34. Prawda.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wpakowałam do ust kilka czekoladowych chrupek, spoglądając w tym czasie na wyświetlacz telefonu. Dochodziła osiemnasta, więc niedługo musiałam się zbierać do domu. Wróciliśmy w niedzielę coś koło szesnastej i umówiłyśmy się na godzinę z Sophie. Tym razem w domu Margo. Udało mi się tylko na chwilę wyskoczyć, bo wprosiła się do nas ciotka od strony mamy z dzieciakami i miałam pomóc przy kolacji. 

– Nadal nie wierzę, że włamaliście się do czyjegoś domu – ekscytowała się Margo, która leżała oparta o zagłówek swojego łóżka. – I to właścicieli ośrodka. Od początku wiedziałam, że ją zgarszasz i kiedy już myślę, że dalej się nie posunie, to trach – gestykulowała zabawnie rękami, imitując wybuch – odpieprza jakąś akcję i to zawsze w twoim towarzystwie. 

Spojrzała sugestywnie w stronę Nicholasa, który siedział obok mnie na podłodze, a ja na krześle przy toaletce. 

Brunet zaśmiał się po słowach Margo, a ja spojrzałam na niego, pytając go zaczepnie:

– Jak to było? Takie atrakcje tylko z Nicholasem White'm? 

Uśmiechnął się połgębkiem i uszczypnął mnie w zgięciu kolana, gdzie, cholera jasna, miałam łaskotki. Skarciłam go wzrokiem. 

– To chyba leciało coś w stylu: Spędzam niezapomniane chwile tylko z Nicholasem White'm – rzucił zawadiacko. 

– Tsaa... Przyprawiam o zawał co dwie sekundy – sarknęłam, powracając wzrokiem do Margo, która znów się odezwała:

– Ale żeby jeszcze uprawiać tam seks? Podmieniłeś mi przyjaciółkę. – Wyszczerzyła się do niego, a mnie wmurowało w podłogę. 

Skąd ona? Jak to? Że co? 

Spojrzałam na Nicholasa, który wyczuł, że na niego zerkam i od razu obrócił głowę w moją stronę. Patrzyłam się na niego z niemym pytaniem, jednak ten uniósł niewinnie ręce do góry. 

– Na mnie nie patrz, ja jej nie powiedziałem – rozwiał moje przypuszczenia.

– Nie musiał nic mówić – odezwała się Margo, więc znów na nią spojrzałam. – Widać to po was na kilometr. Przynajmniej ja mam taki radar. Za pierwszym razem też wiedziałam

– Uśmiechnęła się chytrze. – A to przez to, że znam moją przyjaciółkę od parunastu lat i widzę, że od razu inaczej reaguje na ciebie – wskazała głową na Nicholasa – gdy do czegoś między wami dojdzie. Zresztą ty nie jesteś lepszy, kochasiu. 

Zakryłam twarz dłońmi, słuchając jej tłumaczenia. Ona była niemożliwa w każdym tego słowa znaczeniu. Jednak coś musiało w tym być, bo faktycznie poprzednim razem też wiedziała. 

– I nawet nie wiecie, jak się cieszę, że się pogodziliście. Już czasem nie można było na was patrzeć, ani słuchać. Teraz mogę spać spokojnie, a i mój chłopak będzie mniej nerwowy po wizycie u swojego porywczego kumpla. – Spojrzała sugestywnie na Nicholasa, na co ten parsknął śmiechem. 

– Jak ktoś jest upierdliwy, to czasem musi usłyszeć co nieco – odparł Nick. 

– I vice versa, kochasiu – dogryzła mu. – Ale i tak nadal jestem wściekła, bo przyprawiliście nas prawie o zawał serca. Gdybyś nie napisał od rana SMS-a do Liama, że wychodzicie razem, to zadzwoniłbym na policję. I ja bym już nawet zaczęła was szukać, ale reszta mnie odpędziła od tego pomysłu, twierdząc, że chcecie pobyć sami. No i jak sobie pomyślałam, że wy się tam godzicie, w taki sposób w jaki się pogodziliście – poruszyła dwuznacznie brwiami – to dałam temu spokój. Tylko ta burza mnie przestraszyła, bo wiem jak Roni się jej boi. Wtedy Liam poręczył za ciebie, Nick, że zadbasz o to, by mojej przyjaciółce włos z głowy nie spadł. 

– No i nie spadł – wtrącił dumnie Nick. 

– Ale dalej nie wierzę, że wam uszło płazem – dodała. 

– Ja też – dodałam cicho, przypominając sobie tę akcję. 

– Jak to nie? Zadziałał mój urok osobisty. – Brunet uniósł hardo głowę, na co parsknęłam. 

Nie było tak, jak planowaliśmy. Nie wróciliśmy od razu po ustaniu ulewy. A dlaczego? Bo zasnęliśmy na podłodze i obudziliśmy się wczesnym rankiem. A dokładniej Nicholas, bo jako, że ja mam twardy sen zwłaszcza po alkoholu, czy na kacu, to odpłynęłam do krainy Morfeusza, nie zdając sobie z niczego sprawy. Nick obudził nas przed piątą. Jak z procy wyskoczyłam spod koca. Zaczęliśmy się zbierać, sprzątać po sobie, by się stamtąd jak najprędzej wydostać. Kiedy Nicholas wypisywał czek z przeprosinami za stłuczone okno, drzwi wejściowe otworzyły się, a w progu stanęli kobieta i mężczyzna około sześćdziesiątki. 

Byłam okropnie przerażona, spanikowana i już miałam najstraszniejsze scenariusze, kiedy – jak się później okazało małżeństwo i właściciele całego ośrodka – chcieli dzwonić na policję. Wtedy do akcji wkroczył Nicholas, bo ja nie byłam w stanie skleić nawet słowa. Zaczął im opowiadać, jak panicznie boję się burzy, do tego zrobiło mi się słabo i zemdlałam. Nie mieliśmy zasięgu, ani jak się wydostać stamtąd, a nie chciał, by mi się coś stało, więc wybił szybę by otworzyć drzwi i wciągnąć mnie do środka. 

Po wstępnych oględzinach, czy niczego na pewno nie ukradliśmy, kobieta tak się przejęła, że sama chciała dzwonić na pogotowie. Oczywiście mnie nic nie było, a sytuacja była podkoloryzowana w niektórych kwestiach.

I naprawdę nie wiem, czy ten chłopak urodził się pod szczęśliwą gwiazdą, że zawsze uchodziło mu wszystko na sucho, czy wszyscy tak mieli? Z wyjątkiem mnie.

Koniec, końców upiekło się nam i jeszcze odwieźli nas do naszego domku, gdzie czekała na nas na ganku tykająca bomba czyt. Margaret Beker. 

Małżeństwo życzyło nam udanego pobytu, a kobieta zbeształa swojego męża, że on nigdy nie zrobił dla niej czegoś tak romantycznego i że ten chłopak musi mnie naprawdę kochać. 

Gdyby ona wiedziała, że dla niego takie rzeczy to błahostka, to na pewno by nam nie odpuściła. I co tak naprawdę tam robiliśmy...

Całe szczęście wszystko skończyło się tylko na krzykach Margo, która szybko potem złagodniała, gdy dostrzegła, że nie skaczemy sobie do gardeł. Ach, ten jej radar. 

Do pokoju właśnie weszła Sophie, która była skorzystać z toalety. Jej nietęga miną, gdy spoglądała na Nicholasa, dalej się nie zmieniała. Ona oczywiście była sceptycznie nastawiona do naszego come backu. 

Kiedy Nick podwiózł mnie do Margo, która kazała mu też wejść do środka i posiedzieć z nami, Sophie od razu wymownie na mnie spoglądała. Gdy ten wyszedł, by odebrać telefon od Liama, którego miał skądś odebrać i odwieźć do domu, podsumowała zdaniem: "Żeby nie było, że nie ostrzegałam". 

Oczywiście, że byłam świadoma tego, że może się to wszystko zepsuć. Jednak w tamtym momencie gorsza była wizja braku jego obecności przy mnie, a nie sam strach o przyszłość. Więc wolałam nie myśleć o tym, co może się zdarzyć i dać nam szansę.

Spojrzałam jeszcze raz na nieobecną myślami Sophie, która siadała na łóżku obok Margo.

– Zapomnieliśmy czegoś. – Ciszę przerwał Nicholas. Spojrzałam na niego, nie rozumiejąc, o co czym mówił. 

– Czego? Przecież koszulkę z huśtawki wzięłam – zapytałam. 

– Aaa, to wy już na dworze grę wstępną zaczynaliście? No nieźle zapaleńce – rzuciła zaczepnie Margo. 

Zmierzyłam ją groźnym spojrzeniem. 

– Nie. Nicholas dał mi swoją bluzę, bo koszulkę miałam przemoczoną. 

– Och, jaki kochany. – Rozmarzyła się, zerkając spod przymrużonych rzęs na nas. – To czego zapomnieliście? 

– Prezerwatyw – odpowiedział. 

Margaret wybuchnęła śmiechem, a ja poczułam jak zaczynam się rumienić. 

Ja pierdolę! Jak mogliśmy o tym zapomnieć? 

– Ha ha, to będą sobie mogli poużywać, o ile w ogóle mu jeszcze fujara staje. 

– Nie poużywają sobie – wtrącił Nicholas, przez co moje policzki już niemal płonęły żywym ogniem. 

Margo zmarszczyła brwi w niezrozumieniu, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie dość że poruszył ten temat przy moich przyjaciółkach, to jeszcze przypomniałam sobie, o co mu chodziło. 

Jaki wstyd! 

– Raczej nie były wielorazowego użytku – dodałam cicho z narastającym zażenowaniem. 

Początkowo przyglądała nam się nie rozumiejąc, po chwili na jej twarzy wystąpił szok, a potem jej głośny śmiech rozbrzmiał po całym pokoju. 

– Nie pierdolcie, że zostawiliście zużyte? 

Nie odpowiedziałam, jedynie spojrzałam karcąco na Nicholasa, po co zaczynał ten temat. 

Po tym, Margaret na pewno nie da mi spokoju. Dzięki Nico. 

– Zaraz, zaraz. Powiedziałeś w liczbie mnogiej, dobrze zrozumiałam? – Wybałuszyła oczy, podśmiechując się pod nosem. 

O Boże! Margo, nie drąż tematu. 

– No co? Stęskniliśmy się za sobą. – Uśmiechnął się szeroko, puszczając do mnie oczko. 

Zamknęłam oczy, biorąc głębokie uspokajające wdechy. Ta dwójka osobników bywała zbyt bezpośrednia. Jeszcze brakowało, by Margaret zaczęła wypytywać o szczegóły, a Nicholas bez zastanowienia zaczął opowiadać. 

Ta wizja mnie przeraziła. Niby nie miałam tajemnic przed przyjaciółkami, ale jednak to była moja chwila intymna. A raczej naszej dwójki. Chociaż nie byłam już taka pewna, czy czasem nie opowiadali sobie wzajemnie z Liamem o swoich miłosnych uniesieniach. O nie! Ta wersja była jeszcze gorsza. A jeśli żalił mu się, jaka byłam beznadziejna? 

– Halo, halo. Ziemia do Roni. – Głos Margo sprowadził mnie na ziemię. Zerknęłam na nią, gdy ta przyglądała mi się bacznie. – Trochę nam odpłynęłaś, ale nie martw się kochana, rozumiemy. Wspominasz co nieco. 

– Wal się, Margo! – fuknęłam obrażona. 

– Dobra, teraz możecie sobie poplotkować, a ja jadę po tego gamonia – odezwał się nagle Nick, zerkając wcześniej na swój telefon. 

Wstał na równe nogi i kiedy przechodził obok mnie, puścił mi oczko. 

– Ucałuj go ode mnie i powiedz, że ma przyjechać później – poprosiła Margo, na co brunet się zaśmiał. 

– Nie będziesz zazdrosna, kiedy ktoś inny będzie całował twojego chłopaka? – zapytał zaczepnie. 

– A zrobiłbyś to? – podjęła temat. 

Matko, oni są nienormalni! 

– Fuj. Nigdy! Jeszcze by mnie brodą podrapał. – Zniesmaczył się. 

– Pierdol się od jego brody. Ma mięciutką, wypielęgnowaną, olejowaną. I nawet sobie nie wyobrażasz jakiej pikanterii dodaje w niektórych sytuacjach. Mówię ci, zapuść sobie, Roni będzie wniebowzięta. – Poruszyła zaczepnie brwiami, a mnie wmurowało w krzesło, na którym siedziałam. 

Nie mogłam uwierzyć, że od tak swobodnie rozmawiali na takie tematy. Ja w życiu nie poruszyłabym, takich kwestii przy Liamie, czy przy jakimkolwiek innym chłopaku. To była kolejna rzecz, która różniła mnie od Margaret. 

– Nie miałeś już iść? – Pierwszy raz tego dnia odezwała się Sophie. Znaczy pierwszy, ale w kierunku Nicholasa. Wcześniej oprócz zwykłego przywitania, nie zamieniła z nim ani słowa. 

– Fakt – przytaknął i obrócił się w moją stronę. – Roni, na pewno sobie poradzisz?

– Tak, Adam mnie podwiezie do domu – wyjaśniłam.

Brunet przewrócił oczami, ciężko przy tym wzdychając. 

– Może zdążę szybko wrócić od Liama i jednak ja cię odwiozę? – zaproponował, akcentując słowo "ja", na co Margo się roześmiała. 

– Ooo, odezwał się wewnętrzny samiec alfa. Na prywatne terytorium wchodzi obcy tej samej rasy. Alfa staje w gotowości, szczerzy już swoje kły, puszy grzywę, a nozdrza zaczynają mu intensywniej pracować, szykując się do walki o swoją łanie. 

– On nie jest nikim szczególnym, bym musiał z nim walczyć – burknął pod nosem. 

– Ale jednak jesteś zazdrosny. – Margo nie dawała za wygraną, na co przewróciłam oczami. 

– Nie jestem zazdrosny, tylko nie mogę patrzeć na jego parszywą gębę. 

– Dobra, wystarczy – wtrąciłam się, zerkając na Nicholasa ostrzegawczo – Idź już lepiej, bo Liam będzie musiał za tobą czekać. 

– Okej – przyjął do wiadomości, by nie drążyć z Margo tematu, tym bardziej Adama. Dobrze wiedział, że jest naszym przyjacielem i nie zmienię nastawienia do niego, bo jemu coś w nim nie pasuje. 

– To pa – pożegnałam się. 

– Pa – odpowiedział, ale dalej stał przed drzwiami, intensywnie się we mnie wpatrując. 

Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy, zastanawiając się, czy czegoś zapomniałam, czy może chce coś powiedzieć. Po parunastu sekundach, gdy cisza stawała się coraz dziwniejsza, zmarszczyłam brwi skonsternowana. 

Kiedy się odezwał, dostałam odpowiedź, o co mu chodziło:

– Pójdziesz mnie pożegnać? 

Ach.

– Wiesz, ja nie mam problemu, żeby cię pocałować przy twoich przyjaciółkach, ale ty zapewne będziesz się potem palić ze wstydu. 

Zaskoczył mnie tym wyznaniem. I nie wiem, czy bardziej tym, że faktycznie by tak było, czy samą myślą o pocałunku na pożegnanie. 

– Zaraz wracam – szepnęłam speszona i nawet nie spoglądając na Margo, która wiedziałam, że na mnie spogląda z chytrym uśmiechem, wypchnęłam Nicholasa z pokoju. 

Kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz przed domem Margo, od razu podłapałam temat, który dalej mnie gnębił:

– Dlaczego tak bardzo nie lubisz Adama? Zrobił ci coś, czy to tylko twoje głupie postanowienie, by go nienawidzić? Jest moim przyjacielem i nie ważne, jakie masz o nim zdanie, ja będę się z nim zadawać. – Wpatrywałam się w niego zacięcie, podczas, gdy on słuchał uważnie moich słów. 

– Przyjaciele ze sobą nie sypiają – stwierdził, czym nieco mnie zaskoczył. Nie sądziłam, że w ogóle o tym wiedział, bo niby skąd? Śledziłam ruchy jego zaciskającej się szczęki, by potem znów powrócić do oczu, które po raz kolejny przewiercały we mnie dziury. 

– A więc o to ci chodzi – szepnęłam z olśnieniem. 

– Naprawdę tego nie widzisz? – zapytał dziwnym tonem, intrygując mnie jeszcze bardziej. Patrzyłam na jego przenikliwe spojrzenie, gdy ten analizował coś w głowie. – Nie widzisz, że on nie traktuje cię tylko jako przyjaciółkę? 

– Jesteśmy przyjaciółmi, Nicholas. Cokolwiek więcej czuje do mnie, ja i tak tego nie odwzajemniam. Więc już możesz przestać być o niego zazdrosny, bo nic między mną, a nim nie będzie. Okej? Zrozumiałeś? – Po ostatnim słowie delikatnie się uśmiechnęłam.

– Nie jestem o niego zazdrosny. – Próbował utwierdzić mnie w tym przekonaniu, choć ja dalej byłam innego zdania. Jednak nie chciałam dłużej ciągnąć tego tematu, który i tak grzązł za każdym razem w brei, z której nie dało się tak łatwo wyjść. 

– Dobrze już. Nie było tematu. A teraz chcesz tego całusa, czy nie? – zapytałam zaczepnie, wtedy jego usta uniosły się w szerokim i szczerym uśmiechu. 

– Jeszcze pytasz? – Nastawił policzek, przykładając do niego palec wskazujący. Wspięłam się na palce, by go cmoknąć. 

Jednak nie było mi to dane, ponieważ brunet gwałtownie złapał mnie w talii, przyciągając do swojego ciała i przycisnął swoje usta do moich, z taką mocą, że aż odebrało mi dech w piersiach. Od razu uchyliłam usta, by ułatwić mu wtargnięcie swojego języka, abym mogła poczuć jego miękkość i smak, który w tamtym momencie smakował miętą. Złapałam go za tył głowy, przyciągając jeszcze bliżej siebie i pogłębiając pocałunek. Brunet wzmocnił swój uścisk w mojej talii i mruknął w moje usta. 

Kiedy po parunastu sekundach oderwaliśmy się od siebie, łapiąc brakujący oddech, uśmiechnął się półgębkiem. 

– Od razu lepiej. 

– Yhm. Zdecydowanie – wyszeptałam ledwo słyszalnie, oszołomiona tym nagłym zbliżeniem. Spojrzałam spod przymrużonych oczu na niego, gdy ten oparł swoje czoło o moje. 

– Teraz już na pewno pojadę. Odezwę się wieczorem. 

– Nie przyjmuję innej opcji – zaśmiałam się. Brunet mi zawtórował i zostawił jeszcze jeden krótki pocałunek na ustach, zanim odszedł. 

Wróciłam do środka, uśmiechając się pod nosem. Kiedy weszłam do pokoju przyjaciółki, oberwałam w głowę poduszką. 

Spojrzałam zaskoczona na swojego oprawcę, którym okazała się Margaret. A któżby inny? 

– O co ci chodzi? – zapytałam, gdy zajęłam z powrotem swoje miejsce przy toaletce. 

– Nie odpuszczę ci, póki mi nie opowiesz wszystkiego ze szczegółami – zaczęła, zakładając ramiona na piersi. 

Popukałam się w czoło, sugerując, że chyba jest nienormalna. 

– Już się rozpędzam. Wybacz, ale nie masz na co liczyć – sarknęłam. 

– Ale mogłabyś go już tak nie zwodzić? – zapytała poważniejszym tonem. Nie rozumiałam, o co jej chodzi. – Nie widzisz, jak on na ciebie patrzy? Jakbyś była jedyną kobietą na świecie. Widać, że jest szczęśliwy po tym waszym pogodzeniu. I ty też jesteś. Te wasze ukradkowe spojrzenia, uśmieszki, wzajemna zazdrość, czułe pocałunki...– Zmarszczyłam czoło, namyślając się nad jej ostatnimi słowami. – Tak, patrzyłam przez okno. 

Wyjaśniła moje podejrzenia, za co zgromiłam ją spojrzeniem. 

– Ach... Jak on za tobą szaleje. 

– Możemy już zakończyć ten temat? – odezwała się nagle Sophie. Zerknęłam więc na nią. Było mi znów wstyd, że kolejny raz tylko wokół mnie kręciły się tematy do rozmów. 

– Sophie ma rację. Opowiadajcie lepiej, co u was? 

– Nie cieszysz się ze szczęścia przyjaciółki? – zapytała Margo, obracając się w stronę blondynki. 

– Cieszyłabym się, gdybym wiedziała, że pewnego dnia nie będzie przez niego płakać. A jestem wręcz pewna, że będzie odwrotnie – odparła zacięcie Sophie. 

– Niby dlaczego, miałby płakać? Chłopak popełnił błąd, ale żałuje i się stara, więc nie rozumiem twojego zniechęcenia do niego! – obruszyła się rudowłosa. 

– Samymi czułymi słóweczkami i dobrym seksem nie odkupi swoich win. Nie zmiania to faktu, że słowa często nie mają dla niektórych żadnego znaczenia. I mówią to, co ktoś chce usłyszeć. I wybacz, ale Veronica jest podatna na takie przymilania się, a potem może tego żałować, gdy już będzie za późno. 

W niemałym szoku wpatrywałem się, jak moje przyjaciółki – które swoją drogą chyba zapomniały o mojej obecności – prowadziły burzliwą dyskusję na mój temat. To nie był powód do kłótni. Matko, to w ogóle nie miało prawa mieć miejsce. Miałyśmy wspólnie spędzać czas i nie schodzić na tematy moich życiowych rozterek. Już miałam się odezwać, jednak uprzedziła mnie Margaret:

– Sugerujesz, że jest naiwna? Może i jest, tak samo jak i ja, ale przynajmniej ma coś od życia. Jest teraz szczęśliwa. Widzę to i sam ten fakt również i mnie uszczęśliwia. A ty, co masz po tych swoich randkach z kolesiami z internetu? Bo jak na razie widzę, że przez swoje zrzędzenie nie możesz nikogo sobie znaleźć. Nie popełnia błędów ten, który nic nie robi. Jednocześnie też nie może się na nich uczyć. Więc nie pierdol mi, że ma to zakończyć z jakiegoś głupiego przeświadczenia! Wolę ją taką, jak teraz jest. Jaką przy nim się staje. Niż tę zamkniętą i nieufną dziewczynę, do której nie można było dotrzeć. 

Widziałam jak cała buzuje od środka. Jej twarz nabrała koloru czerwonego, a ja skamieniała, siedziałam cicho, choć wiedziałam, że powinnam była to przerwać. 

– A jeśli jednak się zawiedzie, to będę wtedy przy niej. Jak zawsze. I będę ją pocieszać. Nastoletnie miłości nie zawsze mają swój happy end, ale za to pozostają w sercu na zawsze. I przynajmniej będzie miała co wspominać na starość dzieciom. A nie będzie się zadręczać, co by było, gdyby. 

W moim wnętrzu targały różne emocje, ale między innymi, ta największa z nich przyjemnie ocieplała moje serce. 

Wdzięczność. 

Moja kochana Margo. 

– I ty też powinnaś, Sophie. Zacznij żyć, bo życie jest krótkie i nie ma w nim opcji cofnij czy powtórz. Niebawem się ockniesz i będziesz żałować, że czegoś nie spróbowałaś. 

– Dziewczyny, proszę was, nie kłóćmy się – westchnęłam drżącym głosem. 

Margo spojrzała na mnie niepewnie i widząc moją minę, rozszerzyła szeroko ramiona, a ja chwilę potem, wstałam i szybko w nie wpadłam. Po sekundzie dołączyły do nas jeszcze jedne drobne ramiona Sophie. 

– Będziemy w tym razem. Cokolwiek i którejkolwiek z nas się coś przydarzy. 

Uśmiechnęłam się po słowach Margo, a przyjemne ciepło rozlało się w moim wnętrzu. Wiedziałam, że zapamiętam te słowa. 

– Na którą jutro idziesz do pracy? – 

To pytanie padło z ust Adama, więc automatycznie obróciłam głowę w jego kierunku. Blond zmierzwione kręcone włosy sterczały w każdym kierunku, a na twarzy mimo, iż była skupiona na prowadzeniu samochodu, to błąkał się uśmiech. 

– Na piątą czterdzieści pięć – ciężko westchnęłam, przypominając sobie, że będę musiała wstać prawie w środku nocy. – Rano, oczywiście – dodałam. Brwi bruneta wystrzeliły w górę, a uśmiech się poszerzył. 

– Wstaniesz tak wcześnie? – spytał zaczepnie, przez  co się oburzyłam:

– Ej! Jak śmiesz wątpić? 

– No wiesz, biorąc pod uwagę twoją miłość do spania. – Uniósł zaczepnie brew do góry – A ile budzików nastawisz? Dwadzieścia? – kontynuował swoje dogryzanie. W międzyczasie skręcając w odpowiednią uliczkę, kierującą do mojego domu. 

– Jeden! – warknęłam. – A potem jeszcze kilka...drzemek – odpowiedziałam ciszej. 

Blondyn zaśmiał się, zerkając na mnie kątem oka. 

– Mam pomysł. Może cię podwiozę i przy okazji wejdę na godzinkę poćwiczyć? Poobserwuję cię w pracy, pogadamy trochę, bo coś ostatnio nie masz dla mnie czasu. 

– Nie ma problemu. Jeśli ci się chce. Tylko nie wiem, jak chcesz pogodzić ćwiczenie z gadaniem ze mną. 

– Normalnie. Ty będziesz mi pokazywać ćwiczenia, a ja popatrzę – Poruszył zaczepnie brwiami, za co oberwał z mojej pięści w ramię. 

– Przykro mi, ale ja nie ćwiczę, tylko siedzę na recepcji. Także nie popatrzysz sobie jak ćwiczę – wyjaśniłam. 

– Szkoda, a myślałem, że zobaczę cię w fikuśnym, opinającym stroju sportowym. Ale trudno, wystarczy mi twoje towarzystwo, bo się stęskniłem za tobą – odparł z jakąś dziwną nutą w głosie. 

Przez głowę przebiegły mi słowa Nicholasa. Być może faktycznie on nie chciałby mnie traktować tylko jako przyjaciółkę? 

Przyjrzałam mu się dłuższą chwilę. Nie. Niemożliwe. Przecież wyjaśniliśmy sobie, że nie wyszedłby nam związek, ponieważ byliśmy na tyle blisko, że zaczęłam go traktować niemal jak brata. Jednak czy on myślałam tak samo? Tak mówił, ale... 

Nie. Na pewno nie. 

Moje rozmyślenia przerwał dźwięk mojego telefonu. Wyjęłam go szybko z torebki i zerkając wcześniej kto dzwoni, odebrałam:

– Halo. Mamuś, za chwilę będę. Dosłownie kilkadziesiąt metrów nam zostało.

– Dobrze kochanie, ale chciałam, żebyś jeszcze weszła do sklepu, bo zapomniałam śmietany i koperku. A chciałam zrobić tę rybę w sosie koperkowym. – Usłyszałam głos mojej mamy. 

– A dobrze. To zaraz poproszę Adama, by mnie podrzucił do tego małego sklepiku na końcu osiedla.

– Dzięki, córuś. To do zobaczenia. Zaraz, zaraz. Adam? A nie ten przystojny, wysoki brunet? – Zaśmiałam się na jej zdziwienie. Choć w sumie miała prawo się zdziwić, skoro z naszego domu odbierał mnie Nicholas. 

Co prawda, nie wchodził do środka, bo dzwonił po drodze, że już niedługo będzie, więc ja zdążyłam wyjść na zewnątrz. Jednak jak widać, ktoś musiał być wścibski i wyglądał przez okno. Pokręciłam głową z rozbawieniem. 

– Nie, mamo. Wysoki i przystojny, ale blondyn – wyjaśniłam, ale kiedy głowa Adama przekręciła się z zaciekawieniem w moją stronę, pożałowałam, że to powiedziałam. 

Zaczęłam się dziwnie krępować po tych słowach. A jeśli sobie coś pomyśli? Źle zinterpretuje. Boże, a to wszystko było winą Nicholasa. On namącił mi w głowie. 

Posłałam blondynowi nikły uśmiech i szybko obróciłam głowę w przeciwną stronę. 

– Dobra. Opowiesz mi wszystko jak wrócisz. Koniecznie ze szczegółami – oznajmiła. 

– Okej – odpowiedziałam, choć dobrze wiedziałam, że szczegółów to ja jej na pewno nie opowiem. Nie było takiej opcji. – Kończę pa. 

– Pa. 

Rozłączyłam się i schowałam telefon do torebki. 

– Zawieziesz mnie do tego sklepiku na rogu Green End Ave? – zapytałam. 

– Jasne – zgodził się z uśmiechem i przyspieszył, przejeżdżając obok naszego domu i kierując się prosto. 

Kiedy kilka minut później zatrzymaliśmy się na parkingu zapewniłam przyjaciela, że zajmie mi to chwilkę, chyba, że mu się spieszy, to wrócę pieszo. Jednak ten zaoponował i zapewnił, że bez problemu zostanie. W środku kupiłam to co potrzebne i stojąc w kolejce przed marudzącą starszą kobietą, zerknęłam na telefon. Miałam jedną nieodczytaną wiadomość. 

Odblokowałam telefon i uśmiechnęłam się, widząc nadawcę. 

Od: Nicholas: Jak już się uporasz z tymi gośćmi to może się spotkamy wieczorem? 

Wystukałam szybko odpowiedź:

Ja: Już prawie jest wieczór 

Kolejna wiadomość przyszła po kilkunastu sekundach:

Od: Nicholas: Może być nawet noc, pani czepialska :) 

Uśmiechnęłam się do telefonu. 

Ja: Idę jutro na rano do pracy. Bardzo wcześnie rano ;( 

Schowałam telefonu do torebki, bo zrzędliwa pani odeszła. Postanowiła nie wyżywać się już na ekspedientce za nie dość słodki smak jogurtu, który poprzednim razem kupiła i w końcu ja mogłam zapłacić za swoje zakupy.

Wzięłam produkty do ręki i wyszłam ze sklepu, jednak spiesząc się, nie zauważyłam, że ktoś wchodził do środka i wpadłam na jakąś osobę. 

– Najmocniej przepraszam, nie zauważyłam – odezwałam się, zerkając na, jak się okazało wysoką blondynkę. 

– Uważaj jak chodzisz, gówniaro! Prawie ubrudziłaś mi płaszczyk tym zielstwem. 

Zerknęłam na jej wiosenny beżowy płaszczyk sięgający jej do kolan, który zakrywał dość obcisłą czarną sukienkę ze sporym dekoltem. Nigdzie jednak nie było śladu "tego zielstwa", czyli kopru, ale za to, gdy dotarłam do twarzy, dostrzegłam bezczelną, wyrafinowaną sukę, niszczycielkę cudzych rodzin. 

Rozpoznałam w niej kochankę mojego ojca. 

Moje ciśnienie momentalnie wzrosło na widok tej na oko trzydziestoparoletniej za przeproszeniem szmaty. I być może niewłaściwie ją nazywałam. Nie znałam jej. Możliwe, że była miłą, sympatyczną i kochającą osobą. Jednak jej wyniosła postawa, spojrzenie, które mówiło, że wydaje jej się, że jest lepsza od każdego, nasuwały właśnie takie , a nie inne wnioski do mojej głowy. 

I nie pomyliłam się. 

Ona chyba również mnie rozpoznałam, choć nie miałam pojęcia, skąd miałaby mnie znać. Nie widziałyśmy się nigdy oko w oko, jedynie mogła gdzieś dostrzec na zdjęciach u ojca w telefonie. O ile ich nie usunął. 

Jej źrenice błękitnych oczu poszerzyły się, a usta wymalowane na bordowy kolor lekko rozchyliły w zaskoczeniu. Jednak jak szybko zaskoczenie się pojawiło, tak szybko zniknęło, zastępując je dziwnym błyskiem w oku. 

– A, to ty – Zlustrowała moje ciało od góry do dołu, a ja pod jej wywyższającym się spojrzeniem zaczęłam się dziwnie peszyć. Ona była elegancko i kobieco ubrana, a ja w zwykłych jeansach i białym T-shircie. 

Odgoniłam szybko te niepotrzebne myśli i ulokowałam w niej swoje zacięte spojrzenie. 

– Też się nie cieszę, że cię widzę –  sarknęłam, nie siląc się na uprzejmości.

Nienawidziłam tej kobiety całym sercem. I gdybym była bardziej odważna, to wygarnęłabym jej, co o niej sądzę, nie przebierając w słowa i nie zważając na to, gdzie się znajdowaliśmy. Ale nie byłam i nie chciałam robić niepotrzebnego zamieszania wokół siebie.

Blondyna uniosła swoją wymalowaną brew do góry, robiąc dziwny grymas – zapewne wypełnionymi kwasem – ustami. 

– A od kiedy, gówniarzu, jesteśmy na ty, bo nie przypominam sobie? –  zapytała, przeszywając mnie chłodnym spojrzeniem. 

Uniosłam w górę brwi, patrząc na nią z politowaniem. Do cholery, ona była ledwo co starsza ode mnie. 

– Na panią trzeba sobie zasłużyć. – Uśmiechnęłam się w sarkastyczny sposób, a ta prychnęła pod nosem. 

– Nie bądź taka mądra, bo mogę ci przykrócić ten pyskaty język – syknęła ze złością. Wyprostowała się, spoglądając na mnie z wyższością i pogardą. 

– I co zrobisz? Drugiego tatusia nie mam, żebyś też mogła go uwieść – warknęłam. 

Zaczynała mnie już denerwować. Ta jej przesadna nonszalancja była wręcz odpychająca. Impertynencja wypływała niemal przez jej poły skóry. Wystarczyło spojrzeć na jej postawę i było widać tę zniewagę w kierunku drugiego człowieka. 

Miałam ochotę stamtąd odejść i już więcej jej nie musieć widzieć. I tak też zrobiłam. Odwróciłam się i zaczęłam kierować do samochodu Adama. 

– Wystarczy mi jeden. Pozdrów mamusię. – Usłyszałam za sobą. 

Zatrzymałam się w pół kroku, obracając się w jej stronę. 

– Odpierdol się od mojej mamy! – fuknęłam donośle, zerkając czy wokół nas nikt się nie znajduje. Całe szczęście w niedzielę było mało klientów, więc żaden tłum gapiów na nas nie patrzył. 

Co ona sobie wyobrażała, by mówić o mojej mamie, której zniszczyła życie? 

– Masz co chciałaś, odpierdol się od nas i dajcie nam w końcu spokój. Oboje. 

– Właśnie nie mam, tego czego chciałam. Twój ojciec jest zbyt tchórzliwy. Całe szczęście wzięłam wszystko w swoje ręce. – Jej kąśliwy głos uderzył mnie jak obuchem w ścianę. 

Początkowo nie reagowałam, by przeanalizować jej słowa. Wpatrywałam się w nią z niemałym szokiem, kiedy ta, wpierw rozejrzała się wokół, a potem podeszła bliżej mnie. Śledziłam każdy jej ruch, gdy stanęła przede mną i zuchwale się uśmiechnęła. 

– Wiesz, jeśli będziesz niemiła – zaczęła cicho, unosząc dłoń w stronę mojego ramienia – możesz mieć nieprzyjemne zderzenie, jak twoja mama.

Pogładziła dłonią skórę mojego ramienia w miejscu ledwo widocznej blizny po oparzeniu. A ja stałam jak sparaliżowana, nie spuszczając z niej wzroku. 

– Co będzie, jeśli jakiś samochodzik cię potrąci? Tylko ty możesz nie mieć tyle szczęścia, co twoja matka. Możliwe, że już się nie wybudzisz ze śpiączki. Albo zmasakruje cię tak, że nie będzie czego po tobie zbierać. 

Przełknęłam głośno ślinę, kiedy sens jej słów w końcu dotarł do mnie. Moje serce przyspieszyło, a jej słowa potwierdziły moje wcześniejsze przypuszczenia. 

– To twoja sprawka. – Te słowa ledwo wypłynęły z moich ust. Choć już się tego domyślałam, to wizja tego, że faktycznie mogło tak być, przerażała mnie. Ta kobieta mogła być nieobliczalna i nie było wiadomo, co jej jeszcze chodziło po głowie. 

– Nie wiem, o czym mówisz.

Z podłym uśmiechem odeszła, zostawiając mnie w osłupieniu. 

Kiedy po bliżej nieokreślonej chwili wróciłam do samochodu Adama, od razu przywitał mnie pytaniem:

–  Kto to był? 

Patrzyłam pusto w przednia szybę, gdy ten próbował zwrócić na mnie swoją uwagę. 

– Kochanka ojca –  odpowiedziałam ze zniesmaczeniem. 

– O kurwa. 

Dosłownie, pomyślałam. 

– Zawieź mnie szybko do domu. Muszę porozmawiać z mamą. 

Podobnie jak wszystkie cenne dobra, prawda jest często podrabiana. (James Cardinal Gibbons)

Wzięłam głęboki wdech i przymknęłam powieki. Myślałam, że za chwilę tam eksploduję ze wściekłości. Cała moja złość wybuchnie wraz z ostatnimi pokładami sił do mojej mamy. 

– Mamo! Czy ty mnie nie słuchasz? – Oparłam łokcie na blacie wyspy kuchennej i złapałam się za głowę, która zaczęła mi niemiłosiernie pulsować. 

– Dziecko, musiałaś coś źle zrozumieć. – Mama nie dawała za wygraną, ignorując moje próby przekonania do swojej racji. 

Mieszała w garnku sos, w międzyczasie krojenia warzyw. 

– Wszystko dobrze zrozumiałam. Mamo, ona spowodowała ten wypadek. To przez nią leżałaś w szpitalu! Dlaczego nie możesz tego przyjąć do wiadomości? Ona mi to powiedziała, rozumiesz!? – Trzasnęłam ręką o stół, przez co mama nagle podskoczyła.

Nie chciałam tak wybuchać, ale nie miałam już nerwów. Odkąd piętnaście minut wcześniej wróciłam do domu i próbowałam przekazać mamę, to czego się dowiedziałam, ta ignorowała moje gderania i mówiła non stop to samo: Musiałaś źle zrozumieć

No szlak mnie trafiał. 

– Co ci powiedziała dokładnie? – W końcu odłożyła łyżkę i oparła się o blat szafy, spoglądając na mnie. 

– Że mogę skończyć tak, jak ty. Może nie powiedziała tego wprost, ale brzmiało to, jak ostrzeżenie. I jeszcze mówiła, że ona wzięła to w swoje ręce, bo ojciec jest zbyt wielkim tchórzem. To według ciebie normalne? – mówiłam hardo, na co mama lekko się skrzywiła. 

– No nie wiem. – Zamyśliła się. – Veronica, to był nieszczęśliwy wypadek. To mógł być każdy na moim miejscu. A ona może gadać różne rzeczy. Jest zła, że ojciec jeszcze się nie wyprowadził i nie mieszkają razem. 

– Jak w ogóle doszło do tego wypadku? – zapytałam zaciekawiona tym faktem, o który jeśli sobie dobrze przypominam, nigdy nie zapytałam. 

– Nie pamiętam za wiele z chwili przed wypadkiem. Lekarz mówił, że to normalne, miałam uraz głowy, byłam w śpiączce. Mogłam nawet stracić częściowo pamięć, ale na szczęście obyło się bez tego. Według świątków przechodziłam przez ulicę i samochód we mnie wjechał, bo nie zdążył się zatrzymać – wyjaśniła, a ja z trudem tego słuchałam, kiedy przypomniałam sobie całą sytuację z jej wypadku. Ten strach, ból, niepewność. 

– Jakich świątków? Kto to był? Może byli podstawieni? Co ze sprawcą wypadku? Zbiegł z miejsca zdarzenia? Policja dalej się tym zajmuje? – Zasypywałam ją pytaniami, kiedy zaczęłam wszystko analizować. 

– Veronica, przesadzasz – zganiła mnie. 

– Jesteś prawnikiem, chyba do twojego obowiązku należy dowiedzieć się prawdy? – Chciałam wejść jej na ambicje, jednak nie zdało to żadnego rezultatu. 

– Proszę cię, odpuść – powiedziała błagalnie. 

– Pójdę z tym na policję – oznajmiłam nagle, wstając na równe nogi. 

– I co im niby powiesz? To co ty opowiadasz, to żaden dowód. A poza tym to słowo przeciwko słowu.

– Cholera, mogłam to nagrać – zastanowiłam się chwilę, wpatrując się pusto przed siebie. 

– Veronica! Temat zakończony. 

Spojrzałam na nią, zastanawiając się, czy dobrze usłyszałam. Mama obróciła się z powrotem w stronę blatu, znów mnie ignorując. 

No nie wierzę! 

– Chyba żartujesz? Tak to zostawisz?  – oburzyłam się, kierując się w stronę wyjścia z kuchni. – Skoro tak, to już wiem, po kim jestem taka naiwna. 

– Przeginasz troszeczkę – ostrzegła mnie, kiedy stanęłam w progu. Jednak moje zdenerwowanie już sięgnęło zenitu i musiałam się stamtąd ewakuować, póki nie powiedziałam o kilka słów za dużo. 

– Wiesz co? Ja się o ciebie martwię, a ty bagatelizujesz taką poważną sprawę. Rób sobie co chcesz, ja tego na pewno tak nie zostawię. I nie mam ochoty już brać udziału w tej kolacji. Więc wybacz, ale wychodzę i wrócę późno. 

Może wyszła wtedy ze mnie egoistyczna strona, ale tak samo jak od mojej mamy. Nie mogłam pojąć, jak mogła do tego tak spokojnie podejść. Z natury była opanowana i spokojna, ale to była tak ważna sprawa, że nawet jeśli trzeba by było to i światopoglądy musiały być odsunięte na boczną drogę. 

Kroczyłam w stronę wyjścia z budynku, kiedy jeszcze usłyszałam jej głos:

– Veronica! Veronica, stój!

– Nie martw się, nie zrobię nic głupiego – oznajmiłam, zanim otworzyłam drzwi wejściowe. 

Widziałam, że i tak będzie się martwić, ale moje sumienie miało dręczyć mnie trochę później. 

Wyszłam szybko na zewnątrz i kiedy byłam już na chodniku, idąc przed siebie, wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam odpowiedni numer. Po trzech sygnałach, usłyszałam głos po drugiej stronie aparatu:

– Nie sądziłem, że tak szybko się za mną stęsknisz. – Dobrze mi znany niski głos rozbrzmiał w głośniku, na co mimowolnie się uśmiechnęłam. 

– Pomarzyć zawsze możesz – sarknęłam. – Sprawa jest. 

– Zamieniam się w słuch – odezwał się rozbawiony. 

– Jesteś bardzo zajęty? Załatwiłeś już wszystko? – zapytałam niepewnie. Nie chciałam się narzucać, ale Nicholas był jedyną osobą, którą w tamtym momencie chciałam widzieć. Nie wiem, dlaczego, ale właśnie tak było. I błagałam w myślach, by się zgodził na spotkanie. W końcu sam wcześniej proponował, więc nie powinno być problemu. 

– Załatwiłem, a czy zajęty? Oj bardzo zajęty. 

– A dobra, to ja... – Chciałam mu przerwać i nie przeszkadzać. Byłam trochę zawiedziona, jednak chłopak szybko dodał:

– Jedzeniem pizzy przed telewizorem.

Westchnęłam z ulgą. 

– Ale mogę rzucić to jakże ekscytujące zajęcie w każdej chwili. Coś się stało? Kolacja odwołana? 

– Nie. Jakoś odechciało mi się na niej być. Przyjechałbyś po mnie? 

– Jasne. 

Usłyszałam, jak porusza się i zgniata puszkę zapewne po jakimś napoju. 

– Coś się stało. – Bardziej stwierdził, niż zapytał. 

Przymknęłam na moment powieki, zbierając myśli. Nie chciałam mu smęcić o swoich problemach. Nie planowałam również tego ukrywać. Ale to nie był odpowiedni moment na rozmowę o tym. 

– Nie teraz, Nicholas, okej? 

– Gdzie jesteś? – Słyszałam, że jego głos stał się poddenerwowany. Nie chodziło mi o to, by się martwił. 

Już zaczynałam się zastanawiać, czy dobrze zrobiłam, dzwoniąc do niego. Jednak ja naprawdę go potrzebowałam, by przestać myśleć o tej dręczącej mnie sprawie. Taki paradoks, potrzebowałam jego, by zapomnieć o reszcie, gdzie jeszcze niedawno skupiałam się na innych rzeczach, by nie myśleć o nim. Kobieta zmienną jest. 

– Wyszłam z domu, idę w kierunku centrum – odpowiedziałam, gdy cisza trwała zbyt długo. 

– Będę za parę minut. – Usłyszałam niemal od razu, na co moje kąciki ust znów niekontrolowanie drgnęły. 

– Dziękuję – szepnęłam, ale wiedziałam, że to słyszał, mimo iż coś robił, ponieważ był słuchać jakiś szum. 

– Nie masz za co, ale wisisz mi wyjaśnienia – oświadczył, a ja nie mogłam się z tym nie zgodzić. 

– Wiem. 

Tak, jak zapowiedział, pojawiał się kilka minut później. Kiedy poznałam znajomy czarny samochód, zaczęłam kierować się na drugą stronę chodnika. Podjechał bliżej i zanim weszłam do środka, wcześniej rozglądając się czy nic nie jedzie, spojrzałam przez przednią szybę na mojego kierowcę. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie ucieszyłam się na sam jego widok. Przyjemne ciepło rozlało się w centralnym punkcie mojego ciała, a delikatny uśmiech po raz kolejny zagościł na moich ustach. Tak samo jak u niego. 

Usiadłam na miejscu pasażera i obróciłam głowę w jego stronę:

– To słucham, jak chcesz wykorzystać swojego prywatnego Ubera. – Jego zaczepny uśmiech spowodował, że od razu moje napięcie, które się we mnie kumulowało, znikało z każdą kolejną chwilą. 

– Mam pewien pomysł. 

Poruszył dwuznacznie brwiami, na co chciałam go pacnąć w ramię. 

– Mam ogromną ochotę na szybką jazdę – wyjaśniłam. Brunet zmarszczył na moment brwi, by zaraz unieść je w oświeceniu. 

– Czyli jedziemy na gokarty? – zapytał. 

– Nie. Raczej chodziło mi o normalny samochód. Tak sobie pomyślałam, że w sumie nigdy nie jeździłam terenówką, a i twój ma pewnie więcej koni mechanicznych, niż moja biała perełka... 

– Nie ma takiej opcji. – Przerwał moją nieudolną próbę poproszenia o pokierowanie jego samochodem. 

No tak, święty samochód. 

Zrobiłam minę zbitego pieska i opuściłam głowę w dół, zerkając na niego zaczepnie spod rzęs. 

– To jest moje marzenie, by pojeździć sobie twoim samochodem. Ale możemy też wrócić po mój i pojedziemy na autostradę. – Uniosłam głowę, kończąc tę dziecinną zagrywkę. – Serio, chcę się wyżyć na pedale gazu i poczuć adrenalinę podczas prowadzenia. Możemy posłuchać przy tym Stonesów. 

Uniósł w zaskoczeniu brwi. 

– Ty chyba oszalałaś, myśląc, że pozwolę ci prowadzić jak szalona. Obojętnie czuje auto – rzucił ostrzegawczo, przyglądając mi się badawczo. – Ale mam lepszy pomysł, skoro chcesz, jak to powiedziałaś, wyżyć się na pedale gazu. Znam trochę bezpieczniejszy sposób, ale najpierw musimy podskoczyć do mojej  firmy.

Nie miałam pojęcia o czym mówi, ale skoro miał jakiś pomysł, to warto było to sprawdzić. Chociaż... On i dobry pomysły, to raczej nie szło w parze. Jednak musiałam mu zaufać. A raczej chciałam. 

Kiedy nagle wyszedł z samochodu, spojrzałam na niego skonsternowana. Obszedł przodem samochód i otworzył drzwi po mojej stronie. 

– Co ty robisz? – zapytałam zaskoczona. A kiedy wystawił dłoń z kluczykami od samochodu, już kompletnie wybił mnie z pantałyku. 

– Bierz, zanim się rozmyślę. 

Wyszczerzyłam się w szerokim uśmiechu i szybko zabrałam z jego dłoni kluczyki. Kiedy wysiadałam, zatrzymał mnie, przytrzymując dłoń na moim brzuchu. Jego wymowny i zadowolony wyraz twarzy świadczył o jednym. 

– Ach, dziękuję serdecznie, szanowny Panie, za możliwość poprowadzenia swojego samochodu – powiedziałam, udając powagę w głosie. 

Brunet dumnie uniósł głowę, a ja wtedy szybko wspięłam się na palce i pociągając dłonią za jego szczękę, opuściłam ją w dół i wypiłam w jego usta. Krótki, ale pobudzający pocałunek trochę nas zamroczył na moment, ale szybko się ogarnęłam i z cwanym uśmiechem wyswobodziłam się z jego uścisku. 

– Cholera, gdybym wiedział, że tak ładnie podziękujesz, to już dawno bym ci go dał poprowadzić. A może nawet ofiarowałbym w prezencie? Ciekawe jak wtedy byś dziękowała. 

Parsknęłam śmiechem na jego wypowiedź. 

Tak. Zdecydowanie to był dobry pomysł, by do niego zadzwoni.

Hejo.

Jako, że znowu się rozpisałam, to dzielę na pół, byście nie musieli czekać za długo.

Jakieś wnioski, nowe teorie?
Śmiało piszcie, uwielbiam je czytać.

Mini wybuch Veronici, prawidłowy, czy raczej przesadziła?

Piszcie, co sądzicie.

A tymczasem, do następnego!
Pozdrawiam ❤️
M-adzikson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro