33. Część pierwsza: Zbyt podobni, zbyt zamknięci, zbyt zranieni.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Veronica P. O. V.

Obudziło mnie potworne skręcanie żołądka i ból głowy. Próbowałam się nie ruszać, by nie potęgować tego uczucia, ale to nic nie dawało. Czułam, jakbym miała zaraz zwymiotować na samą siebie. Uchyliłam delikatnie powieki. Żółto- pomarańczowe promienie wschodzącego słońca przedzierały się do pokoju przez niezasłonięte rolety, ale było jeszcze nisko, co świadczyło o wczesnej porze. Ścisnęłam gardło, bo czułam, jak zawartość żołądka podchodzi mi do gardła, ale tym razem nie udało się uchronić przez wstaniem. Podbiegłam szybko do toalety, do której ledwo zdążyłam i opróżniłam - tak mi się wydawało - całą jego zawartość. Czułam się okropnie. Jakby ktoś mnie przeżuł, połknął i wypluł, a potem przejechał po mnie walcem. Wzięłam głęboki wdech, a zaraz potem po raz kolejny zwymiotowałam.

Cudownie!

Nagle poczułam, jak ktoś odgarnia mi włosy do tyłu i dotyka delikatnie moich pleców. Poczułam nagły chłód i nagle moje ciało pokryła gęsia skórka. Zdałam sobie wtedy z czegoś sprawę. Spanikowana spojrzałam w dół i moje obawy się urzeczywistniły. Byłam naga. Dosłownie, jak Bóg mnie stworzył.

Cholera jasna, co tutaj sie wydarzyło?

Serce zaczęło mi łomotać, a przez ciało przeszły niekontrolowane dreszcze. Objęłam się mocno ramionami i usiadłam na kolanach. Bałam się obrócić. Czułam dłoń, ale to zdecydowanie nie należała do Margo. Była duża i ciepła i niemal w stu procentach męska. Przełknęłam mocno ślinę, co nie było dobrym posunięciem, bo zaatakowały mnie kolejne mdłości. Wtedy ktoś za mną się odezwał, a ja nie wiedziałam, czy poczułam większą ulgę, zażenowanie, czy nienawiść do samej siebie.

Nic nie pamiętałam, a to że on stał za mną, powodowało jeszcze większy mętlik w mojej głowie.

- Przyniosę ci wody - zaproponował Nicholas, ale szybko pokręciłam głową.

- Nie trzeba - zapewniłam, wypowiadając słowa przez zaciśnięte zęby, ponieważ mówienie również mi nie służyło.

- Nawet cię nie słucham.

Po tych słowach poczułam, jak obwiązuje czymś moje włosy i wychodzi. Rozejrzałam się po łazience i wzięłam ręcznik, który leżał zwinięty na koszu od prania. Przykryłam nim swoje ciało. W trakcie wszedł do pomieszczenia zapewne Nick, bo zaraz potem zobaczyłam wystawioną przed moimi oczami butelkę z wodą i mały zmoczony ręcznik do otarcia twarzy. Tak więc zrobiłam, spłukałam wodę w sedesie i zamknęłam, a buzię wytarłam. Oparłam się o ścianę i wypiłam kilka zbawiennych łyków niegazowanej wody.

- Lepiej? - zapytał, kiwnęłam głową i nawet na niego nie spoglądając, cicho odpowiedziałam:

- Tak. Możesz już iść.

Zapewniłam, kiedy konwulsje żołądka uspokoiły się.

Usłyszałam głośne westchnienie i szybką i stanowczą informację:

- Nie.

Aha, okej. Nie no, pewnie, stój i patrz jak rzygam. Możesz kolegów jeszcze zaprosić.

- Naprawdę możesz już iść. Dzięki za wodę.

- Nigdzie nie idę.

Miałam ochotę przewrócić oczami, ale nie miałam na to sił. Powoli obróciłam głowę w jego stronę. Stał oparty o drzwi przestronnej małej łazienki, z założonymi ramionami na piersi. Patrzył na mnie zacięcie, przez co zaczęłam się denerwować.

Chyba nic mu wczoraj nie zrobiłam?

Wyglądał na zmęczonego. Miał sińce pod oczami, bladą cerę i spierzchnięte usta. Wyobrażałam sobie, że ja wyglądałam o wiele, wiele gorzej.

- Jak się czujesz? - zapytał, ale zaraz szybko się poprawił. - Przepraszam, głupie pytanie. Jak bardzo źle się czujesz?

- W skali od jeden do dziesięć, to jakieś pięćdziesiąt.

Skinął głową.

- No wiesz, jak się miesza duże ilości alkoholu w różnych rodzajach i jeszcze popala trawką to sama rozumiesz.

Nie mogłam niczego z jego mimiki wyczytać. Czy był tylko zły, czy wściekły, wręcz na granicy możliwości. Bo wyglądał podejrzanie neutralnie, ale jedno było pewne, że nie był zadowolony.

- Wiem. Choć może nie do końca - przyznałam się i zaraz skryłam twarz w swoich dłoniach. Niezbyt dużo pamiętałam z poprzedniej nocy. - Dlaczego ja jestem... - spojrzałam w dół na swoje ciało - czy my...

- Nie, nie spaliśmy ze sobą. - Przerwał moją próbę nieudolnego zapytania o to.

Rozszerzyłam z przerażenia szeroko oczy, a moje ciało stało się nietypowo wiotkie, kiedy zaczęły mi przychodzi do głowy pewne scenariusze.

- Nie wiem, czy z kimś innym spałaś, ale rozebrałaś się do naga w swoim pokoju - rozwiał moje wątpliwości, choć nie do końca. Ja też tego nie wiedziałam.

Cholera jasna!

- Chodź do łóżka się położyć, dopiero dochodzi szósta.

Skinęłam głową i próbowałam wstać, ale trudno mi to szło. Nick podszedł do mnie i pomógł mi, delikatnie podnosząc za talię.

- Dziękuję. Jeszcze umyję zęby.

Kilka minut później byliśmy z powrotem w mojej sypialni, więc znalazłam swoje ubrania, które leżały na wierzchu. Jednak jeansy z dnia poprzedniego nie były dobrym rozwiązaniem, wzięłam z walizki jakieś pierwsze lepsze getry i top na ramiączkach.

- Pójdę po jakieś tabletki - odezwał się brunet, za co byłam mu wdzięczna. Mogłam się bez wstydu ubrać, a i środki przeciwbólowe również były dla mnie zbawieniem.

Wciągnęłam powoli ubranie na siebie i zdjęłam z łóżka swoją bluzę, która była na nim rzucona. Usiadłam na materacu i przykryłam uda kocem. Po kilku minutach Nicholas wrócił z dwiema szklankami wody i jakimiś proszkami.

- Elektrolity, woda z cytryną i tabletki na ból głowy. Pij. A tutaj - wyjął z tylnej kieszeni jeansów butelkę wody - masz na później. Jeszcze mogę krople miętowe przynieść.

- Dziękuję, nie trzeba. Gdzie jest Margo?

- Śpią do góry.

- A ty?

Wskazał głową w kierunku okna, więc automatycznie się tam obróciłam. W rogu stało tylko krzesło.

- Na krześle spałeś? - zdziwiłam się i zrobiło mi się potwornie głupio z tego powodu. - Przecież mogłeś iść do salonu na kanapę albo... - Kolejne słowa ugrzęzły mi w gardle. - Tutaj w łóżku - dodałam szeptem.

Byłoby niezręcznie, ale wolałabym już to, niż jego spanie na krześle, czy podłodze. W ogóle nie pomyślałam, dlaczego on nie wrócił do domku Abi i Dana, czyli tam, gdzie miał się zameldować.

- Dlaczego tutaj spałeś?

Nawiązałam nie tylko do mebla, na którym było dane mu spać. Chciałam wiedzieć, dlaczego z nami został.

- Pilnowałem cię. Krótko po tym, jak zasnęłaś, przebudziłaś się i wymiotowałaś na podłogę. Nie chciałem, byś w nocy zakrztusiła się własnymi wymiocinami. Kazałaś mi się ze sobą położyć, ale wolałem siedzieć na krześle, byś nie miała o to pretensji rano. Poza tym niespokojnie spałaś, a Margo z Liamem wrócili później. Nie pamiętasz pewnie.

- Matko, przepraszam cię. Jaki wstyd. Nie pamiętam tego. Mogłeś iść do salonu.

Boże, byłam zażenowana tym, że zwymiotowałam przy nim i zapewne musiał jeszcze to posprzątać, skoro nie było po tym ani śladu. Chciałam zapaść się pod ziemię, jednocześnie będąc mu niesamowicie wdzięczna za to, że chciał zostać, choć wcale nie musiał. Nie wiedziałam, co o tym sądzić, ale wyglądało, jakby martwił się o mnie, a to było miłe z jego strony. Ja zapewne postąpiłabym tak samo.

- Wolałem czuwać tutaj.

Zmarszczyłam czoło, bo nie wiedziałam, czy dobrze zrozumiałam jego słowa. Czy to znaczyło, że on...

- Czuwać? - dopytywałam.

- Mam twardy sen, więc nie było opcji bym mógł cię wtedy pilnować.

- Nie spałes?! - wyrzuciłam z siebie dość głośno. Szybko przystawiłam dłoń do ust. Nie chciałam obudzić reszty.

- Nie. - Wzruszył ramionami.

- Matko, Nicholas, powaliło cię?

- Luz, nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Spoko, skoro już jest lepiej, to teraz pójdę do salonu. Chyba, że czegoś jeszcze potrzebujesz.

- Nie! Idź spać, Matko Boska! Ty oszalałeś.

- Możliwe. - Delikatny uśmiech zagościł na jego ustach, ale taki, który nie sięgał oczu. Był zmęczony i wyglądał jakby intensywnie nad czymś myślał. - W takim razie dobranoc, mimo, że już rano - dodał po chwili, a ja jeszcze zanim wyszedł podziękowałam mu za opiekę i wypiłam ten specyfik, który mi zostawił.

Kolejne minuty - nim zasnęłam - próbowałam przeanalizować wszystkie wydarzenia, ale nie szło mi to zbyt dobrze. Wyglądało na to, że urwał mi się film i nie było to w żadnym stopniu dobre. Nie miałam pojęcia, co wyprawiałam, doprowadzając się przy okazji do takiego stanu. I chyba nie chciałam wiedzieć.

Jedno było pewne: byłam wdzięczna, że Nicholas ze mną był.

Cholera, on nie spał, by mnie pilnować! Zaopiekował się mną.

Ja pierdolę, co ja najlepszego wyprawiałam?

Obudziłam się po raz kolejny tego dnia i, choć mój żołądek znów się kurczył, powodując nieprzyjemne mdłości, było mi lepiej. Niewiele, ale lepiej. A to już progres. Zerknęłam na zegar ścienny, dowiadując się, iż dochodziła dziesiąta. Za oknem kłębiły się szare chmury, przez które próbowały przedostać się promienie słoneczne.

Powoli wstałam i wpierw zażyłam tabletkę na ból głowy i popiłam dużą ilością wody. Suszyło mnie strasznie. Wzięłam z walizki ubrania, by iść wziąć szybki oczyszczający prysznic i się ubrać. Przebierałam stos ubrań od Margo i wyjęłam białą koszulkę z głębokim dekoltem do połowy pleców oraz szare przecierane szorty. Miała być ładna i ciepła pogoda, więc postanowiłam nie kisić się w długich spodniach, których i tak za wiele nie było. Chciałam zamknąć walizkę, ale z górnej pokrywy wypadł mi portfel z częścią jego zawartości. Pozbierałam jakieś papierki, paragony i kilka kart sklepowych. Najdalej, prawie pod drzwiami wylądował czarny kartonowy prostokącik, wyglądający na wizytówkę. Podniosłam go, nie bardzo kojarząc co to. Czarne matowe tło z ilustracją jakiegoś markowego samochodu. Do góry złotą czcionką napis: GoCar Wypożyczalnia samochodowa, a po prawej stronie tym samym nadrukiem:

"Menadżer oddziału:
Alec Donaldson"

Dalej numer telefonu i trzy adresy. Middletown, Seattle, a trzeci w Providence.

O w mordę! Brat Ethana.

Przypominałam sobie pewne wydarzenie związane z tą wizytówką. Jakieś trzy miesięce wcześniej, gdy przebiłam oponę, on pomógł mi z jej wymianą. Dał mi wtedy ją, a ja w domu schowałam do portfela, wcześniej dziwiąc się, że wspominał o wulkanizacji, a dał do wypożyczalni. Myślałam, że to pomyłka, a wyglądało na to, że on po prostu dał mi swój numer.

Świat naprawdę jest mały.

Schowałam papierek do portfela i poszłam pod prysznic.
Zimna woda ożywiła moje obolałe ciało. Nie dość, że bolała mnie głowa i żołądek, to jeszcze miałam zakwasy, jakby dnia poprzedniego przebiegła przynajmniej półmaraton. Choć po takim dystansie to bardziej prawdopodobny byłby zawał serca, a owe zakwasy wynikały od tańczenia. Miałam taką nadzieję...

Kiedy wracałam moją uwagę przykuł zapach unoszący się od części salonowo-kuchennej. Niestety to nie był dzień na napawanie się wonią przyrzadzanego jedzenia i poczułam nieprzyjemne ściśnięcie żołądka. Udało mi się jednak pohamować wymioty i weszłam wgłąb pomieszczenia. Spodziewałam się krzątającej wokół kuchenki Margo, ale widok, który otrzymałam był bardziej urzekający. Uwielbiałam przyglądać się gotującym facetom. A tym bardziej, gdy był nim Nicholas. Czarna koszulka polo z kołnierzykiem opinała jego umięśnione ramiona, a beżowe bermudy uda, ładnie podkreślając przy tym kształt pośladków. Męskie kształtne pośladki też lubiłam.

- Hej - zaczęłam nieśmiało, co spowodowało, że Nicholas nagle obrócił się, przez co łokciem stracił patelnię. Z łomotem spadła na podłogę razem z niedosmażonym jeszcze naleśnikiem.

- Daj, pomogę ci - zaproponowałam, podchodząc bliżej niego.

- Nie trzeba, ja to zrzuciłem, więc posprzątam. Wyspana?

- Średnio, ale przynajmniej już lepiej się czuję - odpowiedziałam, usadawiając się na jednym z sześciu krzeseł przy stole przed aneksem.

- To dobrze. Jak się baluje na całego, to trzeba potem ponosić konsekwencje - rzucił zaczepnie w moją stronę, kończąc sprzatanie podłogi.

- Bardzo niegrzeczna byłam? - zapytałam, kiedy przyniósł na stół talerz z naleśnikami i dwa dzbanki. Jeden z wodą i cytryną, drugi z sokiem pomarańczowy. Skrzyżował ze mną spojrzenie, a wyraz jego twarzy był lekko skonsternowany.

- Serio chcesz wiedzieć? - zapytał poważnie.

- Nie, ale chyba lepiej bym wiedziała.

Brunet usadowił się naprzeciw mnie, dokładając jeszcze jeden talerz z kanapkami.

- Jedz. Nie jest to szykowne śniadanie, bo żaden ze mnie wybitny kucharz, ale naleśniki potrafię - zignorował moje pytanie i nawiązał do jedzenia.

- Czyli standardzik - zaśmiałam się, przypominając sobie dzień, kiedy przyszedł do mnie i kucharzył, gdy byłam chora przez niego.

Blady uśmiech rozświetlił jego twarz, która już nie była taka zmęczona.

- Mam swoje standardowe menu.

Tym razem ja się uśmiechnęłam. Nick posypał jednego naleśnika cukrem i zwinął w rulonik, by zaraz potem go pokroić.

- Spałeś?

Wyglądał lepiej, ale wolałam się upewnić.

Spojrzał na mnie znad talerza i skinął głową.

- Spałem. Jedz.

- Nie bardzo mam ochotę na jedzenie - wyjaśniłam zgodnie z prawdą. Nie miałam apetytu.

- Ale musisz coś zjeść, na pusty żołądek to jeszcze gorzej ci będzie. Chociaż kanapki. Inaczej cię stąd nie wypuszczę.

- Ale ja się nigdzie dziś nie wybieram. Czuję się jak ściera i zapewne tak też wyglądam, więc nie nadaję się na wyjście do ludzi. Gdzie jest w ogóle Margo i Liam?

- Wyszli jakieś dwie godziny temu z resztą na zachodnią część jeziora. Jakieś atrakcje tam niby są.

- Dlaczego nie poszedłeś z nimi? - zapytałam, będąc ciekawa. Przyjechał tam, by odpocząć i spędzić czas z resztą, a tymczasem mnie niańczył. Z czego nie byłam zadowolona, choć było mi miło, że był przy mnie.

- Wolałem zostać z tobą.

Jego wyznanie wprowadziło mnie w stan skołowania. Nie wiedziałam, jak skomentować jego słowa. Poczułam się przyjemnie, ale speszona spuściłam głowę w dół na talerz z kanapkami i wzięłam jedną. Postarał się i przygotował, więc głupio było nie skosztować.

- Nic nie pamiętasz? - zapytał, przerwając moje rozmyślenia dotyczące wczorajszego dnia. Trafił tym pytaniem w punkt.

- Nie za wiele. Znaczy pamiętam to, jak zaczęłam więcej pić, potem tańczyłam. Ten nieszczęsny skręt. - Na samo wspomnienie zrobiłam grymas twarzą.

Co mnie podkusiło na to gówno?

- Pocałunek z jakimś chłopakiem... - wyszeptałam, a zaraz potem moje policzki nabrały koloru zapewne purpury.

Co za wstyd!

Jakby z pomocą jakiegoś magicznego przycisku przed oczami przelatywały mi urywki z dnia poprzedniego. Te które pamiętałam i o Boże...

- Gdyby tylko z jednym... - dodał brunet, a ja znowu chciałam zapaść się pod ziemię.

Tyle razy mówiłam sobie, żeby za dużo nie pić. Cóż, niezbyt wychodziło mi dotrzymywanie postanowień.

- Mieszkałaś wszystko co się dało z alkoholu. Poznałaś dużo nowych osób. Obściskiwałaś się z jakimś typem na parkiecie bez koszulki. Chciałaś jechać gdzieś z jakimiś kolesiami, niewiadomo gdzie i pływać nago w jeziorze. Miałaś pomysł, by skakać do wody z liny. Gdybyśmy cię nie pilnowali, to zapewne jeszcze wielu rzeczy byś dziś żałowała. A nie było łatwo, bo zgrywałaś niezależną i cholernie upartą. I raz uciekłaś Margo z domku.

- O Boże... - Skryłam twarz w dłoniach, czując narastające zażenowanie.

- Nie pamiętasz tego? Ani potem jak już wróciłaś do domu? Co mówiłaś? - zapytał z jakąś dziwną powagą w głosie. Zerknęłam na niego, opuszczając dłonie. Zauważyłam, że bardzo uważnie mi się przygladał.

- Nie. Przepraszam, że byłam taka upierdliwa i jeśli nagadałam jakichś głupstw - wyznałam szczerze.

- Dlaczego tak się zachowywałaś? Nagle twoje zachowanie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.

- Nie wiem - odpowiedziałam. Intensywność jego spojrzenia zaczęłam na mnie dziwnie oddziaływać, więc spuściłam wzrok w dół. Patrzył się na mnie z widocznym żalem. Musiałam coś niemiłego nagadać.

Pierwsze przebłyski wspomnień docierały do mojej głowy.
Serce mi przyspieszyło, a dłonie zaczęły nerwowo pocić.

- Zaczęłaś mnie unikać? Dlaczego? - Kolejne pytanie, a ja znowu spojrzałam na niego. Wiele emocji przechodziło przez jego twarz. Przez niepewność do smutku. Od rozgoryczenia, aż do złości, a na końcu do bezradności.

Nie wiedziałam, dlaczego tak reagował. Zaczęłam się zastanawiać, czy go czasem nie obraziłam.

Po szybkim przeanalizowaniu dnia poprzedniego, doszłam do pewnego wniosku. Zaczęłam pić zaraz po tym, gdy widziałam go z Amandą. To był powód mojej durnej zmiany, po czym zaczęłam zachowywać się jak spuszczony ze smyczy szczeniak.

Przygasłam, gdy zdałam sobie z tego sprawę, że on znów miał z nią kontakt. Nie mogłam mu przecież tego zabronić, miał prawo do tego. Jasne, było mi przykro, stąd moje koszmarne zachowanie po alkoholu, który miał być moją odskocznią. Nie było to dobre i zapewne na trzeźwo wypłakałabym się w poduszkę i nie robiła głupstw. Jednak było już za późno, a ja nie mogłam powiedzieć mu prawdy. Wyszłabym na desperatkę, która ubzdurała sobie, że mogłoby między nami być coś więcej. Wyśmiałby mnie. Dlatego skłamałam:

- Nie wiem. Chciałam się po prostu bawić, a że jesteśmy tylko kilka dni to...

- Wiedziałem, kurwa, wiedziałem! - Jego donośny głos i szurniecie, a zaraz potem huknięcie spadającego krzesła, przestraszyło mnie. Spojrzałam skołowana, jak wkurzony wychodzi i trzaska za sobą drzwiami.

Nie miałam pojęcia jak się zachować. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia, że mogłam powiedzieć o kilka słów za dużo. Całe to zamieszanie wokół mojej osoby było niepotrzebne. Oni się martwili, a ja głupia przysparzałam im tylko dodatkowych problemów. Może on nie miał wcale z nią nic wspólnego? W sumie nie nakryłam ich w żadnej niekomfortowej sytuacji. Rozmawiali. Może wyolbrzymiałam tę sytuację po wpływie alkoholu? Przecież pilnował mnie, opiekował się. Został ze mną w nocy, jak i rano. Martwił się.

Veronica, ty idiotko!

Zerwałam się z krzesła i jak poparzona ruszyłam na zewnątrz. Nie było to dobre posunięcie, ponieważ ból głowy znów dał o sobie znać. Zwłaszcza, gdy wyszłam na zewnątrz i poraziło mnie ranne światło. Jednak zignorowałam to. Ważniejsze było wtedy dla mnie, by znaleźć Nicholasa i dowiedzieć się, co wywołało w nim ten wybuch. Chciałam przeprosić, jeśli go skrzywdziłam.

Na szczęście nie musiałam zbyt długo go szukać, bo siedział na ostatnim stopniu ganka i palił papierosa. Sylwetkę miał pochyloną, a łokcie oparte o kolana. Podniósł wolną rękę i przejechał dłonią po włosach, na końcu pociągając mocno za ich kosmyki. Wrzasnął nagle i wstał, rzucając papierosem przed siebie.

- Nick? - zaczęłam niepewnie, decydując się w końcu odezwać. Na moje słowa jego sylwetka wyprostowała się. - Co się wczoraj stało?

Prychnął pod nosem i obrócił w moją stronę. Podeszłam bliżej niego i wtedy dostrzegłam, że z jego oczu znikał ten figlarny błysk, którym zazwyczaj mnie obdarzał. Był przygaszony. Widziałam, że właśnie bił się z myślami. Długo nie musiałam czekać, aż się odezwie.

- Nic się nie stało. Kompletnie nic - zaczął szydzącym tonem.

Obserwowałam go w skupieniu, kiedy kontynuował, patrząc prosto w moje oczy:

- Naprawdę staram się zmienić. Gównianie mi to idzie, ale próbuję jak mogę. Wiem, że mam pojebany charakter, trudno czasem do mnie dotrzeć, nie mówię otwarcie o swoich uczuciach i nie potrafię być w bliskiej, poważnej relacji z drugim człowiekiem. Od ponad czterech lat nie stworzyłem żadnej, bo nie czułem takiej potrzeby. Teraz jest inaczej, ale ty mi w tym nie pomagasz, Veronica. Już kilka razy otworzyłem się przed tobą, zwierzając z rzeczy, gdzie o niektórych nawet moi przyjaciele nie wiedzą. Tymczasem ty, nie mówisz mi praktycznie nic.

Jego słowa mnie wprawiły w pewnego rodzaju otępienie. Słuchałam kolejnych słów, zdając sobie sprawę, że miał rację.

- Jesteśmy bardzo podobni. Zawsze uciekasz i unikasz rozmowy. Robisz tak za każdym razem. Może masz jakiś powód, dlaczego tak jest. Ale ja o nim nie wiem, bo mi nie mówisz. Wymagasz, bym ja był szczery w stosunku do ciebie, ale to idzie też w drugą stronę. Ty najpierw bądź szczerą sama ze sobą. Bo ja nie wiem, czego ty chcesz. Nie umiem czytać ci w myślach, choć bardzo bym chciał. Zacząłem jednak dostrzegać, kiedy kłamiesz. Kiedy unikasz szczerej odpowiedzi, w zamian za zapewne według ciebie stosowniejszą wersję.

- Nie okłamuję cię, o czym ty mówisz?

- Dobrze wiesz, dlaczego zaczęłaś tak się zachowywać. Wiesz, co wczoraj mi powiedziałaś? - zapytał, a jego spojrzenie wyostrzyło się.

- Nie.

- Przyznałaś się dlaczego. Powiedziałaś też, że za mną tęsknisz. - Zacisnął mocno szczękę i odwrócił wzrok w bok. - Że cię zawiodłem i masz do mnie żal o to, że pierwszy nie przyznałem się do tego, co chciałem zrobić. Mówiłaś, że cię pociągam i chciałaś się ze mną kochać.

W szoku patrzyłam na bruneta, który nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w jakiś oddalony punkt.

Naprawdę mu to powiedziałam?

- I wiesz co jest najgorsze? - Spojrzał na mnie - Że na trzeźwo nigdy byś mi tego nie wyznała.

Rozchyliłam delikatnie usta, słuchając jego słów. Cholera, miał stuprocentową rację. Nie powiedziałabym tego, bo byłam po prostu tchórzem i nie chciałam, by wiedział. A może chciałam, ale bałam odrzucenia?

Nie chciałam jednak widzieć go w takim wydaniu, w jakim tam stał. Ból w jego oczach był odczuwalny na mojej skórze, która pokryła się gęsią skórką. Oczy zaczęły mnie niekontrolowanie piec, gdy widziałam go tak przybitego.

- Chciałbym wiedzieć co myślisz, co czujesz, czego potrzebujesz. Byś mówiła otwarcie co chcesz i jak się czujesz, nie tylko fizycznie, a nie ciągle mnie unikała. Ale to się pewnie nie zmieni.

Wzbierały się we mnie nieznane emocje, powodując dreszcze na całym ciele. Serce wystukiwało nerwowy rytm, a łzy cisnęły się do oczu. Nie umiałam określić, co konkretnie w tamtym momencie czułam. Smutek, strach, gniew na samą siebie, rozpacz. Cokolwiek to było, cholernie mnie bolało.

A potem wypowiedział słowa, których nie chciałam usłyszeć:

- I być może właśnie to jest powód, przez który nie było nam dane coś razem stworzyć. Cokolwiek miałoby to być. Może nie mieliśmy prawa do zdrowej relacji ze sobą, bo nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Bo jesteśmy zbyt podobni, zbyt zamknięci, zbyt zranieni. Za mało szczerzy. Dlatego...

Nie! Błagam nie mów tego.

Pierwsze zły spłynęły po moich policzkach, a nieprzyjemne ukłucie w sercu pojawiło się chwilę później:

- Będzie lepiej, gdy zakończymy naszą znajomość na tym etapie, na jakim zostaliśmy. Albo w ogóle rozejdźmy się w swoje strony, bo nie wiem, czy będę potrafił trzymać się od ciebie z daleka, gdy ty będziesz na wyciągnięcie ręki. Nie będę ci już wchodził w drogę.

Nie!

Nie mogę cię stracić!

Nie chcę!

- Stałaś się dla mnie ważna.

Nie kontrolowałam kolejnych łez i kołatania serca. Nie potrafiłam wydusić siebie ani słowa, tylko stałam i płakałam.

- Nie chcę dla ciebie źle, a widzę, że to działa w odwrotnym kierunku. Nie potrafię dać ci tego, czego potrzebujesz.

Nagle wszedł po schodach i stanął naprzeciwniw. Zbliżył się i wyciągnął dłoń, układając ją na moim policzku. Kolejny cichy szloch wydostał się z moich ust, gdy zaczął ścierać kciukiem wciąż spływające łzy. Przymknęłam powieki, gdy zbliżył się jeszcze bardziej. Zaparło mi dech w piersich, gdy oparł swoje czoło o moje. A serce łomotem chciało wyskoczyć z piersi.

Błagam, nie! On znowu to robi.

- Cieszę się, że mogłem cię bliżej poznać.

I odszedł. Poczułam nieprzyjemny chłód, który ożywił moje komórki. Otworzyłam oczy i spojrzałam na kroczącą po schodach sylwetkę bruneta. Musiałam coś zrobić. On nie mógł tak po prostu odejść. Nie, kiedy powiedział mi tyle, otwierając przede mną. Nie, gdy zdałam sobie sprawę, że chcę spróbować odbudować, to co było między nami. Że nie chciałam, by odchodził. Chciałam spróbować mu wybaczyć. Chciałam jego.

- Chcesz wiedzieć co chcę?! - odezwałam się głośniej, by mnie usłyszał.

Mój głos był ochrypnięty od płaczu, ale nie przejmowałam się tym. Chłopak zatrzymał się na przed ostatnim stopniu, nie odwracając w moją stronę.

- Chcę by wszystko było tak, jak dawniej. Bym nie musiała się bać, że ktoś mnie zaatakuje albo zabije. By ojciec nie zdradził mojej mamy. By ona - zatrzymałam się na momenty, by wziąć głęboki oddech - nie musiała walczyć o życie po wypadku. By nie zdradziła mnie przyjaciółka. By wszystko było proszte. Chcę żebyś ty... zainteresował się mną bez powodu i więcej mnie nie zawiódł. A co potrzebuję? Potrzebuję ciebie! Potrzebuję cię przy sobie!

Buchnęłam rozpaczliwym płaczem. Łapczywie łapałam powietrze, którego zaczynało mi już powoli brakować. Klatka piersiowa unosiła się i opadała w zawrotnym tempie. Próbowałam się jakoś uspokoić, ale nie potrafiłam.

Wtedy Nicholas obrócił się. Sam równie szybko i płytko oddychał. Widok jego zaskoczonej, niedowierzającej twarzy dawał mi nikłe nadzieje, że być może nie było jeszcze za późno.

- Ja nie wiem... Co ja - zaczął, ale nie dokończył, jakby nie wiedział co odpowiedniego powiedzieć.

- Przytul mnie - poprosiłam cicho. - Po prostu mnie przytul.

Nie musiałam długo czekać, by brunet znalazł się szybko przy mnie i otoczył swoimi ramionami. Wtuliłam się z niemałą siłą w jego tors, otaczając dłońmi wokół pasa. Przestałam głośno płakać, choć łzy dalej spływały po moich policzkach. Chłonęłam jego bliskość, której tak bardzo mi brakowało, a byłam zbyt dumna, by się do tego przyznać. Czułam jego szybko bijące serce, oddech i zapach. Czułam jego i to mi na tamten moment wystarczyło.

Oparł brodę na czubku mojej głowy, a ja cicho kwiliłam wtulona w jego klatkę. Przyknęłam powieki, gdy on gładził dłonią moje plecy.

- Żałuję. Naprawdę żałuję. - Usłyszałam tuż nad moją głową. Jego głos brzmiał szczerze, a ja czułam jak jakaś niewidzialna siła każe mi mu zaufać.

- Wiem - szepnęłam, po czym jego uścisk wzmocnił się.

- Przepraszam. Wybaczysz mi?

- Już ci wybaczyłam.

Usłyszałam ciche tchnienie ulgi, na co się delikatnie uśmiechnęłam. Staliśmy tak chwilę w ciszy, mocno się do sobie przytulając. Jednak nie była ona w żadnym stopniu niezręczna. Nawzajem łaknęliśmy swoją obecność, której najwyraźniej nam obojgu brakowało.

- Zaczniemy od nowa? Tak szczerze, bez niedomówień, ukrywania swoich uczuć i unikania rozmowy ze sobą? Spróbujemy chociaż? - zaproponowałam nagle. Brunet delikatnie oderwał się ode mnie. Zadarłam więc głowę, by spojrzeć mu w oczy. Nick uśmiechnął się i wyciągnął prawą dłoń w moją stronę, a lewą dalej obejmował moje plecy.

- Nicholas - przyjęłam jegi gest przywitania - ten który ci podjadał czekoladę w dzieciństwie.

Uśmiech wykwitł na moich ustach.

- Veronica, ta która obmywała ci rany na kolanach po graniu w piłkę.

Jego oczy znów zaczęły radośnie błyszczeć, co niesamowicie mnie uszczęśliwiało.

- Po parunastu latach przynajmniej nie jestem już takim mazgajem jak wtedy.

- Co prawda, to prawda. Byłeś strasznie bojaźliwy, gdy widziałeś wodę utlenioną.

Udał obrażonego.

- Oj już, od razu takie insynuacje. Po prostu byłem wrażliwy.

- Tak, oczywiście.

- Chodź, zjemy coś jeszcze moja pielęgniarko. A potem pójdziemy w jakieś spokojne miejsce i pogadamy jeszcze, okej?

- Szczerze mówiąc, to wolałabym poleżeć w łóżku do końca dnia. Głowa mnie boli i mój żołądek dalej jest w nienajlepszej formie. Ale ty możesz iść do przyjaciół - wyjaśniłam, mając nadzieję, że zgodzi się na moją propozycję. Oczywiście nie zabraniałam mu iść do reszty.

- Oj nie! Gniciem w łóżku sobie nie polepszysz. Musisz wstać i się przewietrzyć, bo nie jest tak gorąco. A pójść chciałem tylko z tobą, nie z resztą. - Poruszył się i odsunął odw mniw, przez co nie było mi już tak przyjemnie.

- Ale Nick - pisnęłam, gdy kierował się do środka budynku.

- Ale, Nick - przedrzeźnił mnie, przez co udałam oburzoną. - Chodź i nie marudź.

Przewróciłam oczami i podreptałam za nim, idąc jak na skazanie. Oczywiście, że nie musiałam się zgodzić, ale prawda była taka, że chciałam spędzić z nim czas. Zwłaszcza, gdy powiedzieliśmy sobie to, co długo w sobie kryliśmy. Zaczęliśmy burzyć swoje mury, by dotrzeć do siebie. A jak to miało się skończyć? To nie było ważne. Liczyło się tu i teraz.

- Możesz być częściej taka wylewna - zaczął, zanim jeszcze weszliśmy do środka, kiedy trzymał dłoń na klamce.

- I vice versa - zawtórowałam.

- I częściej chodzić przy mnie nago.

Pacnęłam go w ramię i wepchnęłam do środka.

- Napalony głupek - sarknęłam.

- Ej, miałaś to samo odpowiedzieć. Wczoraj kto inny był...

- Skończ! - obruszyłam się. Nie miałam zamiaru tego słuchać. I tak już wystarczająco się zblaźniłam dnia poprzedniego, by musieć jeszcze o tym słuchać.

- Jesteś taki seksowny, Nicholas - zaczął wysokim tonem, przedrzeźniając mnie. Głupek jeden. - Taki męski.

- Tak, oczywiście. Teraz będziesz sobie wymyślać co niby powiedziałam, bo ja i tak nic nie pamiętam.

Założyłam ramiona na piersi, gdy usiadłam ma swoim poprzednim miejscu. Nicholas, tak jak poprzednio naprzeciw.

- Ale ja nie muszę nic wymyślać. Mogę ci wszystko powiedzieć. Mówiłaś też, że jestem przystojny, inteligentny, czarujący. Że mam świetne poczucie humoru.

- Nie prawda.

- Że jestem idealny. Że za mną szalejesz i nie wyobrażasz sobie życia beze mnie - dodał poważnie, wpatrując się we nnie z mocą.

- Nie powiedziałam tak! - rzuciłam nagle, choć kiełkowało we mnie uczucie niepewności. Zaczęłam się zastanawiać, czy byłbym do tego zdolna.

Nie powiedziałam mu tego!

Nie możliwe.

Prawda?

- Powiedziałaś. I że jestem tak zajebisty w łóżku, że pieprzyłabyś się ze mną całymi dniami i nocami.

Spojrzałam na niego spode łba. Widok jego zadowolonej twarzy, utwierdził mnie w przekonaniu.

Na pewno tak nie powiedziałam! Idiota!

- A w tej bajce były smoki?

- Smoki nie, ale taki ogromny pyton. - poruszył zaczepnie brwiami,.

- Boże, z kim ja się zadaję? - Schowałam twarz w dłoniach ze zażenowania. Nick zaśmiał się na głos.

- Ale przynajmniej się uśmiechnęłaś.

Westchnęłam i pokręciłam w rozbawieniu głową.

- Żartowałem oczywiście. Gdybyś tylko widziała swoją minę i czerwoną twarz w tamtym momencie - zaśmiał się, ale spiorunowałam go wzrokiem.

Było mi lżej na sercu, gdy mogliśmy rozmawiać ze sobą, tak jak wcześniej. Oczywiście, że musiał rzucić jakimś seksistowskim tekstem, ale on już taki był. Chciał rozluźnić atmosferę, i wiedziałam, że tylko się zgrywał. Uśmiechnęłam się pod nosem. Naprawdę mi go brakowało.

Kończyliśmy w ciszy śniadanie, które już nie powodowało mojego roztroju żołądka. Tabletki na ból głowy zaczęły najwidoczniej działać, bo i ona nie dawała, aż tak o sobie znać.

Spojrzałam na pijącego sok pomarańczowy Nicholasa, który musiał wyczuć, że mu się przyglądam i przeniósł swoje spojrzenie na mnie.

- Chciałbyś, bym za tobą szalała? - podłapałam jego wcześniejszą wypowiedź. Nie wiem, dlaczego o to zapytałam, ale to jego stwierdzenie nie dawało mi spokoju. Brzmiał wtedy tak poważnie, że przez to zaczęłam zastanawiać się nad realnością tej wypowiedzi. Sama nie wiedziałam, czy mogłabym to powiedzieć. Nawet na trzeźwo o tym pomyśleć.

Zatrzymał się w bezruchu ze szklanką w górze. Intensywnie się we mnie wpatrywał, nie spuszczając wzroku z moich oczu. Ciemnobrązowe tęczówki uważnie mnie taksowały, tak samo jak i moje brązowe jego. Serce zabiło mi odrobinę mocniej, wyczekując odpowiedzi.

- Tak.

Mówiłam, że odrobinę? To teraz szalało w mojej piersi, jakby chciało się stamtąd wydostać. Nie zrywaliśmy kontaktu wzrokowego, a między nami tworzyła się jakaś nieznana mi piękna aura i nie chciałam, by się kiedykolwiek kończyła.

- A ty, bym ja szalał za tobą?

Wciągnęłam mocno powietrze. Tego pytania z jego ust się nie spodziewałam. Odpowiedź była prosta.

- Tak.

Nico, Nico, Nico... No chce chłopak dobrze. Powini dać sobie szansę? A Vera mu zaufać?

Ciąg dalszy wypadu naszej w następnym rozdziale, byście mieli niedosyt 😈😈

Dalsze zwierzania i zbliżenia oraz scena, która chodziła za mną od dawna i w końcu mogę ją opisać.

Do zobaczenia.

Pozdrawiam i życzę miłego dnia/wieczoru. ❤️
M-adzikson 🤘🏻

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro