38) Ty się mną bawiłeś

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spotkania Zakonu zazwyczaj przebiegały tak samo; Moody uciszał wszystkich, rozmawiali o możliwościach działań śmierciożerców i Voldemorta. Jednak tym razem było inaczej. Nikt nikogo nie musiał uciszać. Można powiedzieć, że panowała nawet niezręczna atmosfera, a w szczególności między Sarą i Franczesciem. Charles i Hestia również mało uczestniczyli w rozmowach, byli zbyt przejęci pracą. Podobnie Tonks, ale jej dochodziła jeszcze troska o Lucky i towarzystwo Laury, która również nie była za bardzo rozmowna.

- Te cholerne śmierciojady zaczynają wychodzić ze swoich kryjówek... Nie mówię już o Malfoyu, który zawsze wpychał ten swój arystokratyczny nos w nieswoje sprawy, ale również inni się uaktywnili. Głównie w okolicy Nokturna. Nie oznacza to nic poważnego, ale dla bezpieczeństwa postawiłbym tam kilka osób na obserwacji. – mówił swoim gburowatym tonem Moody, po czym rozłożył na stole mapę i wskazał miejsce u wylotu Pokątnej. – Tutaj byłby pierwszy punkt obserwacyjny, tutaj drugi, łatwo tu się schować, no i trzeci tuż przy Borginie – tu będzie najniebezpieczniej.

- Nie uważasz Moody, że nie starczy nam ludzi. Przypominam ci, że mamy tylko jedną niewidkę. – zauważyła Emelina.

- Nie musisz przypominać... Ten Podmore do tej pory się nie pojawił. – warknął Szalonooki i nastała głucha cisza. Prawda Sturgis nie pokazywał się od dawna. Niektórzy zaczynali się bać czy nic mu się nie stało. Estera była nawet w Mungu, żeby spytać się o niego, jednak w kartotece przyjęć nie było nikogo o nazwisku Sturgis Podmore. Kiedy tak wszyscy w ciszy myśleli o tym całym bałaganie drzwi otworzyły się z łoskotem.

- Złapali Sturgisa! – zawołał zdyszany Kingsley. Każdy spojrzał na niego, a Moody zachrypiał głośno:

- Co masz na myśli mówiąc złapali.

- Bawili się nim jak marionetką od dawna. Imperius... - szepnął tylko i wszyscy zrozumieli o co chodzi.

- To dlatego się nie pojawiał i nie dawał, żadnego znaku życia... - wyszeptała Molly.

- Mieli nad nim pełną kontrolę. – zauważył Remus.

- A co jeżeli wyciągnęli z niego jakieś informacje? Mogli go zmusić do wypicia veritaserum, albo po prostu przycisnąć go do muru. – przeraziła się Molly.

- Nie ma takiej możliwości. Dumbledore jest naszym Strażnikiem, Sturgis nie mógłby wydusić z siebie słowa na nic co jest ściśle związane z Zakonem. – uspokoił ją mąż.

- Ale mógł powiedzieć z kim z nas się widywał. Mógł wymienić wszystkie nazwiska. – stwierdził Bill marszcząc czoło.

- Cholera... - mruknął Moody i zmierzył wszystkich swoim magicznym okiem, jakby szukał wśród nich szpiega.

- Dobra zostawmy te czarne scenariusze w spokoju. Kingsley opowiedz nam więcej. – powiedział opanowany Syriusz, który słuchał tego z zawziętą miną.

- Byłem w biurze i usłyszałem jak dwóch aurorów mówi, że Podmore próbował włamać się do Departamentu Tajemnic. Nie chciałem uwierzyć więc zapytałem się ich i powiedzieli, że jeśli chce zobaczyć to mam zejść na niższe piętro, bo zaraz powinni prowadzić go na teren teleportacyjny, żeby wysłać go do Azkabanu. – mówił Shacklebolt, a wszyscy wzdrygnęli się na myśl o tym strasznym miejscu. – Widziałem go skutego. Wyglądał strasznie, tak jakby nie jadł od wielu dni, a jednak coś trzymało go przy życiu. Kiedy przechodził obok mnie szepnął jedynie Imeprius, przepraszam i upuścił to. – zakończył pokazując pelerynę niewidkę Moody'ego.

- Cholera... - tym razem zaklął Łapa.

- Dumbledore już wie i szuka wszystkiego, żeby go z tamtą wyciągnąć. – poinformował ich Kingsley.

- On ma za dużo na głowie... - stwierdził Remus z obrzydzeniem. – Umbridge nie da mu spokoju, póki nie wynajdzie czegoś na niego.

- Umbridge w Hogwarcie? – zapytała ogłupiona Dora.

- Yhm... przedwczoraj dostaliśmy od niego wiadomość. – przytaknął Lupin.

- Ale to przecież znaczy, że...

- Że Knota kompletnie porąbało. – dokończył za nią Alastor. – Dobrze wiemy, że będzie rozpowszechniać teorie naszego kochanego Ministra.

- Obawiam się jednego. Harry. – powiedział cicho Syriusz. – On nie da jej się, będzie się sprzeciwiał... Mogą być z tego kłopoty.

- A teraz Harry wie aż za dużo na temat Zakonu. – fuknęła Molly.- Mówiłam wam, że to jeszcze dziecko, już i tak ciąży na nim za duża odpowiedzialność, a teraz nie wiemy co zrobi.

- Musimy ufać Harry'emu. On nie jest głupi. – stwierdził stanowczo Remus.

- W Hogwarcie jest Dumbledore, on sobie poradzi. Tym czasem zajmijmy się Malfoyem i jego przyjaciółmi. – zauważył słusznie Bill. Moody od razu przyznał mu rację. Ustalono warty na cały tydzień, aż do piątku.

- No dobrze to na sobotę proponuję Laurę, Remusa i Tonks. – wymienił Szalonooki, a Dora ścisnęła pięści.

-Wiesz, że mam dużo pracy. – zauważyła zła Tonks.

- Jeśli nie dasz rady, zastąpię cie, ale to twoja zmiana. –powiedział srogo jej mentor. A ona kątem oka zauważyła jak Laura spuszcza wzrok. – To chyba na tyle...

- Nie, jest jeszcze jedna sprawa, o której powinniśmy powiedzieć. – stwierdził Franczesco, a Sara na dźwięk tych słów zerwała się z miejsca i wybiegła z kuchni. Włoch spojrzał na wszystkich przepraszająco i ruszył za nią.

- Pójdę zobaczyć co się dzieje. – oznajmiła cicho Dora i również opuściła kuchnię. Ich krzyki słychać było już z pierwszego piętra. Jak się okazało Lucky pobiegła do pokoju Tonks. Aurorka stanęła przy drzwiach i zaczęła nasłuchiwać.

- Jak możesz, ty się mną tylko bawiłeś! – krzyknęła przez łzy Sara. W Tonks się zagotowało, Sara nie płakała chyba, że było naprawdę źle.

- Nie mów tak, to nie prawda. Nie chciałem tego! – mówił spokojnie Fran.

- Po co w ogóle tu przyjeżdżałeś?! Po co skoro teraz masz wyjechać? – łkała cicho Lucky. Jej chłopak próbował ją przytulić, ale ona odepchnęła go od siebie.

- Przyjechałem tu na rozkaz mojego szefa, teraz wyjeżdżam na rozkaz Dumbledore'a. Wiesz, że to ważne dla Zakonu. Musisz to zrozumieć. – mówił dosadnie Włoch.

- Mam gdzieś twojego szefa, Dumbledore'a i cały Zakon! Żaden głupi rozkaz nie może mi ciebie odebrać! – wykrzyczała na całe gardło, a potem przemówiła głosem przepełnionym bólem, wtulając się w niego– Jesteś jedynym mężczyzną, którego byłam w stanie pokochać tak naprawdę. Jesteś dla mnie najważniejszy... Jeśli- jeśli choć trochę mnie kochasz zostań.

- Wiesz, że cie kocham i wiesz, że nie mogę zostać. – mówił cicho gładząc jej ciemne włosy. – Jesteś miłością mojego życia i nigdy cię nie zostawię, gdy to wszystko się skończy wrócę tu do ciebie.

- Skąd wiesz, ze się skończy, skąd wiesz, że któreś z nas nie zginie. – pociągnęła nosem Sara i wtuliła się w niego mocniej. Po chwili podniosła głowę i powiedziała zdecydowanym głosem.- Zabierz mnie ze sobą, zabierz mnie do Włoch. Mogę jechać wszędzie byleby być z tobą.

- Chciałbym... Ale nie mogę. Masz tu rodzinę, przyjaciół, masz tu całe swoje życie. Nie mogę cie od tego zabrać. – powiedział smutno, a ona wyrwała się z jego objęć.

- Po co mi rodzina, po co przyjaciele, po co w ogóle mam żyć skoro nie mogę żyć z tobą!? – wykrzyknęła, a Fran zesztywniał. Tonks zabolało to co powiedziała jej przyjaciółka. Dopiero teraz widziała jak Lucky bardzo kocha Franczesca. Sara otarła łzy i powiedziała spokojnym, ale strasznie oziębłym tonem: - Wracajmy, pewnie na nas czekają.

- Saro...- szepnął, a ona odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju nie zauważając Tonks. Włoch usiadł na łóżku kryjąc twarz w dłoniach. Dora ociekająca wściekłością weszła do swojego pokoju i stanęła naprzeciw chłopaka. – Sara? Ach to ty Tonks...

- Jak możesz... - warknęła, zmieniając przy tym barwę włosów.

- Nie rozumiesz tego. –jęknął.

- Nie rozumiałam tego, aż do teraz. Ona cie kocha kretynie!

- A ja kocham ją, dlatego to robię. – powiedział wstając.

- Wywołujesz u mnie strasznie mieszane uczucia, Lucetteli. – krzyknęła prawie tak głośno jak to robiła Sara. – Nienawidzę cię, po prostu nie znoszę za to, że odebrałeś mi moją przyjaciółkę, że nie mogłam z nią być sam na sam bo ty byłeś gdzieś w pobliży. – warknęła celując w niego palcem, a on spuścił głowę. Dora wiedziała już co powiedzieć, wiedziała, że po tym wszystko się zmieni. Nie było to w najmniejszym stopniu zgodne z nią, ale wiedziała, że będzie to słuszne. Powiedziała więc łagodnie – Ale jestem ci cholernie wdzięczna i powinnam ci dziękować na kolanach za to, że sprawiłeś, że Sara jest szczęśliwa. Wiesz o co cię poproszę? Rób to dalej. Nie ważne czy w Anglii, czy we Włoszech spraw, żeby codziennie się uśmiechała i żeby czuła się kochana. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro