55) Nie wszystko jest jeszcze stracone

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przeciągnęła się zaspana i spojrzała z uśmiechem na leżącego obok Duke'a. Powieki ciążyły jej przeraźliwie, chcąc jeszcze na chwilę zasnąć. Westchnęła i wstała z łóżka ociągając się. Chwyciła swoją bluzkę i wciągnęła ją na siebie.

- Gdzie się wybierasz? – zapytał cicho Duke. Miał spuchnięte oczy, ale uśmiechał się zalotnie widząc Dorę.

- Kiedyś muszę wrócić do domu. Za rzadko tam bywam. – stwierdziła zakładając spodnie. Taka też była prawda. Nimfadora nie bywała zbyt często w domu, tak samo jak i w pracy, bo w ostatnim czasie wzięła wolne. Całe dnie spędzała z Fatalnymi Jędzami bawiąc się na całego. W sumie nie pamiętała kiedy ostatnio była całkowicie trzeźwa.

- Powinnaś cały czas być przy mnie. – westchnął gitarzysta i obrócił się tak żeby ją oglądać. – Wczoraj niewiele zrobiliśmy.

- Innym razem. – uśmiechnęła się do niego zalotnie. Chwyciła swoją różdżkę i wyszła z pokoju. Starała się być cicho, domyślała się, że Remus już nie śpi, a nie chciała, żeby widział ją w takim stanie. Minęła ostrożnie nogę trolla i wyszła na zewnątrz. Październik przyniósł ze sobą chłodne wiatry i chmury. Dora od razu deportowała się do swojego domu. Miała dzisiaj kilka rzeczy do zrobienia. Weszła do środka i udała się do kuchni.

- Cześć mamo. – przywitała się, widząc Andromedę robiącą śniadanie. Dromeda spojrzała na nią i zmierzyła spojrzeniem.

- Dzień dobry, kochanie. Gdzie spałaś tej nocy?

- U Syriusza. – odpowiedziała krótko i porwała kanapkę z talerza.

- Nie wyglądasz najlepiej. Masz podkrążone oczy... - zauważyła, patrząc na córkę z troską.

- Nie wyspałam się za bardzo. – wytłumaczyła Dora. Jej mama wróciła do robienia kanapek, ale kątem oka ciągle patrzyła na córkę.

- Rozmawiałam ostatnio z Molly. Powiedziała, że masz jakiegoś chłopaka. – stwierdziła Andy.

- To prawda. Jestem z Kirleyem, gitarzystą Fatalnych Jędz. – powiedziała uśmiechnięta.

- Może zaprosisz go do nas. Skoro jesteście razem to wypadałoby, żebym go z tatą poznała. – zaproponowała Andromeda, a Dora wywróciła oczami.

- Mamo... Daj spokój, to jeszcze nie czas.

- Jak uważasz, ale proszę cie nie rób niczego głupiego. – poprosiła Dromeda.

- Będę uważać, a teraz idę się przebrać i lecę do Chudleigh. – oznajmiła i pobiegła do swojego pokoju.

***

Siedzieli w trójkę w dość krępującej ciszy. Nikt w sumie nie wiedział co powiedzieć. Tonks spojrzała na Emily. Okres, w którym była więziona odbił się na niej i nie była już tak radosna jak kiedyś.

- Żałuje, że nie byłam na pogrzebie. – powiedziała cicho Em.

- Żałuję, że był pogrzeb. – stwierdziła Dora, ale po chwili przywołała uśmiech na twarzy: - Więc czujesz się lepiej?

- Tak, jest już dobrze. Będę usiała jeszcze mieć kilka badań, ale można powiedzieć, że to wszystko już za mną. – powiedziała zadowolona Emily.

- Chcemy o tym wszystkim teraz zapomnieć, pozbyć się tego. Nie wiem, może wyjedziemy na długie wakacje. – powiedział Luke, obejmując swoją żonę. Wypili jeszcze jedną kawę, rozmawiając, wspominając i śmiejąc się. Żadne z nich nie wspominało już o ostatniej sprawie ani o Amelii. Po dopiciu kawy pożegnała się z młodym małżeństwem i deportowała się do mieszkania, w którym jeszcze tak niedawno mieszkała z Sarą. Zupełnie inaczej wszystko wyglądało. Laura wyremontowała całe mieszkanie i widać było, że czuła się tu dobrze.

- To jak się czujesz? – spytała Tonks, czując się głupio, wiedząc, że pyta się o to już drugi raz tego dnia. Przypomniała sobie jak wiele złego wydarzyło się niedawno, a ona w ostatnim czasie zajmowała się jedynie imprezami i Kirleyem.

- Świetnie! Znaczy wiesz na początku było strasznie, ledwo się ruszałam, ale kiedy już mnie wypisywali z Munga było w miarę dobrze. Okazało się, że ten cały McCorry nie rzucił zaklęcia zbyt umiejętnie. – mówiła Laura kiedy robiła im kolację, a Tonks siedziała na blacie obok.

- Co to było w końcu za zaklęcie? – spytała Dora.

- Perdre corporis straszne zaklęcie. Okrutne! Powoduje wewnętrzny rozkład ciała. Gdyby porządnie rzucił tą klątwę to już dawno by mnie tu nie było. Całkowicie wyniszcza ciało. Narządy kolejno wysiadają i umierasz powolnie w męczarniach. – wytłumaczyła Laura, wzdrygając się.

- Naprawdę?! To coś nowego... Jeżeli każdy śmierciożerca nauczy się rzucać je właściwie to będzie straszne. – zauważyła Nimfadora.

- Masakra. – westchnęła Laura. – Ostatnio zastanawiałam się nad tym całym McCorrym.

- Myślałaś jak się na nim zemścić? – zaśmiała się Dora, a jej kuzynka pokręciła głową w ciszy.

- Po tym wszystkim on go zabiję. To było jego zadanie, miał to zrobić bez zbędnych świadków. Zastanawiałam się czy... czy on jeszcze żyje.

- Prawda zawalił tą sprawę, ale to jego interes, jest śmierciożercą. – stwierdziła Dora, dziwiąc się Laurze.

- Nie mówmy o tym. Lepiej opowiedz mi jak tam z Kirleyem i resztą. – nalegała Laura.

- Wspaniale! Powiem ci, że on jest cudowny. Nigdy nie marzyłam nawet o tym, że on nawet na mnie spojrzy. A teraz! Wiesz jakie to uczucie budzić się przy sławnym muzyku? Codziennie rano patrzeć na niego, na jego idealną twarz, ciało. – westchnęła rozmarzona i uśmiechnęła się ślicznie do kuzynki.

- Czyli jesteście razem już oficjalnie?

- Oczywiście, aż zadziwiające, że może zdarzyć się cos tak wspaniałego w życiu.

- Oj zakochałaś się. – zaśmiała się Laura.

- W Mungu pokazałaś mi to zdjęcie... - zauważyła Dora, a jej kuzynka pokiwała głową. – Naprawdę nie pamiętasz co się stało kiedy byłyśmy małe?

- Podejrzewam, że to moja wina. – westchnęła Laura. – Przychodzi taki okres w życiu dziecka, że zaczyna odczuwać zazdrość. Ty zawsze byłaś niezwykłym dzieckiem, twoje zdolności, podejście do wszystkiego... Chyba po prostu zazdrościłam ci wszystkiego i zaczęło się wieczne dokuczanie i gnębienie siebie nawzajem. Strasznie tego żałuję.

- Nie wszystko jeszcze stracone! – zawołała radośnie Tonks.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro