Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Miał zamiar spędzić cały dzień w pokoju nic nie robiąc, nie miał ochoty na rozmowę z Harrym ani z nikim innym i naprawdę miał nadzieję, że to uszanują. Nie wiedział jak po tym wszystkim co się stało powinien się zachowywać, zbyt wiele się wydarzyło aby mógł zapomnieć i wrócić do normalności. Zdawał sobie sprawę z tego, iż potrzebował pomocy, jednak nie potrafił się zmusić by kogokolwiek o nią poprosić. Najchętniej wróciłby do domu i tam próbował dojść do siebie albo wyjechał gdzieś daleko i zaczął z czystym kontem. W dalszym ciągu nie potrafił przyjąć do wiadomości tego co stało się ze Scottem, a jeszcze gorsza była świadomość, iż naprawdę była to jego wina. Zastanawiał się czy ktokolwiek znalazł jego ciało, w końcu chłopak zasługiwał na coś lepszego niż porzucenie i zapomnienie. Mógłby spytać o to Stylesa, ale nadal był na niego zły i już sam nie wiedział za co bardziej, za to że pozwolił aby to wszystko miało miejsce, za tak długie zwlekanie z odnalezieniem go czy może za to, iż ktoś z kim był powiązany, przez dłuższy czas udawał jego psychologa. Starał się o tym nie myśleć, bo w przeciwnym wypadku zrobiłby albo powiedział coś czego później z pewnością by żałował, ale i tak prędzej czy później musieli o tym pomówić. W tym momencie była to ostatnia rzecz jakiej pragnął, jednak może później sam będzie w stanie zacząć ten temat.

Westchnął cicho przekręcając się na bok, dopiero teraz zauważył, iż pokój w którym się znajdował był zupełnie inny niż ten w którym na początku się znalazł. Usiadł powoli na łóżku, zaczął rozglądać się po pomieszczeniu szukając czegoś znajomego, jednak niczego takiego nie dostrzegał. Niby wszystko wyglądało dość zwyczajnie, ale zbyt wiele rzeczy się nie zgadzało zaczynając od rozmieszczenia mebli, nie wspominając o tym, że były one inne, a kończąc na kolorze ścian. Louis przez chwilę się nad tym zastanawiał i doszedł do wniosku, że ktoś przeniósł go do innego pomieszczenia gdy już usnął, chyba że Harry zrobił remont, a on nawet tego nie zauważył, odrzucił drugą opcję, więc pozostawało tylko jedno wyjaśnienie.

Zastanawiał się czy zielonooki później przy nim siedział, bardzo dobrze wiedział jaki był brunet, więc było to możliwe, zwłaszcza po tym jak wyrzucił go z pokoju. Już kilka minut po tym żałował, iż kazał mu się wyjść, ale niczego z tym nie zrobił. Każdego dnia w zamknięciu modlił się aby szybko go znalazł i wyciągnął z tego okropnego miejsca, a gdy już to się stało, po prostu go od siebie odtrącił. Wiedział, że poniekąd zrobił to dla swojej wygody i uniknięcia jakichkolwiek pytań, lecz i tak tęsknił za jego bliskością, poza tym potrzebował go aby mieć pewność, iż jest już bezpieczny. Chciał by brunet powiedział mu, że nic takiego nie będzie miało już miejsca, a on nie musiał się o nic martwić, podejrzewał że i tak nie uwierzyłby w jego słowa, ale i tak pragnął je usłyszeć. Mógłby wyjść stąd i po prostu go poszukać, jednak nie czuł się na to gotowy, wolałby aby to właśnie chłopak do niego przyszedł i po prostu z nim posiedział.

Spędził kilkanaście minut siedząc na łóżku i myśląc o tym co powinien zrobić by nie pogrążyć się jeszcze bardziej w swoim smutku i cierpieniu. Przydałoby mu się coś co by go rozproszyło albo jakieś zajęcie, na którym skupiłby całą swoją uwagę. Planował zostać w tym pokoju, ale teraz widział, iż gdyby to zrobił jedynie pogorszyłby swój i tak kiepski stan. Chciałby wrócić na chwilę do domu by zabrać jakieś swoje rzeczy, jednak nie był głupi i zdawał sobie sprawę, że taka opcja nie wchodziła w grę. Z tego wszystkiego jedyną dobrą rzeczą było to, że ktoś zadbał o wymyślenie jakiś historyjki odnośnie jego zniknięcia, bo przynajmniej teraz nie musiał się tym martwić. Był ciekaw kto z nich był na tyle rozgarnięty aby wymyślić taką historię, powinien chyba podziękować tej osobie jak już zdobędzie potrzebne informacje.

Niechętnie podniósł się z łóżka, nie rozglądał się już po pomieszczeniu, zamiast tego opuścił pokój w celu znalezienia czegoś do jedzenia. Zamknął za sobą drzwi, odwrócił się i przeżył niemały szok. Znajdował się w zupełnie innym miejscu niż kilka godzin wcześniej, zmianę pokoju mógłby jeszcze jakoś wytłumaczyć, ale nie to co właśnie widział. Powoli zaczynał wpadać w panikę, bo co jeśli znowu został porwany, lecz jakimś cudem tego nie zauważył. Przeklinał w duchu siebie za to, iż nie miał przy sobie niczego do obrony, mógłby wrócić do środka i czegoś poszukać, ale z tego co widział nie było tam niczego przydatnego. Stał przed drzwiami zastanawiając się jaki powinien być jego następny ruch, miał kilka możliwości i jeśli chciał być ze sobą szczery żadna z nich mu nie odpowiadała. Przemyślał wszystko jeszcze raz i postanowił poszukać kogoś aby wyjaśnił mu o co chodziło. Zrobił kilka kroków do przodu gdy usłyszał głos za swoimi plecami.

- Już wstałeś?

- Jak widać - odpowiedział odwracając się w stronę Harry'ego. Przyjrzał się dokładnie chłopakowi, nie wiedział skąd to się wzięło, lecz miał jakieś dziwne przeczucie, iż coś było z nim nie tak. Chciał o to zapytać, ale zdążył ugryźć się w język, nie był gotów rozmawiać o swoich problemach, a co dopiero o kłopotach bruneta. Podejrzewał, że było to cholernie niewłaściwe, lecz potrzebował więcej czasu na przyzwyczajenie się do nowej sytuacji zanim zacznie próbować naprawiać niektóre sprawy. - Gdzie my jesteśmy? - spytał.

- W pewnym miejscu, nie musisz się teraz o to martwić - odparł spokojnie.

- Próbujesz mi powiedzieć, że wywiozłeś mnie gdzieś bez mojej zgody?

- Tak - rzucił robiąc krok do przodu. - Omińmy bezsensowną kłótnię, która pewnie zaraz się rozpocznie, bo i tak na razie nie wrócisz do domu. Potraktuj wszystko jak darmowe wakacje, poza tym musisz się ogarnąć jeśli wszystko ma się udać. Wiem, że jest ci ciężko, ale musisz udawać i to bardzo dobrze, bo nikt nie może dowiedzieć się o tym co zaszło.

Louis wpatrywał się w Stylesa, nie dowierzał w słowa, które dopiero co padły z jego słów. Spodziewał się wszystkiego, lecz nie takiego traktowania z jego strony. W pierwszym momencie myślał, iż znaleźli się tutaj aby mógł odpocząć albo dojść do siebie po tym co przeszedł, a tak naprawdę zielonooki ukrył go by później odesłać z powrotem do domu aby dobrze odegrał swoją rolę. Harry miał mu pomóc, a zamiast tego sprawiał, że czuł się jeszcze gorzej, bo jeśli tak miało to wyglądać wolał wrócić i samemu zająć się sobą i swoim zdrowiem psychicznym. Miał wrażenie, iż cofnęli się kilka miesięcy wstecz i brunet znowu traktował go w taki sposób, tak jakby ostatnie tygodnie nie miały w ogóle miejsca. Nie oczekiwał jakiegoś specjalnego traktowania, nawet tego nie chciał, ale to co się teraz działo było ciosem poniżej pasa, na który nie zasługiwał.

Zakładał, iż nie pozostawało mu nic innego niż to co robił praktycznie cały czas, czyli udawania. Chciał wydostać się stąd jak najszybciej, więc musiał słuchać zielonookiego nawet jeśli mu to nie odpowiadało i sprawiało ból. Zastanawiał się skąd wzięła się ta zmiana, czy Harry ponownie zmienił swoje zdanie i teraz będzie chciał go do siebie zniechęcić, jeśli taka była prawda wybrał sobie jedną z najgorszych chwil, bo naprawdę go potrzebował, a nie osobę, której nie poznawał. Mógłby spytać o co mu chodziło, lecz nie był pewien czy chciał to usłyszeć, więc pozostał cicho.

- Nic nie mówisz, więc zgaduję, że się zgadzasz - rzucił Styles.

- A mam inne wyjście? - zapytał.

- Nie - odburknął. - Na końcu korytarza znajdziesz łazienkę, zostawiłem ci tam ubrania na zmianę, jak skończysz przyjdź do kuchni - dodał, a następnie wyminął go bez słowa.

Louis odwrócił się, wpatrywał się w plecy chłopaka, naprawdę tego nie rozumiał, ta zmiana która nadeszła tak niespodziewanie była dziwna i musiała mieć coś wspólnego z całą tą sytuacją. W jego umyśle od razu pojawiła się pewna teoria, a mianowicie Harry był zły, bo udało mu się przeżyć i nadal musiał się z nim męczyć. Wiedział, iż było to trochę głupie, bo jeśli go nie chciał mógł po protu mu powiedzieć, przecież zrozumiałby i dałby sobie spokój, ale ta myśl nie dawała mu spokoju. Westchnął cicho i poszedł za wskazówkami bruneta, bez problemu trafił do łazienki, gdzie od razu rzuciły mu się w oczy ciuchy, które łaskawie mu zostawił.

Cała poranna toaleta zajęła mu prawie pół godziny, bo po pierwsze nie śpieszyło mu się, po drugie nie był gotowy aby ponownie znaleźć się w tym samym pomieszczeniu z Harrym, a po trzecie chciał go wkurzyć. Pozwolił swoim emocjom na przejęcie kontroli i czuł się z tym w miarę dobrze, poza tym wolał być wkurzonym niż smutnym, a skoro Styles dawał mu pretekst do wyładowania na nim swojej złości chętnie z tego korzystał. Gdy o tym pomyślał, wpadł na pomysł, że może o to właśnie mu chodziło, a on jak zwykle wymyślił sobie niestworzoną historię.

Po raz ostatni poprawił swoje włosy, gdy zrozumiał, że już nic więcej z nimi nie zrobi wyszedł z pomieszczenia. Skierował się w stronę gdzie prawdopodobnie znajdowała się kuchnia, a przynajmniej tak mu się wydawało. Bez problemu dotarł na właściwe miejsce, trochę się zdziwił gdy nie zastał chłopaka, a jedynie talerz z kanapkami, który leżał na środku stołu. Rozejrzał się dookoła, pragnął wierzyć, iż Harry się pojawi i wreszcie zacznie zachowywać się normalnie, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Nie mając nic lepszego do zrobienia usiadł na krześle i zaczął jeść posiłek przygotowany przez zielonookiego. Dopiero teraz uświadomił sobie jak bardzo był głodny, już nawet nie pamiętał kiedy ostatnio zjadł coś normalnego, więc tym bardziej doceniał jego starania. Nie minęło nawet 5 minut gdy na talerzu pozostały jedynie okruszki z chleba, Louis podniósł się aby po sobie posprzątać gdy przed nim pojawił się Styles.

- Nie rób tego więcej! - krzyknął cofając się w tył. - Przez ciebie dostanę zawału.

- Przepraszam - wymamrotał, a następnie wyjął z jego dłoni talerz, który nadal dość mocno trzymał i wsadził go do zlewu. - Musimy porozmawiać.

- O czym?

- Myślę, że znajdzie się kilka kwestii, które musimy omówić - odparł spokojnie. - Chodź - dodał łapiąc go za rękę.

Louis pozwolił mu poprowadzić się do dość dużego salonu, który widział siedząc przy stole. Usiedli na szarej kanapie, która stała prawie, że na środku pomieszczenia, szatyn czekał aż zielonooki zacznie, bo on zdecydowanie nie miał zamiaru tego robić. Nadal uważał, iż rozmowa była ostatnim czego na razie potrzebował, lecz dla świętego spokoju mógł spróbować, poza tym zawsze mógł wrócić do pokoju i się w nim zamknąć, nie żeby Harry'ego to powstrzymało. Wpatrywał się w wielki telewizor, który wisiał na ścianie, przez cały czas czuł na sobie spojrzenie bruneta, jednak niczego z tym nie robił. Zaczął zastanawiać się czy gdyby poudawał trochę, że źle się czuł chłopak by sobie odpuścił. Już miał zamiar odegrać swoją rolę gdy niespodziewanie Styles zaczął mówić.

- Nikt nie może wiedzieć o tym co tam się stało ani o mojej akcji ratunkowej. Gdyby ktokolwiek pytał musisz mówić, że wybrałeś się na krótką wycieczkę aby zastanowić się nad swoją przyszłością albo coś takiego.

- Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym abym kłamał?

- Bo podczas tego wszystkiego zdarzyło się wiele rzeczy, które nie powinny się zdarzyć i nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nie wymagam od ciebie zbyt wiele w końcu i tak dość często kłamiesz, więc co za różnica - odpowiedział poważnym tonem.

Tomlinson odwrócił się w jego stronę, miał ochotę spytać go czy przypadkiem nie uderzył się gdzieś w głowę. Byłby w stanie sobie odpuścić gdyby nie powiedział tych ostatnich słów odnośnie jego kłamstw. Zdawał sobie sprawę, że często to robił, nie mówiąc już o tym całym udawaniu, jednak nie potrzebował takiego przypomnienia, zwłaszcza po ostatnich dniach. Zastanawiał się gdzie podział się jego Harry, ten którego w pewnym stopniu znał, bo osoba która siedziała obok niego zdecydowanie nim nie była i to go przerażało. Pragnął wierzyć, iż robił to dla jakiejś większej sprawy, lecz prawda chyba była zupełnie inna.

- Żartujesz sobie ze mnie? Przeżyłem kilka najgorszych dni w moim życiu, przeze mnie zginął mój przyjaciel, a ty masz czelność mówić mi takie rzeczy. Mogłeś chociaż przez kilka dni poudawać, że ci zależy, ale po co miałbyś to robić skoro obaj wiemy jaka jest prawda. Wiesz co, trzeba było się nie fatygować, mogłeś mnie tam zostawić, przynajmniej nie miałbyś teraz problemu - powiedział i z godnością opuścił pomieszczenie.

Skierował się do pokoju, który zajmował, a następnie się w nim zamknął, żałował że w ogóle stąd wychodził, bo gdyby tylko wiedział żadna siła by go nie wyciągnęła z łóżka. Nie do końca wiedział co czuł w związku z Harrym, oczywiście był zawiedziony jego postawą, lecz było w tym coś jeszcze, coś czego nie potrafił nazwać. Wiedział, że gdy już zaczną rozmawiać nic dobrego z tego nie wyniknie, ale miał małą nadzieję, iż stanie się inaczej, ale niestety musiał pogodzić się z rzeczywistością. Chciało mu się jednocześnie śmiać i płakać gdy przypomniał sobie siebie planującego wspólną przyszłość z zielonookim. Był tak bardzo zapatrzony w niego i gdy wreszcie dopuścił go do siebie nawet przez chwilę nie zastanawiał się nad tym, że mógł to być tylko i wyłącznie żart z jego strony.

Starał się tak o tym nie myśleć, lecz było to trudne, zwłaszcza gdy brało się pod uwagę ostatnich kilka minut. Może dobrze się stało, że Styles wylał na niego wiadro zimnej wody, ponieważ przynajmniej wiedział na czym mniej więcej stał, więc w oparciu o to mógł robić swoje własne plany odnośnie tego co dalej zamierzał. Najważniejszym było to aby nie pozwolił tym wszystkim złym rzeczom, które go spotkały wygrać, bo wtedy nie byłoby dla niego ratunku. Próbował z całych sił z tym walczyć, mimo iż było ciężko na razie się nie poddawał i jakoś funkcjonował, nawet jeśli powrót do normalności wydawał się czymś odległym.

- Lou.

Usłyszał cichy szept za swoimi plecami, nie musiał się nawet odwracać aby wiedzieć do kogo należał ten głos. Chciał jedynie chwili spokoju, a zamiast tego prawdopodobnie znowu wrócą do tej szalenie ciekawej rozmowy, która sprawiała mu jedynie coraz większy ból. Usiadł na brzegu łóżka, ignorował cały czas obecność Harry'ego i okazało się to o wiele łatwiejsze niż się spodziewał. Nie czuł wyrzutów sumienia, w końcu brunet był tym, który zawinił, więc mógł bardziej się postarać. Obwinianie Stylesa przychodziło mu zaskakująco łatwo, nawet jeśli czasami nie ponosił winy za to co mu zarzucał, przez co zwykle się kłócili. Wiedział, że zachowywał się niesprawiedliwie, ale przeważnie uświadamiał to sobie gdy już coś zrobił albo powiedział i nie bardzo mógł się z tego wycofać.

- Przepraszam - powiedział siadając obok szatyna. - Nie powinienem tego mówić, ale musisz wiedzieć jak ważne jest to abyś niczego nie wyjawił.

- Wiem o tym, a ty nie musisz cały czas o tym mówić. Zachowujesz się tak jakby to było najważniejsze, a przy okazji masz gdzieś to jak jak się czuję, nie wspominając już o tym, iż wolałbyś abym tego nie przeżył.

- Nie mów tak - warknął. - Może i nie mam pojęcia o tym jak się czujesz, lecz z kolei ty nie wiesz co działo się ze mną przez ten cały tydzień. Nie wiesz jak się czułem gdy wróciłem i dowiedziałem się, że zniknąłeś, a nikt nie ma pojęcia gdzie cię szukać. Spędziłem kilka dni na nieustannym szukaniu czegokolwiek co mogłoby naprowadzić mnie na twój trop, zrobiłem wiele rzeczy, których nie powinienem, a wszystko abyś bezpiecznie do mnie wrócił, więc nie masz prawa mówić, że mi nie zależy albo że wolałbym abyś umarł.

Tomlinson wreszcie przestał ignorować bruneta, a zamiast tego wpatrywał się w niego, zastanawiając się czy przypadkiem sobie tego wszystkiego nie wymyślił. Louis nie spodziewał się, że Harry mógł się tak czuć z jego zniknięciem, bo to znaczyłoby, iż naprawdę mu zależało. Wiele razy próbował siebie przekonywać, że to właśnie on stał za tym porwaniem, mimo że nie miało to sensu i naprawdę nie rozumiał czemu potrafił uwierzyć w taką wersję, a nie w słowa, które właśnie usłyszał. Z całego serca pragnął mu wierzyć, ale między nimi w dalszym ciągu było wiele sekretów oraz niedomówień, miał dosyć poznawania jakiś części prawdy od kompletnie obcych osób, chciał aby brunet raz na zawsze powiedział mu o wszystkim co musiał wiedzieć by mogli zacząć od nowa, o ile było to jeszcze możliwe.

- Przykro mi, że musiałeś zrobić coś wbrew sobie - odparł i zabrzmiało to o wiele chłodniej niż się spodziewał. Nie chciał się tak zachowywać, lecz przychodziło mu to z taką łatwością, poza tym o wiele prościej było być wrednym niż przyznać jak się z tym wszystkim czuł. Prawie zawsze starał się ukrywać swoje uczucia, bo po pierwsze nawet jeśli otwarcie by o nich mówił większość raczej by nie zrozumiała, a po drugie było to dla niego wygodniejsze rozwiązanie, udajesz że jest dobrze, więc nie musisz tłumaczyć pewnych rzeczy. Już dawno się w tym zatracił, był nawet przekonany, iż nie było dla niego ratunku, a jednak się pomylił i wystarczyła tylko jedna osoba aby mu to pokazać.

- Co tam się wydarzyło? - zapytał Styles.

- A jak myślisz?

- Coś złego - odparł.

- Więc czemu pytasz skoro znasz odpowiedź - wymamrotał. - Możesz mi powiedzieć w jaki sposób sprawiłeś, że zapomniałem o naszym pierwszym spotkaniu?

- Dowiedziałeś się?

- Jak widać - mruknął. - Ty powinieneś mi o tym powiedzieć, a nie osoba, która mnie porwała.

- Racja. Powinienem ci powiedzieć, ale nie wiedziałem jak w końcu grzebaliśmy w twoim umyśle. Jeśli mam być szczery to nie był tylko ten jeden raz i powinienem cię za to przeprosić, więc przepraszam, ponownie - wyznał zakłopotany.

Szatyn nawet nie był zaskoczony gdy usłyszał te słowa, jedynie nie był pewien jak powinien się zachować po usłyszeniu tych rewelacji. Wiedział, że miał prawo być złym, wkurzony, mógł krzyczeć na Stylesa, ale to niczego by nie zmieniło, a jedynie straciliby sporo czasu na kłótnie. Chciał dowiedzieć się czemu zrobił mu coś takiego, czemu Harry grzebał w jego umyśle bez jakiegokolwiek pozwolenia i zabrał coś co do niego nie należało. Policzył w myślach do dziesięciu, zbytnio mu to nie pomogło, ale uspokoił się na tyle aby w miarę normalnie porozmawiać, a przynajmniej tak mu się wydawało. Zdawał sobie sprawę, iż Harry czekał na jakąś reakcję z jego strony, jednak potrzebował chwili.

- Znowu przepraszasz, a pewnie za jakiś czas znowu zrobisz coś takiego i ponownie będziemy przechodzić przez podobną rozmowę. Lepsza byłaby obietnica, że już nic takiego nie będzie miało miejsca niż przeprosiny, które tracą na wartości. Gorzej już być nie może, więc po prostu powiedź co musisz wyznać, przynajmniej będę wiedział na czym stoję. Podejrzewam, iż jest wiele rzeczy, o których nie mam pojęcia i jeśli mam być szczery nie chce ich wszystkich poznawać, więc może powiedź tylko o tym co jest konieczne i co w jakimś stopniu dotyczy mnie.

Usłyszał ciche westchnięcie bruneta, zdawał sobie sprawę z tego w jakiej sytuacji go stawiał, lecz sam był sobie winien. Już wcześniej mogli na spokojnie pomówić i może była w tym również jego wina, bo nie chciał słuchać o tym wszystkim, ale takie rzeczy powinien mu powiedzieć. Obaj zawinili i teraz obaj musieli sobie jakoś z tym poradzić, a najlepiej było od razu zabrać się za rozwiązanie tego problemu. Nie mógł obiecać, że po tym co usłyszy nie będzie wkurzony, mógł jedynie postarać się trzymać swoje emocje na wodzy, chociaż ostatnio coraz gorzej mu z tym szło. Gdy o tym myślał, uświadomił sobie, że w ostatnim czasie prawie wszystko w jego życiu się waliło, a on udawał, iż miał nad tym jakąś kontrolę.

- Jesteś pewien?

- Tak - odparł. - Miejmy to za sobą.

- Pominę nasze spotkanie skoro już o tym wiesz, mogę tylko dodać, że byłem ciebie ciekaw i zostawiłbym ten dzień w spokoju gdyby nie to co wydarzyło się gdy się dotknęliśmy. Nie rozumiałem tego, a co dopiero ty, więc podjąłem decyzję, która dała mi trochę czasu, chociaż i tak niczego się nie dowiedziałem, ale przejdźmy dalej. Pamiętasz dzień, w którym cię niby napadnięto, a ja odstawiłem cię do domu? Nic takiego nie miało miejsca i domyślałeś się tego, ale wreszcie dałeś temu spokój, wtedy widziałeś coś czego nie powinieneś, mnie wraz z Hailey, a przynajmniej jej ciałem. To już nie była ona, lecz nie dało ci się tego wytłumaczyć, poza tym nie mogłem tego zrobić, więc musieliśmy wymazać wspomnienie i wmówić ci coś innego. Wydarzenia, po których wylądowałeś w szpitalu, jak już mówiłem wszystko wydarzyło się tylko i wyłącznie z mojej winy, Alexander myślał, że było to właściwe rozwiązanie jego problemu, ale nie o tym chciałem mówić. Po tym co tam się stało, spędziłeś jakiś tydzień w moim domu, umierałeś Louis i żadne z nas nie wiedziało co robić, razem z Theo siedzieliśmy przy tobie robiąc wszystko co w naszej mocy, ale to i tak było za mało. Musiałem skorzystać z moich mocy aby ci trochę pomóc, nikt o tym nie wie, więc byłbym wdzięczny gdybyś zachował to dla ciebie. Zanim zadasz pytanie, nie było dane ci wtedy umrzeć, może moja ingerencja nie była potrzebna, bo poradziłbyś sobie sam, a może właśnie miałem to zrobić, nie wiem i mnie to nie obchodzi, ważne że przeżyłeś i nic z tego co uczyniłem zbytnio nie wpłynęło na twój dalszy los. Z pewnością mógłbym powiedzieć o jeszcze kilku rzeczach, które nie powinny się zdarzyć, chwilach kiedy kłamałem ci prosto w oczy, ale to co wymieniłem jest najważniejsze. Mogę dodać, że zajął się twoją nauczycielką, ale mieliśmy pewną umowę, od której próbowała uciec, nie żeby coś takiego mogło się zdarzyć.

Tomlinson w skupieniu wysłuchał tego co mówił do niego Harry, jednak nie wiedział co powinien zrobić albo chociażby powiedzieć. Zdawał sobie sprawę z oszustw chłopaka, jednak nie spodziewał się czegoś takiego. Zastanawiał się czy w aktualnej sytuacji powinien podziękować mu za ocalenie życia czy może nakrzyczeć na niego za to ile razy majstrował przy jego głowie. Był rozdarty, pragnął powiedzieć mu wiele, niekoniecznie miłych słów, ale z drugiej strony chciał sobie odpuścić i iść do przodu zapominając o przeszłości. Nic nie zmieni tego co się wydarzyło, a to z kolei doprowadziło go do tego momentu i pomimo wielu złych chwil potrafił docenić również te dobre.

- Powiedz coś - wyszeptał Styles.

- Nie wiem co - odparł. - Doceniam, że mi o tym powiedziałeś, ale powinieneś zrobić to wcześniej, przed tym zanim nasza relacja zaczęła robić się poważna. Jestem zły za to, że zabrałeś moje wspomnienia, choć pragnę wierzyć, iż krył się za tym jakiś głębszy cel, ale nadal nie miałeś prawa tego robić. Bez pytania zabrałeś jakąś część mnie i nie wiem jak powinienem się z tym czuć. Ufałem ci Harry, a ty prawie cały czas pokazywałeś, że nie powinienem tego robić i teraz mam kolejne potwierdzenie. Były chwile kiedy mi pomagałeś i również to doceniam, bo nie musiałeś tego robić, niczego nie musiałeś robić, ale byłeś tam gdy cię potrzebowałem, a teraz siedzisz tutaj i oczekujesz mojego przebaczenia albo czegoś takiego, a ja nie wiem czy mogę ci je dać. Nie zrozum mnie źle, cieszę się że jesteś tutaj ze mną, ale potrzebuję czasu.

- Rozumiem - mruknął podnosząc się z łóżka. - To należy do ciebie - dodał oddając mu medalion, a następnie zniknął.

Louis spodziewał się tego z jego strony, podejrzewał że odrobinę go zranił tym co powiedział, ale taka była prawda i nie chciał jej ukrywać. Naprawdę doceniał szczerość z jego strony, nawet jeśli powinien zrobić to wcześniej i tak jak wspomniał potrzebował czasu. Musiał ułożyć sobie pewne rzeczy w głowie, nie mówiąc o przyzwyczajeniu się do aktualnej sytuacji, poza tym pragnął dowiedzieć się jeszcze o co chodziło z tym całym Alexandrem. Nadal nie był pewien co o tym sądzić, zwłaszcza że Harry uparcie twierdził, iż nie miał z tym nic wspólnego. Biorąc pod uwagę ich rozmowę chyba mógłby mu uwierzyć na słowo, wiedział że Styles nie był aż taki zły, podjął kilka niewłaściwych decyzji jak każdy, ale zrobił też wiele dobrego, nawet jeśli nie chciał tego przyznać. Na początku niezbyt cieszył się z tej rozmowy, ale teraz przynajmniej miał coś co skutecznie odciągało jego myśli od Scotta. Powinien zapytać o niego zielonookiego, jednak nie potrafił o tym myśleć, a co dopiero mówić o tym na głos.

Przesiedział kilka godzin w pokoju rozmyślając nad tym co powinien dalej zrobić. Nie miał zbyt wielu planów, poza tym nadal nie był pewien czy dalej coś mu zagrażało. Zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę w dalszym ciągu nie wiedział czemu niektórzy się nim interesowali, oczywiście mogło chodzić o Harry'ego, ale równie dobrze on sam mógł być powodem. Byłoby o wiele łatwiej gdyby poznał odpowiedź na to pytanie, lecz chyba na razie mógł tylko o tym pomarzyć. Pozostawały jeszcze rzeczy, których mógł, a nawet musiał się dowiedzieć i liczył przy tym na pomoc ze strony bruneta i jego przyjaciół.

Mijały kolejne godziny, podczas których Louis trochę pokręcił się po domku, który zamieszkiwali. Najbardziej bolało go to, że nigdzie nie potrafił znaleźć Stylesa, tak jakby zostawił go samego albo co gorsza ukrywał się przed nim. Tomlinson wiedział, iż swoje poszukiwania mógłby przenieść na większy obszar, lecz odrobinę obawiał się samemu wychodzić, poza tym podejrzewał, że nawet nie mógł tego zrobić. Był zmęczony, nawet jeśli niczego nie robił, wrócił do swojego pokoju, a następnie rzucił się na łóżku, nie zajęło mu wiele czas nim dopadł go sen.

Usiadł raptownie na łóżku, serce biło mu jak oszalałe, potrzebował kilka minut na uspokojenie się i uświadomienie sobie, że był w bezpiecznym miejscu i nic mu nie groziło. Gdy uspokoił się na tyle, że był w stanie się poruszyć, wstał powoli z łóżka, podniósł kołdrę, którą musiał zrzucić i ruszył w stronę drzwi. Ponownie przechodził przez to wszystko, ponownie był świadkiem zabójstwa przyjaciół, tylko tym razem osobiście ich mordował. Nie chciał być teraz sam, więc wyruszył na poszukiwania zielonookiego, którego w zasadzie nie widział przez cały dzień. Podejrzewał, że nadal był na niego zły, jednak się tym nie przejmował. Postanowił zajrzeć najpierw do salonu i okazało się to strzałem w dziesiątkę. Zatrzymał się gdy zauważył chłopaka siedzącego na kanapie i robiącego coś na laptopie, obserwował go przez chwilę z miejsca, w którym stał zanim ujawnił swoją obecność.

- Stało się coś? - zapytał Styles.

- Zły sen - mruknął szatyn siadając obok bruneta. - Co robisz?

- Nic takiego - odpowiedział zamykając laptopa.

Niebieskooki nie miał zamiaru zaczynać kłótni, więc sobie odpuścił dalsze pytania, w końcu nie musieli mówić sobie wszystkiego, poza tym nadal ufał Harry'emu, mimo iż z jego wcześniejszej wypowiedzi można było wywnioskować coś przeciwnego. Zdawał sobie sprawę, że akurat w tym wypadku odrobinę zawinił i powinien jeszcze raz wyjaśnić chłopakowi pewne rzeczy, a przynajmniej zapewnić go, iż nie stracił swojej wiary w niego. Zastanawiał się również nad tym co miał na myśli mówiąc, iż zrobił coś czego nie powinien, nie chciał sprowadzać na Stylesa kłopotów, a chyba to zrobił. Mógł tylko mieć nadzieję, że da radę jakoś wyjaśnić postępowanie bruneta. Nie był pewien jak wyglądało u nich coś takiego, ale był gotów jakoś pomóc, nawet jeśli sam wpakowałby się przez to w tarapaty.

- Gdzie my tak właściwie jesteśmy?

- W miejscu, o którym nikt nie ma pojęcia - odparł. - Więcej nie możesz wiedzieć, po prostu obaj musieliśmy zniknąć.

- I ma to związek z tym co musiałeś zrobić?

- W pewnym sensie, ale nie martw się o to, nic ci się nie stanie.

- Nie martwię się o siebie - wyszeptał.

- O nikogo ani o nic nie musisz się martwić - powiedział cicho. - Widzę, że nie chcesz mówić o tym co się wydarzyło i nie mam zamiaru cię do tego zmuszać, ale jakbyś zmienił zdanie jestem tu dla ciebie.

- Dziękuję.

Louis położył swoją głowę na ramieniu Harry'ego, który od razu go objął. Szatyn dopiero teraz uświadomił sobie jak bardzo mu tego brakowało, oczywiście że wolałby aby towarzyszyły im inne okoliczności, lecz może to właśnie była chwila, która pokazywała mu, że jeszcze nic nie było stracone i pomimo złych wydarzeń jeszcze może mogło być dobrze. Zdawał sobie sprawę, iż jego przyjaciele nie chcieliby aby zamykał się w sobie i pozwolił cierpieniu przejąć kontrolę nad swoim życiem. Zamknął swoje oczy i po prostu wsłuchiwał się w cisze, która ich otaczała, było to dość uspokajające zajęcie do tego stopnia, że aż usnął.

Przeciągnął się leniwie, a następnie otworzył oczy, na jego usta wkradł się mały uśmiech gdy zauważył Stylesa, który drzemał obok niego. Zawsze ciekawiło go czy naprawdę sypiał czy udawał, a może istniała jeszcze jedna możliwość, wiedział że mógłby zapytać go o to, ale lepsza była niewiedza. Ściągnął z siebie koc, którym brunet musiał go przykryć, przez chwilę zastanawiał się czy nie okryć nim chłopaka, lecz nie chciał go budzić, więc złożył go i zostawił na miejscu. Czuł się trochę lepiej niż kilka godzin wcześniej, a był to już dla niego jakiś mały sukces. Nie miał pojęcia, która była godzina, a tym bardziej co powinien ze sobą zrobić, wyjście na dwór nie wchodziło w grę, nie żeby coś takiego planował. Postanowił skorzystać z okazji i wziąć szybki prysznic, a później zrobić sobie jakieś kanapki, bo znowu umierał z głodu. Zanim znalazł się w łazience zajrzał do pokoju, który zajmował by poszukać jakiś ubrań, wcześniej zauważył tam komodę, więc zakładał, iż znajdzie tam jakieś ciuchy. Tak jak podejrzewał znalazł rzeczy, które prawdopodobnie należały do Harry'ego, wziął czystą bieliznę i czarną koszulę i z tym wszystkim ruszył dalej.

Po jakimś kwadransie ponownie wylądował w kuchni, lecz tym razem musiał radzić sobie sam, na szybko zrobił sobie kanapkę oraz herbatę, a następnie przeniósł się do salonu. Postawił ostrożnie kubek na stoliku i wraz z posiłkiem usiadł na swoim miejscu. Przeżuwał powoli każdy kęs, a przy okazji wpatrywał się w śpiącego bruneta, dzięki czemu jakoś mijał mu czas.

- Wiesz, że to cholernie dziwne - usłyszał głos Harry'ego.

- Nie mam pojęcia o co ci chodzi - odpowiedział udając zdziwienie.

- Z pewnością - mruknął. - Jak ci się spało?

- Wyspałem się - wyznał. - Chociaż w łóżku byłoby zdecydowanie wygodniej - dodał po chwili.

- Zdecydowanie - zgodził się zielonooki. - Następnym razem po prostu idźmy do pokoju.

- Nie mówiłem nic o wspólnym spaniu - wytknął.

- Ja też nie, ale pocieszająca jest myśl, że o tym pomyślałeś - uśmiechnął się szeroko.

Louis prychnął cicho, nie miał zamiaru komentować jego słów, zwłaszcza że to co powiedział było prawdą. Zdawał sobie sprawę, że nie będzie w stanie zasnąć samemu, a że nie miał nikogo innego (nie żeby chciał kogoś innego) padło na Stylesa, lecz nie zamierzał na razie mu o tym mówić. Odłożył pusty talerz i wziął kubek z herbatą, która niestety zdążyła wystygnąć, czuł na sobie spojrzenie chłopaka, co mu odrobinę schlebiało.

- Zgaduję, że nie możemy wyjść, więc co robimy? - spytał.

- Wymyśl coś - odpowiedział zabierając mu z dłoni kubek. - Dostosuje się do ciebie - rzucił kierując się do kuchni.

Skończyli oglądając jakiś film, Louis nie poświęcał temu zbytnio swojej uwagi, ale Harry wyglądał na zadowolonego i tyle mu wystarczało. Szatyn oczywiście nie wpatrywał się cały czas w niego, może przez większą część czasu, ale skoro żadnemu z nich to nie przeszkadzało czemu miałby przestać. Zastanawiał się nad nimi, a zwłaszcza nad tym czy to nadal miało sens, kręcili się wokół, raniąc każdego wokół, a przede wszystkim siebie. Może nadszedł czas aby wreszcie podjąć dorosłą decyzję, może te wszystkie złe zdarzenia miał otworzyć mu oczy na to w co się wpakował. Sądził, iż był przygotowany na wszelkie przeszkody, lecz prawda okazała się odrobinę inna niż zakładał. Co jeśli właśnie nadarzyła się okazja, z której mógł skorzystać aby się uwolnić od wszelkich złych nienaturalnych rzeczy? Odpędził od siebie wątpliwości, jednak nadal pozostawało jedno pytanie. Co jeśli nie było mu przeznaczone być szczęśliwym z zielonookim brunetem przy boku?

Mijały kolejne dni, a oni w dalszym ciągu pozostawali w tym tajemniczym miejscu, Louis powoli zaczynał mieć tego dosyć, jednak nic nie mówił na ten temat, tylko cierpliwie czekał aż brunet wreszcie ogłosi ich powrót. Cieszył się, że mógł trochę odpocząć i przygotować się do roli, którą miał odegrać, a przy okazji pozbierać się na tyle aby mu ona wyszła, lecz chwilami czuł się jak więzień. Wyglądało to tak jakby zamienił jedno więzienie na drugie, oczywiście było tutaj o 100% lepiej i miał przy sobie Stylesa, ale nadal wisiały nad nim przeróżne zakazy. Nie kłócił się o nie z zielonookim, bo i tak pewnie by nie wygrał, a poza tym wolał nie tracić czasu na bezsensowne sprzeczki. Wierzył, że chłopak musiał mieć w tym jakiś cel, podejrzewał iż nie mówił mu o wszystkim, jednak postanowił mu zaufać i tego się trzymał, w końcu nie działa mu się jakaś wielka krzywda.

- Mam wiadomość - rzucił Styles wchodząc do pokoju szatyna.

- O co chodzi? - zapytał odkładając na bok książkę.

- Możemy wracać - odparł. - Powiedź kiedy chcesz wrócić, a wszystkim się zajmę - dodał.

Tomlinson powinien się z tego cieszyć, a zamiast tego poczuł strach przed tym co dalej będzie się działo. Zdawał sobie sprawę, iż ciążyła na nim pewna odpowiedzialność, nawet jeśli brunet tego nie przyznawał. Kłamanie i udawanie nie było dla niego problemem, ale chciałby dokładniej wiedzieć czemu miał to robić, czemu miał ukrywać to co mu się przytrafiło. Podejrzewał, że w ten sposób miał kogoś chronić, zakładał że chodziło o Harry'ego, jednak żaden z nich nie mówił o tym głośno.

- Znaleźliście ciało Scotta? - zapytał cicho. Wreszcie znalazł w sobie tyle odwagi aby zapytać o tę jedną rzecz. Od kilku dni próbował wziąć się w garść, jednak Harry skutecznie odwracał jego uwagę od wszystkich przykrych wspomnień. Zastanawiał się czy było to celowe zagranie z jego strony czy może sam potrzebował takiego odwrócenia uwagi, więc skupiał się na nim. Niebieskooki dostrzegał, że mimo tych kilku dni, które razem spędzili, nadal między nimi było wiele niedomówień, które ignorowali. Louis wiedział czemu sam to robił, lecz nie rozumiał czym kierował się chłopak.

- Scotta? - spytał zdziwiony. - A co on ma z tym wspólnego?

- Mówiłem ci kilka razy - wymamrotał wpatrując się w swoje dłonie. - Mógłbyś chociaż udawać, że słuchasz.

- Czy to on był tym przyjacielem, który zginął?

- Tak - wyszeptał.

Szatyn usłyszał ciche przekleństwa, które wychodziły z ust bruneta, jednak się nie odzywał. Ciekawiła go reakcja zielonookiego, a zwłaszcza to jak bardzo był zdziwiony gdy dowiedział się o kogo chodziło. Zakładał, że musiało chodzić o coś większego, coś czego nie dostrzegał, ale zielonooki już tak. Myślał nad tym i doszedł tylko do jednego wniosku, Scott nie był tym kim myślał, że jest. Miał ochotę zaśmiać się smutno, bo jeśli miał rację tłumaczyło to dziwne zachowanie Harry'ego i jego ciągłe powtarzanie, że chłopak nie był dla niego kimś odpowiednim. Nie wierzył, że przeoczył wszystkie tak oczywiste znaki, ale mógł za to winić tylko i wyłącznie siebie.

- Zostań tutaj - odrzekł Styles i wybiegł z pokoju.

Louis ponownie został sam i po raz kolejny dostał mnóstwo pytań i prawie żadnych odpowiedzi. Zamknął na chwile oczy, rozmyślał o tym jak bardzo nie znał swoich znajomych. Nie rozumiał czemu większość osób w jego otoczeniu kłamała i udawała kogoś innego, oczywiście podejrzewał czemu nie ogłaszali tego kim byli, ale nadal pozostawało pytanie czemu to wszystko robili.

Skoro nie mógł ufać swoim przyjaciołom, to może nie powinien również swojej rodzinie. Westchnął cicho odpędzając tą myśl, bo jeśli nie mógłby ufać rodzinie co by mu zostawało? Potrafił sam odpowiedzieć na swoje pytanie, jeżeli straciłby wiarę w rodzinę nie pozostawałoby mu już nic.

* * *

Minęły jakieś dwa tygodnie od jego powrotu do domu, który był dziwny i to w tym negatywnym sensie, Louis po tym wszystkim co przeszedł nie potrafił się odnaleźć. Wiedział, iż musiał udawać i jakoś mu wychodziło, zwłaszcza podczas przemowy, którą dostał od rodzicielki. Nie zdążył nawet dobrze wejść do środka, a już został zaatakowany, usłyszał kilka rzeczy, na które zdecydowanie zasługiwał i na tym się skończyło. Spodziewał się, że pójdzie o wiele gorzej, lecz koniec końców nie było jakoś tragicznie. Jeśli chodziło o Harry'ego już sam nie wiedział czy wrócili do punktu wyjścia czy może dalej kontynuowali swój dziwaczny związek, nie pytał go o to, bo na razie wolał nie znać odpowiedzi, poza tym miał ważniejsze sprawy na głowie.

Wszedł do domu i od razu usłyszał jakieś krzyki, miał ochotę z powrotem wyjść niż słuchać kolejnych kłótni między mamą a siostrą. Zamierzał zostawić zakupy, które zrobił, a później pokręcić się po okolicy albo zajrzeć do Harry'ego.

- To twoja wina! - krzyknęła jego rodzicielka.

- Jeśli nie chcecie powiedzieć jemu prawdy, przynajmniej wyjaśnijcie mi czemu to wszystko robicie.

Szatyn usłyszał podniesiony głos Stylesa, zatrzymał się gwałtownie i po prostu przysłuchiwał się temu co działo się w pokoju. Nie rozumiał czemu Harry tutaj był i czemu kłócił się z jego mamą, a co ważniejsze skąd ją znał. Louis zacząć o tym myśleć, ale nie potrafił znaleźć żadnego rozsądnego wyjaśnienia, więc stał i słuchał.

- Nie możesz niczego wiedzieć, wystarczająco dużo rzeczy popsułeś samą swoją obecnością - tym razem usłyszał głos Ruby. Miał ochotę wejść do salonu i zapytać o co chodziło, jednak wiedział, że tym sposobem straciłby okazję aby czegokolwiek się dowiedzieć.

- Proszę cię, naprawdę myślisz, że to moja wina - warknął. - Przez tyle lat udajecie jego rodzinę, a tymczasem nie jesteście z żadnym stopniu z nim spokrewnione. Jaki cel ma ta szopka, udawanie kochającej rodziny, fałszywe dane, trzymanie w pobliżu tych wszystkich osób. Powiedz mi jedno, jak on tak naprawdę się nazywa? I nie mów Louis Tomlinson, bo dobrze wiem, że taka osoba nie istnieje.

Niebieskooki upuścił siatkę z zakupami, którą trzymał tym samym zdradzając swoją obecność. Nie było sensu w dalszym ukrywaniu, więc powoli wszedł do pomieszczenia gdzie każdy wpatrywał się w niego z przerażeniem wypisanym na twarzy. Louis pragnął aby powiedzieli mu, że wszystko jest kiepskim żartem, lecz spoglądał na nich i po prostu wiedział, iż to co usłyszał było prawdą. Chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił powiedzieć żadnego słowa, więc milczał czekając na jakąś reakcję z ich strony, która nie nadchodziła.

- T-to p-prawda?

- Lou... - zaczęła Patricia.

- Czyli tak - wyszeptał, a następnie wybiegł z pomieszczenia. Nie dotarł nawet do drzwi gdy zielonooki złapał go za rękę i bez pytania zabrał go z tego miejsca. Znaleźli się u chłopaka, a do niego dopiero tak naprawdę dotarł sens tego co usłyszał zaledwie kilka minut wcześniej.

- Zostaw mnie! - krzyknął odpychając od siebie zielonookiego. - Za każdym razem gdy daję ci kolejną szansę pokazujesz jak bardzo jestem naiwny. Jak długo o tym wiedziałeś? Pewnie od samego początku, prawda?

- Nie rozumiesz - warknął. - Nie mogłem ci powiedzieć.

- Oczywiście - zakpił. - Moja rodzina okazuje się nią nie być, ale ty nie mogłeś mi powiedzieć. Jesteś draniem Styles.

Był wściekły i miał takie prawo, chociaż może powinien wrócić do miejsca, w którym mieszkał przez kilkanaście lat i wyładować swoją złość na osobach, które przez tyle lat go oszukiwały. Przez chwilę się zastanowił, aż wreszcie postanowił rozprawić się z Harrym, a potem z resztą, a następnie planował iść gdzieś gdzie go nie znajdą. Zaczął nerwowo chodzić po pokoju bruneta, szukał odpowiednich słów, jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Mógłby pytać go czemu postanowił dalej kłamać, ale tak naprawdę nie chciał tego wiedzieć, bo tu i teraz z nim kończył. Miał dosyć ciągłego okłamywania, tych wszystkich sekretów, potrzebował kogoś kto pomagał, a nie dokładał kolejnych zmartwień. Już dawno powinien podjąć tę decyzję, ale uparcie trzymał się swojej wiary w chłopaka i właśnie dostał kolejną nauczkę.

- To koniec Harry - powiedział chłodno. - Nie chce cię widzieć, więc nie zbliżaj się do mnie. Znajdź sobie kolejną osobę, której zniszczysz życie albo wróć skąd przyszedłeś i zostaw nas wszystkich w spokoju.

Wybiegł z pokoju nie czekają na jakąkolwiek odpowiedź bruneta, ponieważ co mógł mu jeszcze powiedzieć. Nie było żadnego usprawiedliwienia na to co znowu mu zrobił, jak bardzo go zawiódł ukrywając przed nim taką informację. Louis już sam nie wiedział kim był tak naprawdę, a co ważniejsze gdzie była jego prawdziwa rodzina i czemu go zostawili osobom, które nawet nie byli ludźmi. Tyle lat spędzonych między kimś kogo nie znał i kto w każdej chwili mógł mu coś zrobić. Dopiero teraz uświadomił sobie czemu tak bardzo próbowali odsunąć go od zielonookiego, od samego początku wiedzieli kim był, więc pewnie bali się, że zdradzi mu ich sekret, ale najwidoczniej był bardziej związany z nimi niż z nim. Może nie powinien się zbytnio dziwić, bo w końcu mogli znać się od wielu lat, a oni poznali się kilka miesięcy temu i była to dość burzliwa znajomość.

Wyszedł z domu Stylesa, sądził że może będzie próbował go zatrzymać, lecz nic takiego się nie wydarzyło i mimo swoich wcześniejszych słów był tym odrobinę zawiedziony. Brunet miał szansę aby pokazać mu, iż nadal o niego walczył, ale z niej nie skorzystał, więc czemu on dalej miałby za wszelką cenę walczyć o ich relacje. Nie był pewien co powinien ze sobą zrobić, nie było miejsca w którym chciałby się znaleźć ani osoby z którą mógłby porozmawiać.

- Louis!

Odwrócił się i zobaczył Victorię, która szła szybko w jego stronę, zastanawiał się co ona tutaj robiła i czy również brała w tym wszystkim udział. Gdy o tym pomyślał uświadomił sobie, że pewnie każdy znał prawdę oprócz niego, musieli się świetnie bawić robiąc z niego idiotę.

- Zostaw mnie - warknął. - Wiedziałaś, prawda? Wszyscy wiedzieliście.

- To nie jest odpowiednie miejsce na rozmowę - odpowiedziała.

- Nie wrócę tam, do Harry'ego też nie pójdę, poza tym nie chce niczego wiedzieć, dajcie mi po prostu spokój.

- Chodź ze mną, proszę cię Louis. Tutaj nie jest bezpiecznie, możesz mi nie wierzyć, ale chce ci tylko pomóc. Myślisz, że któreś z nas chciałoby aby stała ci się krzywda, wszystko szło dobrze dopóki Styles się nie wmieszał.

- Dość! - krzyknął. - Mówiłem, że nie chce tego słuchać. Jeśli naprawdę chcesz mi pomóc, to zabierz mnie stąd, zabierz mnie z tego cholernego miasta.

- W porządku - zgodziła się bez wahania.

Tomlinson wpatrywał się w nią doszukując się jakiegoś podstępu, ale niczego takiego nie dostrzegał. Zastanawiał się co takiego stałoby się gdyby poszedł z nią, a ona pomogłaby mu uwolnić się od tego wszystkiego. Nie miał pojęcia czy w jego przypadku było to możliwe, ale był gotów zaryzykować. Podszedł do dziewczyny, a następnie razem udali się w kierunku jej samochodu. Może popełniał błąd, ale przynajmniej miał wrażenie, że tym razem naprawdę sam podejmował decyzję i nieważne jaka ona była cieszył się z niej.

- Mam nadzieję, że już nigdy tutaj nie wrócę - wyszeptał spoglądając na dom Harry'ego. - Jedźmy zanim zmienię zdanie - zwrócił się do Victorii. W myślach żegnał się ze wszystkim i wszystkimi, których właśnie zostawiał, zasługiwali na to, tak jak on zasługiwał na nowy początek. Żegnał się z tym Louisem, którym był przez te lata, bo już nigdy więcej nie miał zamiaru nim być. Upchał w zakamarkach swojego umysłu wszystkie rzeczy, które go powstrzymywały i ciągnęły na dno. Gdy uporał się z tym uśmiechnął się sam do siebie, zaczynał od nowa i nikt nie był w staniu mu w tym przeszkodzić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro