102) Nora

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Weasleyowie należeli do tych ludzi, których Tonks uwielbiała i może by cieszyła się z pobytu u nich, gdyby nie to co wydarzyło się w ostatnim czasie. Ale musiała do nich jechać. Jej matka i Molly wszystko już zaplanowały. Dora miała zostać w Norze co najmniej tydzień i nie mogła przejmować się niczym. Taka terapia, która miała pomóc jej pozbierać się po ostatnich katastrofach w jej życiu. Dlatego Tonks chciała mieć już to z głowy. Wiedziała doskonale, że nic nie jest w stanie jej pomóc, a już na pewno nie widok kochającej się rodziny, która cieszy się swoją obecnością.

Nimfadora spakowała niewiele ubrań, w końcu nie chciała tam długo zabawić. Przejrzała się w lustrze i resztkami sił zmusiła do tego, aby wyglądać dobrze. Co nie było takie łatwe, bo zaniedbała się ostatnio. Przerzuciła torbę przez ramię i kiedy po raz setny zapewniła matkę, że da radę samodzielnie się teleportować, wyszła z domu by po chwili pojawić się na wzgórzu. Nora była z tego miejsca doskonale widoczna, ale jej radosny, skąpany w promieniach słońca widok sprawił, że Dora była tylko jeszcze bardziej przybita. Westchnęła ciężko, przeczesała ręką włosy, które dzisiaj nie bez powodu były rude i ruszyła wolnym tempem w stronę gospodarstwa.

- Tonks, no nareszcie! – Ginny krzyknęła radośnie i przybiegła do dziewczyny szybko, żeby przytulić ją mocno. Kiedy Nimfadora poznała rok wcześniej siostrę swojego ówczesnego partnera, nie myślała, że Ginny aż tak bardzo się z nią zżyje. Tym bardziej, że jakiś czas później rozstała się z Billem. Jednak młoda panna Weasley i Tonks utrzymywały kontakt i traktowały się jak siostry. No może w ostatnim czasie ich relacja nie była taka jak powinna być, bo problemy Dory uniemożliwiały im kontakt. Jednak niewątpliwym było to, że Tonks przyjechała do Nory dla Ginny i to również dla niej starała się wyglądać tak jak zawsze. – Naprawdę cieszę się, że jesteś. Ja tu naprawdę nie wytrzymam...

- Coś się stało, Gin? – spytała Dora i ze zmartwieniem przyjrzała się rudowłosej, która marszczyła nos, spoglądając w stronę domu.

- Coś, a raczej ktoś. – westchnęła Ginny, ale po chwili pokręciła głową i z uśmiechem pociągnęła przyjaciółkę za sobą. – To nie ważne, bo jesteś i będziemy się świetnie bawić.

- Taki właśnie jest plan. – westchnęła Dora i pozwoliła się prowadzić.

- Na razie jest tu strasznie pusto... Wiesz, tata ciągle siedzi w pracy, awansował na szefa Biura Wykrywania i Konfiskaty Fałszywych Zaklęć Obronnych i Środków Ochrony Osobistej, mama jest cały czas w domu i zabrania nam gdziekolwiek się ruszać. Znasz ją, jest strasznie przewrażliwiona i twierdzi, że jak wyjdziemy do ludzi to śmierciożercy od razu nas zamordują... Fred i George czasem wpadają, ale teraz kiedy mają sklep prawię ich nie widuję. Hermiona ma przyjechać za tydzień, a Harry za dwa. Zostaniesz do tego czasu?

- Nie wiem, młoda. Zobaczymy. – odpowiedziała Tonks, kiedy stały już przy drzwiach prowadzących do kuchni. W sumie cieszyła się z tego, że dom nie jest wypchany po brzegi, bo okrzyki radości nie były tym czego właśnie chciała.

- Tonks, kochana! Nareszcie, już się bałam, że nie przyjedziesz! – zawołała Molly, która nagle otworzyła drzwi i zacisnęła swoje ramiona wokół Tonks, całując ją w oba policzki.

- Myślisz, że dałabym radę? – Tonks uśmiechnęła się słabo, bo nie miała serca, żeby powiedzieć to co naprawdę myślała.

- Myślę, że nam byś nie odmówiła. – Molly spojrzała na nią znacząco, jakby chciała jej dać do zrozumienie, że będzie miała na nią oko. Tonks kiwnęła głową jakby równocześnie odpowiadając na to co powiedziała kobieta, jak i mówiąc, że doskonale wie o zamiarach Molly. – No ale nie będziemy tu tak stać i gadać. Ginny, zaprowadź Tonks do pokoju Freda i Georga. – nakazała córce, a potem znowu zwróciła się do Nimfadory. – Będzie ci tam wygodnie, cisza i spokój. Tylko lepiej nie zaglądaj do kartonów, które tam stoją, bo nie wiem co te nicponie tam pochowały.

- Jasne, Molly. Nie masz się czym przejmować. – uspokoiła ją Dora i poszła za Weasleyówną. Wspięły się na drugie piętro po drewnianych, nierównych schodach, aż w końcu weszły do pokoju, który wypełniał zapach prochu strzelniczego. To musiała być sypialnia bliźniaków, chociaż teraz pomieszczenie bardziej przypominało magazyn. Na podłodze i pod ścianami stały pozaklejane kartony, w których z pewnością schowane były rzeczy, które nie powinny znaleźć się w rękach naiwniaków. Dora rzuciła torbę na łóżko i usiadła na nim ciężko. – Więc powiedz co tu się takiego dzieje, że ledwo tu wytrzymałaś?

- Flegma. – Słowo wyszło z jej ust przesączone tak potwornym jadem, że Tonks poczuła delikatne ciarki na plecach. Nimfadora była świadoma tego, że Ginny nie przepada za Fleur Delacour, która aktualnie była dziewczyną jej najstarszego brata.

- Fleur? Co z nią nie tak?

- Serio o to pytasz? Wszystko z nią nie tak! Ona jest taka, taka... okropna! Doprowadza mnie do szału! – mruknęła naburmuszona Ginny.

- Co zrobiła?

- Oh, ona po prostu jest! Panoszy się po całym domu, obnosząc się ze sobą jak nadęta gęś, a do tego traktuje mnie jakbym miała trzy latka... Nie wierzę, że już niedługo ona... - Tu Ginny nagle urwała, jakby uświadamiając sobie, że mówi troszkę za dużo. – Z resztą Bill sam ci powie.

- O czym Bill ma mi powiedzieć? – zdziwiła się Tonks, ale młoda Panna Weasley najwidoczniej nie miała zamiaru przestać narzekać na Fleur.

- Od kiedy się tu wprowadziła, wszystkich szlag trafia! No znaczy mnie i mamę, bo tata ma to gdzieś, Ron ślini się gdy tylko ją zobaczy, a bliźniacy chyba nic do niej nie mają, chociaż cały czas z niej żartują.

-Oni żartują ze wszystkich, Gin. – przypomniała jej Dora, opadając na puchową poduchę. Czuła, że zaczyna ją boleć głowa, ale nie chciała wyrzucać przyjaciółki z pokoju.

- Wiem, wiem... Ale pomyślałam, że może jak teraz jesteś to ona no wiesz... jakoś się opamięta czy coś. – Ginny uśmiechnęła się wesoło, a Tonks odwzajemniła ten gest. Nie mogła być obojętna w towarzystwie najmłodszej z Weasleyów.

- Co tam u tego twojego Michaela? – zagadnęła Dora, zmieniając temat.

- To straszny dupek! Znaczy rozstaliśmy się, bo nie mógł ścierpieć tego, że Gryfoni wygrali z Krukonami... Z resztą nie wiem jak mogłam być taka głupia i się z nim umawiać.

- Czyli wracamy do punktu wyjścia jakim jest pewien okularnik o imieniu Harry? – spytała Nimfadora, przypominając sobie ich rozmowę rok temu.

- Właściwie to...

- Ginny, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że masz już kogoś?

- Tylko nie myśl sobie o mnie jakiś nieprzyzwoitych rzeczy, Tonks! Po prostu Dean i ja jakoś się tak zgadaliśmy i... - zaczęła szybko tłumaczyć dziewczyna, a Dora spojrzała na nią z politowaniem.

- Kto jak kto, Ginny, ale ja cię nie oceniam. No to teraz opowiedz mi o Deanie. – zachęciła ją Nimfadora, chociaż tak naprawdę nie zależało jej aż tak na tych informacjach. Wiedziała po prostu, że nie będzie musiała się odzywać, kiedy Ginny zacznie mówić, a takie wyjście było Tonks na rękę, bo zaczęło jej się kręcić w głowie. Potrzebowała chwili odpoczynku, spokoju.

Tak jak myślała, Ginny od razu złapała się na haczyk i zaczęła opowiadać o swoim nowym chłopaku. Tonks cierpliwie czekała, udając że słucha, podczas gdy tak naprawdę starała się zapanować nad potwornym bólem i zawrotami głowy, które nękały ją co jakiś czas już od dawna. Trafiło do niej nie wiele informacji o Deanie. Wiedziała, że jest rok starszy od Ginny, jest dobrym kolegą Rona i Harry'ego, zaczęli rozmawiać ze sobą po wygranym meczu Gryfonów i choć się na to nie zapowiadało to właśnie wtedy coś między nimi zaiskrzyło. Kiedy Ginny właśnie zbliżała się do końca swojej historii miłosnej, Molly zawołała je by zeszły na kolację.

- Dobra, resztę opowiem ci później. – zadecydowała młodsza z nich i wstała z zamiarem zejścia na dół. Jednak kiedy zobaczyła, że Tonks się nie rusza, spytała: - Nie idziesz?

- Zaraz przyjdę, tylko pójdę jeszcze do łazienki. – westchnęła Nimfadora.

- Jest naprzeciwko drzwi. Tylko się pośpiesz!

Gdy tylko kroki Ginny ucichły, Tonks wybiegła z pokoju i wpadła do łazienki, upadając już w wejściu na kolana. Często zdarzało jej się takie coś. Gdy wstawała rano, próbowała przełknąć chociażby jeden kęs jedzenia albo wykonywała codzienne czynności jak chociażby zwykłe wchodzenie po schodach, dostawała nagle nieznośnych nudności, a cała zawartość jej opustoszałego żołądka podchodziła jej do gardła, co skutkowało długimi męczarniami nad toaletą. Tonks jęknęła żałośnie gdy tylko poczuła się odrobinę lepiej. Wzięła kilka oddechów, ale niezbyt głębokich by nie wywołać kolejnych nudności i dźwignęła się na równe nogi. Przeraziła się swojego odbicia, gdy podeszła do umywalki i spojrzała w lustro. Rano wyglądała względnie dobrze, ale teraz... Długie do pasa, rude włosy przykleiły się do jej spoconej, bladej twarzy, która nabrała zielonkawego koloru. Sine usta i zaczerwieniony nos przyciągały uwagę, chociaż nie tak bardzo jak sińce pod oczami, które były tak widoczne, jakby Tonks nie spała od miesięcy.

- Że też wygląd aż tak dokładnie odzwierciedla moje samopoczucie. – Uśmiechnęła się słabo i opłukała twarz chłodną wodą. Zamknęła oczy, ostatnio trudno było jej się skupić, co skutkowało kiepskimi rezultatami w wykorzystywaniu swojej mocy. Musiała jednak zmienić wygląd, nie chciała by Weasleyowie spoglądali na nią jak na ofiarę wszystkich możliwych nieszczęść. Zwłaszcza, że przy Fleur, która promieniała urokiem willi, trudno było wyglądać dobrze. – Skup się, Tonks. To tylko małe poprawki. – zachęciła sama siebie. Głęboki wdech i jej włosy skróciły się do ramion, przybierając delikatną wiśniową barwę. Kolejny haust powietrza i twarz nabrała zdrowszego koloru. Jeszcze jeden oddech i sińce stały się delikatniejsze. – Zawsze coś.

Zejście do kuchni w Norze okazało się jeszcze trudniejsze niż jej się to wydawało. Z każdym krokiem wesołe głosy stawały się coraz głośniejsze, a wielka gula pojawiła się w gardle Tonks. Dała jednak radę i stanęła naprzeciw kuchennego stołu przy którym siedział już Ron i Ginny, podczas gdy Molly krzątała się jeszcze koło garów.

- Cześć Tonks, no eee... fajnie że jesteś. – bąknął Ron, kiedy jego siostra kopnęła go w nogę. Dora uśmiechnęła się i odpowiedziała mu grzecznie, że też się cieszy i strasznie wyrósł w ostatnim czasie.

- Siadaj kochana, siadaj. Zaraz podam kolację. – powiedziała Molly i machnęła różdżką, a zastawa dla sześciu osób pojawiła się na stole. – Artur przysłał patronusa, że wróci dzisiaj później i nie mamy na niego czekać.

- Tonks, już jesteś! – W wejściu stał Bill, trzymając Fleur za rękę. Wyglądali razem idealnie. On wysoki, przystojny mężczyzna, któremu niczego nie brakowało, a ona młoda, piękna, marzenie każdego faceta. I choć widok tej szczęśliwej pary bardzo przytłoczył Tonks, przypominając o jej własnym nieszczęściu, to uśmiechnęła się. Weasley puścił swoją dziewczynę, która zmarszczyła brwi i podszedł do Nimfadory by ją przytulić. – Stęskniłem się za tobą, mała.

- Ja za tobą też, duży. – odpowiedziała, przytulając się do jego piersi i nie kłamała, naprawdę jej go brakowało. Bill, Charlie, Sara i Amelia, te cztery osoby były tym za czym Tonks najbardziej tęskniła, za czasami gdy nic nie było takie trudne jak w tym czasie. Teraz jednak Bill był z Fleur, Charlie na stałe mieszkał w Rumunii, Sara była z Franczeskiem i swoją córeczką we Włoszech, a Amelii już nie było...

- Świetnie wyglądasz. – wypowiedział te słowa tak szczerze, z takim ciepłem w głosie, że gdyby Tonks nie wiedziała, że jest to kłamstwo, uwierzyłaby mu. Jednak ten komplement podniósł ją na duchu.

- Dzięki. – Uśmiechnęła się po raz kolejny i nie był to uśmiech aż tak wymuszony. Odsunęła się od chłopaka i spojrzała w stronę Fleur, która nadal nieco nadąsana stała w wejściu. – Cześć Fleur, miło cię widzieć.

- Ciebie tez, Tonks. – odpowiedziała grzecznie, poczym podeszła i przytuliła Billa.

- No już, siadajcie! – zawołała Molly, która razem z Ginny przyglądała się niezadowolona pannie Delacour. Para usiadła naprzeciwko młodszych Wasleyów, a Dora zajęła miejsce na szczycie stołu. – Dzisiaj zupa cebulowa.

- Ja podziękuję, Molly. Nie jestem jakoś głodna. – powiedziała Tonks, odsuwając talerz. Nie chciała sprawiać nikomu przykrości, ale doskonale wiedziała, że gdy weźmie coś do ust, zdarzy się powtórka z rozrywki i znowu wyląduje z głową nad muszlą klozetową.

- Kochana, zjedz chociaż odrobinę... Nie możesz się głodzić. – oznajmiła zatroskana Molly i pogładziła czule włosy Tonks.

- Nie głodzę się, po prostu... Przed wyjściem mama wmusiła we mnie tyle, że ledwo mogłam się ruszać.

- No dobrze, przynajmniej z nami posiedzisz... - zgodziła się z niechęcią i usiadła naprzeciw Tonks, nalewając zupy każdemu, każdemu za wyjątkiem Fleur. – Tylko jak będziesz głodna to mi powiedz, a ja zrobię ci co tylko zechcesz.

- Zgoda. – przytaknęła Dora i nagle zapanowała głucha cisza, przerywana jedynie stukaniem sztućców o talerze. W tym momencie Tonks zrozumiała, że wesołość domu Weasleyów, której tak się obawiała, uleciała gdzieś powietrzu. Gołym okiem widać było, że Fleur nie czuje się swobodnie w towarzystwie rodziny swojego chłopaka i Dora w sumie się jej nie dziwiła zwarzywszy na zawistne spojrzenia Molly i Ginny, a także ukradkowe zerknięcia Rona. Właściwie tylko Bill zachowywał się przy niej normalnie, ale Delacur najwidoczniej postanowiła pokazać wszystkim, że nikt jej nie odciągnie od chłopaka. Tonks odchrząknęła i odezwała się. – Nadal pracujesz u Gringotta, Fleur?

- Oh, jedyni na niecali etat, żeby poprawici moi angielski. – odpowiedziała dziewczyna zdziwiona tym, że Tonks się do niej odezwała.

- Mówisz o wiele lepiej niż w poprzednie wakacje. – doceniła ją Tonks i uśmiechnęła się. – Rozumiem, że ty rudzielcu nadal jesteś na usługach goblinów?

- To mało powiedziane. – stwierdził Bill. – Oczywiście nikomu tego nie powiedzą, ale teraz wszystkie krypty są bardziej chronione. Gobliny twierdzą, że wojny czarodziejów to nie ich sprawa, jednak widać że się boją i starają się zabezpieczyć. Zresztą wszyscy tak się zachowują od kiedy wyszło na jaw, że Harry mówił prawdę...

- Właściwie to jak on się czuje? Prorok ciągle o nim pisze...

- Czuje się raczej dobrze, przyjeżdża za dwa tygodnie. – odezwał się Ron.

- Dumbledore z nim przyjedzie. – dopowiedziała Molly.

- Ostatnio go widziałam. Zaproponował mi, żebym pracowała w Hogsmeade wraz z małym oddziałem aurorów.

- To wspaniale! Mogłybyśmy się częściej widywać! – zawołała Ginny.

- Ginny, Tonks będzie tam pracować! – zganiła ją Molly. – Ale to dobrze, będę spokojniejsze jeżeli Hogwartu dodatkowo będą chronić ludzie tacy jak ty.

- Właściwie to nie zgodziłam się... - westchnęła Dora. – Obiecałam, że się zastanowię.

- Moim zdaniem nie ma się co zastanawiać. – powiedziała Molly.

- A tak zmieniając temat, jak idzie bliźniakom?

- Świetnie, odnieśli spory sukces, ale mają mnóstwo pracy. – powiedział Ron.

- I dobrze, w końcu sami wzięli się do roboty i zarabiają uczciwe pieniądze. – stwierdziła Molly.

- Dają ludziom trochę radości w tych strasznych czasach. – zgodził się Bill.

- No dobrze, nie mówmy już o tym. – zarządziła Molly. – Ktoś ma ochotę na ciasto marchwiowe? Upiekłam go trochę, bo pomyślałam, że jutro zaprosimy na obiad kilku członków Zakonu. Wiecie, Moody'ego, Kingsleya, Remusa...

- Właściwie to ja już pójdę się położyć, jestem trochę zmęczona. – Tonks zerwała się na równe nogi, pożegnała się i szybko zniknęła za drzwiami pokoju bliźniaków. Opadła na łóżko, zaciskając mocno oczy, bo czuła jak łzy zaczynają do nich napływać.

- Nie mogę dłużej tak żyć. – westchnęła i sięgnęła po Proroka, który leżał na stoliku nocnym. Otworzyła go na rubryce Ogłoszenia i stwierdziła, że zacznie nowe życie od teraz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro