36) Ty cholerny, stary głupcze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od dawna nic nie wprawiło jej w tak dobry nastrój jak trzy bilety, które właśnie trzymała w ręce. Koncert Fatalnych Jędz miał się odbyć za miesiąc, a Dora wykupiła ostatnie wejściówki. To o czym najbardziej teraz marzyła było już na wyciągnięcie ręki.

- Wróciłam! – krzyknęła zatrzaskując drzwi i ściągnęła z nóg znoszone trampki.

- Jesteśmy w kuchni. – odezwała się Sara z drugiego końca korytarza. „Jesteśmy, bo jak mogłabyś być sama" – pomyślała Tonks. Lucky stała przy blacie i za pomocą różdżki mieszała coś w misce, a Franczesco szukał czegoś w lodówce. Gdy tylko ujrzał Dorę oznajmił:

- Pieczemy ciasto, chcesz się dołączyć?

- Nie wiesz co... nie jestem w tym najlepsza. – obdarzyłam go wymuszonym uśmiechem. – Saro zobacz co mam?

- Nie wierzę! – wykrzyknęła Lucky kiedy Dora pomachała jej biletami przed nosem.

- To uwierz. – wyszczerzyła się Nimfadora.

- Ale jak?!

- Ostatnie trzy wejściówki, musiałam się o nie bić. – zaśmiała się Tonks. – Ja, ty i Amelia na koncercie Fatalnych Jędz!

W tym momencie obie zaczęły skakać i piszczeć, a Fran przyglądał się im z rozbawieniem. Wiedział, że najlepsza przyjaciółka jego ukochanej go nie lubi, ale cieszył się gdy obie korzystały z swojej obecności, nawet jeśli był wtedy odsunięty na bok.

-Amelia wie?

- Jeszcze nie, pomyślałam, że to będzie idealny prezent na urodziny. – zawołała Dora.

- Jesteś genialna, Tonks! Słuchaj musimy jej zrobić przyjęcie! – zaproponowała podniecona Sara.

- Oczywiście, że zrobimy!

***

Atmosfera w Biurze Aurorów stawała się coraz bardziej napięta. Nic dziwnego, każdy chciał wiedzieć jak skończy się sprawa seryjnego mordercy i porywacza, ale nikt jakoś nie śpieszył się by pomóc czwórce zmęczonych aurorów w znalezieniu tego człowieka.

Każdy dzień w pracy nie przybliżał ich nawet o odrobinę do rozwiązania sprawy, za to coraz bardziej ich dołował. Hestia powoli nie wytrzymywała psychicznie i można było ją zobaczyć jak płacze po kątach, a Carl ją pociesza. Dora tak naprawdę dopiero teraz poznała Jones. Wcześniej mimo przyjaznych kontaktów, praktycznie ze sobą nie rozmawiały. Teraz kiedy spędzały ze sobą tyle czasu zaczynały się poznawać. Hestia od zawsze była sympatyczną dziewczyną, która nigdy nie odmówiła nikomu pomocy. Dawała z siebie sto procent, nie oczekując niczego w zamian. Nigdy nie przychodziła do kogoś się wypłakać, wszystko chowała w sobie. Teraz obwiniała się za śmierć tych dziewczyn przez co wszystko brała do siebie i nie dawała sobie z tym rady.

- Słuchajcie, na dzisiaj chyba koniec. W takim stanie nic nie wymyślimy. – stwierdził Rick zamykając akta.

- Tak, masz rację. Nie ma sensu się jeszcze bardziej dołować. – poparł go Charles. – Chodź Hestio odprowadzę cię do domu.

- Będę ci bardzo wdzięczna. – mruknęła cicho Jones, wzięła płaszcz i wyszła razem z Carlem.

- Ja też będę się zbierał, do jutra Tonks! – pożegnał się Rick.

- Taa... Może jutro uda nam się coś zrobić.

***

- Cicho wszędzie, głucho wszędzie... Co to będzie, co to będzie...- mówił znudzonym głosem Syriusz i unosił w powietrzu butelkę.

- Znajdź może jakieś hobby? – zaproponował zirytowany już lekko Remus.

- Miałem hobby i to nie jedno! Quidditch, dziewczyny, kawały... a teraz co? – zapytał z wyrzutem Black.

- Poczytaj może książkę. – zaproponował Lunatyk.

- Weź mnie nie obrażaj!

- Kto kogo obraża? – zawołała Dora wchodząc do kuchni. – Macie może coś do jedzenia? Jestem potworni głodna.

- W lodówce jest reszta zupy. – powiedział Lupin, obserwując Tonks. Była przybita już od dawna i nic nie było w stanie jej pocieszyć na dłużej niż jeden dzień. Nimfadora podgrzała sobie zupę i usiadła obok kuzyna.

- Więc Tonks... - zaczął Black, ale Dora uciszyła go gestem ręki.

- Nie pytaj. – powiedziała i wyciągnęła paczkę papierosów. Ignorując pytające spojrzenia przyjaciół odpaliła go i oznajmiła – Ale coś dobrego się przydarzyło. Laura się wyprowadza. Rodzice ja wyrzucili i będę mogła wrócić do domu.

- To świetna wiadomość. – powiedział Remus.

- Czyli wyprowadzasz się od Sary?

- Tak, wiesz... ona potrzebuje teraz trochę więcej miejsca. Może Franczesco z nią zamieszka? – powiedziała obojętnym tonem. – Myślałam o tym, żeby przenieść się tutaj i już im tam nie zawadzać, ale stwierdziłam, że to by było bezsensu. Wiecie może kiedy kolejne zebranie Zakonu?

- Na razie wszystkie zadania są rozdzielone, warty przy Departamencie są już ustalone, ale spodziewam się, że za tydzień. – stwierdził Remus. – Śmierciożercy coraz częściej pokazują się na Śmiertelnym Nokturnie.

- Są strasznie ostrożni, z tego co mi opowiadali rodzice podczas ostatniej wojny nikt nie zwracał uwagi na to czy ktoś go przyłapie...

- Tamta wojna była bardziej spontaniczna, teraz Voldemort jest ostrożniejszy. – stwierdził Lupin. – Tym gorzej dla nas.

***

Siedział nad kubkiem herbaty i rozmyślał o jednej osobie, która w ostatnim czasie zakręciła w jego życiu. Wiele razy mógł się przyłapać, że dumał nad ich znajomością, albo po prostu wyobrażał sobie jej uśmiechniętą twarz, ale zawsze przerywał tą czynność i zajmował się czymś zupełnie innym. Jednak tym razem pozwolił sobie na przemyślenie całej sytuacji. Tracił ją, to było widać gołym okiem. Chociaż nie byli ze sobą, nie mogli być, czuł jak się od siebie oddalają. Nimfadora już nie przychodziła na każde zebranie z powodu pracy, która ją wykańczała. Ten który nie przyglądał jej się często nie mógł tego zauważyć, ale Dora w ostatnim czasie ciągle używała swoich zdolności. Czasami Remus widział jak zmęczona zapomina o swoim wyglądzie i jej ulepszenia znikają, pozostawiając zmęczoną, zaspaną pracoholiczkę, którą się stała. Nie odwiedzała ich już tak często jak kiedyś i nie nocowała w swoim pokoju. Nie miał okazji by z nią porozmawiać o niczym innym jak praca i rodzice. A już tym bardziej nie mógł wypić z nią butelki kremowego piwa, albo kieliszka czerwonego wina. Uśmiechnął się na wspomnienie momentu gdy pierwszy raz ją zobaczył. Syriusz nie raz pokazywał mu zdjęcia w Hogwarcie, mówiąc: „Patrz Luniek, to moja kuzynka! Tą urodę odziedziczyła po mnie!" Pamiętał jakby to było wczoraj gdy w szóstej klasie, w czasie przerwy świątecznej pod jego domem pojawili się Syriusz, James i Lily. Udali się wtedy do domu Tonksów, aby poznać jedyną kobietę, a właściwie dziewczynkę, która zawładnęła sercem Łapy. Nigdy nie widział swojego przyjaciele szczęśliwszego niż wtedy gdy bawił się z małą Dorą, rozśmieszał ją, a ona co chwile zmienia kolor włosów. Później widywał ją rzadko, na zakończenie szkoły wyprawili imprezę w nowym domu Syriusza i czteroletnia Tonks przyszła z matką pogratulować mu. Następnie widział ją raz gdy miała jakieś sześć, siedem lat, razem z Andromedą szła przez Pokątną i robiła zakupy. Pamiętał dobrze, że bardzo rozśmieszył go jej widok, a może dał mu swego rodzaju nadzieję... Wojna trwała w najlepsze, ludzie się bali, że zza rogu może wyskoczyć śmierciożerca, a ta jedna mała, tęczowa dziewczynka podskakiwała wesoło i nuciła coś pod nosem.

Tonks była nadzwyczaj uroczym dzieckiem. Lupin myślał, że już nigdy jej nie zobaczy, prawdę mówiąc nie chciał. Przepełniony wściekłością, chciał pozbyć się wszystkiego co miało jakikolwiek związek z Syriuszem Blackiem – mordercą. Jaki on był wtedy głupi. Do momentu, aż znowu ją zobaczył w jego głowie istniała ciągle jako ta wesoła podśpiewująca sobie dziewczynka, nie spodziewał się zobaczyć młodej, pięknej kobiety o wspaniałym sercu i dobrym stosunku do ludzi, którą była Nimfadora. Musiał przyznać... podbiła jego serce od samego początku, a wspólnie spędzone wieczory, zebrania tylko to pogorszyły.

Teraz gdy czuł się kompletnie zależny od swojego uczucia, a główną potrzebą jaką miał było tylko spoglądanie na jej uśmiechniętą twarz, ona przychodziła i znikała, nie zostawiając za sobą już niezapomnianych wspomnień.

Uderzył się otwartą dłonią w czoło. Ty cholerny, stary głupcze... Jak mogłeś popełnić taki błąd? Jak mogłeś się zakochać? Czy życie nie dało ci wystarczająco w kość, żebyś teraz rzucał się na pastwę nieodwzajemnionej miłości? –skarcił siebie w myślach. Musiał przyznać, że w tym momencie poczuł się jakby zakochał się w tym trzyletnim dziecku, które nieświadomie napawało go radością i nadzieją. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro