• Rᴏᴢᴅᴢɪᴀᴌ XII •

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Nie sądziła, że kąpiel będzie dla niej aż tak emocjonującym przeżyciem — z gatunku tych wywołujących dreszczyk, mrożących krew w żyłach i przyprawiających o szybsze bicie serca.

     Maraton horrorów wystarczająco, wręcz za bardzo, pobudził jej umysł. A grasująca mysz dorzuciła się do niemal paranoicznego doszukiwania się niepokojących dźwięków. Los dodatkowo z niej zakpił — niedługo po wejściu do łazienki żarówka postanowiła odmówić posłuszeństwa i przygasała co jakiś czas. Mruganie światła nigdy nie wróżyło niczego dobrego. Złowieszcza aura szczelniej otuliła Claire.

     Gorące strumienie wody wcale nie rozluźniały mięśni, a nucona melodia nie koiła nerwów. W pewnym momencie znieruchomiała.

     Nic nie szurało, nic nie szurało, uspokajała siebie. W międzyczasie zakręciła wodę. Delikatnie odsunęła drzwi i wyściubiła głowę z zaparowanej kabiny prysznicowej. Nic nie szurało, powtórzyła. Sięgnęła po ręcznik i pobieżnie się wtarła, po czym się nim owinęła. Nikogo tu nie ma, a w szczególności tej przeklętej myszy. Wsunęła stopy w pantofle.

     Coś usłyszała, co przyprawiło ją o falę gorąca i szybsze bicie serca. Nie wiedziała jednak, czy rzeczywiście dotarł do niej jakikolwiek dźwięk, czy słuch spłatał jej nieznośnego figla.

     Niekontrolowany pisk opuścił usta. Wypadła z łazienki, jakby co najmniej ujrzała mroczną zjawę. Niewiele myśląc, wparowała do męskiej toalety.

     — Nathanielu? — zapytała nienaturalnie wysokim tonem.

     Podeszła do jedynej zajętej kabiny prysznicowej i zapukała.

     Wyprostowała się niczym smagnięta batem, gdy poczuła, że jej łydkę musnęło coś lodowatego. Nie czekała, aż Nathaniel zakończy prysznic lub cokolwiek odpowie. Zamaszyście otwarła drzwi, aż te się zatrzęsły.

     — Cholera! — wykrzyknął, łapiąc się za serce. Naraz jednak zreflektował się i zasłonił, co trzeba. — Co ty odwalasz?

     Claire zdawała się nie zauważać nagiego ciała chłopaka. Nie zamknęła kabiny prysznicowej, nie odwróciła wzroku, nawet się nie zawstydziła. Wyobraźnia z uwielbieniem karmiła strach, pracowała na najwyższych obrotach, niczym chcąc przyprawić nieszczęśnicę o zawał. Za to Nathaniel z każdą sekundą czuł się coraz bardziej niekomfortowo.

     — Możesz poczekać, aż się umyję? — Sięgnął do drzwi z zamiarem zasunięcia, lecz Claire mocno je trzymała. — Albo chociaż opłuknę z siebie pianę i założę ręcznik.

     — Ktoś tu jest — odezwała się po dłuższej chwili. Zignorowała prośby chłopaka, jakby w ogóle ich nie usłyszała.

     Nathaniel zmarszczył brwi.

     — Kto?

     — Nie wiem. Coś szurało.

     — Znowu chodzi ci o mysz?

     — Trochę... Ale nie do końca!

     Westchnął ciężko. Widząc zawziętą minę dziewczyny, przeczuwał, że o dalszych czynnościach myjących mógł tylko pomarzyć. Bezpardonowo wychylił się z kabiny i zabrał z wieszaka ręcznik, którym następnie się opasał. Tak prowizorycznie odziany, stanął na zimnych płytkach, skrzyżował ramiona na piersi i czekał na wyjaśnienie Claire.

     — No, słucham — ponaglił, gdy ta nie kwapiła się do wytłumaczeń.

     Spuściła wzrok. Powoli docierała do niej niedorzeczność swoich poczynań. Tak po prostu wparowała Nathanielowi pod prysznic. Był nagi. Nie to, że nigdy nie widziała nagiego mężczyzny, w końcu do czegoś przydawał się internet... Nie. Odsunęła od siebie myśli zmierzające w zupełnie inną stronę. Chodziło jej o to, że ot tak przeszkodziła mu w myciu, tylko dlatego iż przestraszyła się szurania, które równie dobrze mogło przesłyszeć się Claire. Zażenowanie ogarnęło twarz czerwienią. A wystarczyło poczekać. Wystarczyło wykrzesać resztki zdrowego rozsądku.

     — Wiesz co — zaczęła cichutko. Nie podniosła spojrzenia. — Skończ się myć, poczekam.

     Nathaniel rozszerzył oczy.

     — I mówisz to teraz, kiedy wparowałaś mi do kabiny i kategorycznie odmówiłaś odejść?

     Chciał coś jeszcze dodać, ale zacisnął usta i machnął ręką.

     — Dobra, jak chcesz, to tu poczekaj.

     Claire pokiwała głową i odwróciła się do niego plecami.

     — Teraz się odwracasz... A wcześniej nie przeszkadzało ci PATRZENIE. — Nie mógł powstrzymać się przed rzuceniem kąśliwej uwagi. W głębi duszy liczył, że skusi dziewczynę do drobnego przekomarzania się. Na samą myśl uśmiech samoistnie wykwitł na ustach, co zatuszował szybkim odchrząknięciem, mimo że Claire i tak go nie widziała. Coś niedobrego się z nim działo. — Zezwalam na podglądanie.

     Claire zacisnęła usta i pięści. Za nic nie wciągnie się w jego grę. Nie da mu tej satysfakcji.

     Nathaniel, niepocieszony milczeniem, wszedł pod prysznic.

     Nie sądziłby, że Claire okaże się aż tak strachliwa. Zaprezentowała się od ciekawszej strony — mówiła więcej niż przepraszam, łatwo się denerwowała, nie peszyła się, nie próbował sztuki uwodzenia. Była... Miała swój charakter, czasami męczący. A jemu coraz bardziej podobało się jej towarzystwo.

     Zakręcił wodę i oparł dłonie o ścianę. Zwiesił głowę. Nie powinien myśleć w ten sposób. Prowadziło go to do zgubnego wniosku. Mogli się zaprzyjaźnić, ale tylko tyle, nic ponadto.

     — Wychodzi na to, że dla ciebie to już koniec oglądania horrorów — stwierdził, wyszedłszy spod prysznica.

     Claire momentalnie się obróciła z zamiarem zaprzeczenia. Nie spodziewała się jednak, że tuż przed jej nosem zamajaczy ociekający wodą tors Nathaniela. Zachłysnęła się powietrzem. I nie, nie przeżyła chwil zachwytu, podziwu i uznania. Poczuła się niekomfortowo. Granica jej przestrzeni osobistej została niebezpiecznie naruszona.

     Kiedy odzyskała możność poruszania się, odsunęła się od Nathaniela niczym poparzona. Coś do niej mówił, lecz pozostawała głucha na jego słowa. Czym prędzej wybiegła z łazienki i nawet się za siebie nie obejrzała. Wpadła do pokoju, a serce biło w zawrotnym tempie, bynajmniej nie przez wzmożony wysiłek.

     Zdecydowanie koniec z horrorami. Ale oczywiście tylko na czas wycieczki. Nie przeżyłaby ponownego zrobienia z siebie wariatki. Szczególnie przed Nathanielem.

     Chłopak zapewne miał z niej niezły ubaw. Na sama myśl policzki płonęły zażenowaniem aż po czubki uszu.


⋅•☙•❧•⋅


     — Żałuj, że cię z nami nie było.

     Mark ledwo wkroczył do pokoju, a już popędził do Claire, jakby nie widział jej co najmniej miesiąc. Buzia mu się śmiała i widać było, że słowa czym prędzej pragnęły znaleźć ujście. A wzrok miał przy tym rozmarzony niczym po przeżyciu najpiękniejszych chwil.

     Może już zdążył się oświadczyć?, przemknęło żartobliwie przez umysł dziewczyny. Ale widząc kuzyna, który ledwo wytrzymywał z zamkniętymi ustami, ożywionego jak po zażyciu środków wątpliwego pochodzenia, podobna informacja nieszczególnie by ją zaskoczyła.

     — No, opowiadaj. — Claire łaskawie dała mu pozwolenie, choć przeczuwała, że wcale go nie potrzebował. Jeszcze odrobinę zwłoki, a zacząłby snuć opowieść, czy dziewczyna by tego chciała, czy nie.

     Uśmiechnął się szerzej jak dziecko, które otrzymało kosz słodkości. Niech no rozpromieni się jeszcze bardziej, to blaskiem przyćmi nawet słońce. Czy ja mam jakieś ciemne okulary?

     — Dość długo szliśmy lasem, a później wyszliśmy na drogę...

     — Bardzo ciekawe, muszę przyznać. — Nie mogła powstrzymać się przed złośliwym wtrąceniem.

     Mark tylko spiorunował ją wzrokiem.

     — Nie przerywaj, dobrze?

     Claire potaknęła mu ze śmiechem.

     — No więc wyszliśmy na drogę, gdzie czekał na nas autobus. A na miejscu? Wszędzie. Było. Czuć. LUKSUS — mówił wolno, mocno akcentując wyrazy. Przy okazji potrząsał Claire za ramiona, co raczej wytrzepywało z niej wypowiedź, którą zamierzała go obdarować. A i dziwnie ją zemdliło. Co chciała powiedzieć? Nie przypomniała sobie, a Mark kontynuował: — Jedzenie: pierwsza klasa! Tylko objadać się do oporu. A te pokoje, jacuzzi, spa, baseny... No, zapach pieniądza czuć z daleka. Naprawdę masz czego żałować. Będę musiał wygrać ten konkurs na pobyt tam. Chociaż, nie wiem, Isabella nie wydawała się jakoś szczególnie poruszona. Może jej się nie podobało?

     Kuzyn paplał coś jeszcze, lecz go nie słuchała. Zazdrość subtelnie ją uszczypnęła, a poczucie żalu doprawiło kopniakiem. Że też musiała mieć takiego pecha i przewrócić się z fatalnym skutkiem. Dlaczego przytrafiały się jej takie nieprzyjemne wypadki? Być może ominęła ją najlepsza atrakcja wakacyjnej wycieczki. Tak, zdecydowanie. Lepszego wydarzenia już nie będzie.

     — Może Isabelle przytłoczył twój entuzjazm? Nie każdy dorosły ciesząc się, skacze jak małe dzidzi. — Uczepiła się ostatnich zasłyszanych słów, zarazem przerywając mu dłużący się wywód.

     — Przecież się tak nie zachowuję! — wykrzyknął oburzony.

     — Ach, tak?

     Claire posłała mu wyzywające spojrzenie, na co Mark tylko przewrócił oczyma. Nie zamierzał wdawać się w dyskusję, na którą nie miał najmniejszej ochoty, a która mogłaby się ciągnąć przez długie minuty.

     — A ty jak tam? Bawiliście się grzecznie? — Zmienił temat i wymownie poruszył brwiami.

     Cel został osiągnięty, gdy Claire prychnęła i teraz to ona przewróciła oczyma.

     — Jaki stary, taki głupi. Jak widziałeś, Nathaniel jest w jednym kawałku. Żyje, a co za tym idzie: jeszcze go nie zabiłam.

     — Musisz być dla niego taka okrutna?

     Założył ręce za głowę i opadł na łóżko z wyraźnym uśmieszkiem na ustach.

     — Ja? Okrutna? — Wskazała na siebie z niedowierzaniem. — Nie każdy musi wszystkich lubić. Irytuje mnie, ale go toleruję. Jest... — urwała.

     Mimowolnie przypomniał jej się moment, w którym wkroczyła do kabiny prysznicowej Nathaniela. Bez żadnego uprzedzenia, bez pukania. Bezpardonowo uchyliła drzwi, gdy spokojnie się mył. Przygryzła wargę. Czuła, jak twarz ogarniało ciepło zażenowania. W parę sekund całkowicie się zarumieniła aż po czubki uszu.

     — ...debilem — dokończyła jakoś nieobecna.

     Mark zmarszczył brwi i błyskawicznie uniósł się do pozycji siedzącej. Uważnie chciał zlustrować twarz kuzynki, lecz ta odwróciła się od niego. Niemniej jednak soczysty rumieniec nie umknął jego spojrzeniu.

     — Coś się stało? — zapytał. Nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który szarpał kąciki ust ku górze.

     — Nie, czemu pytasz? — Starała się brzmieć naturalnie.

     — Jesteś czerwona. — Dźgnął ją palcem w policzek.

     W odwecie dziewczyna niezbyt delikatnie uderzyła go w ramię, na co Mark się skrzywił i natychmiast rozmasował poszkodowane miejsce.

     — Ze złości. Że byłeś w takim fajnym miejscu. — Nawet nie potrzebowała chwili, by zastanowić się nad kłamstwem.

     — Uważaj, bo ci uwierzę. — Postukał palcem po czole na znak niedorzeczności jej słów.

     Claire nijak się tym przejęła. Nie zamierzała się tłumaczyć ani też ciągnąć dalej rozmowy, której tory w żaden sposób nie podobały się dziewczynie. A wręcz przeciwnie — lekko ją drażniły.

     Mark po chwili złapał podbródek Claire i obrócił jej głowę w swoją stronę.

     — Patrzcie! Czerwieniutka! — Wybuchnął donośnym śmiechem.

     Wyrwała mu się niemal natychmiast. Wycelowała w niego nienawistne spojrzenie, mrużąc przy tym oczy. W ustach zmięła parę niewybrednych wyzwisk pod adresem kuzyna i wiele komentarzy w podobnym tonie. Nic jednak z tego nie ujrzało światła dziennego. Zbyt dobrze zdawała sobie sprawę, że znajdowała się na straconej pozycji. Wykonała więc ostateczny ruch, jedyny, który jej pozostał — wstała i wyszła z pokoju.

     Brawo, Claire, wybrnęłaś z sytuacji po mistrzowsku.

__________

i mamy kolejny rozdział. początkowo myślałam, że wyrobię się w piętnastu rozdziałach, ale właśnie piszę czternasty i przewiduję, że opowiastka zamknie się w około dwudziestu. także zostało już niewiele. jest czerwiec, więcej słoneczka, więcej energii, więc mam nadzieję, że pisanie pójdzie sprawnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro