34) Eskorta

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tonks stała w samej bieliźnie naprzeciwko dużej szafy, wybierała odpowiednie przepranie. Chwyciła do ręki to co uważała za stosowne i udała się w stronę łazienki, w której była już Sara.

- Idziesz gdzieś? – zapytała podejrzliwie Tonks. Nie wiedziała czemu, ale od czasu kiedy dowiedziała się o Sarze i Franczescu nie mogła przestać być oschła wobec przyjaciółki. Tak jak obiecały razem z Amelią, nie pisnęły nikomu słówka o ukrywanym do tej pory związku. Zakochani sami chcieli to wszystkim powiedzieć. Tym czasem nadszedł pierwszy września i Dora dziś miała odprowadzić Harry'ego na stację King's Cross.

- Tak, umówiłam się z Franczesciem. – odpowiedziała Lucky, malując rzęsy. – Chyba nie jesteś zła?

- Nie, nie... - odparła smutno Tonks i zaczęła wciągać na siebie za dużą spódnicę w szkocką kratę. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie jak powinna wyglądać. Skurczyła się trochę, a właściwie zgarbiła, tu i ówdzie przybrała i pomarszczyła się. Po jej różowych włosach nie było już śladu, teraz zastępowały je siwe loki. – I jak wyglądam?

- Boże, Tonks! –wystraszyła się Sara na widok staruszki w swojej łazience. – Nikt się nie domyśli, że to ty, babciu!

- Dobra, to ja uciekam. – powiedziała nakładając na głowę purpurowy beret.

- Powodzenia! – krzyknęła za nią Sara."Tobie również" – dopowiedziała w myślach Tonks i deportowała się.

***

Stała na rogu i czekała, aż wszyscy się pojawią. Prawdę mówiąc, chciała to mieć już za sobą, zająć się poszukiwaniem, ale z drugiej strony cieszyła się, że może odprowadzić przyjaciół. Zauważyła, że grupa ludzi wychodzi z jednego z domów, a przed nich wybiegł pies i podbiegł do Nimfadory.

- Spadaj kundlu. – mruknęła, a ten zaczął warczeć na nią. – Oj uraziłam twoją psią dumę, Wąchaczu? – zaśmiała się i podrapała psa za uchem, na co Łapa zamachał ogonem. – Cześć, Harry! – zawołała i puściła do zdziwionego chłopaka oko. – Musimy się pośpieszyć, co nie Molly?

- Wiem, wiem, ale Szalonooki chciał poczekać na Sturgisa...- jęknęła Molly i zaczęła się użalać nad Arturem, ministrem i wszystkim po kolei. Syriusz natomiast bawił się wspaniale. Biegał, szczekał, skakał i straszył koty ku uciesze Harry'ego i Tonks. Widać było, że potrzebował spaceru, potrzebował wyrwać się na chwilę z domu.

Zanim dotarli na stację King's Cross minęło trochę czasu. W końcu zatrzymali się przy barierce dzielącej peron dziewiąty i dziesiąty. Tonks jako pierwsza oparła się o nią niby przypadkiem i dostała się do świata magii. Widok czerwonej lokomotywy przywrócił wspomnienia z Hogwartu, z dzieciństwa, z czasów gdy nic nie było skomplikowane.

- Mam nadzieję, że reszta zdąży. – powiedziała Molly z niepokojem. Co chwile ktoś zwracał uwagę na bawiącego się Syriusza, który machał ogonem za każdym razem gdy ktoś podszedł. – Och, nareszcie! Jest Alastor z bagarzem. – wskazała ukradkiem na Moody'ego z czapką tragarza nasuniętą na magiczne oko. Dora i Harry spojrzeli po sobie i ledwo zdusili w sobie śmiech.

- Wszystko w porządku, nikt nas nie śledził... - mruknął w stronę Tonks i Molly. Stali tak próbując nie zwracać na siebie uwagi i czekali na resztę.

***

Rany z ostatniej pełni dawały mu się we znaki, co prawda stosował maści i te lżejsze obrażenia zagoiły się, ale te poważniejsze... Zacisnął zęby, spojrzał na bliźniaków i Ginny.

- Będziemy musieli już iść. – stwierdził spoglądając na swój zegarek.

- Szkoda, że w Hogwarcie nie ma takiej Tonks. – stwierdziła Ginny przeczesując ręką włosy.

- Zobaczysz się z nią niedługo. – poklepał ją delikatnie po plecach Remus.

- Dopiero na święta, a kto wie... W między czasie będzie miała dużo misji.

- Chyba nie tracisz wiary w Tonks. – oburzył się George.

- Dobra, spokój. – uciszył ich Remus, starając się nie pokazać, że przypuszczenia o jakimkolwiek wypadku Dory. Szli dalej w milczeniu, Lupin rozglądał się co chwilę, ale nikogo nie było. Najwidoczniej dzisiaj będzie spokojnie. Bez problemu przedostali się na peron i odnaleźli resztę.

- Bez problemów? – zapytał na powitanie Moody.

- Bez najmniejszych. – odpowiedział Remus, a potem zaczął żegnać się z dzieciakami. Na sam koniec podszedł do Harry'ego. – Uważaj na siebie, Harry.

- Tak, Potter, nie szukaj guza i miej oczy otwarte. – powiedział Moody ściskając dłoń Harry'emu. Remus spojrzał na Tonks, która w postaci starszej pani żegnała się z dziewczynami.

- Fajnie było was poznać! – stwierdziła przytulając Hermionę.

- Umówiłam się z mamą, żeby przekazywała ci listy ode mnie. – poinformowała ją Ginny i mocno przytuliła Tonks.

- Pisz, ale uważaj co piszesz. – ostrzegła ją Dora.

- Właśnie! Zanim coś napiszecie, najpierw pomyślcie. A jak będziecie mieć wątpliwości, to najlepiej w ogóle nic piszcie. – powiedział dosadnie Moody.

- No dobrze, wszystko macie? To wsiadajcie! – popędzała ich Molly. Harry zanim wsiadł do pociągu zatrzymał się i spojrzał smutna na Syriusza. Łapa stanął na tylnich łapach i oparł się o chłopca, tak jakby chciał mu coś powiedzieć, ale Molly wepchnęła chłopca i syknęła. – Na miłość boską, zachowuj się bardziej jak pies.

Stali tak jeszcze machając za oddalającym się Expressem. Tonks zazdrościła dzieciakom. Bardzo chciałaby wrócić do zamku i do beztroskiego życia bez pracy, bez problemów osobistych. Starała sobie wmówić, że jest dobrze, że wszystko jest tak jak być powinno, ale z każdym dniem wszystko wymykało jej się z rąk coraz bardziej.

- Wracajmy już. Nie powinniśmy zwracać na siebie uwagi. – zauważył Moody. Szalonooki nasunął czapkę na swoje magiczne oko i pchnął wózek w stronę przejścia. Artur chwycił Molly pod ramię i wyszli razem na mugolski peron.

- Pozwolisz babciu? – zapytał Remus podając ramię Tonks, a ona uśmiechnęła się tylko i chwyciła go. Lupin zagwizdał i przy jego nodze pojawił się Syriusz. Kiedy szli wolno wzdłuż torów, Tonks napotkała spojrzenie pewnej blond pary, Malfoyów. Zimne spojrzenie Lucjusza powędrowało w stronę Łapy, który merdał wesoło ogonem. Spacerowali ulicami Londynu.

- Powiedz mi synku czy on się zdenerwuje jak dowie się o naszym spacerku z psem? – zagadnęła Remusa i wskazała ręką na Wąchacza.

- Z pewnością tego nie pochwali. Wydaje mi się jednak, że to zrozumie. – zauważył Lupin.

- Nie byliśmy najostrożniejsi... Czy to możliwe, żeby ktoś wiedział jak Wąchacz wygląda?

- Nie sądzę... Zawsze starał się kamuflować, chociaż... kilka osób możne go rozpoznać. – powiedział po dłuższym namyśleniu. „Czyli mój wujaszek mógł go rozpoznać... Ale to niekonieczne, mógł po prostu się spojrzeć." – Dlaczego pytasz?

- Nie ważne. Lepiej zabierzmy go do domu. – powiedziała beztrosko.

***

Chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi. Już od rogu słyszała śmiech z salonu. Rozpoznała głosy, kolejna randka Franczesca i Sary. Cały czas się spotykali, ciągle widziała ich razem. Starała się cicho przemknąć przez korytarz, być niezauważoną.

- Tonks, co się tak skradasz? – zawołała Sara. Siedziała na kolanach Fraczesca i uśmiechała się promiennie.

- Cześć, Tonks! – pomachał jaj Włoch.

-Cześć, nie chciałam wam przeszkadzać. – powiedziała Dora, unikając ich spojrzenia.- Pójdę już...

- Czy ona mnie nie lubi? – zapytał jeszcze zanim Tonks zniknęła za drzwiami swojego pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro