Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry w dalszym ciągu widział zdezorientowanie na twarzy młodszego chłopaka, widział jak próbował ułożyć elementy układanki na właściwe miejsce, lecz ciągle coś mu nie pasowało. Brunet chciał aby szatyn w jakiś sposób sam do tego doszedł, aby nie musiał o tym mówić, jednak to mogło wydawać się dla niego zbyt trudne. Przeprowadzenie tej rozmowy było dla niego dość ciężkie, ponieważ musiał przyznać się przed kimś kto w jakimś sensie coś dla niego znaczył kim był i co robił. Miał rację obawiając się reakcji Louisa, bo mógł nie chcieć się z nim więcej zadawać, w końcu nic dobrego z tego jak na razie nie wyszło, nie wspominając już o tym, że był dla niego groźnym towarzystwem.

Nie mógł znieść wzroku niebieskookiego, więc powoli przeniósł spojrzenie na swojego przyjaciela, chciał aby czarnowłosy uratował jakoś całą sytuację. Był zły na siebie, że nie powiedział prawdy wcześniej, ale również na Theo, iż poradził mu by teraz to wyznał. Mogli skorzystać na najłatwiejszego rozwiązania i tymczasowo zablokować wspomnienia chłopaka i wrócić do tego w dogodniejszej chwili. Prawdą było, że kilka razy korzystali z tej opcji i było mu trochę nieswojo, że robili to Louisowi, ale to było dla niego najbezpieczniejsze wyjście, a przynajmniej tak sobie tłumaczył.

Czekali w nieskończoność na jakąś reakcję Tomlinsona, Harry powoli tracił cierpliwość, jednak próbował tego po sobie nie okazywać. Chciał podejść do szatyna, ruszył już w jego stronę, ale znikąd pojawił się przy nim Theo i złapał go za ramię. Wiedział o co chodziło przyjacielowi, musiał dać szatynowi czas aby doszedł do siebie. Zmienił swoje plany i zamiast usiąść koło chłopaka udał się w stronę fotela. Rozsiadł się wygodnie i w dalszym ciągu czekał, a w między czasie rozmyślał o tym jak dalej poprowadzić tą dziwaczą rozmowę. To wszystko wydawało się cholernie proste gdy już dopuszczało się do siebie myśl o tym, że istnieją osoby, które nie są tak naprawdę ludźmi.

- Co ty próbujesz mi przez to powiedzieć? - zapytał cicho Louis.

- A jak ci się wydaje? - odpowiedział pytaniem na pytanie, jednakże nie oczekiwał od niego odpowiedzi - jestem poniekąd odpowiedzialny za śmierć wszystkich na Ziemi.

- C-czy ty jesteś - zawahał się na moment - śmiercią?

Harry spodziewał się tego pytania, miał już na nie odpowiedzieć gdy w jego umyśle pojawiło się jedno słowo. Wiedział co to znaczyło, Theo ,,przesłał'' mu wiadomość, wiele razy komunikowali się w ten sposób i nie miał najmniejszej wątpliwości odnośnie tego kto był nadawcą. Zdziwiła go lekko ta prośba, przecież to czarnowłosy był tym, który naciskał na niego w związku z tą sprawą. Spojrzał dyskretnie na przyjaciela, lecz ten zachowywał się tak jakby nic się nie stało. Zastanowił się przez chwilę nad wszystkim, nie miał żadnych powodów by wątpić w słowa i intuicję swojego udawanego brata, więc wczuł się w swoją rolę i zaczął znowu grać.

- Mówiłem ci, że tak pomyśli - zwrócił się do przyjaciela, który próbował zamaskować cichy śmiech, który mu się wyrwał.

- W taki sposób zacząłeś, więc się nie dziw, każdy by o tym pomyślał - odparł pewnie czarnowłosy.

- Więc nie jesteś... - wtrącił się szatyn spoglądając na Harry'ego.

- Nie, a przynajmniej nie tak jak o tym myślisz. Nie jestem aniołem śmierci, chociaż niektórzy myślą inaczej biorąc pod uwagę moje powiązanie z ... - urwał raptownie - to w tej chwili jest nieważne.

Styles w ostatniej chwili powstrzymał się od powiedzenia czegoś, co w tym momencie Louis by nie zrozumiał, a on nie mógłby tego wytłumaczyć bez powiedzenia prawdy. Na razie wolał trochę pozmieniać niektóre rzeczy, a resztę rewelacji przemilczeć, bo o niektórych sprawach lepiej nie mówić, a przynajmniej nie teraz gdy nie wiedzieli komu mogli ufać. Nie wierzył, że to szatyn mógłby w jakiś sposób z kimś się kontaktować, lecz nie dawało mu spokoju towarzystwo, które kręciło się cały czas wokół niego. Po porwaniu niebieskookiego próbował z nimi jakoś współpracować, ale nie był w stanie, więc załatwił wszystko sam z małą pomocą Theo i Victorii, oczywistym było że nie dostał za to żadnych podziękowań, nie żeby ich oczekiwał. Po całym zdarzeniu próbował wyciągnąć z Fidelity jakieś informacje, jednak niczego nowego się nie dowiedział, a nawet zaczął podejrzewać, iż dziewczyna nie znała całej prawdy albo po prostu go wykiwała.

- Harry - zaczął Theo przywracając bruneta do rzeczywistości - dobrze się czujesz?

Zielonooki spojrzał przelotnie na czarnowłosego, bardzo dobrze wiedział że chłopak również grał, lecz tak wiele razy znajdywali się w sytuacji gdy przyjaciel musiał przypominać mu o obowiązkach, iż mieli swoje hasła na takie okazje aby wszystko wyglądało jak zwyczajna rozmowa. W ich wspólnym interesie leżało aby pewne rzeczy już nigdy się nie wydarzyły, jednakże prawdą było również, że powinien teraz być gdzieś indziej, ale Theo na razie nie musiał o tym wiedzieć.

Zdawał sobie sprawę z tego, że ryzykował, a utrata kontroli była ostatnią rzeczą, której w tej chwili pragnął. Sam był sobie winien, bo w ostatnich dniach trochę zaniedbywał swoje obowiązki. Od jakiegoś czasu musiał coraz częściej się tym zajmować, kiedyś wystarczył jeden raz aby wszystkich zebrać, lecz teraz musiał kilka razy dziennie przenosić się do swojego świata. Czasami zastanawiał się, dlaczego właśnie on dostał w ,,prezencie'' takie, a nie inne zadanie.

- Nic mi nie jest - odparł poprawiając się w fotelu.

- Idź jeśli musisz - rzucił, a po chwili podszedł do przyjaciela i ,,przypadkiem'' upuścił telefon, którym się bawił - wiem, że mówiłem ci coś innego, ale musisz udawać, później ci wszystko wyjaśnię - wyszeptał. Wszystko stało się w przeciągu sekundy, więc nie musieli się martwić tym, że szatyn cokolwiek usłyszał, zwłaszcza iż korzystali ze swoich zdolności, a jakiekolwiek ludzkie zmysły nie miały z nimi szans.

- Poradzę sobie.

- C-co się z t-tobą dzieje? - zapytał Tomlinson.

- Nic - odpowiedział oschle - nic czym musiałbyś się przejmować - dodał odrobinę cieplejszym tonem.

- Może ja zacznę - odezwał się nieoczekiwanie Theo - to będzie trochę łatwiejsze do zrozumienia niż cała sytuacja z Harrym. Jestem również w to wszystko zamieszany, ale to pewnie podejrzewałeś, w końcu kręcę się tutaj cały czas. Wracając do tematu, posiadam, posiadamy pewne umiejętności, w moim przypadku jest to ,,dar'' uzdrawiania, mogę również przenosić się w różne miejsca.

Brunet obserwował przyjaciela, tak łatwo przychodziło mu kłamanie na swój temat, chociaż jeśli się nad tym zastanowić to nie do końca było kłamstwem, po prostu zamiast wyznać to kim był, wymyślił historię o nadprzyrodzonych zdolnościach. Spoglądał również na reakcje Louisa na to co mówił Theo, na początku na twarzy szatyna pojawił się szok i niedowierzanie, a później coś podobne do zrozumienia, a przynajmniej on tak to odebrał.

Czarnowłosy miał chyba rację odnośnie tego, iż łatwiej było zaczął od niego, kłamstwo czy nie, jeśli niebieskooki już teraz nie będzie w stanie zrozumieć, mogli sobie na razie odpuścić wymyślania dalszych historyjek. Cieszył się, że przyjaciel był przy nim i próbował jak najlepiej ratować całą sytuację, patrząc na to jak zachowywał się względem Louisa potrafił zrozumieć, dlaczego właśnie on zajmował się wprowadzaniem nowych w ich świat.

Theo miał po prostu cholernie dużo cierpliwości, a najlepiej dowodziło tego, że po tylu cholernie długich latach ciągle stał przy jego boku, a również wspierał i pomagał w trudnych chwilach. Zdawał sobie sprawę z tego, iż na początku przydzielili czarnowłosego do niego aby go pilnował, lecz z czasem ich relacja się zmieniła i zostali przyjaciółmi.

- Żartujesz sobie ze mnie? - spytał niebieskooki. Styles wychwycił w tonie jakim to powiedział nutkę zaciekawienia i niedowierzania. Jak na razie wszystko szło dość spokojnie, nikt nie uciekł, nie rzucał żadnymi przedmiotami, był to dość zaskakujące, jednak obawiał się, iż zaraz sytuacja ulegnie zmianie. Dzięki przyjacielowi miał kilka dodatkowych minut na dokładne przemyślenie tego co powinien powiedzieć aby nie narobić sobie dodatkowych problemów, jednak nadal nie był pewien ile powinien wyznać.

Harry wiedział, iż między nimi istniała ogromna różnica, Theo mógł pomagać innym, a on jedynie krzywdził wszystkich wkoło. Gdyby spojrzeć na to z drugiej strony można stwierdzić, że niektórym dawał spokój i ulgę, a pozostałym cierpienie. Nie ważne jakie miał intencje za jego sprawą zawsze ktoś pozostawał poszkodowany i w żaden sposób nie mógł tego zmienić.

- Nie - odpowiedział życzliwie chłopak - wiem, że to wszystko może wydawać się dziwne, ale taka jest prawda. Wśród was, ludzi istnieją tacy jak my, obdarzeni pewnymi zdolnościami istoty. Nie muszę ci chyba mówić o tym, że to wszystko jest tajemnicą, która nie może ujrzeć światła dziennego. Większość z was nie zrozumiałby tego albo co gorsze próbowaliby nas wykorzystać.

- R-rozumiem, nikomu o tym nie powiem.

Od samego początku utrzymywali wszystko w sekrecie, przeważnie się udawało, chociaż czasem ktoś popełniał błąd i trzeba było zatuszować całą sprawę. Niektórzy wierzyli, a nawet w pewnym stopniu odczuwali ich obecność, lecz nie mieli żadnych dowodów, a to sprawiało że w jakimś stopniu byli dla nich zagrożeniem. Brunet pod pewnym względem miał ułatwione zadanie, ponieważ jeśli chodziło o niego nie musiał się tym zadręczać, ponieważ praktycznie każdy w niego wierzył i się go obawiał.

Harry nigdy nie prosił się o tak wielkie brzemię, jednak z czasem nauczył się z nim żyć i jak wcześniej gdyby mógł po prostu z kimś by się zamienił, tak od momentu gdy nauczył się wszystko kontrolować, wiedział iż nigdy by tego nie zrobił, poza tym nie byłby w stanie obarczyć kogokolwiek taką odpowiedzialnością. W jakimś konkretnym celu dostał taki, a nie inny przydział, więc najwyraźniej miał sobie z tym jakoś radzić, a może po prostu był dość silny aby trzymać ten ciężar na swoich barkach.

- Dobra Styles możesz mówić o swoim przekleństwie - rzucił Theo wesołym tonem. Brunet posłał przyjacielowi zirytowane spojrzenie, a następnie podniósł się z fotela i zaczął przechadzać się po pokoju. Potrzebował jeszcze chwili, a ta czynność przynosiła mu spokój, poza tym nie musiał patrzeć na Louisa, dzięki czemu nie zobaczy strachu w jego oczach po tym co zaraz usłyszy. Spojrzał dyskretnie na przyjaciela, chciał aby powiedział mu co zrobić, nie dostał żadnych nowych wiadomości, więc nie pozostawało mu zrobić nic innego jak pominięcie oczywistej rzeczy.

- Musisz wiedzieć, że moje zdolności różnią się od innych i to dość bardzo, ale zacznijmy od tych niegroźnych. Patrząc na dzisiejszą sytuację, w której się znaleźliśmy musiałeś zauważyć, iż nie można mnie skrzywdzić fizycznie, potrafię przenieść się w jakiekolwiek miejsce we wszechświecie. Mogę w każdej chwili stać się niewidzialny i uczynić to innym, którzy aktualnie przebywają w moim towarzystwie, swoją drogą użyłem tej umiejętności po tym jak dowiedziałem się, że wezwałeś karetkę. Wracając do tematu, to co właśnie powiedziałem jest tak naprawdę niczym w porównaniu z tym co jest najważniejszą sprawą odnośnie mojej osoby. To co wcześniej powiedziałem jest poniekąd prawdą i naprawdę odpowiadam za każdą śmierć na tej planecie.

Zakończył swoje wyznanie, a w pokoju zapadła uciążliwa cisza, Harry z powrotem usiadł w swoim fotelu i spoglądał wszędzie tylko nie na swoich towarzyszy. Gdy się nad tym zastanowił w zasadzie jakoś bardzo nie skłamał, faktem było, iż przemilczał kilka dodatkowych rzeczy, ale wychodził na to samo. Nie rozumiał czemu Theo, sądził że będzie w stanie wymyślić coś innego, w tym przypadku dość trudno było to zrobić. Nie spodziewał się zrozumienia ze strony Louisa, ponieważ to co on musiał robić nie można była od tak zaakceptować. Myślał, że jak już wreszcie powie prawdę, a przynajmniej jakąś jej część odnośnie tego kim był, poczuje się lepiej, lecz tak się nie stało, a wręcz przeciwnie czuł się dziwnie źle. Zawsze unikał mówienia o sobie i o tym wszystkim, bo nawet w ich środowisku każdy reagował tak samo kiedy znajdował się w ich towarzystwie. Z czasem nauczył się wykorzystywać ich strach do własnych celów, w końcu nikt nie chciał mieć w nim wroga.

- Mówiłeś, że nie jesteś Śmiercią - zarzucił mu Tomlinson gdy wreszcie zabrał głos.

- Powiedziałem, że nie jestem w takim znaczeniu o jakim myślałeś - odpowiedział, chociaż miał już dosyć kłamania na ten temat.

- Nie widzę różnicy - oznajmił - ty jesteś śmiercią z dodatkowymi umiejętnościami.

- Nie jestem - powtórzył.

- Więc według ciebie jak nazwać kogoś takiego jak ty? - spytał.

- Przestańcie - wtrącił się Theo.

- Więc - zaczął szatyn - jak to działa? Zapisujesz sobie to gdzieś, a potem co, po prostu dana osoba umiera, a ty przenosisz dusze w inne miejsce?

Harry westchnął, był cholernie zły na przyjaciela, który najpierw przekonał go aby powiedział prawdę, a za chwilę ,,zmusił'' go do kłamania. Mimo, iż i tak zbytnio nie mógł zmyślić jakiejś historii, przynajmniej Louis łyknął ich opowieść o uzdolnionych istotach, które mają różne dary i przebywają na Ziemi. I jak w to co mówił Theo można było jeszcze uwierzyć i jeśliby się uprzeć można byłoby podpiąć to pod kategorię ,,nadprzyrodzone zdolności'', tak to co o sobie mówił w żaden sposób tam nie pasowało i dziwił się, że niebieskooki tak po prostu w to uwierzył.

- Każdego dnia w swoim dzienniku zapisuję dokładne dane, godzinę i okoliczności w jakich ktoś umrze - odpowiedział. Wolał przemilczeć część o przenoszeniu dusz, ponieważ musiałby wspomnieć o innych osobach, a wtedy tajemniczy plan przyjaciela skończyłby się zanim cokolwiek by z niego wyszło.

- Wow, niczym Death Note.

- Co? - zapytał zaskoczony.

- Takie anime i zanim cokolwiek powiesz to wszystko wina Ruby - oznajmił zawstydzony Louis.

- Ciekawe rzeczy oglądasz - rzucił Harry pomijając to co powiedział o blondynce.

Chłopak nie wnikał dalej w tą rozmowę, ponieważ jak najszybciej chciał zakończyć ten temat. Zaskoczyła go reakcja Tomlinsona, zbyt szybko przyjął wszystko do wiadomości i jeszcze to dopytywanie o szczegóły. Bał się, że zaraz stanie się coś i szatyn ucieknie z krzykiem stwierdzając, iż nie chce mieć z nim nic wspólnego. Zastanawiał się przez chwilę czy naprawdę uwierzył w to co powiedzieli czy po prostu na razie dał sobie spokój, a potem znowu zaczną się przeróżne pytania. Istniała jeszcze jedna opcja, tak bardzo chciał poznać prawdę i gdy wreszcie coś mu powiedzieli nie kwestionował tego, Harry również znał uwielbienie Louisa do różnych filmów o superbohaterach, więc może nie powinna go dziwić jego łatwowierność.

- Nie rozumiem jednego, dlaczego ciągle mnie ratujesz skoro najwidoczniej mam zginąć?

- Gdybyś miał umrzeć nawet ja bym temu nie zapobiegł, to jeszcze nie jest twój czas - odpowiedział.

To co powiedział był prawdą, niebieskooki mógł myśleć inaczej, a on nie zamierzał mu tego tłumaczyć. Ratował go kilka razy, lecz nic z tego co mu się przytrafiło nie miało go zabić, chociaż niekiedy tak wyglądało. Wiedział, iż jego rekcje odnośnie tego jak traktował bezpieczeństwo Louisa były czasami przesadzone, ale brało się to z tego, że chciał go chronić tak długo jak się dało. Istniał tak długo i przez cały starał się nie przywiązywać do poszczególnych osób, ponieważ zawsze przychodziła strata, a to wiązało się z cierpieniem. Kilka razy popełnił takie błędy, dokonał własnych wyborów, które automatycznie anulowały pewne przyjaźnie, a on pozostawał sam z pytaniem czy na pewno podjął dobrą decyzję. Nigdy jednak nie popełnił podstawowego błędu, nie przywiązał się do człowieka, nawet nie wiedział czemu inni to robili, lecz wszystko się zmieniło gdy poznał Louisa i w końcu zrozumiał. Może to był błąd, ale go nie żałował i nie ważne co się stanie nigdy nie będzie, ponieważ dzięki temu chłopakowi wreszcie pojął, że to kim był nie musiało sprawiać, iż musiał być samotny.

- Chwila, powiedziałeś że kontrolujesz to gdzie i w jakich okolicznościach ktoś umrze? - spytał niepewnie. Harry powrócił do otaczającej go rzeczywistości, nie za bardzo rozumiał o co mu w tym momencie chodziło, ale odpowiedział zgodnie z prawdą.

- Tak, w zasadzie mogę dowolnie zmieniać okoliczności, jednak jest z tym za dużo pracy, więc pozostawiam oryginalną wersję.

Obserwował szatyna, który zaczął coraz dziwniej się zachowywać, jak na początku wydawał się w pewnym stopniu zaakceptować te informacje, tak teraz wyglądał jakby dopiero teraz do niego wszystko dotarło. Styles zastanawiał się czy podejść do chłopaka i spróbować jakoś go uspokoić, lecz gdy tylko zrobił krok w jego kierunku, szatyn zerwał się z miejsca i podbiegł do drzwi. Brunet zatrzymał się raptownie, naprawdę starał się zrozumieć postępowanie niebieskookiego, jednakże z każdą mijaną minutą coraz bardziej się w tym gubił.

Spojrzał na swojego przyjaciela, który również wyglądał na zaskoczonego całą sytuacją, bo jak wszystko mogło się popsuć w przeciągu kilku minut, zwłaszcza że rozmowa przebiegała dobrze. Harry analizował to co zostało powiedziane, jednak nie spostrzegł niczego co mogło doprowadzić Louisa do takiej reakcji. Chciał podejść do niego i zapytać co się stało, ale obawiał się, iż jakikolwiek jego ruch zostanie źle odebrany i wszystko pogorszy.

- Dobrze się bawiłeś? - zapytał Tomlinson.

- Nie rozumiem - odparł coraz bardziej zaniepokojony brunet.

- Przez te kilka tygodni dawałeś mi nadzieję na to, że znajdziemy mordercę Jasmine, obiecywałeś iż znajdziesz tą osobę nawet jeśli miałbyś zajmować się tym kilka lat, obiecywałeś że doprowadzisz ją/jego do mnie, a tymczasem to przez cały czas byłeś ty. Już wcześniej robiłeś ze mnie idiotę, ale tym razem przesadziłeś Harry. Wiedziałeś jak było mi z tym ciężko, lecz to cię nie obchodziło, pewnie znowu się nudziłeś, więc postanowiłeś się zabawić. Dlatego byłeś wtedy w szpitalu? Kończyłeś to co zacząłeś.

Styles nie miał pojęcia co powinien zrobić, spodziewał się wszystkiego, ale nie takich zarzutów. Prawdą było, iż w szpitalu zajmował się swoimi sprawami, jednak rzucił wtedy wszystko gdy zobaczył szatyna.

Pragnął dowiedzieć się kto był odpowiedzialny za ten wypadek i nie bawił się przy tym uczuciami Tomlinsona, mówił prawdę gdy obiecywał się tym zająć. Mógł zrozumieć to, iż chłopak nie pojmował jego roli i zadania, jednak te oskarżenia były ciosem poniżej pasa, ponieważ nie miał większego wpływu na to co robił. Nie zdawał sobie sprawy z tego, iż czas dziewczyny dobiegał końca, a nawet gdyby wiedział nie mógłby w to ingerować ani nikomu o tym powiedzieć.

- Nie rozumiesz tego, nie mogłem nic zrobić - rzucił zdenerwowany.

- Mogłeś nie dawać mi nadziei - wyszeptał - ze wszystkiego co zrobiłeś to było najgorsze - dodał i opuścił pokój. Harry ciągle wpatrywał się w miejsce gdzie stał Louis, tak jakby to miało sprawić, że chłopak wróci. Niebieskooki może i miał rację, może niepotrzebnie się we wszystko wtrącał próbując pomóc, a tymczasem przynosił ból, o którym nie można było zapomnieć.

- Powinienem za nim pójść i upewnić się, że nic mu nie będzie czy odpuścić? - zapytał przyjaciela.

- Daj mu czas, mówiłem ci to już, ale powtórzę, to nie była twoja wina Harry. Tak miało się stać i nie mogłeś tego zatrzymać, a nawet jeśli spróbowałbyś dobrze wiesz, że byłby konsekwencje. Nie masz na to wpływu, dlatego cię przed tym wszystkim ostrzegałem. Bałem się, że przywiążesz się do jakiegoś człowieka i w chwili gdy będziesz musiał go zabrać nie będziesz potrafił tego zrobić. Wiem, iż ta dziewczyna nie była dla ciebie ważna, ale była dla niego, a z kolei on jest ważny dla ciebie, mimo iż nie chcesz tego przyznać.

- Mógłbyś za nim iść - poprosił.

- Oczywiście - odpowiedział - nie ruszaj się stąd jak wrócę dokończymy rozmowę.

Theo zniknął, a brunet wreszcie został sam, a jego jedynym towarzystwem były jego własne myśli. Potrafił zrozumieć złość Louisa, bo gdyby znalazł się na jego miejscu z pewnością zareagowałby tak samo. Musiał dać mu czas, w końcu sam zrozumie, iż to co powiedział nie miało większego sensu. Swoje próby chronienia go mógł dalej spokojnie prowadzić, a chłopak nie musiał o tym wiedzieć albo zawsze mógł poprosić kogoś aby za nim chodził i go pilnował.

Styles momentami naprawdę nie miał pojęcia czemu to wszystko robił, mógł spokojnie zajmować się swoimi sprawami, a zamiast tego latał za niebieskookim gdy ten nie chciał go widzieć. Nie spodziewał się, że to będzie takie zajmujące i męczące, a mimo to nadal tu tkwił.

Przyjaciel pojawił się po jakiś dwudziestu minutach, Harry nie musiał o nic pytać, ponieważ czarnowłosy od razu powiedział mu to co chciał usłyszeć.

- Nic mu nie jest, spotkał jakiegoś przyjaciela i poszli razem do domu.

- Powiesz mi wreszcie co sprawiło, że w przeciągu jakiś 5 minut zmieniłeś zdanie i kazałeś mi skłamać? - spytał chcąc zmienić temat. Nie miał zamiaru dłużej rozmawiać o reakcji Louisa, o tym co mu powiedział, ponieważ w tej chwili to nie miało większego znaczenia.

- Przepraszam za to - wyznał szczerze - pamiętasz jak mówiłeś o tym, że ktoś nas zdradza, nie uważam aby to był Tomlinson, a przynajmniej nie by robił to świadomie, ale pomyśl przez chwilę, co jeśli ktoś go wykorzystuje i zmienia jego pamięć, tak żeby o tym nie wiedział. Chciałem zobaczyć co stanie się po tym jak powiemy mu lekko zmodyfikowaną wersję, w końcu skłamaliśmy tylko o tym kim jesteśmy, reszta pozostała taka sama.

Harry musiał przyznać, iż jego przyjaciel dość dobrze to rozegrał i zrobiło mu się trochę głupio, że sam o tym nie pomyślał. Za jedynym zamachem mogli rozwiązać kilka spraw, które ich martwiły. Styles podejrzewał praktycznie wszystkich, a to nie pomagało gdy potrzebował czyjeś pomocy albo rady, więc naprawdę chciał raz na zawsze pozbyć się tego problemu.

- Sprytnie - odrzekł - poczekamy i zobaczymy co z tego wyniknie, a później możemy wszystko wyprostować.

- Mam nadzieję, że nie czujesz się z tym źle? - zapytał.

- Nie, przecież jakoś bardzo nie skłamałem, po prostu pominąłem kilka rzeczy, ale ciekawi mnie jakby zareagował na prawdę.

- Dopuścił i zaakceptował myśl, iż pomiędzy ludźmi żyją osoby o nadprzyrodzonych zdolnościach, więc myślę że poradziłby sobie i z tym.

Brunet pomyślał przez chwilę nad słowami czarnowłosego, nie był aż tak bardzo przekonany o tym, iż Louis poradziłby sobie z tym co powinni mu powiedzieć. Mimo, że jego reakcja była dość normalna, później wszystko się posypało i naprawdę cieszył się z tego co wymyślili. Chłopak nie był gotów na usłyszenie całej prawdy, może kiedyś gdy zacznie racjonalnie myśleć i przestanie obwiniać go o coś co musiało się zdarzyć. Cała ta sytuacja z dziewczyną była trochę dziwna, tak jakby ktoś dopomógł losowi i przyśpieszył jej śmierć. Cały czas próbował to wyjaśnić, lecz jakiekolwiek ślady, informacje w tajemniczy sposób poznikały. Wiedział, że nawet jeśli kiedyś dowie się prawdy nie zwróci tym jej życia, jednak chciał rozwiązać tę zagadkę.

- Nie byłbym tego taki pewien, w końcu niecodziennie można się dowiedzieć, iż zadajesz się z jedyną i najprawdziwszą Śmiercią.

----------------------------------------------

Witam, mam nadzieję, że przeczytacie jeszcze kilka słów.

Na początku chce podziękować każdemu kto poświęca swój czas i czyta moje opowiadanie, ale również za to, że pomimo długich odstępów między dodawaniem rozdziałów nadal jesteście tutaj ze mną i tą historią.

Nie chce zabierać wam więcej czasu, więc przejdźmy do konkretów, skoro cała tajemnica odnośnie tego kim jest Harry się wyjaśniła, mogę wreszcie to napisać.

1. Jakiekolwiek podobieństwa do innych fanfików czy książek są przypadkowe. Osobiście nie spotkałam się z podobną historią, lecz to nie znaczy, że takowa nie istnieje.

2. Jakiekolwiek podobieństwa do filmów/seriali/anime, również są przypadkiem (nie licząc postaci Harry'ego, ale o tym w następnym punkcie).

3. Postać Harry'ego jest wzorowana na Śmierci z Supernatural, ale tylko jeśli chodzi o moce i umiejętności, cała reszta pozostaje moim własnym wyobrażeniem (oczywiście oprócz imienia, nazwiska oraz wyglądu).

4. W tym opowiadaniu nie będzie żadnych nawiązań do Biblii i wydarzeń tam opisanych.

5. Następny rozdział. Nie podaję żadnej konkretnej daty, ponieważ sama nie mam pojęcia ile czasu zajmie mi pisanie, a nie chce robić tego na siłę. Mogę zapewnić, że dodam go najszybciej jak to możliwe.

W tej chwili to chyba wszystko, jeśli ktoś ma jakieś pytania odnośnie fabuły, bohaterów albo czegoś innego, niekoniecznie związanego z tą historią możecie śmiało pytać.

Maddy xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro