Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Louis nie wierzył własnym oczom tuż przed nim jak gdyby nigdy nic stał Harry z dość tajemniczą miną. Szatyn cofnął się uderzając plecami o drzwi, miał wrażenie, iż jedynie wyobraził sobie chłopaka, bo przecież to nie było możliwe aby się tu znalazł. Próbował coś powiedzieć, jakoś potwierdzić czy to naprawdę on, lecz nie umiał znaleźć odpowiednich słów, w ogóle nie był w stanie by powiedzieć cokolwiek. W jego głowie toczyła się walka, a wszystkie wspomnienia, które starał się wyprzeć ze świadomości zawładnęły jego umysł przez co uświadomił sobie jak cholernie za nim tęsknił. Czekał aż zielonooki odezwie się pierwszy, ale on także po prostu stał i przyglądał mu się ze zmartwieniem wypisanym na twarzy. Tomlinson pragnął powiedzieć mu by się nie martwił, jednak to było dla niego zbyt wiele biorąc pod uwagę, że w dalszym ciągu był w szoku. 

Gdyby się nad tym zastanowić szatyn spodziewał się spotkać tutaj każdego tylko nie jego, jeśli zobaczyłby się tu ze swoją mamą z pewnością nie byłoby to dla niego aż takim zaskoczeniem. Próbował wziąć się w garść i w końcu coś zrobić albo powiedzieć, lecz dalej nie umiał zrobić żadnej z tych rzeczy. Kolejne minuty mijały, a oni jedynie przyglądali się sobie w ciszy, tak jakby toczyli niemy pojedynek o to, kto z nich będzie pierwszy, który coś zrobi. 

- T- to nie może być prawda, ciebie tutaj nie ma - wyszeptał Louis bardziej do siebie niż do chłopaka.

Chciał powiedzieć mu tak wiele, a w tej chwili jedynie mógł myśleć o tym, zdawał sobie sprawę, że marnuje czas na głupoty, lecz to było o wiele łatwiejsze niż rozmawianie o pozostałych sprawach. Widok Stylesa trochę go bolał, bo jakby na to nie patrzeć pożegnali się w dość przykry sposób, właściwie cała ich znajomość miała w sobie coś co sprawiało ból. 

W dalszym ciągu wydawało mu się, że ma przewidzenia ewentualnie wszystko jest jedynie snem, z którego za chwilę się obudzi. Podczas tych kilku miesięcy było tyle momentów gdy chciał ponownie zobaczyć się z brunetem, tyle razy miał wrażenie, że go widział w swoim pobliżu, a teraz nie potrafił w to uwierzyć. Bał się również tego co niosło za sobą to spotkanie, o ile było prawdziwe miał kolejny powód do zmartwień, ponieważ wraz z jego powrotem prawdopodobnie wszystko miało zacząć się od początku. 

Louis nie był w stanie się ruszyć, po prostu stał jakby był przyklejony do drzwi i jedynie wzrokiem śledził stojącego naprzeciwko niego chłopaka. Jego umysł nadal toczył walkę, a on właściwie nie miał pojęcia co wokół niego się dzieje, wszystko było dość rozmazane i dostrzegał jedynie Harry'ego. Przyłapał się na tym, iż nie myślał już o tym jak i czemu znalazł się w tym miejscu, ponieważ w tym momencie Styles przyćmił wszystko, jeżeli jeszcze ktoś znalazłby się tutaj z pewnością by tego nie zauważył. Louis był przekonany, że po takim czasie inaczej zareaguje na bruneta, że te wszystkie uczucia które starał się ukrywać już się nie pojawią, lecz po raz kolejny się pomylił. Szatyn mimo tych wszelkich komplikacji, które mieli w swojej relacji w dalszym ciągu żywił do niego jakieś uczucia, jednakże nie był do końca pewien czy powinien pozwolić im wygrać ze zdrowym rozsądkiem. 

Gdy ktoś pytał go o chłopaka cały czas kłamał, mówił iż nie chce go więcej spotkać, nie myślał o nim, a przynajmniej się starał, właściwie próbował wyrzucił go ze swojej pamięci, a teraz gdy go spotkał wszystkie skrywane uczucia i wspomnienia uderzyły go w twarz. Nie chciał aby zielonooki w jakiś sposób dowiedział się o jego uczuciach, które nie wygasły, więc postanowił zagrać również przed nim, przecież i tak nie mieli wracać do tego co było między nimi. Od samego początku wiedział, że na końcu on będzie tym, który najbardziej ucierpi i aż tak bardzo się nie pomylił, jednak mimo wszystko nie potrafił tego żałować, chociaż z całych sił pragnął aby było inaczej. Dużo łatwiej byłoby gdyby naprawdę znienawidził Harry'ego, bo wtedy mógłby zostawić przeszłość za sobą i zrobić krok do przodu, zapomnieć, a może nawet znaleźć kogoś kogo byłby w stanie pokochać. Mógł przez cały czas zwalać winę na bruneta, lecz dobrze wiedział, iż on także popełnił kilka błędów przez co niektóre zdarzenia potoczyły się tak a nie inaczej. Przez kilka miesięcy próbował z tym żyć, jednak teraz dokładnie widział, że pozostawiając nierozwiązane sprawy popełnił ogromny błąd. Mógł udawać, iż nic nigdy się nie wydarzyło, lecz niezamknięta przeszłość zawsze nas dogoni i uderzy ze zdwojoną siłą. 

- Mylisz się - odparł spokojnie zielonooki - wszystko dzieje się naprawdę. 

- Więc co tu robisz? - spytał cicho nie mogąc odwrócić wzroku od chłopaka.

Wydawało mu się, iż od ich ostatniego spotkania minął jeden dzień, a nie kilka miesięcy, Louis zapomniał już jak piękny był Harry, jego umysł wcześniej podsuwał mu obrazy bruneta, jednak to było nic przy rzeczywistości. Jego hipnotyczne spojrzenie sprawiało, iż nie był w stanie oderwać od niego wzroku, chociaż bardzo tego chciał. Czuł się odrobinę niezręcznie w towarzystwie bruneta i właściwie nie miał pojęcia czemu, odczuwał także lekkie poczucie winy, a przecież nie zrobił niczego złego. 

- A ty? - odpowiedział pytaniem na pytanie przez co Louis czuł się trochę zbity z tropu.

Bańka, w której znajdował się przez kilka minut prysła, a on ponownie zaczął podejrzewać, iż Harry ukrywał przed nim coś ważnego. Nie chciał teraz zaczynać znowu tej rozmowy, jednak nie pozostawiał mu wyboru, zwłaszcza iż nie mógł zapomnieć o tym gdzie się znajdował. Dał sobie chwilę na zastanowienie jak to najlepiej rozegrać, lecz jego uczucia, a w szczególności złość i nieufność się odzywały. 

- Ty mi powiedź, bo pewnie wiesz, a może sam mnie tu jakimś cudem ściągnąłeś - rzucił odrywając się od drzwi i robiąc kilka kroków w stronę Stylesa. 

Chłopak pozostał niewzruszony i tylko podążał za nim wzrokiem, lecz pozostał na swoim miejscu jakby bał się, że może go wystraszyć gdy się ruszy. Louis chciał wreszcie poznać prawdę, a przynajmniej jakąś jej część, miał dość że chłopak okłamywał go na każdym kroku. Mimo, iż od początku bolała go ta nieufność potrafił ją zrozumieć, a nawet w jakimś stopniu wytłumaczyć, a teraz nie chciał ponownie przez to przechodzić, nie w momencie gdy znowu znaleźli się w centrum dziwnych wydarzeń. Zdawał sobie sprawę, że sam sobie nie poradzi z odkryciem prawdy, wiedział iż Harry coś wiedział, może nawet znał całą prawdę, jednak nigdy się z nim tym nie podzielił. W dalszym ciągu pamiętał o swoich podejrzeniach w związku z Hailey, mimo iż podobno Greg za to odpowiadał szatyn nie był do końca o tym przekonany. W całej tej historii coś było nie w porządku, tak jakby na siłę próbowali zrzucić całą winę na jedną osobę, Tomlinson nigdy nie twierdził, że jego szef nie był winny po prostu coś mu akurat w tym przypadku nie pasowało. 

- Wierz lub nie, ale nie mam z tym nic wspólnego - odpowiedział raptownie wyrywając niebieskookiego z własnych rozmyślań.

Louis chciał mu wierzyć, jednak nie potrafił, zbyt wiele rzeczy się między nimi wydarzyło aby po tym wszystkim w dalszym ciągu mu ufał. Nie spodziewał się, iż na widok bruneta ogarnie go taka złość, starał się ją kontrolować, ale z każdą mijaną minutą było to coraz trudniejsze. Chciał także aby Harry dał mu jakieś wyjaśnienia, zaczynając od ich spotkania w szpitalu i tej przeklętej rozmowy, od której wszystko się skończyło. Pragnął by jego wszelkie wątpliwości w końcu zostały rozwiane, aby mógł bez żadnego zastanowienia powiedzieć, iż naprawdę może mu zaufać i nie myśleć o tym przez kolejne dni. To był jeden z głównych powodów, dlaczego ich relacja się popsuła, nie było między nimi 100% zaufania, na początku sądził, że było inaczej, ale z czasem dostrzegł prawdę. 

- Dlaczego mam ci wierzyć? - zapytał, jednak nie czekał na odpowiedź, wolał sam kontynuować swoją wypowiedź - okłamywałeś mnie, większość tych wszystkich zdarzeń pewnie wydarzyły się przez ciebie, może nawet moje porwanie było twoją sprawką, więc czemu oczekujesz, że teraz ci uwierzę, a w szczególności po tym jak zostawiłeś mnie z beznadziejną historyjką, prawdę mówiąc mogłeś wymyślić coś lepszego .

To co powiedział było jedynie małym początkiem, miał jeszcze sporo do powiedzenia, ale to było coś co mogło trochę poczekać. Nie rozumiał, dlaczego zakładał, iż zaufa mu tak jak kiedyś, przecież już nie był tym samym Louisem, który otworzył się praktycznie przed obcą osobą. Jeśli Harry chciał czegoś od niego musiał w jakiś sposób udowodnić, że mu zależy, a najlepiej gdyby pokazał to poprzez wyznanie prawdy. 

- Skończyłeś? - spytał sarkastycznie, szatyn zauważył, że na jego usta wkradał się mały uśmiech przez co poczuł jeszcze większą złość. Uświadomił sobie, że jedyne czego w tej chwili pragnął było uderzenie bruneta za to wszystko co mu zrobił. Nie ufał sobie w 100%, więc odsunął się od chłopaka i poszedł w głąb domu, musiał się uspokoić aby móc dalej prowadzić tę rozmowę, bo jeśli chciał wrócić do domu tylko Harry był w stanie mu pomóc z czego był niezadowolony - poczekaj - zawołał zielonooki i pobiegł za nim. 

- Czemu mam cię w ogóle słuchać? - spojrzał mu prosto w oczy. 

- Bo musisz się stąd wydostać, a tylko ja mogę pomóc ci to zrobić - wyjaśnił cicho - nie możesz tutaj dłużej zostać, to jest niebezpieczne i możesz się na mnie wściekać, masz takie prawo, ale pozwól mi pomóc, przynajmniej ten jeden raz. 

Tomlinson westchnął cicho i mimo wszystkich swoich wątpliwości, które niestety, ale z każdą minutą narastały postanowił dać mu szansę. Odłożył na bok wszelkie pytania, które miał odnośnie zdarzeń z wcześniejszych miesięcy i skupił się na tym co w tym momencie było kluczowe, a mianowicie to gdzie się podziewa i jak znalazł się w tym miejscu. Ze wszystkiego o czym myślał w przeciągu kilkunastu minut te informacje były dla niego bardzo ważne, bo w końcu skoro raz zdarzyło się coś takiego może się powtórzyć, a tego wolał uniknąć. 

- Gdzie my jesteśmy? - zapytał pomijając wszystko co przed chwilą usłyszał.

Nie był pewien czy to kolejny etap jakiejś chorej gry czy po prostu Harry był tym razem z nim szczery i naprawdę chciał mu pomóc. Pragnął aby druga opcja była tą prawdziwą, lecz nie miał tej pewności i bał się, że ufając mu po raz kolejny popełni błąd, jednakże na razie wolał o tym nie myśleć. Pytanie, które zadał było najłatwiejsze, a przynajmniej tak mu się wydawało, jednak Harry uparcie milczał i patrzył wszędzie tylko nie na niego, co sprawiło, iż szatyn znowu zaczął mieć wątpliwości. 

- Za miastem, a przynajmniej tak mi się wydaje. 

Louis był w lekkim szoku, nie spodziewał się, że znajdzie się w jakimś dziwnym opuszczonym domu za miastem. Był przekonany, iż był gdzieś w pobliżu swojego domu, a tu spotkała go taka nieprzyjemna niespodzianka. Na początku myślał co zrobić aby jak najszybciej wrócić i wejść do domu niezauważonym, lecz teraz wątpił by miał na to jakieś szanse, a nawet jeśli to były one naprawdę niewielkie. Bał się trochę powrotu, zwłaszcza że powiedzenie prawdy nie leżało w jego interesie, chyba że chciał dodatkowe spotkania ze swoim lekarzem. 

- J- jak to za miastem i jakim c-cudem się t-tu d-dostałem? 

- Nie wiem - odparł spoglądając mu w oczy.

Szatyn cofnął się nieznacznie próbując poukładać sobie w głowie to co usłyszał, lecz było to dla niego trudne. Było mu ciężko uwierzyć w prawdziwość tych słów, jednak coś podpowiadało mu, że akurat nie były one kłamstwem. Ukradkiem przyglądał się Harry'emu, który wyglądał na przerażonego a to sprawiło, iż jego niepokój coraz bardziej się pogłębiał. Zdawał sobie sprawę, że cała sytuacja jest poważna, jednak nie sądził jak bardzo, dopiero zachowanie zielonookiego mu to pokazało. Louis jeszcze nie widział u Stylesa czegoś takiego i nie bardzo wiedział jak powinien się zachować, a ktoś musiał w końcu coś postanowić, przecież nie mogli tutaj zostać. 

- Jak wrócimy do domu? - spytał dość spokojnym tonem co trochę go zaskoczyło.

- Nie wiem - odparł brunet ukrywając swoje emocje. 

Tomlinson udawał, że nie dostrzegał zmiany w zachowaniu swojego byłego przyjaciela, bo z wielu różnych powodów tak było dla niego łatwiej. Wolał udawać, iż jeden z nich ma jakiś plan i wiedział co dalej robić, a to akurat pasowało mu do Harry'ego, przecież przeważnie on ratował sytuację. Louis przyjrzał się po raz kolejny chłopakowi, lecz wszystko było jak dawniej, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, aż zaczął zastanawiać się czy przypadkiem nie wymyślił sobie tego co chwilę temu widział. 

Nie mówiąc ani słowa zaczął powoli oddalać się od bruneta, chciał przejrzeć każdy kąt tego miejsca, bo w dalszym ciągu miał nadzieję, iż znajduje się tutaj coś co może pomóc im w powrocie do domu. Nie tyle słyszał ile czuł, że Styles podążał za nim, szatyna już nawet nie zdziwił fakt, że nie słyszał jego kroków, po prostu starał się o tym nie myśleć. Niebieskooki znalazł się przed jedynymi drzwiami, które znalazł na dole i zatrzymał się przed nimi, dobrze pamiętał co działo się wcześniej i trochę obawiał się tego co może się zdarzyć jeśli je otworzy. Zrobił już krok do przodu, lecz Harry złapał go za rękę i pociągnął do tyłu, Louis do końca nie rozumiał  jego zachowania chciał już mu coś powiedzieć, jednak chłopak go ubiegł. 

- Nie wejdziesz tam - odparł twardo, szatyn odruchowo zrobił mały krok w tył. W przeciągu całej ich znajomości brunet nigdy nie odezwał się do niego takim tonem. Widział różne oblicza Stylesa, ale teraz naprawdę się go przestraszył i powoli zaczął wyobrażać sobie niestworzone rzeczy, które znajdowały się w tym pokoju, rzeczy które z pewnością należały do chłopaka.

- Dlaczego?

- Nie słyszałeś gdy mówiłem, że jesteś w niebezpieczeństwie - wysyczał - poza tym to nic nie da, widać że w tym domu niczego nie ma i tylko tracimy czas kręcąc się w kółko zamiast wymyślić jakiś porządny plan.

- Ciekawe skąd to wszystko wiesz? - spytał ironicznie - podobno nigdy tu nie byłeś, więc jakim cudem tak dużo wiesz. 

- Nie przypominam sobie bym coś takiego mówił - rzucił oglądając się za siebie - poczekaj tutaj - dodał i pobiegł w stronę schodów.

Louis nie wiedział co o tym myśleć, lecz w dalszym ciągu musiał trzymać się swojego postanowienia. Od początku go podejrzewał, jednak zgodził się na jego pomoc i teraz raczej nie mógł się z tego wykręcić. Kręcił się w kółko próbując zrozumieć dokąd udał się Harry, ale nie mógł nic wymyślić oprócz tego, że poszedł szukać czegoś w tym strasznym miejscu. Nie miał przy sobie zegarka, więc nie miał pojęcia ile czasu minęło odkąd został sam, lecz wydawało mu się, iż dość długo zbyt długo. Bał się, że brunet zostawił go w tym miejscu i sam będzie musiał poradzić sobie z powrotem, szatyn nie chciał wierzyć, że zielonooki zrobiłby mu coś takiego, jednak ta myśl nie dawała mu spokoju. Był coraz bardziej zdenerwowany, po raz kolejny zaczął rozglądać się dookoła, ale to zajęcie jedynie pogłębiło jego lęk. Nie mając nic lepszego do roboty usiadł na podłodze opierając się plecami o ścianę i czekał na powrót Stylesa. Starał się nie myśleć o złych, przygnębiających sprawach, jednak potrafił skupić się tylko na nich, a to ciągnęło go w dół i nie pozwalało na normalne funkcjonowanie. 

- Jestem - usłyszał nieoczekiwanie głos Harry'ego, a następnie go zobaczył. Podniósł się powoli z podłogi, a następnie podszedł do chłopaka, który trzymał kilka rzeczy. 

- Co to? - spytał. 

- Buty i kurtka - odparł jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

- Wiem, ale skąd je masz? 

- To nieważne - oznajmił podając mu buty do ręki, Louis nie chciał ich wziąć, lecz mina Harry'ego mówiła, że nie odpuści mu z tym, więc bez dalszym protestów wziął od niego obuwie. Dopiero teraz uświadomił sobie jak bardzo zmarzł i prawdę mówiąc nie wyobrażał sobie wyjścia na zewnątrz w samej piżamie. Włożył buty, a następnie brunet podał mu kurtkę, którą założył bez żadnych kłótni - możemy iść? 

- Zakładam, że tak. 

Szatyn pozwolił chłopakowi poprowadzić ich do drzwi, w zasadzie czuł się trochę lepiej gdy widział, że Harry miał jakiś plan, tylko szkoda że go w niego nie wtajemniczył. Szatyn podejrzewał, że wszystko będzie opierać się na spróbowaniu znalezienia kogokolwiek na drodze o ile jakaś istniała. Udało im się wyjść z domu bez przeszkód co mocno zdziwiło niebieskookiego, spodziewał się jakiś trudności, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Styles szedł przed siebie nie spoglądając się na Louisa, który zaczynał mieć problemy z dogonieniem chłopaka, lecz nie odezwał się ani słowem by zwolnił lub na niego zaczekał. Zdawał sobie sprawę, że brunet chciał po prostu jak najszybciej go stąd wydostać albo sam chciał uciec. 

Szli przez kilkanaście minut w zupełnej ciszy, Tomlinson kilkakrotnie chciał o coś zapytać, jednak zawsze w ostatniej chwili się powstrzymywał, właściwie sam nie wiedział czemu, przecież także brał w tym udział i miał prawo aby dowiedzieć się czegoś więcej niż do tej pory. Już miał zapytać zielonookiego o to co zamierza zrobić gdy chłopak zatrzymał się gwałtownie, a szatyn prawie na niego wpadł.

- Co się stało? - zapytał zaskoczony.

- Tam stoi nasz ratunek - odparł pokazując mu odpowiedni kierunek, w którym powinien patrzeć.

- Serio? Ukradniesz samochód - rzucił szatyn spoglądając na chłopaka, który zatrzymał się przed nim.

Tomlinson dostrzegł, iż Harry wyglądał na cholernie zadowolonego z siebie i swojego pomysłu, niebieskooki zdawał sobie sprawę z ich kiepskiej sytuacji, lecz nadal wolał nie przekraczać jakiś granic, a kradzież była przesadą. Próbował znaleźć jakieś lepsze rozwiązanie lub jakieś rozsądne argumenty, którymi będzie w stanie odciągnąć chłopaka od tego pomysłu. 

- Masz jakieś lepsze rozwiązanie, jesteśmy poza miastem, nikogo nie ma w pobliżu, a ten samochód tak jakby na nas czekał, więc nie traktuj tego jako kradzież tylko pożyczkę - odparł uśmiechając się, Louis miał coraz gorsze przeczucia odnośnie tego wszystkiego, wiedział że muszą dostać się jakoś do domu, a nie mieli żadnej innej opcji, więc niechętnie musiał przymknąć oko na to co robił Styles.

- Mam zrozumieć, że znajdziesz i poprosisz właściciela aby pożyczył ci auto - odpowiedział, jednak po chwili zastanowienie całkowicie zmienił swoje wcześniejsze zdanie - mniejsza z tym, rób co chcesz, ale jak złapie nas policja powiem, że mnie porwałeś.

- To by było ciekawe - zaśmiał się cicho - aż szkoda, że tak się nie stanie. 

- Twoja wiara w to jest zaskakująco duża - odpowiedział, a na jego ustach mimowolnie pojawił się mały uśmiech. 

- Zostawmy te spekulacje i jedźmy do domu, chyba że nie chcesz wracać.

- Wracajmy - odparł.

Szatyn obawiał się trochę powrotu do domu zwłaszcza jeśli jego rodzicielka zorientowała się, iż zniknął. Wiedział, że nie mógł powiedzieć prawdy, a zatem pozostawało mu jedynie wymyślenie niezłego kłamstwa. Podejrzewał, iż do końca szkoły mógł pożegnać się z wolnością, bo po tym z pewnością nie pozbędzie się swoich 'opiekunów'. Był zły i jednocześnie zdezorientowany całą sytuacją, w tym wszystkim było coś cholernie dziwnego, bo jak wyjaśnić, że znalazł się w jakimś podejrzanym, opuszczonym domu poza miastem. W dalszym ciągu miał nadzieję, że wszystko okaże się po prostu snem, z którego zaraz się obudzi i nie będzie miał żadnych problemów w związku z tym, lecz to było jedynie głębokie marzenie, które nie miało się spełnić.

Spojrzał ukradkiem na Harry'ego, który stał w ciszy obok niego, Louis w dalszym ciągu nie wiedział co myśleć o chłopaku i o jego udziale w tej sytuacji. Nie był naiwny, zdawał sobie spraw, iż miał on coś z tym wspólnego, gdyby było inaczej z pewnością by go nie znalazł w takim miejscu, na dodatek nie chciał wyjaśnić jak się tu dostał. Szatyn mógł jedynie mieć nadzieje, że brunet naprawdę chciał mu pomóc i bezpiecznie odstawić do domu, niby wiele rzeczy było zagadką dla niebieskookiego, ale nawet cieszył się, że to właśnie on był tu z nim. W dalszym ciągu pamiętał czas kiedy właśnie przy jego boku czuł się najbezpieczniej, kiedy wierzył iż Harry był tym, który może mu pomóc jednocześnie opiekując się nim.

- To zdjęcie, które mi kiedyś dałeś też było pożyczone? - zapytał znienacka Louis, sam nie wiedział czemu to zrobił, jednak chciał poznać odpowiedź nawet jeśli byłaby nieprawdziwa. 

- Sam je zrobiłem tak jak i pozostałe - odpowiedział cicho. 

- Skoro tak twierdzisz. 

- Jak wspominałem wcześniej możesz mi wierzyć albo nie, decyzja należy do ciebie, nie mam zamiaru cię przekonywać. 

- I dobrze - rzucił - byłoby łatwiej gdybyś wcześniej mnie nie okłamywał - warknął pozwalając aby złość ponownie nim zawładnęła. Zdawał sobie sprawę, że to nie był odpowiedni czas na takie wybuchy, lecz nie mógł dłużej wytrzymać, nie mógł udawać, że pogodził się z tym co się między nimi wydarzyło. W dalszym ciągu bolało go każde kłamstwo chłopaka, a najgorsze w tym wszystkim było to, iż tak naprawdę nie miał pojęcia ile z tego co słyszał od niego było kłamstwem, a ile prawdą. 

- A ty nadal swoje - odparł poważnym tonem - szkoda, że dostrzegasz jedynie moje kłamstwa, nawet nie masz pojęcia co się dzieje wokół ciebie, jeśli myślisz, że każdy jest z tobą w 100% szczery to ci współczuje, bo jesteś cholernie naiwny. 

- Co to ma znaczyć - krzyknął.

- A jak uważasz? - spytał sarkastycznie przysuwając się do niego nieznacznie. 

- Próbujesz mi mieszać w głowie bym przestał cię oskarżać, chcesz bym odwrócił się od wszystkich i przestał im ufać - odparł ostro szatyn próbując odwrócić wzrok od bruneta. 

- Skoro tak myślisz. 

- Tak, tak właśnie myślę, wiesz co daj mi spokój poradzę sobie sam - odkrzyknął, a następnie zaczął iść z powrotem w stronę opuszczonego domu.

Był zły na Stylesa, ale teraz ta złość przekroczyła wszelkie granice i po prostu nie chciał go widzieć. Szedł przed siebie, ani razu się nie obejrzał, nie potrzebował pomocy od osoby, która w dalszym ciągu nie dostrzegała tego co mu zrobiła. Tomlinson nie wiedział co dalej robić, chciał jedynie jak najszybciej oddalić się od Harry'ego i na tym kończył się jego plan. Gdyby miał przy sobie komórkę wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, a tak był zdany jedynie na swoją pomysłowość. Trochę dziwiło go, iż do tej pory nikogo nie spotkał na swojej drodze, ale na razie wolał dłużej się nad tym nie zastanawiać. Przeszedł spory kawałek gdy ktoś mocno szarpnął go za ramię, szatyn starał się wyrwać, jednak nie miał dość siły aby to zrobić. 

- Nie wygłupiaj się - wyszeptał Styles. 

- Puść mnie - warknął, chłopak spełnił jego prośbę, lecz nadal stał dość blisko niebieskookiego.

Louis nie mógł znieść jego bliskości, więc sam cofnął się o kilka kroków. Miał dość tego wszystkiego, chciał jedynie wrócić do domu i wyprzeć całe zdarzenie ze swojej świadomości, pragnął nawet zapomnieć o tym, że spotkał bruneta. Poświęcił trochę czasu na zastanawianiu się co u Harry'ego, a teraz gdy był z nim nie chciał o niczym wiedzieć, właściwie miał nadzieję, iż już się nie spotkają. Tomlinson czasami sam siebie nie rozumiał jednego dnia pragnął zielonookiego z powrotem, a następnego modlił się o to by go ponownie nie spotkać, a jak widać z tych modlitw nic nie wyszło.

Był zły na chłopaka, ale również na siebie, jednak całą złość ukierunkował za Stylesa i dobrze się z tym czuł. Był przekonany, iż w jakimś stopniu poszedł dalej, ale tak się nie stało, przez cały czas stał w jednym miejscu, ponieważ nie chciał zrobić kroku naprzód, bo dobrze było mu w świecie marzeń, tam czuł się bezpiecznie, a teraz zdał sobie sprawę, że nie może dalej podążać tą drogą, jednak problemem było to, iż nie wiedział co powinien robić. Czuł, że cały czas kręcił się w kółko, a nie miał pojęcia jak się z tego wyrwać, więc pozwalał sobie na popełnianie tych samych błędów. 

- Zachowujesz się jak dziecko - głos bruneta wyrwał go z własnych rozmyślań. 

- Ty też - odpyskował. 

- Skoro to uzgodniliśmy możemy wracać - odparł, Louis miał wrażenie, iż zielonooki powoli tracił do niego cierpliwość i prawdę mówiąc cieszył się z tego. Nie mając lepszego wyjścia posłusznie poszedł za chłopakiem, szatyn chciał aby cała podróż skończyła się jak najszybciej, ponieważ był już tym zmęczony. Miał wiele pytań odnośnie tego wszystkiego, lecz wątpił aby kiedykolwiek dowiedział się czemu akurat trafiło na niego, czemu znowu on znalazł się w dziwnej sytuacji. Był przekonany, że po tym wszystkim w końcu dostanie trochę spokoju i wróci do swojego normalnego życia, a teraz nie miał już tej pewności, mało tego bał się, że naprawdę znowu zaczną się jakieś nienaturalne sytuacji z nim w roli głównej. 

Szli w ciszy, a jedynym dźwiękiem, który można było usłyszeć były ich oddechy, Tomlinson nie spodziewał się, że zaszedł aż tak daleko, jednak uparcie trzymał język na zębami, chociaż kusiło go by spytać ile jeszcze muszą iść. Louis był świadom tego jak się zachowywał względem bruneta, lecz nadal wierzył, iż chłopak zasługiwał jeszcze na coś gorszego, jednakże wolał na razie się wstrzymać i trzymać swoje emocje na wodzy. Gdy w końcu dotarli Harry przyśpieszył i jak najszybciej wsiadł do samochodu, niebieskookiego dalej dziwiło to jakim cudem znaleźli niezamknięte auto za miastem, ale po dłuższym zastanowieniu nie chciał znać odpowiedzi, bo podejrzewał, że niezbyt by mu odpowiadała. Wsiadł powoli do środka, spojrzał nieśmiało na bruneta, był ciekaw w jaki sposób uruchomi pojazd, jego zdziwienie było ogromne gdy zauważył kluczyki w dłoni Stylesa przez co po raz kolejny w jego umyśle pojawiła się myśl, że za wszystkim stał chłopak, a teraz po prostu zgrywał bohatera by ponownie pojawić się i namieszać w jego życiu. 

- Nawet nie chcę wiedzieć jakim cudem to możliwe - wyszeptał bardziej do siebie niż do chłopaka siedzącego tuż obok niego. 

Spojrzał ukradkiem na Harry'ego, lecz on jedynie uśmiechał się sam do siebie z pewnością z jego wcześniejszych słów. Louis postanowił nie przejmować się tym i na resztę drogi udawać, że jest sam, a wszystko co się wydarzyło było zwyczajne. Zielonooki nie odezwał się do niego od momentu kiedy ruszyli, ale naprawdę mu to nie przeszkadzało, wolał jechać w ciszy niż prowadzić rozmowę ze swoim towarzyszem, przynajmniej w spokoju mógł pomyśleć nad tym co dalej i tym co powie po swoim powrocie. Powinien mieć już przygotowaną jakąś wymówkę, jednak nic nie przychodziło mu do głowy co sprawiało, iż był w coraz gorszym nastroju. Szatyn uparcie wpatrywał się w przednią szybę, nawet na sekundę nie spuścił z niej wzroku, sam nie wiedział czemu to robił, może po prostu chciał mieć pewność, że jadą w dobrym kierunku, mimo iż nawet nie wiedział czy jest on prawidłowy. 

Jechali jakąś godzinę i nadal nie padły między nimi żadne słowa co odrobinę zaczęło irytować Louisa, jednak nie miał zamiaru być tym, który pierwszy się odezwie. Westchnął cicho przymykając swoje oczy, miał nadzieję iż gdy je ponownie otworzy znajdzie się w swoim bezpiecznym domu otoczony ludźmi, których kocha. 

- Dobrze się czujesz? - zapytał Styles. 

- Wspaniale - warknął sarkastycznie. 

- Nie bądź taki - odparł brunet

 Tomlinson jedynie spojrzał na zielonookiego, nie zamierzał mu odpowiadać, bo w końcu jak miał się czuć, oczywiście że beznadziejnie i nic ani nikt tego nie zmieni. Westchnął cicho i odwrócił swój wzrok od zielonookiego by ponownie wrócić do swojego wcześniejszego zajęcia. Czuł na sobie wzrok Harry'ego, ale tym razem nie przejmował się tym, a nawet czuł małą dumę, że się nie złamał. 

- Masz napij się - Harry odezwał się ponownie podając mu butelkę wody, którą nie wiadomo skąd wziął. 

- Nie chce mi się pić - oznajmił ostrożnie Tomlinson. 

- Przecież cię nie otruję - zaśmiał się cicho.

Niebieskooki westchnął w duchu i wziął butelkę od chłopaka, prawdą było iż był spragniony, ale nie chciał o tym zbytnio myśleć. Nie chciał wierzyć, że pokonaliby całą tą drogę aby teraz miał mu coś zrobić, a tym bardziej otruć, więc wypił trochę wody. Poczuł się odrobinę lepiej i po raz kolejny musiał przyznać przed sobą, że obecność bruneta miała w sobie więcej plusów niż minusów. Odkręcił się w jego stronę i zmusił aby powiedzieć kilka słów, bo Harry naprawdę na nie zasługiwał.

- Dziękuję - odparł uśmiechając się nieśmiało - gdyby nie ty pewnie w dalszym ciągu siedziałbym w tym domu. 

- Żaden problem - uśmiechnął się - w końcu obiecałem, że będę przy tobie gdy będziesz mnie potrzebował - dodał ciszej. 

Louis nie miał pojęcia co na to odpowiedzieć, czuł że te słowa były prawdziwe, ale coś go powstrzymywało aby okazał na nie swoją prawdziwą reakcję. Ponownie powrócił wspomnieniami do wszystkich chwili, które spędzili razem, do wszystkich momentów gdy Harry mówił mu, że zawsze przy nim będzie i mu pomoże. Wiedział, że naprawdę niewiele brakowało aby się rozpłakał, więc odwrócił się od bruneta i rozpaczliwe modlił się o zakończenie ich podróży. Zdawał sobie sprawę, że ten krótki czas, który spędził w jego towarzystwie odbije się na nim i to bardzo, bał się że znowu będzie z nim gorzej, tak jak po jego powrocie ze szpitala. Szatyn zamknął oczy, próbował w ten sposób zdystansować się od chłopaka, ponieważ nie chciał znowu usłyszeć czegoś takiego, bo naprawdę tego nie potrzebował. Chcąc oderwać się od obecnej sytuacji zaczął myśleć o czasie, który spędził ze Scottem i o tym jak dobrze się bawili. 

- Jesteśmy - odezwał się nieoczekiwanie Harry budząc przy tym Louisa.

Szatyn nie wiedział, w którym momencie usnął, jednak to sprawiło, że poczuł się trochę lepiej. Spojrzał nieprzytomnie na chłopaka, nie do końca rozumiejąc co powiedział, poprawił się na siedzeniu, a następnie wyjrzał przez okno, spodziewał się zobaczyć swój dom, lecz tak się nie stało. Nie rozumiał czemu zatrzymali się przed domem, którego nie poznawał.

- Miałeś zawieźć mnie do domu. 

- Wiem, ale na razie musisz zostać tutaj - odparł spokojnie. 

- Żartujesz sobie ze mnie - wykrztusił niebieskooki. 

- Nie. 

- Wracam do domu - odparł próbując wydostać się ze środka, jednak nie miał na to siły - coś ty mi zrobił? 

- Przepraszam, ale nie mogłem na to pozwolić. 

Louis ponownie podjął próbę ucieczki, próbował wyjść, jednak drzwi były zablokowane, więc zaczął szarpać się z brunetem. Wydawało mu się, że w tym momencie siły go opuściły, nie miał nawet siły aby unieść rękę, a wszystko zaczęło rozmazywać mu się przed oczami, zdążył jedynie wyszeptać kilka niezrozumiałych słów, a następnie stracił przytomność. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro