Rozdział 19 część I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Siedział przywiązany do krzesła, już kilka godzin temu zaprzestał prób uwolnienia się, ponieważ robił sobie tylko i wyłącznie krzywdę, a poza tym tracił siły. Gdy zostawał sam i gdy nie zawiązywali mu oczu starał się zapamiętać wszystkie szczegóły pomieszczenia, w którym się znajdował aby później w odpowiedniej chwili to wykorzystać. Wydawało mu się, że przebywał w jakiejś piwnicy albo jakimś równie zaciemnionym miejscu, do którego nie wpadało światło słoneczne. Oprócz swoich spostrzeżeń odnośnie miejsca, w którym go trzymali, wiedział jeszcze o tym, że zupełnie niczego tutaj nie było, nie licząc jego, krzesła oraz dziwnych przedmiotów na ścianie. Czasami gdy zostawiali mu zapalone światło spoglądał z niepokojem na te rzeczy, naprawdę nie wiedział do czego one służyły i nie chciał tego wiedzieć, wystarczały mu podejrzenia, które sprawiały, iż robiło mu się słabo.

Louis stracił rachubę odnośnie tego ile czasu tutaj przebywał, mogło to być kilkanaście godzin, ale równie dobrze kilkanaście dni. Jak na razie nikt nie wyjaśnił mu, dlaczego po raz kolejny został porwany i czego tym razem od niego chcieli. Tylko raz o to zapytał i nadal czuł uderzenie niepozornego bruneta, więc na razie postanowił odpuścić sobie pytania o cokolwiek. Nie był pewien o co tym razem mogło chodzić, jednak wydawało mu się, że tym razem za tym wszystkim stała zupełnie inna osoba, bo jak wtedy traktowano go dość dobrze, tak teraz raczej im na tym nie zależało, mało tego wydawało mu się, iż chcieli zrobić mu krzywdę, ale na razie się powstrzymywali.

Szatyn starał się nie poddawać i po prostu wytrzymać do momentu, aż ktoś go znajdzie i odstawi do domu. Wiedział, że gdy wreszcie Harry się o tym dowie, o ile się dowie, zrobi wszystko aby go znaleźć, a to było dla niego dość sporym pocieszeniem. Dziwiło go to, iż mimo wielu zapewnień Stylesa o tym, że ktoś zawsze przy nim będzie aby nie dopuścić właśnie do takiej sytuacji i tak komuś udało się to zrobić. Nie obwiniał nikogo, ponieważ nie musieli siedzieć przy nim cały czas, po prostu był ciekaw, poza tym z tego co wywnioskował tylko kilka osób wiedziało o wyjeździe bruneta. Przyszło mu do głowy, że właśnie któraś z osób, którym ufał Harry wszystko zaplanowała, jednak po chwili stwierdził, iż byłoby to bezsensu. Widział jak bardzo zielonookim im ufał, więc raczej nie zdradziliby jego zaufania, poza tym nic dobrego by im z tego nie przyszło. Gdy odrzucił wszystkie inne opcje pozostawała mu tylko jedna, a mianowicie osoba, która polowała na niego od początku wreszcie osiągnęła swój cel, a teraz mogła zrobić z nim co chciała. Podejrzewał również, że może nawet nie chodziło tyle o niego samego, a o dostanie się do Stylesa i manipulowanie nim, a jak najlepiej to zrobić jeśli nie porwać kogoś przy kim kręcił się w ostatnich miesiącach.

Po raz kolejny zaczął żałować pewnych rzeczy, których w żaden sposób nie mógł zmienić. Wiedział, iż prędzej czy później pojawią się jakiekolwiek komplikacje, jednak naprawdę nie sądził, że skończy przywiązany do krzesła w jakimś obskurnym pomieszczeniu. Powoli zaczynał wpadać w panikę, a było to ostatnie czego w tym momencie potrzebował, próbował się uspokoić i myśleć o jakiś przyjemnych rzeczach. Miał ochotę płakać, krzyczeć, lecz wiedział iż niczego tym nie zdziała, a jedynie opadnie z sił przez co jego porywacze będą mogli to wykorzystać na swoją korzyść. Podejrzewał, że nawet gdyby był w pełni sił nie dałby sobie z nimi rady, ale mógł przynajmniej zachować resztki honoru i poudawać, iż nie jest tak cholernie przerażony.

Usłyszał kilka głosów, które prawdopodobnie dochodziły zza ściany, miał tylko nadzieje, że ktoś tylko tamtędy przechodził. Jego nadzieje zostały zniszczone przez odgłos otwieranych drzwi, wydawało mu się, iż ta wizyta będzie miała zupełnie inny charakter niż te wcześniejsze. Na samym początku gdy się ocknął, poinformowano go o porwaniu i o tym aby nie robił głupot, bo nic mu się nie stanie, w co oczywiście nie wierzył, lecz im tego nie powiedział, a tak co jakiś czas przysyłali do niego kogoś z jedzeniem i pewnego bruneta, który łaskawie prowadzał go do łazienki oraz obserwował aby nie robił niczego głupiego. Już sam nie wiedział co powinien o tym wszystkim myśleć, bo wydawało mu się, iż porywacze nie robili takich rzeczy, ale równie dobrze u innych istot mogło tak to wyglądać. Nie miał wątpliwości odnośnie tego, że za jego porwaniem stały demony, a przynajmniej wnioskował tak po czarnych oczach dziewczyny, która przynosiła mu posiłki, chociaż równie dobrze mógł się mylić.

Zdekoncentrował się na chwilę przez co umknął mu moment gdy dość młody mężczyzna zjawił się w pomieszczeniu zapalając światło. Louis potrzebował trochę czasu aby się przyzwyczaić, przywykł do tego, iż praktycznie przez te wszystkie dni lub godziny siedział w ciemnościach. Minęło kilkanaście sekund i dopiero był w stanie dokładniej przyjrzeć się czarnowłosemu, wydawało mu się, iż gdzieś go widział, lecz nie potrafił sobie przypomnieć. Mimo, że mężczyzna wyglądał na młodego, Tomlinson mógłby założyć się, iż miał on o wiele więcej lat, poza tym było coś takiego w jego oczach co tylko potwierdzało jego przypuszczenia. Szatyn nie spuszczał z niego wzroku, szarooki również spoglądał na niego w milczeniu do tego stopnia, że Louis poczuł się dość niezręcznie i pierwszy spuścił wzrok. Czekał cierpliwie aż przybysz wyjawi powód swojej wizyty, a może nawet powie czego od niego chcą i czemu go przetrzymują wbrew jego woli. Mijały kolejne minuty, a panująca cisza była nie do wytrzymania, niebieskooki zastanawiał się czy był to jakiegoś rodzaju test, który miał o czymś zdecydować czy po prostu się nim bawili.

- Zapewne zastanawiasz się co tutaj robisz, więc odpowiadając na twoje niewypowiedziane pytanie, chcemy się czegoś od ciebie dowiedzieć, a przy okazji wyświadczamy komuś przysługę. Musiałeś komuś nieźle zaleźć za skórę skoro posunęli się do czegoś takiego - powiedział, a następnie zaśmiał się złowieszczo, aż Louis wzdrygnął się mimowolnie.

Tomlinson zastanawiał się nad jego słowami, jednak nic mu to nie mówiło, bo po pierwsze tak naprawdę niczego nie wiedział, a po drugie nie przypominał sobie aby kogokolwiek wkurzył do tego stopnia, że aż kazano go porwać. Po tym co usłyszał był prawie pewien, że jednak chodziło o coś co mógł wiedzieć na temat Harry'ego, ale przecież nie znał żadnych znaczących szczegółów, ale oni chyba nie zdawali sobie z tego sprawy. Był ciekaw jak teraz się z tego wyplącze, ponieważ wątpił aby uwierzyli w to co miał im do powiedzenia. Miał nadzieję, że nie zaczną go już teraz wypytywać, bo może jakimś cudem ktoś go znajdzie albo wymyśli jakieś dobre kłamstwo, w które będzie dalej brnąć.

- J-jak długo mnie tutaj trzymacie? - zapytał cicho. Skoro poznał powód, dla którego znalazł się w tym miejscu, chciał również poznać prawdę o tym ile czasu go przetrzymywali aby wiedzieć czy miał jakieś szanse na szybkie uwolnienie.

- Kilka dni, przez większość czasu byłeś nieprzytomny, więc rozumiem czemu się nie zorientowałeś - odparł bez wahania.

Louis nie był pewien czy powinien mu wierzyć, w końcu mógł go oszukiwać, tylko jaki miałby w tym cel. Zakładając, że mężczyzna mówił prawdę, uświadomił sobie iż miał spory problem, bo skoro znajdował się tutaj kilka dni i nikt jeszcze go nie znalazł jak mógł oczekiwać, że zdążą go odszukać zanim zaczną wypytywać go o coś czego nie wiedział. Zastanawiał się czy w ogóle ktokolwiek przejął się jego zniknięciem czy po prostu założyli, iż po skończeniu szkoły postanowił zaszaleć i nie mówiąc nikomu gdzieś wyjechał. Gdyby był na miejscu porywaczy załatwiłby to właśnie tak, przygotowałby wszystko aby wyglądało na niewinną wycieczkę, poza tym mogli wysyłać wiadomości w jego imieniu do rodziny i przez jakiś czas nikt by się nie zorientował. Jego jedyną nadzieją naprawdę był Harry, wątpił aby on uwierzył w cokolwiek co wymyślili, zwłaszcza że po jego powrocie miał dla niego jakąś niespodziankę, poza tym gdzie miałby sam pojechać.

- Te sznury są konieczne? - spytał.

- Niestety tak. Domyślam się, że są niewygodne, ale musisz wytrzymać jeszcze jakiś czas. Nie chcemy abyś przypadkiem zrobił coś sobie albo komukolwiek z nas.

- Ciekawe w jaki sposób miałbym zrobić wam krzywdę - odrzekł poważnym tonem.

- Lepiej dmuchać na zimne - mruknął wpatrując się w swoje dłonie. - Zostawię cię teraz samego, byłbym wdzięczny gdybyś przez ten czas pomyślał o tych wszystkich dziwnych zdarzeniach, które ci się przytrafiały - dodał pewniej, a następnie zgasił światło i bez słowa opuścił pomieszczenie.

Tomlinson nie do końca rozumiał o co mu chodziło i czemu miał myśleć o tych rzeczach, zwłaszcza iż ostatnio było dość spokojnie. Ich rozmowa trwała tylko kilka minut, a wydawało mu się, że wiedział jeszcze mniej niż przed pojawieniem się tajemniczego mężczyzny. Na razie nie zamierzał spełniać jego prośby, bo właściwie nie potrafił się na tym odpowiednio skupić i nie wiedział czego powinien szukać w tych wspomnieniach. Zdawał sobie sprawę, iż wszystko tak naprawdę zaczęło się od września i od Stylesa, jednak w dalszym ciągu nie winił za to zielonookiego, a przynajmniej nie o większość tych zdarzeń.

Westchnął cicho, miał szczęście, że przynajmniej nie zawiązali mu oczu, więc co nieco widział w tych ciemnościach. Nie dawało mu również spokoju to, iż obawiali się go i tego, że mógłby coś im zrobić. Było to dla niego niepojęte, w końcu był dość słaby, więc czemu robili wszystko aby zminimalizować jakiekolwiek zagrożenie z jego strony. Pewnie gdyby pytał o to za każdym razem nie dostałby odpowiedzi, jednak zawsze można było spróbować. Gdyby miał wybierać, wolałby mieć do czynienia właśnie z szarookim, bo jako jedyny normalnie z nim porozmawiał i z tych osób, które się przy nim kręciły, on wydawał się najbardziej ludzki.

Po raz kolejny podjął się próby uwolnienia, zastanawiał się czy gdyby w jakiś sposób upadłby z krzesłem na podłogę rozwaliłoby się ono tak jak na filmach, a on byłby wolny. Nie był pewien czy chciał tego spróbować, bo równie dobrze coś mogłoby pójść nie tak, a on skończyłby leżąc na podłodze w dość niewygodnej pozycji i prawdopodobnie nikt by mu nie pomógł. Gdyby jednak jakimś cudem wszystko poszło dobrze i tak byłby uwięziony, bo przecież nie rozwaliłby drzwi, poza tym tak naprawdę nie miał pojęcia gdzie się znajdował i ile osób się tutaj zatrzymało. Po rozważeniu tych opcji postanowił dać sobie spokój i poczekać na dalszy rozwój sytuacji albo na jakąś lepszą okazję, z której mógłby skorzystać aby uciec.

Było mu tak strasznie niewygodnie, lecz starał się o tym nie myśleć, chociaż było to dość trudne. Był zmęczony i głodny, ale zdawał sobie sprawę, że na razie nie zanosiło się na to aby mógł w jakiś sposób usnąć albo żeby ktoś przyniósł mu coś do jedzenia lub przynajmniej coś do picia. Mógłby krzyczeć i czekać czy ktokolwiek z nich się nim zainteresuje, jednak podejrzewał, że prędzej zaśmialiby się mu w oczy niż spełnili jego prośbę.

Ponownie usłyszał małe zamieszanie przed drzwiami, a to sprawiło, że na moment zapomniał o wszystkich niedogodnościach, sądził iż zostawią go na jakiś czas samego, ale raczej zanosiło się na coś zupełnie przeciwnego. Po chwili do środka ktoś wpadł, przez te ciemności nie był w stanie określić kim była ta osoba. Słyszał tylko ciche szuranie, a następnie przed nim pojawiła się drobna dziewczyna, którą po raz pierwszy widział. Louis chciał ją spytać o co znowu chodziło, jednak zanim zdążył to zrobić nieznajoma nie mówiąc ani słowa wstrzyknęła mu coś w szyję. Niebieskooki wydał z siebie zduszony jęk, próbował się jakoś wyrwać, ale po raz kolejny uświadomił sobie, że było to niemożliwe, a na dodatek jeszcze bardziej obdarł sobie nadgarstki.

- Uspokój się - warknęła dziewczyna. - Nie umrzesz od tego, a przynajmniej jeszcze nie teraz - zaśmiała się złowrogo i natychmiast wyszła z pomieszczenia.

Tomlinson mimo bólu próbował się wyswobodzić, ale czuł, że coraz bardziej opadał z sił, a na dodatek wydawało mu się, iż powoli zaczynał tracić przytomność. Głowa zaczęła mu dziwnie pulsować, a dziwne szumy, które słyszał sprawiały, że miał ochotę płakać, a na dodatek zaczynał mieć trudności z oddychaniem. Chciał krzyczeć aby ktoś mu pomógł, ale nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku, naprawdę próbował w jakiś sposób się uspokoić, lecz było to dla niego dość trudne. Gdy był już przekonany, że wszystko wróciło w miarę do normalności, objawy się spotęgowały, a on wreszcie zaczął krzyczeć jak oszalały. Krzyk tak naprawdę nie pomagał, chociaż może odrobinę sprawiał, iż czuł się lepiej. Po kilku minutach wreszcie się zamknął, sam nie wiedział czy ból osłabł czy się do niego przyzwyczaił, a może po prostu wszystko straciło znaczenie. Wiedział, że go obserwowali, chciał zapytać ich czemu mu to robili, otworzył już usta, jednak nim zdążył cokolwiek powiedzieć stracił przytomność.

* * *

Louis otworzył oczy, a to co zobaczył sprawiło, że z powrotem je zamknął. Poczekał chwilę odliczając w myślach do dziesięciu, a następnie z powrotem otworzył oczy, jednak w dalszym ciągu nic się nie zmieniło. Znajdował się w szkole, a dokładniej z niej wychodził, dobrze pamiętał ten dzień, było to od razu po przedstawieniu, do którego tak długo i ciężko się przygotowywali. Szatyn nie miał pojęcia co się działo, ponieważ wiedział, że go porwano i po prostu nie mógł być tutaj. Rozejrzał się dookoła, jednak wszystko wyglądało dość zwyczajnie, lecz to nie sprawiło, iż się rozluźnił. Nie mając lepszego pomysłu skierował się w stronę parkingu gdzie stał jego samochód. Jak najszybciej pokonał całą odległość, wpatrywał się w jeden punkt i nie spuszczał z niego wzroku, ignorował ludzi, którzy kręcili się wokół niego, wiedział że powinien zaczekać na mamę lub siostrę, lecz musiał się stąd jak najszybciej wyrwać.

Wsiadł do auta, już miał zamiar ruszać i wrócić do domu, tak jak to zrobił tamtego dnia, gdy wydarzyło się coś dziwnego. Nagle zrobiło się ciemniej niż do tej pory, a wszyscy ludzie zniknęli, na środku parkingu znikąd pojawiał się jakaś postać, a za chwilę dołączyła do niej kolejna, wydawali mu się oni znajomi, jednak nie zrobił niczego aby się w tym upewnić. Jak sparaliżowany siedział w bezpiecznym pojeździe i tylko ich obserwował, gdyby miał zgadywać powiedziałby, że o coś się kłócili. W duchu gratulował sobie, iż zaparkował w takiej odległości, więc żadne z nich prawdopodobnie nie mogło go dostrzec. Próbował sobie przypomnieć skąd ich kojarzył, lecz nie potrafił, poza tym widział jedynie plecy jednej z osób, prawdopodobnie była to dziewczyna, gdy próbował przyjrzeć się drugiej osobie działo się coś dziwnego, zaczynała boleć go głowa i trochę rozmazywał mu się wzrok.

Zamknął na chwilę oczy, próbował poukładać sobie to wszystko w głowie, a przy okazji chciał rozgryźć jakim cudem znalazł się w tym miejscu jednocześnie będąc w innym. Chyba spokojnie mógł powiedzieć, że substancja, którą mu wstrzyknęli miała z tym coś wspólnego, tak jakby po stracie przytomności wylądował w przeszłości lub w swoich wspomnieniach, o których zapomniał.

Z tego co pamiętał tamtego dnia nic z tego w czym właśnie uczestniczył nie miał miejsca, więc pozostawała druga opcja, a mianowicie zapomniał o tym lub ktoś pokazywał mu coś o czym powinien wiedzieć. Po raz kolejny uświadomił sobie jak bardzo wszystko było popieprzone, a on tkwił w czymś nawet o tym nie wiedząc. Gdy o tym pomyślał w jego umyśle pojawiła się nieprzyjemna myśl, a mianowicie zaczął zastanawiać się czy Harry naprawdę był aż tak tego nieświadomy i gdy akurat wyjechał, jego zaraz porwano. Przypomniał sobie wieczór kiedy brunet został u niego na noc i jego tajemnicze słowa, których wtedy nie rozumiał, a teraz wydawały się one dość oczywiste, tak jak i cała sytuacja. Nie chciał wierzyć, że Styles miał z tym coś wspólnego, ale pewne rzeczy na to wskazywały i już sam nie wiedział co powinien o tym myśleć.

Próbował odpędzić od siebie te myśli, jednak skoro już ta opcja zagnieździła się w jego umyśle, wątpił aby tak łatwo o tym zapomniał. Wiedział, iż w jego życiu było tylko kilka osób, którym ufał, lecz teraz nie był pewien czy powinien to robić, może lepiej wyszedłby gdyby polegał tylko na własnych osądach, a może właśnie popełnił błąd odnośnie zielonookiego, ponieważ każdy go ostrzegał, a mimo tego i tak zrobił wszystko po swojemu. W jego umyśle kłębiły się przeróżne myśli, a on powoli tracił we wszystko wiarę, a w jego obecnej sytuacji była to jedna z gorszych rzeczy. Może właśnie o to im chodziło, chcieli w taki sposób go złamać, aby później bez skrupułów wyjawił wszelkie sekrety, które znał. Trochę im współczuł, ponieważ robili tyle, a i tak niczego specjalnego się nie dowiedzą. Louis w tym momencie był zadowolony z tego, że nie chciał o niczym wiedzieć, chociaż z drugiej strony mógł mieć przez to jeszcze większe problemy.

Pozostawił na moment swoje teorie i po raz kolejny skupił się na drugiej osobie. Zignorował wszystkie objawy, które natychmiast wróciły i uparcie wpatrywał się w jeden punkt. Minęło kilka chwil i nic nadzwyczajnego się nie działo, miał się już poddać gdy stała się kolejna dziwna rzecz. Wydawało mu się, iż czas stanął w miejscu, a on wreszcie mógł zobaczyć to co go tak bardzo ciekawiło. Zamrugał kilka razy, nie wierzył w to co widział, drugą osobą, która kłóciła się z dziewczyną był nie kto inny jak czarnowłosy mężczyzna, który najprawdopodobniej go porwał. Tomlinson w pierwszym momencie był przekonany, że się pomylił, ale nie było takiej możliwości. Zastanawiał się czy powinien coś zrobić czy dalej tylko i wyłącznie obserwować, miał już podjąć jakąś decyzję gdy los zrobił to za niego. Usłyszał dziwny dźwięk, a następnie wszystko ucichło, a on jakimś cudem znalazł się w zupełnie innym miejscu.

Potrzebował dobrej chwili aby uświadomić sobie gdzie się znajdował, a przede wszystkim kiedy to było, jednakże w dalszym ciągu nie przypominał sobie takiej sytuacji. Wiedział, iż znajdował się w parku, który często odwiedzał wraz z Aresem, ale na tym się kończyło. Nie miał pojęcia czemu czuł się tak bardzo zmęczony, jakby przebiegł jakiś maraton lub coś w tym stylu. Rozglądał się dookoła aby zrozumieć co powinien teraz zrobić, lecz nic nie przychodziło mu do głowy. Miał zamiar zawrócić i obejść cały park gdy wreszcie dostrzegł Aresa, który siedział obok Harry'ego. Bez zastanowienia ruszył powoli w stronę pupila, całą drogę przyglądał się chłopakowi, a przy okazji próbował przypomnieć sobie tę sytuację. Brunet był ubrany cały na czarno, co bardzo dobrze wyglądało z jego jasną karnacją, włosy miał związane w małego koczka, co według niego dodawało mu tylko uroku. Louis odruchowo poprawił swoją fryzurę, sam nie wiedział czemu to zrobił, w końcu Styles widział go w o wiele gorszy stanie.

- Nigdy więcej nie rób mi czegoś takiego - ukucnął zwracając się do psa. Szatyn nie miał pojęcia co się działo, ponieważ pragnął powiedzieć coś zupełnie innego, a te słowa same wyszły z jego ust. Chciał zapytać chłopaka o co w tym wszystkim chodziło, lecz z jakiegoś powodu nie mógł tego zrobić. Zajęło mu chwilę uświadomienie sobie, że naprawdę było to tylko i wyłącznie wspomnienie, więc nie mógł zrobić nic poza tym co wtedy zrobił/powiedział. Zastanawiał się, dlaczego nie pamiętał ich spotkania i nie znalazł żadnego rozsądnego wytłumaczenia. Wiedział jedynie, iż sam z własnej woli nigdy by o tym nie zapomniał.

Mimowolnie podniósł głowę, ujrzał najpiękniejsze zielone oczy na świecie, aż przez chwilę zapomniał o oddychaniu. Brunet posłał mu nieśmiały uśmiech, przez co na jego policzkach ukazały się urocze dołeczki. Louis przyglądał się Harry'emu o wiele dłużej niż powinien, wiedział że powinien się odezwać, ale nie wiedział co powiedzieć. Po kilku sekundach odchrząknął, podniósł się i wreszcie zwrócił do chłopaka.

- Dziękuję za złapanie mojego psa - odparł cicho. Pragnął w jakiś sposób pokazać, iż znają się od jakiegoś czasu, ale wszystko co próbował powiedzieć było w jakiś sposób blokowane. Mógł tylko się przyglądać oraz pozwolić aby ta wersja niego z tego wspomnienia przejęła kontrolę.

- Prawdę mówiąc on sam się przy mnie zatrzymał - powiedział, a następnie się podniósł.

Louisa trochę zatkało, a przynajmniej wtedy tak zareagował gdy usłyszał jego głos, przypomniało mu się, iż chciał aby Harry jeszcze coś powiedział, ponieważ pragnął go jeszcze posłuchać. Szatyn zbytnio się sobie nie dziwił, ponieważ do tej pory uwielbiał słuchać głosu zielonookiego. Nie miał pojęcia jak to się stało, ale wróciła mu pewna część wspomnień i miał ochotę zaśmiać się ze swoich przemyśleń. Musiał jednak przyznać, że wtedy to spotkanie naprawdę nie było przypadkowe i taki perfekcyjny chłopak siedział tam w swoim własnym celu.

- Mimo wszystko dziękuję - odpowiedział.

- Żaden problem.

Louis spuścił wzrok i spojrzał na swojego zwierzaka, było tyle rzeczy które chciał teraz zrobić, ale żadnej z nich nie mógł, a prawdę mówiąc Styles mu tego nie ułatwiał. Zastanawiał się czy powinien coś powiedzieć lub zaczekać aż coś jeszcze się wydarzył albo po prostu wrócić do domu i czekać na następny przeskok we wspomnieniach. Zrobił kilka kroków w tył, a wtedy Ares niespodziewanie sprawił, iż się potkał i prawie upadł, ale na szczęście w ostatniej chwili złapał go Harry.

Gdy się dotknęli stało się coś dziwnego, Tomlinson był przekonany, że właśnie miał się ,,przenieść'' gdzieś indziej, ale wydarzyło się coś zupełnie innego. W swojej głowie zobaczył jakieś przebłyski, tak jakby wspomnienia, ale tego również sobie nie przypominał. Zauważył polankę, otaczało ją pełno różnych drzew, wydawało mu się, że znajdował się w jakimś lesie, usłyszał jakiś głos, a następnie podszedł do niego chłopak, trochę starszy od niego. Mówił coś do niego, że ktoś ma bardzo mało czasu, ogarnęła go złość miał już coś odpowiedzieć, ale usłyszał przeraźliwy krzyk. Już miał się odwrócić i zobaczyć co się działo, ale wszystko zostało przerwane, a on powrócił do bruneta.

Niebieskooki odsunął się od Stylesa, nie wiedział co powinien myśleć o tym czego właśnie był świadkiem. To wszystko przypominało sny, które kiedyś miewał i które po jego pierwszym porwaniu zniknęły. Widywał się z Harrym i jakoś nigdy nic takiego się nie działo, więc nie rozumiał czemu tylko i wyłącznie wtedy coś takiego miało miejsce, a co ważniejsze czemu akurat niczego z tego nie pamiętał. Spojrzał na bruneta, który przyglądał mu się z zaciekawieniem, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, jednak podejrzewał iż on również to wszystko widział.

- T- też to widziałeś? - zapytał cicho.

- Co niby miałem widzieć - odparł przechylając nieznacznie głowę

Louis miał mętlik w głowie, rozumiał że może nie chciał się z nim tym podzielić, ale o wiele łatwiej było się przyznać niż zaprzeczać. Często zdarzało się, iż nie wiedział czym kierował się zielonooki robiąc lub mówiąc pewne rzeczy, lecz teraz to było zdecydowanie zbyt wiele. W jego głowie panował chaos, ponieważ z jednej strony było to wszystko co czuł w tamtym momencie, a z drugiej było to co już wiedział. Podejrzewał, że właśnie z tego powodu się tutaj znalazł, tak jakby ktoś pragnął mu pokazać, iż Harry zaczął mieszać w jego życiu wcześniej niż zakładał. To wszystko znowu sprowadzało się do jego teorii, chcieli go złamać, ale nie miał zamiaru im na to pozwalać.

- Ja cię znam.

- To niemożliwe, wierz mi - odparł spokojnie Styles.

Szatyn miał ochotę opowiedzieć mu o wszystkim co ich spotkało i o tym, że w pewnym sensie znał go lepiej niż inni, ale oczywiście nie mógł tego zrobić. Przeklął w duchu, przez te ograniczenia nie mógł załatwić tego czego chciał, miał wiele pytań i jeśli jakiś cudem wyjdzie z tego wszystkiego zmusi chłopaka aby mu to wytłumaczył. Tyle czasu minęło, a Harry nigdy nie wspomniał o tym spotkaniu, a z pewnością musiał o tym pamiętać.

- Znam cię - powtórzył.

Nie zamierzał się stąd ruszać zanim nie dostanie swojego potwierdzenia, minęła chwila gdy Ares zaczął szczekać jak opętany, a on wbrew swojej woli odwrócił się w jego stronę aby zobaczyć co się z nim działo. Wystarczyło jego jedno spojrzenie, a pupil natychmiast się uspokoił. Szatyn westchnął cicho, a następnie odwrócił się w stronę bruneta, jednak nikogo nie zobaczył. Louis mimowolnie cofnął się o kilka kroków w tył, wiedział w jaki sposób zniknął, lecz po prostu nie wierzył, że zostawił go w taki sposób i bez żadnego wyjaśnienia.

- Przepraszam - odezwała się młoda kobieta, która do niego podeszła. - Zgubiłeś się albo potrzebujesz jakieś pomocy?

Niebieskookiego zatkało, w pierwszym momencie jej nie poznał, ale gdy się przyjrzał zorientował się, iż tą dziewczyną była Madeline, znajoma Harry'ego. Już wcześniej nie rozumiał tego co się działo, jednak teraz w jego głowie panował zupełny chaos, a on zupełnie nie wiedział co o tym myśleć.

- Nie, wszystko jest w porządku.

- Och, jak uważasz - odpowiedziała czarnowłosa i jak najszybciej od niego odeszła.

- Przepraszam! Widziała może pani dokąd poszedł mój przyjaciel? - spytał gdy do niej podbiegł.

- Jaki przyjaciel? - zapytała robią przy tym dziwną minę, Louis miał wrażenie, że trochę się go bała i naprawdę miał ochotę pogratulować jej zdolności aktorskich. Gdyby nie był wszystkiego świadomy z pewnością pomyślałby, iż coś było zdecydowanie nie tak.

- Ten z którym rozmawiałem, mniej więcej w moim wieku, ubrany na czarno, miał związane włosy.

- Nikogo nie widziałam, twój pies szczekał, a ty rozmawiałeś sam ze sobą, dlatego podeszłam.

Tomlinson miał ochotę zaśmiać się jej w twarz i powiedzieć aby przestała kłamać, jednak wtedy znowu usłyszał ten dźwięk, a wszystko zaczęło mu się rozmazywać przed oczami. Wiedział co to znaczyło, więc już się tego nie obawiał, bardziej bał się tego czego mógł jeszcze się dowiedzieć.

Leżał w swoim łóżku i tylko tego był pewien, potrzebował chwili aby zorientować się, w którym momencie swojego życia się znajdował. Coś podpowiadało mu, że było to kilka godzin po tym jak po raz pierwszy spotkał Harry'ego. Poczuł na sobie czyjś wzrok, więc niechętnie spojrzał w tamtym kierunku, na początku nikogo nie dostrzegał, lecz z czasem uświadomił sobie, że był tutaj zielonooki. Wstał z łóżka, a następnie zrobił kilka kroków w kierunku Stylesa, ale ten w dalszym ciągu stał nieruchomo. Mimo, iż nie widział go zbyt dokładnie, czuł że to był właśnie on. Podszedł jeszcze bliżej i wreszcie dostrzegł jego twarz, cofnął się mimowolnie, a następnie wyszeptał kilka słów.

- To ty.

Brunet w dalszym ciągu się nie odzywał, tylko przyglądał się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Louis miał ochotę powiedzieć mu aby się nie wysilał i po prostu powiedział czego chciał. Nie rozumiał tego wszystkiego i prawdę mówiąc nie wiedział czy chciał zrozumieć.

- Co ty tu robisz? - zapytał.

- To nie jest ważne - odpowiedział przybliżając się do szatyna.

Tomlinson cofnął się, chcąc nie chcąc musiał utrzymywać między nimi dystans, więc po prostu dostosowywał się do sytuacji. Zastanawiał się o co mógłby jeszcze zapytać, podejrzewał że prędzej czy później coś powie, coś co pewnie nie będzie miało żadnego wpływu na dalsze wydarzenia. Niebieskooki żałował, iż nie mógł pytać o to czego chciał się dowiedzieć, a zamiast tego zadawał jakieś beznadziejne pytania, które niczego nie wnosiły.

- Jakim cudem tak szybko zniknąłeś?

- Nie powiedziałbym, że to było szybko - odparł.

- Odwróciłem się tylko, a ciebie już nie było - powiedział szatyn.

- Pewnie mnie nie zauważyłeś - odpowiedział, a następnie wyminął go i rozsiadł się na łóżku.

Louis miał ochotę się zaśmiać, ponieważ było to tak oczywiste zagranie Harry'ego. Przez te kilka miesięcy znajomości zdążył się przyzwyczaić do jego pewnych zachowań i miło było widzieć, że naprawdę tak się zachowywał i przynajmniej to nie było żadną grą. Cofnął się pod okno, chociaż miał ochotę usiąść koło chłopaka i po prostu się do niego przytulić. Pragnął usłyszeć jak mówi, że wszystko będzie dobrze i niedługo go znajdzie, więc nie powinien się o nic martwić.

- Nie powinno cię tu być - odezwał się ściszonym głosem.

Brunet spojrzał na niego i powoli podniósł się ze swojego miejsca, Louis nie spuszczał z niego wzroku, obserwował jak podchodził do niego niczym drapieżnik polujący na swoją ofiarę, lecz nie odczuwał strachu. Styles nachylił się do niego, a następnie wyszeptał mu do ucha,

- Ciebie też nie powinno tutaj być.

- Nie rozumiem.

- Wiem - odparł cicho. - Do zobaczenie Louis - dodał i zniknął. Tomlinson usiadł na podłodze, miał coraz większy mętlik w głowie, nawet pomimo swojej wiedzy, nie miał pojęcia o co chodziło zielonookiemu. Równie dobrze wszystko co właśnie przeżywał mogło być jednym wielkim kłamstwem i nic z tego nigdy nie miało miejsca. Zastanawiał się czemu niczego z tego nie pamiętał i kto był odpowiedzialny za jego zaniki pamięci.

Wstał powoli, ale musiał się czegoś złapać inaczej by upadł, jakimś cudem doszedł do łóżka i rzucił się na nie, pragnął aby wszystko się skończyło, bo zdecydowanie wolał wrócić do tej piwnicy aby zmierzyć się z tym co go czekało niż dalej dowiadywać się takich rzeczy. Zamknął oczy pozwalając aby zalała go fala wspomnień, a przy okazji tworzył sobie listę tego czego nie wiedział i nie rozumiał. Spędził kilka godzin na tym wszystkim, jednak nie czuł aby w zmarnował swój czas, w końcu i tak niczego nie mógł zrobić. Przewrócił się na plecy, a za chwilę ponownie pojawiły się te dziwne rzeczy, miał nadzieję że teraz wróci do siebie.

Otworzył ponownie swoje oczy, tym razem znajdował się we właściwym miejscu, a przynajmniej tak mu się wydawało. Nie wiedział jak to się stało, że leżał na brudnej podłodze w miejscu gdzie go przetrzymywano, jednak na razie się tym nie przejmował. Powoli podniósł się z ziemi, potrzebował chwili aby upewnić się, iż się nie przewróci i dopiero gdy był pewien postanowił zrobić kilka kroków. Dość chwiejnie przeszedł do końca pomieszczenia, oparł się o ścianę, a następnie zaczął myśleć o tym wszystkim co widział. Nie był pewien czy było to prawdziwe czy jedynie chcieli nim manipulować i wymyślili coś takiego, cokolwiek to było. Louis w dalszym ciągu nie rozumiał tego co się wydarzyło, a co ważniejsze w jaki sposób to działało. Podejrzewał, że w jakimś sposób namieszali w jego wspomnieniach albo pokazali mu coś o czym nie pamiętał.

Starał się nie myśleć o Harrym, ponieważ wtedy zacząłby kwestionować wszystko co robił brunet oraz to co działo się między nimi. Zdawał sobie sprawę, iż właśnie to co mieli mogło być kłamstwem, a zielonooki w dalszym ciągu bawił się jego kosztem. Zaczął przypominać sobie ostatnie tygodnie z chłopakiem i powoli zaczął wątpić, mimo iż tego nie chciał. Musiał przyznać, że jeśli taki był ich cel to w pewnym stopniu im się udało, ponieważ przeżywał teraz wewnętrzny kryzys. Zamiast odepchnąć od siebie te myśli pozwalał aby zamieniały się one w truciznę, która niszczyła go od środka. Osunął się na podłogę, nie miał już sił by dłużej z tym wszystkim walczyć, może powinni wreszcie do niego przyjść i raz na zawsze to zakończyć. Nie chciał umierać, ale jeśli było to jedyne rozwiązanie chyba mógł sobie z tym poradzić.

Pogrążył się w rozpacz i nawet nie dostrzegł, iż nie znajdował się sam w pomieszczeniu. Zajęło mu dobrą chwilę aby się zorientować, że ktoś stał przy drzwiach i przyglądał mu się z zaciekawieniem. Podniósł głowę, ujrzał tego samego szarookiego mężczyznę, podejrzewał iż właśnie teraz zacznie się ta część z pytaniami.

- Co mi zrobiliście? - zapytał.

- Nic takiego, po prostu ci pomogliśmy - odpowiedział chłodno. - Co widziałeś?

Szatyn zastanawiał się czy odpowiedzieć na jego pytanie czy udawać, iż nic nie widział albo że niczego z tego nie pamięta. Był ciekaw czy przejrzeliby jego grę, a najważniejsze czy czekałyby go jakieś konsekwencje. Niby nic z tego i tak nie mogło im pomóc, więc równie dobrze mógł wspomnieć o pewnych rzeczach.

- Ciebie i jakąś dziewczynę, kłóciliście się - odparł obserwując mężczyznę.

- Ciekawe - mruknął. - Coś jeszcze?

- Nie.

- Ciekawe - powtórzył cicho. - Przyjdę do ciebie później, więc zastanów się nad swoją odpowiedzą - dodał i opuścił pomieszczenie.

Tomlinson westchnął głośno, nie spodziewał się że będzie tak ciężko, a tak naprawdę wszystko trwało niecałe 5 minut. Wiedział, iż później będzie jeszcze gorzej, a on już sam nie wiedział czy powinien o tym mówić. Jakby się nad tym zastanowić nie był zobowiązany aby trzymać w sekrecie spotkanie z Harrym, jednak było w tym coś takiego i wolał zachować to tylko dla siebie.

Oparł głowę o ścianę, a następnie zamknął oczy, nadal czuł się zmęczony i nie wiedział jak sobie z tym poradzić. Mógł przespać się kilka godzin, jednak wydawało mu się, iż był to kiepski pomysł. Zastanawiał się czemu tym razem go nie związali, nie żeby mu to przeszkadzało, zakładał że miało to związek ze zniknięciem wszystkich tych dziwnych przedmiotów i krzesła. W tym momencie nawet nie miał czym się bronić, na swoją siłę nie liczył, bo ledwo siedział, a co dopiero mówić o jakiś bójkach.

Usłyszał huk, który sprawił że nieznacznie podskoczył, zerwał się natychmiast z podłogi i podbiegł do drzwi. Wydawało mu się, iż wszystko ucichło, ale równie dobrze mógł to być początek. Policzył w myślach do dziesięciu, a następnie się pociągnął za klamkę, nie spodziewał się niczego, ale to co się stało dało mu trochę nadziei. Drzwi się otworzyły, podejrzewał iż mogła to być pułapka, lecz i tak musiał przynajmniej spróbować. Czym prędzej opuścił pomieszczenie, wszędzie panowały ciemności co nie ułatwiało ucieczki, jednak zdążył się do tego przyzwyczaić. Ruszył przed siebie, dotarł do schodów, które prowadziły na górę, mógł się jeszcze wycofać i udawać, że cały czas siedział tam gdzie go zamknięto albo mógł pokonać kilka stopni i zobaczyć co było po drugiej stronie. Nie zastanawiał się nad tym zbyt długo, w zasadzie zanim zdążył nabrać jakiś wątpliwości wszedł na schody i ruszył na górę.

Uchylił drzwi i zerknął przez szparę, gdy zorientował się iż nikogo nie było w pobliżu roztworzył je szerzej i jak najciszej przez nie przeszedł. Jak gdyby nic zamknął je za sobą, a następnie cicho skręcił w prawy korytarz, zakładał że znajdowali się w jakimś dziwnym budynku, więc było o wiele trudniej uciec, chociaż z drugiej strony mógł gdzieś się schować aby zdobyć trochę czasu na dalsze przemyślenia. Znalazł jakieś drzwi, szarpnął za klamkę, ale były zamknięte, przeklął w duchu swojego pecha i poszedł dalej. Wydawało mu się, iż kręcił się w kółko, jednak z wielu powodów nie było to możliwe, w oddali zauważył kolejne drzwi, podszedł do nich dość chwiejnym krokiem. Louis oparł się o ścianę, potrzebował chwili aby się przygotować na dalsze przeszkody. Coraz bardziej opadał z sił i tak naprawdę nie był pewien co to powodowało, może ten zastrzyk, a może chodziło o coś zupełnie innego. Pociągnął za klamkę, był ogromnie zaskoczony gdy okazało się, że tym razem trafił na dobry ślad. Przeszedł przez drzwi, znalazł się w ogromnym i pustym pomieszczeniem, wiedział iż nie miałby gdzie się ukryć, więc nie zawracał sobie tym głowy i wyszedł na środek.

- Co ty tu kurwa robisz?

Usłyszał czyjś głos za swoimi plecami, odwrócił się powoli w jego stronę, dostrzegł mężczyznę w średnim wieku, który przyglądał mu się z zagadkowym wyrazem twarzy. Niebieskooki nie odpowiedział ani nie czekał na ruch ze strony nieznajomego, tylko czym prędzej rzucił się w kierunku drzwi. Zdawał sobie sprawę z tego jak małe miał szanse, ale skoro dotarł do tego momentu mógł jeszcze raz spróbować, bo zawsze jakimś cudem mogło się udać. Wydawało mu się, że naprawdę wydostanie się z tego budynku, dostrzegał już wyjście gdy nagle upadł na podłogę, a przy okazji zrobił sobie coś w nogę, nie mówiąc o rozwalonym nosie. Zignorował ból i dość szybko się podniósł, jednak było już za późno, bo przed nim pojawił się facet, którego widział. Szatyn westchnął cicho, wiedział iż na tym kończyła się jego spektakularna ucieczka, mógłby dalej próbować i walczyć, ale byłoby to bezsensowne.

Mężczyzna, który go złapał zbytnio nie przejmował się tym, że robił mu krzywdę, a on nie zamierzał mu tego uświadamiać. Louis w duchu ponownie przeklął swojego pecha przez którego prawdopodobnie znalazł się w jeszcze gorszych tarapatach. Było już tak blisko aby się od nich uwolnił i oczywiście na ostatniej prostej musieli go złapać. Czuł krew spływającą po buzi, jednak nie miał możliwości by w jakikolwiek sposób się wytrzeć. Podejrzewał, iż pewnie tak wszystko się skończy, ale mimo tego nie żałował próby ucieczki, bo zdecydowanie lepiej było coś zrobić niż czekać na to co przygotował los.

Wrzucono go z powrotem do piwnicy, ale tym razem zamknęli za sobą drzwi, szatyn próbował podnieść się z podłogi, lecz ból nogi mu to uniemożliwiał. Nie sądził aby złamał jakąkolwiek kość, jednak i tak go bolało, przekręcił się na plecy i po prostu leżał wpatrując się w brudny sufit.

- Gdzie jesteś? - wyszeptał sam do siebie. - Obiecałeś mnie chronić, a tymczasem pozwalasz aby to wszystko się działo.

Niebieskooki wiedział, że było to niesprawiedliwe, ponieważ tak naprawdę nie wiedział co robił Harry. Miał nadzieję, iż go szukał, chociaż z każdą mijaną chwilą coś w nim umierało. W tym momencie nie czuł się silny, mało tego wydawało mu się, że już dłużej tego wszystkiego nie wytrzyma. Musiał walczyć, bo miał dla kogo, ale było to ciężkie, a chwilami po prostu niemożliwe. Ostatnim czego potrzebował było użalanie się nad sobą i sytuacją, w której się znajdował, jednak chyba tego potrzebował. Chciał jeszcze coś dodać gdy do środka niczym burza wpadł czarnowłosy, mężczyzna złapał go za ramię i bez słowa postawił na nogi. Tomlinson syknął z bólu i natychmiast wyszarpał się z uścisku nieznajomego.

- Byliśmy dla ciebie mili, a ty robisz coś takiego. Myślisz, że skoro Styles się koło ciebie kręci możesz pozwalać sobie na wszystko? Pewnie liczysz, że pojawi się tutaj i uratuje cię niczym rycerz na białym koniu. Powiem ci coś, nic takiego nie będzie miało miejsca, więc zapomnij i współpracuj, zbyt bardzo na nim polegasz, a z tego co wiem on nie robi nic aby się odszukać.

- Kłamiesz - wyszeptał szatyn. - On mnie szuka.

- Minął już tydzień, ktoś z jego możliwościami już dawno by cię znalazł, więc zastanów się co jeszcze tutaj robisz. Myślałeś, że mu zależy, prawda? Pogódź się z rzeczywistością, a lepiej na tym wyjdziesz. Dam ci czas do namysłu, więc mądrze go wykorzystaj.

Gdy został sam pozwolił aby pojedyncza łza spłynęła mu po policzku. Nie chciał wierzyć w te słowa, ale co jeśli były one prawdą. Co jeśli Harry naprawdę nie robił niczego aby go znaleźć?

* * *

Kolejne dni mijały, a on w dalszym ciągu pozostawał w tym samym miejscu, a jego wiara w odnalezienie przez kogokolwiek znajdowała się na dość niskim poziomie. Starał się o zbytnio nad tym nie zastanawiać, jednak było to dla niego wyzwaniem, w końcu całe dnie nic nie robił. Nadal nie wierzył w słowa szarookiego mężczyzny, ale powoli coś w nim pękało i bał się tego co stanie się po tym gdy uświadomi sobie, iż nic mu nie pozostało. Po jego próbie ucieczki coś się zmieniło i nie był pewien czy była to dobra zmiana, oczywiście cieszył się, że nigdzie go nie przywiązywali ani nie robili mu żadnej krzywdy, ale mogło to być celowe zagranie aby im zaufał. Możliwe, iż zbyt mocno kombinował i ich zachowanie mogło nie mieć żadnych ukrytych motywów.

- Więc powiesz mi co jeszcze widziałeś?

- Nic nie widziałem - powiedział szatyn, powoli zaczynał mieć dosyć ich codziennej pogawędki.

Podejrzewał, że popełniał błąd dalej brnąc w kłamstwa, ale wydawało mu się to właściwe i postanowił się tego trzymać. Nie wiedział czemu tak bardzo zależało im na usłyszeniu od niego prawdy, w końcu nie było tam niczego co mogłoby ich zainteresować. Zastanawiał się kiedy cierpliwość mężczyzny się skończy, a ważniejsze co będzie w stanie mu zrobić aby dowiedzieć się tego co widział. Louis wpatrywał się w ścianę, a przynajmniej udawał, bo tak naprawdę dyskretnie go obserwował. Wiedział, że na razie nie mogli mu niczego zrobić, więc mógł wszystko przeciągnąć i czekać na cud. Ryzykował wiele, ale było to lepsze od podania im informacji, których chcieli i czekania co dalej zrobią.

- W porządku - warknął. - Przyprowadźcie go!

Szatyn poprawił się na swoim miejscu, nie wiedział czego powinien się spodziewać, ale z pewnością niczego dobrego. Cierpliwie czekał, lecz z każdą mijaną sekundą miał coraz gorsze przeczucia. Tomlinson chciał zapytać mężczyznę co znaczyły te wrzaski, które dobiegały zza drzwi, jednak zdążył ugryźć się w język zanim cokolwiek powiedział. Wiedział, że to co przygotowali musiało być czymś dużym i miało na celu złamanie jego oporu, jednak nie spodziewał się czegoś takiego. Zerwał się z podłogi gdy zauważył kogo wprowadzili go pomieszczenia.

- Louis - wyszeptał Scott gdy dostrzegł szatyna.

Nie wiedział czemu zdecydowali się na taki krok i wplątali we wszystko kogoś kto nie zrobił niczego złego. Chciał coś powiedzieć albo przynajmniej podejść do przyjaciela, ale dwóch osiłków go złapało i nie pozwoliło aby się ruszył. Podejrzewał, iż to właśnie miała być jego kara za to co robił od momentu porwania. Popchnęli chłopaka przez co upadł na podłogę, szatyn pragnął mu pomóc, ale jak miał to zrobić, skoro nie potrafił pomóc nawet sobie.

- Może to będzie dla ciebie odpowiednią motywacją - rzucił mężczyzna, a następnie kopnął Scotta w brzuch. Szatyn próbował wyrwać się osobom, które go przytrzymywali, szarpał się z nimi, ale nie przynosiło to żadnych efektów.

- Zostawcie go! - krzyknął. - Powiem wam co chcecie wiedzieć.

- Za późno - odrzekł. - Będziesz patrzył na to co robimy z twoim przyjacielem, a jeśli dalej będziesz stawiał opór znajdziemy i przyprowadzimy następną osobę.

Wszystko działo się w zastraszająco szybkim tempie, po chwili dwóch kolejnych mężczyzn weszło do pomieszczenia i od razu zaczęli bić chłopaka. Louis krzyczał i błagał aby go zostawili, a zamiast niego wzięli jego, lecz nic nie robili sobie z tych słów. Gdy zaczynał wspominać coś o tym czego był świadkiem od razu go uciszali jakby już ich to nie obchodziło. Próbował nie patrzeć na to co robili ze Scottem, ale nie pozwalali mu odwrócić wzroku. Nie był w stanie przyglądać się temu, na jego oczach katowali jednego z jego przyjaciół i to z jego winy. Prosił w myślach aby to się wreszcie skończyło, żeby ktoś ich z tego wyciągnął zanim stanie się coś jeszcze gorszego. Niestety jego prośby zostały bardzo źle zrozumiane i zamiast otrzymania pomocy, wydarzyło się coś co miało wszystko przekreślić. Szarooki mężczyzna wyjął pistolet, a następnie z złowrogim uśmiechem odwrócił się w jego stronę. Jeśli tak miało się skończyć i swoją śmiercią miał jakoś pomóc przyjacielowi był z tego zadowolony, mimo iż nie tak wyobrażał sobie swoją śmierć.

- Jakieś ostatnie słowa do przyjaciela? - spytał.

Nie odpowiedział, chciał aby wszystko raz na zawsze się skończyło. Zamknął oczy i zaczął myśleć, wydawało mu się, że może tak będzie lepiej, ponieważ nie będzie mógł zranić nikogo więcej ani wyjawić czegoś co mogłoby zaszkodzić Harry'emu. Nawet na sam koniec jego myśli powróciły do Stylesa i wszystkich miłych chwil, które razem spędzili. Zastanawiał się czy gdyby ich poprosił pozwoliliby mu się jakoś pożegnać, jego mama zdecydowanie zasługiwała na jakieś słowa za te problemy, które jej sprawiał.

- Jak chcesz - mruknął. - Pamiętaj, że miałeś taką możliwość, ale z niej nie skorzystałeś - dodał i strzelił.

Tomlinson nie spodziewał się, iż tak szybko pójdzie, nawet niczego nie poczuł co było dla niego zaskoczeniem. Był przekonany, że czarnowłosy będzie wolał go torturować niż tak szybko zakończyć jego życie. Usłyszał ciche szepty, a to dało mu do myślenia, więc powoli otworzył oczy. Louis nadal znajdował się w piwnicy, nadal dwóch facetów go przytrzymywało, a co ważniejsze w dalszym ciągu żył. Przeniósł wzrok na szarookiego, który przyglądał mu się z zaciekawieniem.

- Nie rozumiem - wyszeptał. - Przecież...

- Chyba nie myślałeś, że cię zabijemy - odparł. - Damy ci trochę czasu, może teraz będziesz chciał się pożegnać - dodał i opuścił pomieszczenia, a za nim wyszli pozostali. Niebieskooki powtarzał sobie w głowie słowa, które usłyszał, dopiero po kilku minutach uświadomił sobie co one znaczyły.

Upadł na kolana, chciał aby to wszystko już się skończyło, ponieważ naprawdę nie miał sił by to przezwyciężyć. Po raz kolejny przekonał się, iż sprowadzał nieszczęścia i cierpienia na swoich bliskich. Gdyby tylko mógł znalazłby się na miejscu Scotta, bo na to zasługiwał, jednak mógł tylko przyglądać się temu co mu zrobili. Wątpił aby kiedykolwiek zapomniał o krzykach chłopaka, już zawsze będzie go to prześladować i nie było od tego odwrotu. Pragnął zacząć nowe życie z dala od kłopotów, chciał być inną, lepszą osobą, a teraz nie mógł już tego mieć.

Tomlinson uświadomił sobie, że teraz naprawdę było mu wszystko jedno co dalej z nim zrobią. Stracił jakąkolwiek wiarę w to, że ktoś go znajdzie, a nawet tego nie chciał, ponieważ wszystko byłoby lepsze niż życie ze świadomością, iż przyczynił się do śmierci kolejnego ze swoich przyjaciół, najpierw Jasmine, a teraz Scott. Kto następny miał stracić życie tylko i wyłącznie, dlatego że go znał?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro