9. Ja nie umiem pływać!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedzieliśmy przed ogniskiem już od jakiś dwóch godzin. Pogoda na szczęście dopisała i nie padało. Była przyjemna wiosenna aura, mimo iż było już po dwudziestej trzeciej, nie odczuwało się aż tak mocno tego nocnego chłodu. Delikatny wietrzyk muskał nasze ciała, ale ciepłe płomienie ogniska przyjemnie rozgrzewały chłodne dłonie, równie skutecznie co oświetlały nasze twarze. Gwiazdy rozproszone w przestworzach nad nami, pięknie skrzyły się przy blasku księżyca.

Poznałam kilku nowych ludzi i mimo mojego wcześniejszego zniechęcenia do owej sytuacji, muszę przyznać, że nie było to takie złe. Odskocznia od codzienności przydaje się czasem największym nudziarzom i domatorom. Okazali się całkiem sympatyczni. Nie wywyższali się, nie zgrywali cwaniaków. Może poza jednym denerwującym brunetem. Oprócz Liama i Nicholasa byli również ich dwaj kumple z dziewczynami.

- Ale ja serio nie wiedziałem, że oni przynieśli dragi. Myślałem, że to zwykła piniata z cukierkami. - tłumaczył Christopher. Niski blondyn wpatrywał się niebieskimi oczami w Liama, tłumacząc sytuację z imprezy, na której ktoś nieproszony przyniósł narkotyki. Uroczy uśmiech gościł na jego twarzy praktycznie przez cały czas. Był bardzo miły i sympatyczny. A swoim niskim wzrostem i kilkoma kilogramami za dużo, odróżniał się od pozostałych drągali. Jako jedyni - on i Nicholas tutaj nie pili, żeby ogarnąć lekko podchmielone towarzystwo.

- Ale się wkurwiłem. Tłumaczyłem, że ma nie być żadnych takich akcji. Kto to pieroństwo w ogóle przyniósł? - pieklił się Liam, na co Chris wzruszył ramionami i upił łyk piwa z puszki, po czym podał drugą dziewczynie, która siedziała u jego boku. Adele niska szatynka, która zbytnio się nie odzywała, ale było widać, że chłopak miał szacunek do jej osoby, mimo iż nie byli jeszcze parą.

- Ja tylko miałem dostarczyć na zewnątrz - tłumaczył blondyn.

- Taki zadowolony szedł z tą papierową whiskey. A gdybyś widział jego minę, gdy wyleciały z niej białe cukierki, zamiast kolorowych. Bezcenna - wtrącił się Daniel. Chłopak, który był dość wysoki i najbardziej zbudowany z nich wszystkich. Jak się okazało, był to ten zawodnik kickboxingu, na którego walce byłyśmy kilka tygodni wcześniej.

Towarzyszyła mu niska, szczupła blondynka o imieniu Abigail. Swoją drobną figurą, delikatną urodą o jasnej karnacji wyglądała przy swoim - jak się okazało wieloletnim partnerze jak młodsza siostra. A byli w tym samym wieku, czyli dwa lata starsi od nas. Emanowała od nich magnetyczna siła wzajemnego przyciągania. Dbał o nią na każdym kroku, a ona zamartwiała się o niego przed każdym wyjściem na ring. Wyglądali, jakby byli w siebie wpatrzeni niczym w obrazek. Przynajmniej z zewnątrz tak się wydawało, a jak było w rzeczywistości, to tylko oni mogli wiedzieć. Mimo to miło było patrzeć na osoby, które są dla siebie ważne i mieć kogoś takiego, oprócz przyjaciół.

- Jakieś małolaty mi to podały. Skąd miałem wiedzieć, co to było? - W dalszym ciągu próbował się oczyścić Chris. Zabawne, że pomyślał tak samo, jak ja o tej cudacznej piniacie.

- Nicholas? - Daniel zwrócił się do bruneta, który właśnie kroczył z dostawą kolejnych zgrzewek piwa. Spojrzał się skonsternowany w stronę chłopaka z kruczoczarnymi i ciemną brodą drwala. Uniósł pytająco brwi na jego zaczepkę. - Wiesz coś na temat tych dragów?

- A niby skąd? - oburzył się brunet. Wyraz jego twarzy się zmienił, zacisnął mocno szczękę i zaciętą miną usiadł na swoim miejscu.

- Znając twoją bogatą przeszłość, mogłeś to nawet ty przynieść. - Oliwy do rozgrzanego ognia dolał kuzyn Liama - Ethan. Nicholas spojrzał złowrogo w stronę chłopaka i zacisnął mocno pięści.

- Pierdol się Donaldson! - wrzasnął Nicholas, do bruneta siedzącego naprzeciw niego. - Może ty to przyniosłeś, co?

- Niestety nie mam kumpli ćpunów. A tak się składa, że na imprezie rzuciła mi się w oczy znajoma dwójka, których kojarzę, że kiedyś byli twoimi powiernikami od...

Ethan nie zdążył dokończyć, bo został zrzucony na piasek. Nicholas otoczył go udami, a lewą dłonią przyciskał ściśle jego jasnoszarą bluzę z kapturem. Uniósł prawą rękę do góry, z zamiarem wymierzenia ciosu w bruneta. Jednak sprawnie został odciągnięty od jego ciała przez Daniela, zanim ten zdążył dotrzeć do lewego policzka leżącego pod nim wysokiego mężczyzny.

- Dobra, spokój. Nie ważne. - Daniel rozdzielił chłopaków. Ethan podniósł się i poprawił ubrania, strzepując piach z siebie, a wściekły Nicholas wrócił na swoje miejsce.

Ethan miał dwadzieścia cztery lata, więc był z nas wszystkich najstarszy. Był kapitanem jednej z najlepszych drużyn futbolowych w naszej okolicy. Od początku, kiedy tutaj dotarliśmy, można było zauważyć, że nie pałali do siebie z Nicholasem sympatią. Na każdym kroku sobie dogryzali, czasem nawet jak dzieci. Atmosfera pomiędzy tą dwójką z każdą kolejną minuta gęstniała. Można było jedynie czekać na atak. Oboje nie dali sobie za wygraną i starali się postawić na swoim. Byli niczym dwa samce alfa z przeciwnym sfor przed krwawą jatką. Całe szczęście inni panowali nad ich wybuchowymi charakterami.

- Niemożliwe. Nico był cały czas ze mną na imprezie.

Zapomniałam o najmniej spodziewanej osobie, która znajdowała się przy boku Nicholasa. Amanda Smith. Choć wspominając imprezę, na której Margo zaliczyła zgon, mogłam się spodziewać, że łączy ją coś z Nicholasem. Jednak grono osobników płci męskiej, z którymi ją coś nie łączyło, było bardzo wąskie. Choć łączyło ją raczej tylko jedno - seks. No cóż, nie miałam również najmniejszej wątpliwości, że i z nim Nicholasem miała taką relację. Na każdym kroku łaziła za nim, kleiła się jak rzep do psiego ogona. Szeptali sobie do uszu jakieś dwuznaczne zaczepki, na co dziewczyna przeuroczo chichotała. Raz zniknęli na pół godziny w pobliskim lesie. Ciekawe co robili? Na pewno zbierali grzyby. Miałam nadzieję, że im kleszcz w dupę wszedł. A wracając do jej komentarza co do imprezy Liama, to chyba niecały czas, skoro zdążył się ze mną poznać i jeszcze zabrać stamtąd do domu.

Blondynka, która eksponowała swój sztuczny biust w białym topie z bardzo głębokim dekoltem, oparła się o ramię Nicholasa i cmoknęła go w policzek. Miałam już naprawdę dość. Odruch wymiony się nasilał, a gdy do tego dochodziła Margo z Liamem, którzy nie odstępowali się na krok i wymieniali swoim DNA co parę minut, chciałam stamtąd uciec. Czy oni musieli się tak afiszować przy nas? Przyglądałam się tej dwójce, rozmyślając, a kiedy Nicholas podniósł wzrok i nasze spojrzenia się skrzyżowały, speszona obróciłam głowę w drugą stronę. Podczas chwil spędzanych nad jeziorem, przyłapywałam się co jakiś czas na jego przyglądaniu się mojej osobie. Nie wiedziałam, o co mogło mu chodzić. Nie odzywał się do mnie, nie uśmiechał, tylko przyglądał z poważnym wyrazem twarz. Kiedy robił to zbyt długo, moje policzki zaczęły się czerwienić, więc starałam się jak najmniej zerkać w jego kierunku. Cóż, rzadko mi się to udawało. Mój anioł nade mną nie zapanował, dlatego byłam pod wpływem tylko paru piw. Nie byłam pijana, kontrolowałam sytuację. Ogólnie trzymałyśmy z dziewczynami fason, żeby się nie zbłaźnić przy nowo poznanych osobach. Margo najbardziej zależało, bo chciała się przypodobać Liamowi. Póki, co na razie jej to wychodziło.

Poszłyśmy z Margo i Sophie do samochodu. Kiedy Margaret zrobiło się chłodno i chciała ubrać dodatkowo kurtkę. Opatuliła się zbyt dużą kurtką swojego adoratora, po drodze załatwiając potrzebę fizjologiczną w ustronnym miejscu. Wyszłyśmy z niedalekiej głębi lasu i skierowałyśmy ścieżką z powrotem w stronę plaży.

- Ale ona mnie denerwuje. Non stop się do niego klei - odezwała się Sophie.

- Kto, do kogo? - zapytałam.

- Amanda do Nicholasa - wytłumaczyła, na co wzruszyłam ramionami.

Nie obchodziła mnie ich relacja. Niech sobie robią, co chcą. - myślałam. Ale prawdę mówiąc widząc ich razem, maleńkie ziarenko zasiało we mnie dziwne uczucie, którego nie potrafiłam opisać, ani opanować.

- Prowokatorka. W ogóle to wbiła się nieproszona. Pamiętajmy, że to z Roni przyjechał, nie z nią. W sumie to mam żal do ciebie - odwróciła się w moją stronę Margo i wskazała palcem - nam nie udało się ciebie przekonać, a on tylko przyjechał i bez problemu przyjechałaś.

Przewróciłam oczami i spojrzałam na nią z ukosa.

- Podszedł mnie podstępem - wyjaśniłam.

- Tak oczywiście. Lepiej powiedz, czy coś między wami się dzieje. Widzę te wasze ukryte spojrzenia. On trzymając tę wywłokę na kolanach, patrzy na ciebie. Przypadek?

- Przypadek. Nic nie ma między nami.

Raz mnie tylko pocałował, ale tego wiedzieć nie musiała. W końcu to był nic nieznaczący pocałunek. Szczególnie dla niego.

- Tak jasne, mnie kochana nie oszukasz. Ja was mam na oku.

- Spoko, i tak niczego się nie doszukasz. Idźcie, zaraz do was dołączę, tylko zawiążę sznurówkę - powiadomiłam i przykucnęłam do prawej stopy, żeby zawiązać sznurówkę swoich białych trampek.

- Tylko nie wchodź sama do lasu - rzuciła na odchodne Sophie.

Pewnie nawet nikt by nie zauważył, że mnie nie ma, gdybym zginęła w tym lesie. A tym bardziej nikt nie szukał. Podniosłam się i poprawiłam jeansowe spodnie i nagle podskoczyłam, kiedy usłyszałam niespodziewany szmer liści. Zaraz potem stłumiony męski głos.

- O co ci chodzi? - Próbowałam zidentyfikować, do kogo należał ten głos, był znajomy, ale słabo rozpoznawalny z odległości dobrych kilku metrów.

Obróciłam głowę w kierunku zaparkowanych samochodów i dojrzałam dwie męskie postacie. W ciemności nie mogłam dojrzeć dokładnie twarzy, ale sylwetkami mogłam skojarzyć, kim byli. Utwierdziło mnie to, gdy Daniel podniósł głos, przez co lepiej słyszałam każde jego słowo. Nie widzieli mnie, byli zaabsorbowani rozmową ze sobą. Choć ciężko było to nazwać konwersacją, raczej monologiem, a prychanie i obojętny ton drugiego rozmówcy, świadczyło znużenie.

- Minęły cztery lata, Nicholas. Może przeszły ci te twoje dziwactwa, które odpierdalałeś, ale dalej zachowujesz się jak debil. Wydostałeś się z tego syfu, więc zacznij normalnie żyć. Ja też widziałem tych typów od Merlino. Mam nadzieję, że nie zacząłeś znów się z nimi zadawać.

- Wyluzuj. - Nicholas odezwał się, jednak jego słowa nie przekonały Daniela.

- Martwię się o ciebie. Było już dobrze.

- Jest dobrze - rzucił oschle Nicholas.

Nie przysłuchiwałam się więcej, żeby nie wyjść na wścibską, nie chciałam, żeby mnie przyłapali. Nie powinno mnie to interesować. Spojrzałam na dziewczyny idące przodem i szybko dorównałam im kroku. Wróciłyśmy kilka minut później, a po chwili również, dołączyli Daniel z Nicholasem. Każdy usiadł na swoim miejscu. Była chwilowa cisza, jednak nie trwała ona długo.

- White, jak tam interesy? Ojciec nadal cię nie darzy zaufaniem i nie chce przepisać firmy? - zapytał z przekąsem Ethan. Widziałam, jak ciało Nicholasa się spina, ale przyjmując udawany uśmiech, odpowiedział oschle:

- Zajmij się swoimi - przerwał na moment - interesami, bo podobno nie jest za kolorowo. - Nawiązał z nim kontakt wzrokowy.

- Przynajmniej mam własną firmę, a nie pracuje u tatusia - rzucił z wyższością Ethan, przybierając na twarz sarkastyczny uśmiech.. Jego ciemne tęczówki taksowały naburmuszonego Nicholasa. A tamten ciskał gromami w jego kierunku. Grzmiało nad nimi.

Na te słowa ów chłopak zerwał się z siedzenia, wcześniej niemal zrzucając na piasek Amandę, która usiadła chwilę wcześniej na jego kolanach. Podszedł szybkim krokiem w stronę Ethana, wyrzucił mu puszkę piwa na ziemię i nie zastanawiając się długo, wymierzył my prawy mocny sierp w lewy policzek. Zaczęli się szamotać. Ethan próbował mu oddać, ale ten unikał ciosów, zmierzając wykonać kolejny, ale znów do akcji wkroczył kickboxer razem z Liamem i sprawnie odciągnęli te dwa rozjuszone byki. Spojrzałam na Sophie, która uważnie przypatrywała się tej scenie. Westchnęłam ciężko. Wybuchowy to on był.

- Idę się przejść. Idziesz ze mną? - zapytałam. Musiałam się trochę opanować z piciem, bo jednak zaczynałam odczuwać skutki tych paru piw. Miałam ochotę się przejść, powdychać chłodnego powietrza, a nie zapachu siarki, czy palonego drewna i piwa.

- Nie chce mi się. Zostanę tutaj - odpowiedziała, na co skinęłam głową. Patrzyła zaciekawiona w obraz znajdujący się przed sobą, więc kątem oka również rzuciłam w tamtym kierunku. Amanda uspokajała Nicholasa, gładząc go jedną dłonią po policzkach, a drugą włożyła pod koszulkę i robiła to samo z jego torsem. Po chwili przyssała się do jego ust.

Tak. Lepiej będzie jak się stąd oddale.

- Okej. To idę sama - oznajmiłam, po czym skierowałam się w stronę jeziora.

Usiadłam na jednym z pomostów znajdujący się jakieś sto metrów dalej od ogniska. Nogi przełożyłam poza deski, umożliwiając swobodne poruszanie nad zwierciadłem wody. Lekki wietrzyk owiewał moja brązowe włosy i muskał policzki, czym powodował ich delikatne zziębnięcie. Wyjęłam telefon z kieszeni, zerkając przy okazji godzinę. Dochodziła północ. Księżyc rzucał długą smugę światła na jezioro, a gwiazdy nade mną migotały delikatnie, tworząc swoje charakterystyczne konfiguracje. Położyłam telefon na deskach i pogrążyłam w myślach.

Mimo iż ten dzień miał potoczyć się inaczej, mogłam śmiało nazwać go udanym. Pomijając moje wcześniejsze niezbyt entuzjastyczne nastawienie. Trzeba czasem wyłonić się ze swojej nory i pobyć w towarzystwie innych ludzi, a nie tylko łóżka, książek lub Netflixa. Może ludzie nie są jednak tacy źli? Przynajmniej nie osoby siedzące przy ognisku. Znałam ich od paru godzin, ale czułam, że mogłabym ich polubić. Nie wiedziałam, czy zaufać, bo do tego trzeba o wiele więcej czasu, ale na pewno można było z nimi spędzić trochę czasu. Póki, co nikt z nich nie oceniał, nie wywyższał się, nie wyśmiewał czy oczerniał. No oprócz tamtych dwóch, którzy się co rusz kłócili. Ale nie mogłam być pewna, czy nie zawiodę się po raz kolejny, a wtedy zabolałyby jeszcze bardziej, niż poprzednio.

- Chcesz się utopić? - Usłyszałam za sobą ironiczny głos, a jego właściciel był pewnym irytującym brunetem. Nawet nie zorientowałam się, kiedy znalazł się na pomoście. Usiadł obok mnie, kładąc nogi tak samo z tym, że położył się plecami na deskach, włożył ręce pod głowę i patrzył przed siebie na rozproszone białe punkciki na niebie.

- Nie dam ci tej satysfakcji i jeszcze trochę pożyję - rzuciłam z przekąsem, spoglądając w jego stronę. Uniósł delikatnie kącik ust, spoglądając przez ułamek sekundy na moją twarz, po czym znów wrócił do patrzenia w przestworza nad nami.

- Lubię patrzeć na gwiazdy - wyznał, nie odwracając od nich wzroku, a ja dalej mu się przyglądałam.

Pominęłam fakt, że znów zachowywał się, jakby miał rozdwojenie jaźni, ale już chyba zdążyłam się przyzwyczaić po kilku spotkaniach. Nie odzywał się do mnie, odkąd przedstawiłam się wszystkim, a on usiadł na miejscu obok tej wywłoki, która przywitała się z nim w bardzo perwersyjny sposób. Tylko te przelotne spojrzenia, a raczej momentami gapienia się były jedynym naszym kontaktem.

Leżąc w takiej pozycji, wyglądał bardzo dobrze. Jego ciemne tęczówki szybko przeskakiwały po małych błyszczących punkcikach, przyglądając się im, jakby chciał niemal każdemu po kolei dokładnie się przyjrzeć. Delikatny uśmiech błąkał się na pokrytej lekkim zarostem twarzy, ostre rysy szczęki oświetlał delikatnie księżyc. Jego przystojna twarz wyglądała pięknie i nieskazitelnie w tym blasku. Smukłe uda leżały płasko na deskach, a przez ramiona położone pod głową, bluza uniosła się nieco, ukazując skrawek czarnego paska od bokserek i fragment umięśnionego brzucha. Mógłby być w tamtym momencie modelem Maneta, gdyby tylko jeszcze pozbył się ubrań...

Stop!

Wróciłam wzrokiem na jego twarz i natrafiłam na jego spojrzenie. Nie miałam pojęcia, o co mu chodziło, gdy wyciągnął rękę w moją stronę. Zmarszczyłam pytająco brwi, kiedy ten złapał mnie za ramię i pociągnął w dół do pozycji takiej, w jakiej leżał on. Cicho westchnęłam, opierając się plecami na drewnianych deskach i spojrzałam w otchłań.

- Też lubię gwiazdy, ale jeszcze bardziej chmury - szepnęłam.

- Dlaczego akurat chmury? - Odwrócił głowę w moim kierunku, zrobiłam więc to samo.

Wpatrywał się w moje oczy przenikliwym, pytającym spojrzeniem. Ugh...Jego oczy w tym świetle były takie tajemnicze i hipnotyzujące. Zdawały się, jakby błyszczały z wielką intensywnością jak te punkciki na niebie. Jakby chciał prześwietlić moją duszę, znać każdy mój sekret, poznać każdą moją myśl. I przyznaję, że cholernie mi się to podobało. Nie było to takie spojrzenie jak na imprezie. Teraz było inaczej, nie przerażało mnie, wręcz przeciwnie - przyciągało. Gdybym wiedziała, że otchłań jest tak piękna, jak jego oczy, to śmiało mogłam dać przyzwolenie na pociągnięcie mnie na samo ich dno. W te piekielne czeluście, które chłonęły wszystko napotkane po drodze, powodując ich zaburzenie.

- Lubię obserwować jak białe puchowe kulki gnane wiatrem, zmieniają kształty i formę. Mogę wpatrywać się w pogodne niebo pokryte kłębuszkami chmur i wymyślać sobie co przedstawiają i do czego są podobne. Patrząc na chmury, relaksuję się. Pomagają mi zebrać myśli ze sobą. - zatrzymałam się na moment. - Uważam, że ludzie są jak chmury. Jedne delikatne i niegroźne zwiastujące piękny dzień, których nawet lekki wiaterek nie zepsuje. A drugie ciemne, które wchodzą w drogę słońcu, niosące gorsze dni, deszcz i burzę... sprawiające krzywdę, cierpienie i płacz.

- Jednak po drugiej stronie chmur zawsze świeci słońce. Nawet pod tymi ciemnymi - wyszeptał, unosząc po tym kąciki ust w delikatnym uśmiechu. Również się uśmiechnęłam.

Wtedy w jego oczach coś błysnęło, ale tym razem to spojrzenie było inne. Ogniste. Ciemne tęczówki skrzyły się niemal jak płomienie. Gdyby te tańczące iskierki mogły przeskoczyć na moje, to już dawno bym spłonęła od intensywności tego spojrzenia. Rozchylił delikatnie usta i przybliżył do mnie, wspierając na łokciu, był tak blisko, że niemal stykaliśmy się nosami. Moje serce przyspieszyło, kiedy poczułam jego bliskość. Miętowym oddechem owiał moją twarz, a zapach intensywnych męskich perfum dotarł do moich nozdrzy. Przełknęłam głośno ślinę, wpatrując się nadal w głębie jego pięknych oczu, które były teraz tak blisko mnie. Jedną ręką odgarnął delikatnie kosmyk moich włosów za ucho, a jego delikatny dotyk spowodował, że na mojej skórze przeszedł przyjemny dreszcz. I chyba to zauważył, bo kolejny uśmiech pojawił się na jego ustach. Oblizał wargi i przysunął je do moich, delikatnie muskając. Zamarłam z uchylonymi ustami i wciągnęłam głośno powietrze. To było bardziej intymne uczucie niż głęboki zachłanny pocałunek. Zarumieniłam się. Jednak na muśnięciu nie przestał. Przerzucił drugą rękę przez moje ciało, podpierając się na łokciach i przywarł do moich ust z mocą, z jaką się nie spodziewałam. A początkowe otępienie powodowało, że się nawet nie ruszałam. Kiedy pierwszy szok minął - oddałam pocałunek, przymknęłam powieki i wtargnęłam językiem do jego ust. Zaczęliśmy toczyć namiętną wojnę, z pasją pieszcząc wzajemnie swoje języki. I może to było głupie posunięcie, być może miałam żałować, ale w tamtym momencie nie myślałam o konsekwencjach. Tak jak poprzednim niespodziewanym razem ocknęłam się i spoliczkowałam go, tak wtedy chciałam tego pocałunku. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale tak było. Pozwoliłam mu się pocałować i podobało mi się to. Miałam gdzieś z tyłu głowy, że chwilę wcześniej całował się z Amandą, ale w tamtym momencie byłam otumaniona jego urokiem i ignorowałam te myśli. Przygryzł delikatnie moją dolną wargę, a dłonią wędrował wzdłuż mojego ciała. Przystanął na udzie, które mocno zacisnął, powodując kolejny przeszywający mnie na wskroś dreszcz i rozlewającą falę ciepła w podbrzuszu. Moje dłonie wylądowały na jego karku, przyciągając jeszcze bliżej jego twarz. Nasze ciała przywarły do siebie ciasno, nie zostawiając ani milimetra wolnego miejsca. Czułam na sobie jego szeroką i napiętą klatkę piersiową, próbowałam jednak ignorować wbijający się w moje udo twardniejący męski newralgiczny punkt ciała. Pociągnęłam delikatnie za jego włosy w tyłu głowy, co spowodowało u niego cichy pomruk zadowolenia.

Całowaliśmy się tak przez chwilę, z ekscytacją badając wnętrza naszych ust. W końcu oderwał się ode mnie, delikatnie cmokając i zostawiając ostatni ślad na ustach, oparł swoje czoło o moje. Leżeliśmy w tej pozycji z zamkniętymi oczami, przez chwilę uspokajając nasze przyspieszone oddechy i szybkie bicie serc. Uchyliłam powieki i widziałam jego twarz ze spokojnym wyrazem. Nie miałam pojęcia, dlaczego to zrobił, ale nawet nie starałam się nad tym zastanowić. Nagle spojrzał na mnie, bez słowa wstał i usiadł na pomoście. Zrobiłam to samo. Nastała niezręczna, wszechogarniająca cisza. Oboje niemo wpatrywaliśmy się w jezioro, nie wiedząc co powiedzieć. Tylko czy mieliśmy co mówić? Dla niego to był zapewne zwykły pocałunek, zaspokajający jego potrzeby. A dla mnie? Cóż pewnie też, z tym że cholernie mi się to podobało i nie wiem, czy to wina wypitych piw, ale ten pocałunek był inny niż ten poprzedni. Tamten był zachłanny i agresywny a ten ostry, ale namiętny i uwodzicielski. Sama siebie nie poznawałam.

- Chyba musimy wracać, jest ci zimno - odezwał się po paru chwilach zachrypniętym głosem. Spojrzał na moje lekko dygoczące ciało. Nawet nie zauważyłam, że zrobiło mi się zimno. Może z zewnątrz, bo w środku płonęłam, ale nie z powodu pogody, tylko tego chłopak siedzącego obok mnie. A być może to nie był chłód, tylko stres?

- Tak, masz rację - westchnęłam i zaczęłam wstawać.

Podniosłam się. Poprawiłam nogawki jeansowych spodni i odwróciłam się, żeby wrócić do reszty. Nagle poczułam uścisk dłoni na swoim przedramieniu. Odwróciłam się, a wtedy od razu zostałam przyciągnięta do klatki piersiowej Nicholasa. Obiłam się o jego tors, a on przybliżył do siebie moje ciało, obejmując w talii. Spoglądał z rozbawieniem w moje oczy, kiedy ja stałam jak wmurowana. Wstrzymałam powietrze, kiedy pochylił się nade mną, zbliżając swoje usta do moich. Serce załomotało mi w klatce piersiowej, kiedy zwilżył delikatnie językiem dolną wargę i z cwaniackim uśmiechem...popchnął w stronę jeziora.

Moje ciało mocno zderzyło się z taflą wody, po czym wpadłam w głębię jeziora. Niezbyt przyjemna zimna woda, wręcz lodowata oziębiła moje ciało. Próbowałam się dostać nad powierzchnię wody.

- Ja nie umiem pływać! - krzyknęłam, łapiąc głęboki oddech i zanurzyłam się pod wodę.

Utrzymywałam się zanurzona i zaraz wypływałam, żeby niezdarnie machać rękami i wołać pomoc. Po paru sekundach poczułam skok do wody nieopodal mnie. Po chwili silne ramiona owinęły mnie wokół talii i pociągnęły za sobą w górę. Zaczerpnęłam szybko powietrze do płuc, a Nicholas w tym czasie ciągnął mnie, płynąc w stronę brzegu.

Kolejny jego synonim: bezmózgi debil.

Dotarliśmy do brzegu, gdzie całkowicie przemoczeni i zziębnięci od tej lodowatej wody wyszliśmy na piasek. Kierowałam się pierwsza, ale zaraz się zatrzymałam, obracając w jego kierunku. Strzepywał nadmiar wody z włosów.

Zabije go! Przez niego na pewno będę chora. Zapalenie płuc murowane. Debil.

Miałam ochotę roztrzaskać mu tą jego przystojną buźkę.

- Ty dupku! Jesteśmy kwita - rzuciłam głośno w jego stronę, zwracając tym samym jego uwagę na sobie. Odwrócił się, na co ja wyszczerzyłam się w zadowoleniu.

- Udawałaś! - wycedził wściekły, zwężając złowrogo oczy. Widziałam już ten wzrok, zwiastujący szczerą chęć zniesienia mnie z powierzchni ziemi. Jego szczęka i pięści szybko się zaciskały, jakby był o moment przed eksplozją. Klatka piersiowa unosiła się i opadała w szalonym tempie. A woda ociekająca z jego ubrania dodawała zabawnego uroku temu widokowi. Mimo iż wyglądał wtedy przerażająco, to nie bałam się go. Odpłaciłam mu się i w sumie to nawet byłam zadowolona, że doprowadziłam go do takiego stanu.

Tak, udawałam. Choć nie byłam w stu procentach pewna, że za mną wskoczy, ale miałam taką cichą nadzieję. I tak udało mi się odpłacić za to, że mnie tam wrzucił, bo i on był potem mokry. A niech ma za swoje debil jeden, matoł bezmyślny. A jakbym naprawdę nie potrafiła, a on by mnie pod wodą nie znalazł? Aniele miej mnie w opiece, żebym mu zębów nie wybiła.

- Oj nie denerwuj się tak, przecież było fajnie - sarknęłam, nie kryjąc swojego zadowolenia i skierowałam się z powrotem do reszty siedzącej przy ognisku. Po drodze zostawiałam mokre ślady za sobą, a zimny piasek z plaży przyczepiał się do butów. Wiatr owiewał moje zziębnięte ciało, przyprawiając o dreszcze. Z oddali widziałam resztę siedzących przed wypalanym ogniskiem osób, którzy żwawo dyskutowali i się śmiali.

Fajnie, że nikt nawet nie zauważył, że on próbował mnie utopić.

- Zołza! - wykrzyczał za mną.

Nie komentując tego, dalej szłam przed siebie, nie zdając sobie wtedy sprawy, że od teraz moje życie zamieni się w komedię i dramat jednocześnie.

***,, Prawdziwej miłości nie sposób wymazać. Zostaje na zawsze wytatuowana w sercu i nie ma lasera, który by ją usunął. Czy tego chcesz, czy nie, będziesz nosił tę bliznę do końca życia. " *** (cyt. Federico Moccia - Trzy razy Ty)

Tak, jasne. Tylko nie mówcie, że kilka latach po rozstaniu odwoła ślub i zostawi drugą dziewczynę dla tej pierwszej. Bo przecież to była jego pierwsza miłość. A czy to nie jest czasem tak, że jeśli kochasz tak naprawdę osobę, to nigdy byś się nie zakochał w tej drugiej?
Dlaczego w książkach miłość jest tak idealizowana, zwłaszcza ta pierwsza. Rozumiem, że jest ona niezapomniana, przy niej wszystko przechodzi się po raz pierwszy i takie tam, ale czy w prawdziwym życiu jest to takie piękne, idealne? Rzadko się zdarza, że pierwsza będzie tą ostatnią, nie mówię, że nigdy, ale zdecydowanie jest to rzadkość. Głównie pierwsze miłostki wiążą się jedynie z wzajemnym zauroczeniem, podnieceniem, fascynacją tych pierwszych razów. Pierwsze spacery, pocałunki, pierwsze kocham cię, a tak naprawdę najczęściej to nie jest nic związanego z miłością, bo jeszcze się jej po prostu nie zna. A tym bardziej miłością na całe życie, która nie jest usłana samymi różami, mimo swoich dobrych dni przepełniona jest również wieloma niepowodzeniami, porażkami, smutkiem, żalem i strachem o kolejny dzień. Mimo tego każdy potrzebuje w swoim życiu drugiego człowieka. Kogoś, na kogo może liczyć. Kto będzie w czasie dobrych chwil, ale i wesprze w tych gorszych. Poda rękę, gdy się upadnie, pozwoli czuć się potrzebnym i kochanym.

Odłożyłam książkę na stolik nocny i wstałam z łóżka. Pociągnęłam nosem i podeszłam po nowe pudełko chusteczek higienicznych. Tabletki od bólu głowy zaczęły działać, jednak musiałam zażyć dodatkową pastylkę na gardło. Od kilku dni źle się czułam. Byłam chora przez tego durnia, który wrzucił mnie w sobotę do lodowatej wody.

Tamtego dnia po niespodziewanej kąpieli, wróciłam do reszty siedzącej przy ognisku, które ukoiło w minimalnym stopniu moje zziębnięte ciało. Na zdziwienie naszym wyglądem Nicholas zegnał, że to była moja wina, bo się poślizgnęłam i wpadłam do wody, a on musiał mnie ratować. Ratownik Matt Brody mu się załączył. Głupek jeden. Nie byłam od trzech dni na zajęciach, bo rozłożyła mnie grypa.

Niech ja go spotkam. To wszystko przez niego!

Planowałam sobie zrobić kolejną rozgrzewającą herbatę, ale po moim pokoju rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Zmarszczyłam brwi, bo nie spodziewałam się nikogo. Kiedy się uchyliły, uśmiechnęłam się miło do wysokiego mężczyzny, który wchodził do mojego pokoju z moim ulubionym kubkiem w dłoni i wydostającą się z niego parującą cieczą. Aromat miętowej herbaty ulatniał się po pomieszczeniu.

- Dziękuję, czytasz mi w myślach - powiedziałam.

- Proszę córciu - uśmiechnął się, ale zaraz zmarszczył czoło - marnie wyglądasz. Może weź te proszki, co mama kupiła?

- Dobrze się czuję. Już brałam tabletkę.

- Może się połóż. - podszedł do mnie i zatroskanymi błękitnymi tęczówkami spojrzał w moje czekoladowe. - Ja zaraz wychodzę, zostaniesz sama. Znaczy nie sama.

Zmarszczyłam brwi na jego słowa, ale nie było mi dane się zastanowić, bo po chwili drzwi znów się otworzyły w progu, których ukazały się moje przyjaciółki. Z szerokimi uśmiechami weszły do środka z materiałową torbą zakupową. Przywitały się ze mną. Rzuciłam okiem na jej zawartość, kiedy Margo położyła ją obok mnie na łóżku. Wypełniona była owocami, czekoladami i paczkami żelków i ciastek. Od razu poprawił mi się humor na ten widok. One wiedziały jak mnie pocieszać w gorszych chwilach. A gdy byłam chora, miałam zły dzień, więc to była idealna okazja na obżeranie się kilogramami słodyczy bez wyrzutów sumienia.

- Jak ja was kocham! - rzuciłam entuzjastycznie i wyciągnęłam paczkę ulubionych żelek.

- Skąd wiesz, że to dla ciebie? - Sophie wpatrywała się z rozbawieniem w moją stronę.

Margo prychnęła pod nosem i również się uśmiechnęła.

- To ja nie przeszkadzam. Wrócę późno. - Tata pocałował mnie w policzek i wyszedł z pokoju, wcześniej żegnając się z dziewczynami. Po chwili obie usiadły po moich bokach.

- Ona jest uzależniona od słodyczy. To już stan niewyleczalny. - Zaśmiała się Margo, na co szturchnęłam ją łokciem w brzuch.

- Zawsze je przynosicie, kiedy jestem chora. Więc to wasza wina. - Przybrałam na twarz nadąsaną miną.

- Tak masz rację, tylko nie zmuszamy cię do zjadania wszystkiego naraz. - Odbiła pałeczkę Margo, uchylając się przed ciosem poduszką, którą rzuciłam w jej stronę.

- Jak się czujesz? - zapytała zatroskana Sophie. Obróciłam głowę w jej stronę i delikatnie uśmiechnęłam. Błękit jej oczu w dziennym świetle wydawał się przejrzysty niczym ocean, a blond włosy mieniły się słomianym kolorem.

- Teraz już lepiej, ale mam jeszcze podwyższoną temperaturę.

- A właśnie, powiedz mi kochana, jak to się stało, że Nicholas musiał cię ratować? Przecież umiesz pływać. - Zaciekawiła się Margo, wpatrując się oczekującym wyjaśnień spojrzeniem swoich szmaragdowych tęczówek.

No tak, mogłam się tego spodziewać. Już nad ogniskiem patrzyła na nas ze zmarszczonym czołem i przenikliwym wzrokiem, kiedy Nicholas tłumaczył zaistniałą sytuację. Nic jej nie umknęło. Dobrze wiedziała, że to była nieprawda, a ja nie wiedzieć dlaczego, nie zaprzeczyłam jego słowom. Może dlatego, żeby nie było niepotrzebnego zamieszania i gadania na nasz temat.

- Ten idiota mnie wrzucił do wody - wytłumaczyłam. Spojrzałam na reakcję dziewczyny, która siedziała obok mnie i wpatrywała się we mnie rozbawionym wzrokiem. Pokręciła znacząco brwiami i wyszczerzyła szeroko zęby.

- Lecicie na siebie - rzuciła entuzjastycznie, szczerząc się jak szczerbaty do suchara. Przewróciłam oczami na jej reakcję.

Wiedziałam, że tak będzie. Teraz już wiedziałam, dlaczego nie chciałam zaprzeczać wersji Nicholasa. Niektórzy zaczęliby sobie nie wiadomo co wyobrażać. Zwłaszcza Margaret Baker. Ona już w tej swojej główce na pewno snuła wizję naszego ślubu, dzieci i dozgonnej sielanki razem.

Nic z tego kochana.

- Nie! Nawet go nie lubię. A on zachowuje się jak dziwak, najpierw mnie całuje, potem wrzuca...

Kurwa, nie chciałam tego powiedzieć.

Na reakcję obu dziewczyn nie musiałam długo czekać, obie wytrzeszczyły oczy w moją stronę i szczęką uderzającą niemal o podłogę wydarły razem głośne Co?.

- Pocałował cię? - zapytała zszokowana Sophie, dalej wpatrując się we mnie z niedowierzaniem. Nieodgadniony wzrok przeniosła przed siebie i już dalej nie odwróciła się, kiedy pokiwałam na potwierdzenie głową.

- I dopiero teraz nam o tym mówisz? - Margo wstała z łóżka. Zaczęła okrążać pokój bez celu, jakby na czymś się zastanawiała.

- Boże, wielkie mi halo. Tak samo, jak za pierwszym razem, to nic nie znaczyło - chlapnęłam, ale dopiero widząc ich reakcję, zdałam sobie sprawę z tego, co znów powiedziałam. Strzeliłam sobie mentalnie w twarz.

- Veronico! Tłumacz się - wyartykułowała rudowłosa. Przestała w końcu chodzić po pokoju. Usiadła znów obok mnie i spojrzała z wyraźnym błyskiem ekscytacji w swoich tęczówkach.

Teraz mi nie da spokoju.

Opowiedziałam pokrótce, jak wyglądały sytuacje, w których mnie pocałował. Nie omieszkała oczywiście prawić mi reprymend, dlaczego wcześniej nie powiedziałam. No i nie obyło się bez teorii, że mu się podobam i jakiś innych bzdur. Nawet nie wiedziałam do końca, co jeszcze gadała, bo w trakcie się wyłączyłam.

Pozorując moje nagłe zmęczenie i potrzebę snu, pozbyłam się moich kochanych przyjaciółek. Sophie dała spokój, siedziała cicho, nie komentowała. Nie nawijała jak Margaret, której buzia się nie zamykała od wymyślnych teorii romantycznych jak nas zeswatać. Dlatego wolałam pozbyć się tego żywego Radio Wolna Europa i w spokoju poleżeć. Włączyłam nowy odcinek Spinning Out i otworzyłam czekoladę. Mój telefon za wibrował, więc wyciągnęłam rękę w kierunku szafki i odczytałam wiadomość od nieznanego numeru.

Niedługo się poznamy.

Zmarszczyłam brwi. Nie znałam tego numeru, ale nie przejmowałam się tym. Pomyślałam, że pomyłka i usunęłam wiadomość.

Miałam właśnie iść do łazienki i wziąć gorącą kąpiel, ale przeszkodził mi dźwięk dzwonka do drzwi. Skierowałam się na dół. Byłam zdezorientowana, kto mógłby to być i miałam nadzieję, że to nie dziewczyny. Chciałam mieć już święty spokój. Przekręciłam klucz w drzwiach i lekko uchyliłam. Szok, zdumienie, osłupienie ogarnęło moje ciało, gdy zobaczyłam osobę stojącą naprzeciw mnie. Wciągnęłam głośno powietrze i przełknęłam ślinę, zbierając się na wypowiedzenie jakichkolwiek słów.

Bo jego się wtedy nie spodziewałam.

Halo, halo. 👋

Jak rozdział?

Ach ten Nicholas. Cóż on tam sobie w tej główce myśli?

W tym rozdziale było kilka kruczków, które będą miały duży wpływ na dalsze części opowieści. Niektóre takie mniej oczywiste.

Pozdrawiam moje robaczki😍

Miłego dnia/ nocy.

M-adzikson 💓

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro