Rozdział 14:
*oczami Nicoli*
Od razu z lotniska zadzwoniłam po taksówkę. Kiedy przyjechała, podałam adres szpitala. Wyciągnęłam walizki i skierowałam się do recepcji. Poszukałam sali i weszłam.
- Cześć mamo. - szepnęłam siadając obok niej.
- Co ty tu robisz? - zapytała. ,, Nawet się nie ucieszyła?" - pomyślałam.
- Jak to co... mamo. - złapałam ją za rękę i zaszkliły mi się oczy.
-Słońce przeze mnie stracisz pracę.. wracaj do Paryża a mną się nie przejmuj. - powiedziała.
- Nie.. mamo oszalałaś... nie zostawię Cię tu samej... - załkałam.
- Córeńko... - przerwał jej lekarz, który wszedł na salę.
- Przepraszam, ale musimy jechać na badania. - powiedział. Kiedy zabrali ją lekarz zatrzymał się i podszedł do mnie. - Musimy być dobrej myśli. Niech Pani jedzie do domu i przyjedzie rano. Dziś i tak nie będzie można do niej wejść. - powiadomił mnie. Wzięłam walizki i znów zamówiłam taksówkę. Podjechaliśmy pod dom i poszukałam kluczy w torbie. Żeby zabić resztę dnia postanowiłam zrobić porządki. Wysprzątawszy cały dom zmęczona poszłam się wykąpać. Położyłam się w moim łóżku i zasnęłam.
*oczami Jamesa*
Pojechałem pokazać Susan co musi zrobić i kiedy wróciłem do domu, zacząłem się pakować. Zjadłem kolację i poszedłem się wykąpać. Położyłem się w łóżku i przypomniałem sobie, że muszę jeszcze załatwić jakieś dokarmienie Diany i Alexa. Postanowiłem, że rano pojadę do mamy.
*****************************************
Obudziłem się o 5. Zjadłem szybkie śniadanie i ubrałem się. Poprosiłem służącego, by załatwił mi Anne - moją sprzątaczkę, żeby przyszła zrobić pranie i posprzątała trochę. Zapakowałem walizki do samochodu i ruszyłem w stronę rodzinnego domu.
Kiedy znalazłem się pod willą rodziców, przywitały mnie ich dwa pudle, które właśnie były na spacerze. Wszedłem do domu i nigdzie nie mogłem znaleźć mamy.
- Mamo! - krzyczałem.
- Tu jestem.. - usłyszałem głos i poszedłem za nim.
- No cześć, co ty już o 6 w ogrodzie? - zapytałem widząc jak grabi liście.
- No widzisz. Ojciec gdzieś wyjechał z samego rana, a ja nie mogłam spać więc wyszłam. - wytłumaczyła.
- Mamo mam prośbę.. - popatrzyłem na nią błagalnie.
- Jaką? - zapytała zdziwiona.
- Zaopiekujesz się psami do mojego powrotu? - zapytałem.
- Wyjeżdżasz gdzieś? - prawie pisnęła.
- Tak. Na 2 dni... ale za godzinę mam wylot, więc muszę się zbierać... przepraszam. - popatrzyłem na zegarek.
- Dobrze, leć. - przytuliłem ją i pożegnałem się. - Mam nadzieję, że to nie jest tylko jakaś chwilówka.. - westchnęła i pogroziła mi palcem.
*****
Kiedy przyleciałem do Londynu zamówiłem taksówkę i od razu pojechałem do szpitala. W pierwszym do jakiego przyjechałem okazało się, że to nie tu. Podjechałem pod drugi i na szczęście nie musiałem dalej szukać. Niestety nie mogli mnie o niczym poinformować, bo nie jestem rodziną, ale kiedy wziąłem jedną z pielęgniarek na bok to jakoś się wygadała na jakiej sali leży.
- Dzień dobry. - powiedziałem wchodząc do sali.
- Dzień dobry. - przywitała się.
- Pani jest matką Nicoli? - zapytałem, a ona pokiwała głową.. widziałem, że płakała.
- Nazywam się James Roster, przyleciałem dzisiaj z Francji do Pani, a mam coś .. - wyciągnąłem teczkę, a tam zgodę na przetransportowanie do Francji. - Zgodzi się Pani? - popatrzyłem na nią jak czyta.
- Nie. Proszę Cię zaopiekuj się nią.. ja ... nie mam pieniędzy na takie drogie szpitale.. przepraszam.... - odwróciła się w drugą stronę.
- Pani wiedziała o tym wcześniej? - zapytałem.
- Skąd Pan wie? - podciągnęła nosem. Były bardzo do siebie podobne. Na salę wszedł lekarz i zaczął mnie wyzywać, ale Pani Katrina pozwoliła mi zostać.
- Domyśliłem się. To dlatego napisała Pani do mnie tego e-maila, że jest w trudnej sytuacji? - próbowałem to sobie wszystko poskładać w całość.
- Tak. Nie chciałam, żeby patrzyła jak umieram. Ma już tego dość. Jakby wyjechała mogłaby sobie ułożyć nowe życie. - zaczęła płakać, a ja wziąłem ją za rękę.
- Nikt tu nie będzie umierał. Podpisuje Pani tą zgodę i jedziemy wszyscy do Francji. - powiedziałem stanowczo.
- Ale ja.. - przerwałem jej.
- Nie ma żadnego ale.. - powtórzyłem.
- James? - odwróciłem się i zobaczyłem Nicolę.
- Cześć. - uśmiechnąłem się kiedy ją zobaczyłem. Och.. moja piękność...
- Co ty tu robisz powiedziałam Ci coś? - zdenerwowała się.
- Nicola proszę nie oceniaj go pochopnie. To jest naprawdę dobry chłopak... - powiedziała Pani Katrina a ja się uśmiechnęłam.
- To wy się znacie? - zapytała, a ja nie wiedziałem czy mam jej powiedzieć prawdę?? Wybiegła z sali, popatrzyłem na mamę Niki i pobiegłem za nią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro