Rozdział 37:

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


2 tygodnie później...

Dziś nastał kolejny nudny dzień, czyli praca, dom, praca, dom... James już prawie w ogóle nie pamięta o tym, że ja też czasami potrzebuję trochę uwagi... Siedzi całymi dniami w pracy, a gdy wróci od razu idzie do biura. Jeszcze parę tygodni, a może przestaniemy się nawet widywać... - pomyślałam. 

Wróciłam z pracy przybita dość mocno moimi myślami i od razu położyłam się by chwilę odpocząć. Zastanawiałam się czy gdyby tak wyjechać na tydzień, spędzić trochę czasu po za domem, pracą... Może coś by się zmieniło. Kiedy usłyszałam otwieranie drzwi spojrzałam w ich stronę. 

- Cześć. - usłyszałam z kuchni i zobaczyłam Jamesa, który już kierował się schodami na górę. Z powrotem padłam na łóżko i zobaczyłam Dianę siedzącą obok mnie. 

- Cześć psiutku! - ucałowałam ją. - Chociaż ty nigdy o mnie nie zapominasz. - podkreśliłam. Sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do Sus. - Hej. Masz może ochotę na drinka? - spytałam. 

- Uuu... czyli coś się stało. No dobra zamawiam taxi i za 20 minut jestem u ciebie.  - rzuciła i rozłączyła się. Podniosłam się z kanapy i nasypałam karmy do misek. Weszłam na górę i zapukałam do biura. 

- Mogę? - zapytałam. 

- No jasne. - powiedział nie odrywając oczu od papierów. 

- Wychodzę z Susan na miasto. - rzuciłam. 

- Uhm... -  mruknął. Przewróciłam oczami.

- Zajebiście. - warknęłam i trzasnęłam drzwiami. Zbiegłam na dół schodami i usłyszałam dzwonek. - Już idę. - rzuciłam szybko i sięgnęłam po płaszcz. Wsiadłyśmy do taksówki i odjechałyśmy. Wysiadłyśmy przed klubem i podążałyśmy w jego kierunku. Zamówiłyśmy drinki i usiałyśmy na wolnych miejscach. 

- To co się stało? - zapytała patrząc na mnie przez dłuższą chwilę. 

- Nie wiem. - westchnęłam. 

- Jak to nie wiesz? - uniosła jedną brew. 

- No nie wiem. Od tygodnia nie rozmawiamy z Jamesem. Liczy się tylko praca. - powiedziałam. 

- No to musisz z nim porozmawiać, wytłumaczyć, a .... - przerwałam jej. 

- Tylko, że ja mam wrażenie, że my już nie mamy o czym rozmawiać. - westchnęłam powstrzymując łzy. Susan zamówiła kolejne drinki i wróciła do stolika. 

- Ale Nicki przecież go kochasz, tak? - zapytała, a ja pokiwałam głową na tak. 

- Ale on mnie... już chyba ... - moje oczy coraz bardziej robiły się mokre i czułam, że zaraz się rozpłacze. 

- Nie mów tak. - przyjaciółka przybliżyła się do mnie i przytuliła. 

- Ale tak jest. - szepnęłam. 

- Dobra, słuchaj. Musisz po prostu z nim porozmawiać. Nie wiem, zrób najlepiej jakąś kolację i jak wróci z pracy usiądźcie i pogadajcie. Wtedy mu wszystko powiedz, że boli Cię to że liczy się dla niego tylko praca i w ogóle... - tłumaczyła. 

- No dobra.  - westchnęłam i sięgnęłam po kolejnego drinka. 

- A teraz chodź, idziemy tańczyć! - krzyknęła i pociągnęła mnie za rękę. Wyszłyśmy na parkiet i zaczęłyśmy tańczyć. Długo nie trwało, a obok nas pojawili się jacyś przystojni bruneci. Susan z jednym z nich odeszła trochę na bok a ja tańczyłam dalej. Nagle na moich biodrach poczułam czyjeś dłonie, które dość mocno mnie trzymają. Odwróciłam się i  zauważyłam znajomą mi twarz. 

- Hej! - chłopak szepnął mi do ucha i teraz już mi się przypomniał. 

- Tom!? - pisnęłam z uśmiechem na twarzy. 

- We własnej osobie. - zaświecił zębami, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. - I co dalej boisz się latać? - zaśmiał się. 

- Nie. - zaśmiałam się i szturchnęłam go lekko. - Co tu robisz?

- Kumpel mnie zaciągnął do klubu, żebym się trochę ,, rozerwał" - zrobił cudzysłów palcami.- A ty?

- A no to chyba twój kumpel właśnie zabawia moją przyjaciółkę. - zaśmiałam się. - No ja w sumie też, mam już dość siedzenia tylko w domu i pracy. 

- Chodź wyjdziemy stąd, bo strasznie tu głośno. - krzyknął mi do ucha i pociągnął na zewnątrz.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro