej, gdy dostarczę ją Nicholasowi.

Kiedy zatrzymali się i pozwolili wyjść, nerwowo złapałam za klamkę samochodu i wyskoczyłam z SUV-a. Biegłam przed siebie, nie zważając na ból, czy przechodniów, na których co jakiś czas przez przypadek wpadałam. Kojarzyłam okolicę, w której byłam i miałam dwa wyjścia: Sophie, albo Nicholas. Wybór jednak był prosty: skoro jedną nogą weszłam do rzeki, to i tak już się zmoczyłam, więc było mi obojętne, czy druga też wejdzie. Miałam mu przekazać tę cholerną kopertę, a podejrzewałam, że gdybym tego nie zrobiła, to mogliby się na mnie zemścić. W końcu wiedzieli, gdzie mieszkam, znali moją tożsamość, więc łatwo mogli mnie dopaść. Wolałam nie ryzykować, a świadomość, że znów muszę się spotkać z Nicholasem...cóż, starałam się ignorować to dziwne ukłucie pojawiające się w sercu na samą tę myśl.

Znalazłam się przed jego domem, wcześniej spoglądając z ulgą na podjazd, że jego samochód stał w tym samym miejscu, co oczywiście nie znaczyło, że jednak nie postanowił zrobić sobie przejażdżki po alkoholu. Zignorowałam dreszcz, który przeszedł przez mój rdzeń po samej myśli, że mógł to zrobić.

Zadzwoniłam do drzwi i błagałam, by tym razem otworzył je bezproblemowo. Odetchnęłam z ulgą, gdy po drugim dzwonku, usłyszałam przekręcanie klucza, a zaraz potem drzwi się rozstąpiły. W progu stał Nicholas, który nie wyglądał wcale lepiej, niż podczas naszej południowej wizyty. Gorzej też nie, więc poczułam, jak wielki głaz spada mi z serca, widząc, że nie doprowadził się do gorszego stanu, jak i nic złego mu się nie stało. Zmarszczył brwi na mój widok, a gdy spojrzał na moją wystawioną dłoń, w której trzymałam białą kopertę, otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak ostatecznie tego nie zrobił, jakby zdziwił go mój widok i nie wiedział, o co chodzi. Dłoń drżała mi pod wpływem emocji, kiedy wystawiłam w jego stronę.

– Dla ciebie od Merlino.

Znów jego usta się rozszerzyły, ale tym razem zostały otwarte, jakbym zszokowała go swoją wypowiedzią. Zlustrował moją sylwetkę i zatrzymując się na twarzy, zmarszczył brwi, a zaraz potem rozszerzył szeroko oczy. Był zdziwiony i to bardzo.

– Widziałaś się z nim? – W końcu się odezwał, a w jego głosie można było wyczuć delikatnie drżenie. Pokręciłam przecząco głową.

– To od tych dwóch kolesi, co byli u ciebie dzisiaj.

– Wejdź do środka – wypalił nagle, na co tym razem ja zmarszczyłam brwi. Nie zdążyłam zapytać po co, ani odmówić, kiedy ten złapał mnie mocno za ramię i wciągnął do środka. Prowadził mnie w stronę salonu. Po drodze unikałam dalej leżące na płytkach kawałki rozbitego szkła. W środku okazało się, że nie wyglądało lepiej. Na podłodze, kanapie i stoliku leżały porozrzucane szklane butelki od mocniejszych alkoholi, kilka z nich również było potłuczonych. Dalej puszki od piwa, pozgniatane papierki po jedzeniu na wynos i puste paczki po chipsach. Unoszący się wokół odór alkoholu mieszał się z dymem papierosowym – jeden papieros dalej tlił się w popielniczce na stoliku. Roleta w oknie była do połowy zasłonięta, przez co nie dostawało się do wnętrza zbyt wiele światła.

Nicholas wpadł tam ze mną i oświecił światło, zrzucił na podłogę zawalające kanapę puszki i wskazał, bym usiadła.

– Nie dzięki, nie przyszłam na kawusie. Bierz tę kopertę – znów wystawiłam ją w jego kierunku – chcę już wrócić do domu.

– Stało ci się coś? Oni ci to zrobili? – zapytał, wskazując głową na moją twarz. Policzek dalej mnie piekł, więc mogłam się domyślić, że będzie w tym miejscu siniak. Krew na wargach już zaschła, ale nie miałam pojęcia, jak wyglądam. Dużo też płakałam, więc tusz, którego nie miałam co prawda za dużo, zapewne spłynął, więc domyślałam się, że wyglądałam jak półtora nieszczęścia. Westchnęłam ciężko i przeniosłam spojrzenie w bok.

– Veronica? – ponaglał mnie do odpowiedzi na pytanie. – I tak się dowiem.

– A co mam ci powiedzieć, że przez twoje dziwne znajomości zostałam pobita i prawie uduszona? Kto to jest? – wyrzuciłam nagle z siebie. Płuca zaczęły szybciej pracować, a serce po raz kolejny tego dnia zaczęło wariować. Znów emocje opanowały moje ciało, a ja już miałam ich w ten dzień serdecznie dosyć. Podeszłam do kanapy i opadłam bezsilnie na nią. Kątek oka dostrzegłam, jak i Nicholas również siada i czułam, jak wpatruje się we mnie. Po chwili poczułam dotyk na szyi i jak oparzona odskoczyłam w bok.

– Co ty robisz? – zapytałam przestraszona. Nicholas skonsternowany spojrzał na moją twarz, a zaraz potem przeniósł spojrzenie na szyję.

– Oni ci to zrobili?

Chwilę utrzymywaliśmy ze sobą kontakt wzrokowy, ale kiedy w ciemnobrązowych tęczówkach dojrzałam zmartwienie i współczucie, to kiwnęłam głową.

– Zajebie! – warknął i nagle wstał. Podszedł do niskiej komody, która znajdowała się pod uwieszonym na ścianie telewizorem, po drodze kopnął kilka butelek. Jedna z nich potoczyła się w stronę ściany i pod wpływem silnego wyrzuty rozbiła się na drobniejsze kawałki. Obróciłam głowę i zacisnęłam odruchowo powieki, by odłamki szkła nie wpadły mi do środka. Po chwili przekrzywiłam głowę i spojrzałam na Nicholasa. Wystukiwał coś na telefonie, mocno ściskając go dłoni. Zacisnął mocno szczękę i jestem pewna, że gdyby podstawić pod nią kartkę, to z łatwością by ją przecięła.

– Nicholas, powiesz mi w końcu, kim oni są i kto to jest Merlino?

Zaprzestał swoich ruchów i zanim obrócił głowę w moją stronę, chwilę się nad czymś zastanawiał.

– Nie jest ci ta wiedza do niczego potrzebna – odpowiedział zdawkowo i wrócił do szukania czegoś w telefonie, a mnie w tamtym momencie podniosło się ciśnienie. On naprawdę sądził, że nie należą mi się wyjaśnienia, po tym, jak przez niego zostałam pobita? Jakiś dwóch niebezpiecznych typów uprowadziło mnie spod mojego domu, groziło i wprost oznajmili mi, że stało się to przez naszą znajomość, a on bezczelnie unikał odpowiedzi.

– Słucham?! – oburzyłam się i podniosłam na proste nogi. Podeszłam do niego w kilku krokach i wyrwałam telefon z dłoni, ignorując jego oburzenie. Odrzuciłam telefon na blat stolika, stojącego za mną i obróciłam znów w jego kierunku. Założyłam ramiona na piersi i obrzuciłam go zaciętym, nieustępliwym spojrzeniem. Od środka  już niemal wrzałam i czekałam tylko na moment swojej erupcji. – Przez ciebie zostałam porwana i pobita przez twoich znajomych i przez cholerną kopertę, która jest dla ciebie. – akcentowałam mocniej każde słowo "ciebie" – Przez twoją cholerną dumą, bądź cholera wie co, nie chciałeś jej od nich wziąć. I to stało się mnie! – Uniosłam głos. – Nie tobie! – Wskazałam na niego palcem. – I ty śmiesz mi mówić, że nie muszę wiedzieć, kim są ludzi, którzy twierdzą, że dla własnego bezpieczeństwa mam się z tobą nie spotykać? Serio?! Kawał z ciebie sk...

– Dobra, powiem – przerwał mi, zanim dokończyłam szykowane w jego kierunku obelgi. Głośno westchnął i wskazał na kanapę, sam podążył w jej kierunku i padł na jej skraju. – Usiądź.

– Postoję.

– Veronica, siadaj. – Przymknął powieki i wycedził przez zęby. Widziałam, że się denerwował. Nerwowo zaczął bawić się palcami, wyłamując każdego po kolei. Początkowo ignorowałam fakt, że dźwięk strzelania powodował moją irytację, ale kiedy dochodził do szóstego palca, zacisnęłam dłonie w pięści i podeszłam do niego niespodziewanie i przyłożyłam swoją dłoń do jego, zatrzymując  wykonywanie tego denerwującego ruchu. Wypuścił ze świstem powietrze i kątem oka spojrzał na mnie, jak siadam po drugiej stronie kanapy. Patrzyłam na niego, wyczekując, aż zacznie mówić, ale miałam wrażenie, że może to potrwać wieczność, bo wyglądało, jakby odwlekał tę rozmowę. Odchrząknęłam, zwracając na siebie uwagę. Zawieszony patrzył w jakiś nieokreślony punkt na ścianie. Kiedy obrócił głowę w moją stronę, powiedziałam:

– Mów. – Uniosłam brwi ku górze, ponaglając go.

– Pytaj.

– Już pytałam. Co cię łączy z tymi kolesiami i kim jest Merlino?

– Co ci zrobili? Dobrze się czujesz? – Po jego pytaniu zgromiłam go wzrokiem. Naprawdę w tym momencie się przejmował, czy dobrze się czuję? Mógł myśleć wcześniej i brać pod uwagę, że nie uwierzą w jego bajkę z kuzynostwem. Chciałam się w końcu dowiedzieć, z kim miałam do czynienia. To wszystko było przez niego, więc należały mi się wyjaśnienia.

– Nie zmieniaj tematu – warknęłam.

Chwilę wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, ale kontakt wzrokowy zerwał Nicholas, przenosząc go na swoje kolana, którymi w tamtym momencie podrygiwał.

– Ci dwaj kolesie to bracia Lesnar. Brock i Bronn. Ten, który ze mną rozmawiał to Brock. Pochodzą z Dakoty...

– Nicholas, nie pytam o ich pochodzenie, ani nawet nie interesuje mnie, jak mają na imię. Chce wiedzieć, kim oni są i co mają z tobą wspólnego.

Nastała chwilowa cisza, ale trwała tylko kilka sekund. Tak w sam raz na złapanie oddechu.

– Są płatnymi zabójcami.

Okej, chyba wolałam nie wiedzieć.

– Czy ty...

– Pracują dla Merlino. Czasem komuś pogrożą, zastraszą, czasem zabiją.

Och, takie małe hobby.

– Są na jego posyłki, a u mnie byli, bo mieli mnie przekonać na spotkanie z nim.

– Po co miałeś się z nim spotkać?

I znów nastała cisza, przez którą sama zaczęłam nerwowo podrygiwać kolanem. Nicholas znów westchnął.

– Kiedy postanowiłem spieprzyć sobie życie, poznałem Stevena i Thomasa. Widziałaś ich już ze mną na imprezie w bractwie i przed twoją uczelnią, gdy powiedziałem, że jesteś moją panienką do towarzystwa. Na początku tylko kupowałem u nich dragi. Zaczynało się od zwykłych skrętów z maryśką, potem na imprezach ecstasy, na drugi dzień na pobudzenie amfa, a skończyło się na kokainie. Z czasem jako stały klient dostałem od nich propozycję, by zacząć z nimi handlować. Zacząłem mieć problemy w szkole, w domu było przez to nieciekawie, dlatego się zgodziłem. W końcu byłem tylko głupim nastolatkiem, który chciał zarobić dobrą kasę za nieprzemęczanie się. Z czasem poznali mnie z Merlino, pracują dla niego. Sprzedawałem, wciągałem i kiedy przestałem sobie radzić ze sobą, wciągnęli mnie w interesy z nim. Jest typowym szefem grupy przestępczej w naszym stanie. Zajmują się przemytem i handlem narkotykami, alkoholem i bronią. Nielegalny hazard i handel...

– Handel żywym towarem – dodałam, nie zastanawiając się długo. To wszystko, co mówił, układało mi się w całość i pasowało do tego, co opowiadał mi po tej akcji z tabletką gwałtu. Obawiałam się, że ci ludzie mieli coś wspólnego z tą sprawą i być może z resztą. Tylko dlaczego?

– Nie – zaprzeczył od razu. – Merlino nigdy nie zajmował się prostytucją ani handlem kobietami, ale ktoś inny się zajmuje. Ktoś wyżej niż on i po tej akcji w klubie spotkałem się z Merlino, żeby sprawdzić, czy nie zaczął z nim współpracować, ale zaprzeczył, lecz potwierdził od kogo był ten typ, który podał ci pigułkę. Wtedy pierwszy raz zaproponował mi powrót do niego, ale się nie zgodziłem. Nie chciałem znów się w to pakować, nie po to z tego bagna wyszedłem.

– Co robiłeś dla niego?

– Dawał mi różne zlecenia. Handlowałem prochami, przemycałem broń, a kiedy dowiedział się, czym zajmuje się mój ojciec i że sam znam się na samochodach, znalazł dla mnie nowe zajęcie, czyli kradzież samochodów. Byłem parę razy z Brockiem i Bronnem, żeby kogoś zastraszyć.

– Zabiłeś kogoś? – Rozszerzyłam szeroko oczy, a moje serce zacznie przyspieszyło swoje bicie. Nie sądziłam, że mógłby kogoś zabić, ale nie miałam też pojęcia, że kradł i handlował narkotykami. Nie znałam go również kilka lat temu, więc było takie prawdopodobieństwo, że był bezdusznym, okrutnym człowiekiem, który zabijał z premedytacją. Jednak jakaś część mnie wierzyła, że tak nie było. Nie mogło, przecież to był tylko dupek Nicholas, który czasem widział tylko czubek własnego nosa, a nie mógłby kogoś tak skrzywdzić. Przynajmniej miałam taką nadzieję.

– Nie! Nigdy nikogo nie zabiłem, ale byłem parę razy tego świadkiem. – Skrzywił się po tych słowach, jakby przypomniał sobie te nieprzyjemne wydarzenia. – Zacząłem drążyć temat po twojej napaści, kiedy odczytałaś wiadomość od nieznanego numeru. Ja w ten dzień dostałem taką samą. Znów się z nim spotkałem, ale po raz kolejny zaprzeczył.

– Skąd wiesz, że nie kłamał.

– Powiedziałby mi. Jaki by miał sens w wypisywaniu do mnie SMS-ów, a na żywo udawaniu, że to nie od niego. Jak chciałby mnie nastraszyć, że chce ci coś zrobić, to by to zrobił sam, albo za pomocą braci Lesnar, a on dalej twierdził, że nie wie nawet, o kogo chodzi. Znów mi zaproponował powrót i od tego czasu próbuje mnie nakłonić i się ze mną spotkać.

– Czyli on wiedział o mnie, to czemu udawałeś, że jestem twoją kuzynką?

– Myślałem, że bracią nie wiedzą, ale jednak się myliłem. Nie bój się, już ci nic nie zrobią.

– No nie, bo zgłoszę to na policję.

– Nie.

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego pytająco.

– Mają znajomości w policji, to jest mafia Veronica. Wszyscy wiedzą, kim są, czym się zajmują i nawet gdzie mają swoją siedzibę, a nikt z tym nic nie robi. Jakbyś z tym poszła, to zanim byś wróciła do domu, to już by o tym wiedzieli. Myślisz, że nie nikt wcześniej nie próbował ich podkablować?

– To jak tobie udało się wydostać z tego?

– Po śmierci dziadka się załamałem. Z dołka pomógł mi wyjść Daniel i Amanda.

Amanda. Auć.

– Kiedy się w końcu postanowiłem ogarnąć. Spłaciłem dług, którego narobiłem, zgarniając większą część towaru do mnie, wykonałem ostatnie zlecenie. Wtedy i tak mieszkałem już w Filadelfii, więc nie było to po myśli Merlino, bo nie byłem pod ręką, więc był to tylko dodatkowy problem, więc zgodził się, gdy poinformowałem, że odchodzę. Przestałem ćpać, ale zacząłem pić. Amandę znam od dziecka, a ona sama podkochuje się we mnie od jakiś paru lat, ale nigdy nie odwzajemniłem jej uczucia. Pomogła mi, wspierała mnie razem z Danem, aż końcu rzuciłem używki. Spotykałem się za to z kobietami, ale tylko dla rozrywki, a kiedy pojawiłaś się ty, to coś się zmieniło. Amanda zaczęła mieć jakieś odpały, furie z zazdrości. Wkurwiała mnie, bo zaczęła mnie traktować jak swoją własność, jakbyśmy byli ze sobą. Odrzuciłem ją i przestałem się spotykać, ale ona nie odpuszczała. Non stop wydzwaniała i truła dupę, że chce ze mną być. I to prawda co usłyszałaś. Początkowo, gdy zacząłem się wokół ciebie kręcić, to chciałem to zrobić dla własnych korzyści. Moi rodzice znali Amandę, bo ojciec nastał nas parę razy w intymnych sytuacjach. Od jakiegoś czasu, od kiedy zaczął chorować, zaczynał wspominać, że w końcu przepisze mi firmę, Zawsze traktował mnie jak rozwydrzonego bachora, który nie będzie w stanie się nią zająć. Jednego dnia, gdy wylądował w szpitalu, podsłuchałem rozmowę rodziców i ojciec wspominał o swoich wątpliwościach co do oddania firmy w moje ręce. Dodał, że inaczej by patrzył, gdybym się ustatkował. Wtedy pojawiłaś się ty. Kiedy wydarzył się ten nieszczęsny wypadek, twój ojciec miał mnie bronić. To nie ja go spowodowałem, to samochód z przeciwka wymusił pierwszeństwo, ale ja jechałem po alkoholu, więc czuje się tak samo winny. Mój ojciec chciał opłacić najlepszego prawnika, ale ten wolał być po stronie sprawcy. Byłem wkurwiony, kiedy musiałem siedzieć w areszcie przez niego. Nie siedziałem w więzieniu tylko ze względu na to, że mój ojciec nie mógł sobie zepsuć reputacji swoim synem, który siedzi we więzieniu. Opłacił wszystko grubą kasą, więc byłem tylko dwa tygodnie w areszcie i dostałem wyrok w zawieszeniu. Kiedy wyszedłem, to powiedziałem, że zemszczę się na panie mecenasie, a że znałem cię wcześniej, to stwierdziłem, że będziesz odpowiednią osobą do tego. Ale uwierz, miałem wtedy siedemnaście lat i byłem pogubiony. Aktualnie tak nie myślę i wolałabym siedzieć dożywocie, za to, co zrobiłem.

Spuścił głowę, zatrzymując się na chwilę, a ja jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w jego profil i zastanawiałam się, dlaczego to wszystko musiało się tak potoczyć i czym zawiniłam, że nie mogłam normalnie i w spokoju żyć. Czy byłam aż tak złą osobą, że zasługiwałam na szczęście?

– Kiedy spotkałem cię na imprezie, w głowie utworzył mi się plan, by wykorzystać poukładaną dziewczynę z dobrego domu do zmiękczenia ojca. Chciałem pokazać, że się zmieniłem i znalazłem fajną i dobrą dziewczynę. Amanda od początku wiedziała o tobie, ale zaczęła coś podejrzewać, kiedy zacząłem ją olewać i odmawiać spotkań z nią. Po każdym naszym spotkaniu próbowałem sam sobie przemówić do rozsądku, że nie mogę tak robić. Że na to nie zasługujesz. Przestawałem się odzywać, ale potem znów przez przypadek na siebie wpadaliśmy, a gdy już cię zobaczyłem, to coś we mnie pękało. Chciałem cię poznawać, przebywać w twoim towarzystwie, bo zauważyłem jaką wartościową osobą jesteś. Przestało mnie obchodzić, dlaczego to robiłem, bo po prostu cię polubiłem. Tego dnia, gdy znalazłem cię zapłakaną, po tym, jak przyłapałaś ojca na zdradzie, coś się zmieniło. Nie chciałem już tego robić, chciałem zapomnieć o powodzie, dla którego zacząłem się z tobą spotykać. Zerwałem na dobre z Amandą. Kiedy podsłuchałem tę rozmowę, po której się pokłóciliśmy, załamałem się. Dotarło do mnie, że nigdy nie znajdę nikogo wartościowego, bo po prostu na to nie zasługuję. Zmierzyłem cię własną miarą i myślałem, że taktujesz mnie tak, jak ja chciałem potraktować ciebie. Ale potem dalej coś mnie do ciebie ciągnęło i nie chciałem zrywać z tobą kontaktu. Kiedy znalazłem cię z tym typem, który chciał ci zrobić krzywdę, to zrozumiałem, że nie zasłużyłaś na ten cały syf, który jest ze mną związany i miałem zamiar się odsunąć, ale skończyło się inaczej i zbliżyliśmy się do siebie. Wtedy znów pojawiła się Amanda. Była zazdrosna, wpadła we wściekłość, kiedy dowiedziała się, że do niej nigdy nic nie poczułem, a z tobą się spotykam, to wpadła w szał. Chciała ci coś zrobić. Tego dnia, gdy usłyszałaś naszą rozmowę, to groziła mi, że się tobą zajmie. Stała pod twoim domem. Nie wiedziałem, co planuje, dlatego powiedziałem jej to wszystko, żeby wytłumaczyć jej prawdę w realu. Chciałem, żeby dała ci spokój, a kiedy zauważyłeś, że to słyszałaś, odjechałem, bo wiedziałem, że spisałem się na straty, że już mi nie wybaczyć i nie uwierzysz. Zjebałem. Wszystko zjebałem. Jak zawsze.

Westchnął i podniósł głowę, obrzucając mnie smutnym spojrzeniem. Przysunął się w moją stronę i wyciągnął w moim kierunku drżącą dłoń. Zmarszczyłam brwi, bo nie wiedziałam, o co mu chodziło, ale zaraz potem położył ją na mojej, którą trzymałam luźno na udzie. Poczułam znajome mi ciepło, a gdy uścisnął ją, przymknęłam oczy i poczułam, jak zaczynają mnie piec.

– Roni, przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam za wszystko. Wiem, że pewnie i tak mi nie wierzysz, ale mówię szczerze. Naprawdę – zasmucił się, a po chwili po moim policzku poleciała jedna paląca słona łza. Otworzyłam szybko powieki i spojrzałam na niego. Mogłam dostrzec w jego spojrzeniu smutek i skruchę. Wciągnęłam głęboko powietrze.

– Mam prośbę – wydusiłam z siebie, dziwnym zachrypniętym głosem. Odchrząknęłam i jeszcze raz zblokowałam z nim spojrzenie. Widziałam jego wyczekujący wzrok i byłam pewna, że nie spodziewał się tego, co miałam zamiar powiedzieć. Sama chwilę wcześniej nie wiedziałam, że to powiem. Nie miałam pojęcia, czy dobrze robię, ale w tamtym momencie tylko taka opcja była według mnie najodpowiedniejsza. Być może miałam żałować i wypłakiwać w poduszkę swoje żale. Ale decyzja została podjęta, teraz tylko musiałam wziąć się w garść i przejść przez ten gruz rozpaczy rzucony wprost pod moje nogi.

Nie zawsze to, co wydaje nam się słuszne, takie jest. Najczęściej jest to zwyczajnie najprostszy wybór.

– Już nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj.

Cześć i czołem 💓:-*

No i to by było na tyle w tym rozdziale.

Jak wrażenia?

Wierzycie Nicholasowi? Ja wierzę ;-(

Jedno wspomnienie o dealerach było z poprawionej wersji, dlatego nie każdy będzie to znał.

Miłego dnia/wieczoru kochani.

Pozdrawiam 💓

M-adzikson🤘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro