108) Brakowało mi ciebie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czas płynie i podobno leczy rany. Tonks bardzo chciała w to wierzyć, pragnęła, żeby z każdym minionym dniem było coraz lepiej, bo jeżeli nic nie miało się poprawić, to życie Nimfadory malowało się w ponurych barwach. Odcięcie się od przeszłości nie było dla niej łatwe i nie do końca sobie z tym radziła. Myślenie o tym, żeby nie myśleć o tym co było, mijało się z celem, bo automatycznie zdarzenia z przeszłości pojawiły się w jej głowie. Jedynym sposobem było nie myślenie wcale, ale to było prawie niemożliwe, zwłaszcza w jej wypadku, kiedy wszyscy dbali o to by miała dużo czasu na przemyślenie swojego życia i pogodzenie się z przeszłością. Nie rozumieli, że ona nie chce mieć z tym co było nic wspólnego. Pozostawało jej jedynie wierzyć, że z czasem będzie lepiej.

I było lepiej, ale nie dla Tonks. Nie było ona tak egoistycznie nastawiona do świata, żeby uważać, że wraz z nią muszą cierpieć wszyscy inni. Pogodziła się z myślą, że mimo jej stanu, z którego starała się wyrwać, szczęście istnieje, ale gdzieś obok. Na potwierdzenie tego, z Włoch zawitały pozytywne wieści i to z pierwszej ręki. Niedługo po wypuszczeniu Tonks ze szpitala, do drzwi jej rodzinnego domu zapukała pewna wyjątkowa osoba, wraz ze swoją rodziną.

Sara Lucky wydawała się być najszczęśliwszą osobą, jaką Tonks miała okazję poznać. Od momentu, w którym przekroczyła razem z mężem próg domu swojej przyjaciółki, tryskała niezrozumiałą dla Nimfadory radością i zaraziła ją natychmiast rodziców Dory. Nagle wszyscy stali się niepoprawnymi optymistami i zaczęli się zachwycać małą osóbką, która była powodem tego wszechobecnego szczęścia.

Amelia Maria Lucatteli była ślicznym bobasem o pulchnych kształtach i grubiutkich rączkach, które chwytały wszystko co znalazło się w ich zasięgu. Andromeda, która natychmiast wzięła dziecko w swe ramiona, twierdziła, że jest ono podobne do Franczesca, a Ted zaglądając jej przez ramię mówił, że niewątpliwie jest córką Sary. Tonks nie była w stanie określić kogo bardziej przypomina dziewczynka. Miała ładną oliwkową cerę, którą z pewnością zawdzięczała swoim włoskim przodkom, a także zielone oczy swojej matki. Trudno było stwierdzić po kim odziedziczyła ciemne włoski, które zdobiły jej maleńką główkę. I mimo długich dyskusji na ten temat, Tonks doszła do prostego wniosku – dziecko to dziecko i właściwie nie miała się czym zachwycać.

Po tym jak wszyscy wypili herbatę i zjedli co najmniej dwa kawałki domowego ciasta Andromedy, Sara zaciągnęła Tonks do sypialni, żeby w ciszy i spokoju nadrobić zaległości. Lucky zamknęła drzwi i spojrzała z ukosa na Dorę, która niechętnie usiadła na łóżku. Właściwie to omijała ten mebel szerokim łukiem, zbyt dużo czasu w nim spędziła.

- Teraz wszystko mi wyjaśnisz – zadecydowała Sara, uśmiechając się promiennie. Jednak kiedy Tonks nie odpowiedziała jej tym samym gestem, spoważniała. Było to dla niej coś zupełnie nowego, bo zazwyczaj, gdy znajdywała się z Dorą sam na sam, nie mogły się powstrzymać od śmiechu. Teraz było inaczej, bo choć Nimfadora starała się sprawiać wrażenie wesołej, nie wychodziło jej to najlepiej. – Domyślam się, że wszyscy ci to już mówili, ale...

- Jeśli się wygadam, to będzie mi lepiej? – spytała odrobinę rozbawiona Tonks i przytaknęła jej. – Masz rację, wszyscy to mówili, ale z nikim nie rozmawiałam.

- Dlaczego? – Lucky usiadła obok Dory. – Zawsze, jak coś leżało ci na sercu, mówiłaś o tym od razu, niczego nie kryłaś.

- Wiem, ale trochę się pozmieniało – Tonks westchnęła ciężko. Położyła się na wznak, wpatrując się w sufit. Sara zrobiła to samo i szturchnęła przyjaciółkę delikatnie w ramię.

- Pamiętasz, jak robiłyśmy sobie zawody w przyklejaniu żelków do sufitu?

- Tak, tata co roku musiał tutaj malować – zaśmiała się Tonks na to wspomnienie. – Przyjeżdżałaś do mnie na dwa tygodnie w każde wakacje i za każdym razem ryczałaś, jak miałaś wrócić do rodziców.

- Faktycznie. – Sara uśmiechnęła się krzywo. – Nie odzywają się do mnie. Nie napisali nawet słówka, kiedy poinformowałam ich o tym, że zostali dziadkami.

- Przykro mi.

- Wiesz co jest najgorsze? – spytała, spoglądając na Tonks. – Prawie mnie to nie obchodzi. Odnalazłam swoją prawdziwą rodzinę we Włoszech. Rodzice Frana traktują mnie jak swoją własną córkę i kochają mnie.

- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa –szepnęła Tonks, ściskając delikatnie dłoń Lucky.

- A ty? – Tonks nie odpowiedziała. – Wiem o wszystkim. O Syriuszu, o Bellatrix i o tym co się z tobą działo. I przepraszam, że mnie przy tobie nie było.

- Nie przepraszaj. – mruknęła Dora. – Miałaś swoje życie.

- Przez większość czasu twoje i moje życie było tym samym – zauważyła Lucky, uśmiechając się blado. – Wiedziałyśmy o sobie wszystko, a teraz prawie ze sobą nie rozmawiamy.

- To trochę trudne, kiedy jesteś na drugim krańcu świata – zauważyła z rozbawieniem Tonks, a Sara zaśmiała się cicho. – Brakowało mi ciebie.

Sara chciała coś powiedzieć, ale rozległo się pukanie do drzwi. Do sypialni wszedł Franczesco z zawiniątkiem w ramionach. Uśmiechnął się do nich promiennie i zamknął za sobą drzwi.

- Nie chcę wam przeszkadzać, ale mała zgłodniała – powiedział i delikatnie podał dziecko swojej partnerce. Sara natychmiast zajęła się swoją córeczką, a Fran usiadł na fotelu, który stał w kącie.

- Więc jak wygląda sprawa we Włoszech? – zagadnęła Nimfadora, nie wiedząc o czym rozmawiać z Franczesciem. Nigdy nie mieli ze sobą zbyt wielu wspólnych tematów.

- U nas spokojnie. Liczba potencjalnych śmierciożerców rosła, aż do momentu ujawnienia się przez Sama-Wiesz-Kogo. Potem znikali, jedni sami się przyznawali, drudzy zostali złapani, a inni cóż... Innych szukamy, ale nie jest ich zbyt wielu. Ci, którzy postanowili być wierni, wyjechali i osiedlili się gdzieś na wyspach. Prawdę powiedziawszy nie mamy zbyt wiele roboty, w porównaniu do was.

- Ostatnio trochę wypadłam z rytmu, ale faktycznie mamy tu ręce pełne roboty – zgodziła się Tonks. – Właściwie to dobrze, że przyjechaliście teraz. Za dwa tygodnie by już mnie tu nie było.

- Jak to? – zdziwiła się Sara.

- Wynoszę się do Hogsmeade.

Sara i Fran spojrzeli po sobie ze zdziwieniem.

- Ograniczasz się?

- Decyduje się na coś innego – poprawiła mężczyznę Tonks i uśmiechnęła się do nich. Wyglądali na zdezorientowanych.

- Ładnie ci w tym nowym kolorze – odezwał się po chwili milczenia Fran. – Chociaż przyzwyczaiłem się do różowego.

- Ja też... - westchnęła Nimfadora. – Ale od kilku dni tak czuje się lepiej.

- Dobrze wyglądasz – powtórzył Fran i uśmiechnął się do przyjaciółki swojej partnerki.

***

Nimfadora nie miała już okazji porozmawiać z Sarą sam na sam, a wyproszenie Franczesca byłoby niegrzeczne. I chociaż Tonks nie chciała dać tego po sobie poznać, to Sara zauważyła, że z jej przyjaciółką jest coś nie tak i ta sprawa jest dość poważna. Dora też czuła potrzebę, żeby się wygadać. Miała wrażenie, że jest to jedyny sposób by tak naprawdę odciąć się od przeszłości. Jednak żeby to zrobić, musiała czekać na kolejne spotkanie z Lucky.

Jednak póki co Tonks wyznaczyła sobie inne zadanie, żeby zająć czymś swoje myśli. Spotkania z Dumbledorem nigdy nie należały do tych komfortowych. Nimfadora zawsze czuła się przy dyrektorze nieswojo, jakby odarta ze wszelkich tajemnic. Ale musiała się z nim spotkać, bo przystała na jego propozycję i powinna z nim o tym pomówić.

Hogwart w czasie wakacji był zupełnie pusty. Nawet duchy wydawały się zniknąć z zamku. Nimfadora z nietęgą miną wyminęła Filcha, który otworzył jej bramy szkoły i w akompaniamencie swoich kroków skierowała się do gabinetu dyrektora. Podała hasło, które przekazał jej Dumbledore i weszła do środka.

- Witaj, Nimfadoro – przywitał ją od razu dyrektor, który siedział za swoim biurkiem i wpatrywał się w nią swoimi błękitnymi oczami.

- Dzień dobry, profesorze. – Tonks usiadła na fotelu, który stał naprzeciw staruszka.

- Więc postanowiłaś przyjąć moją propozycję – stwierdził Dumbledore. – Bardzo mnie to cieszy.

- Tak, wydaje mi się, że to dobry pomysł. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej.

- Oczywiście udzielę ci wszystkich niezbędnych informacji – oznajmił dyrektor. – Razem z niewielkim oddziałem innych aurorów, między innymi z Proudfootem, Savagem i Williamsonem, zamieszkasz w Trzech Miotłach u Madame Rosmerty. Waszym zadaniem będzie pełnienie warty w okolicach Zamku i w Hogsmeade, zwłaszcza wtedy, gdy młodzież będzie na wycieczkach w wiosce.

- Rozumiem i zgadzam się na to.

- Wiesz, że wówczas nie będziesz mogła być na każdym zebraniu i uczestniczyć we wszystkich zadaniach Zakonu, jak było do tej pory? – spytał z powagą Dumbledore.

- Wiem.

- I naprawdę tego chcesz? – dopytywał się profesor, ale Nimfadora nie odpowiedziała. Czy tego naprawdę chciała? Tego nie wiedziała. Z pewnością potrzebowała tej zmiany, bycia z dala od miejsc gdzie wszystko się zaczęło. – Słyszałem, że byłaś w Mungu, znowu.

- Czuje się już lepiej, nie musi się pan martwić – powiedziała szybko, odwracając wzrok. Zastanawiała się przez chwilę ile Dumbledore wie o tym co się wydarzyło, ale po chwili odpędziła od siebie myśli o przeszłości. Przecież przyszła do dyrektora rozmawiać o przyszłości i o niczym innym.

***

Kochana Tonks,

Nasze spotkanie nie wyglądało tak, jak to sobie wyobrażałam. Chciałam z Tobą więcej porozmawiać, dowiedzieć się o tym co w ostatnim czasie przeżyłaś i zrozumieć wszystko. Tyle się działo, kiedy mnie nie było. Ja wiodłam swoje sielankowe życie, a ty trwałaś w piekle. I nie zaprzeczaj, widziałam to po Tobie. Jesteś w rozsypce! A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mam pojęcia jak Ci pomóc!

Twój optymizm gdzieś zniknął. Poczułam się strasznie dziwnie, gdy otworzyłaś drzwi i nie rzuciłaś mi się na szyję z głośnym krzykiem. Wiele przeszłaś i nawet trudno mi wyobrazić sobie co czułaś. Jednak nie przypuszczałam, że to wszystko tak się na Tobie odbije. Dlaczego? Bo dla mnie od zawsze jesteś osobą niezniszczalną. I w głowie mi się nie mieści, że mogła znaleźć się taka rzecz, która tą Twoją niezniszczalnością zachwiała.

Decydujesz się na pracę w Hogsmeade, rezygnując przy tym z aktywnej działalności w Zakonie. Twoje włosy są takie zwyczajne, takie szare i nie zmieniają już koloru co chwilę. Nie uśmiechasz się już bez przerwy, raczej z rzadka i chyba nieszczerze. Mówisz mało, a kiedyś buzia Ci się nie zamykała nawet na chwilkę. I jeszcze jedno... Amelia. Miałam nadzieję, że się ucieszysz na jej widok i będziesz chciała ją przytulić. Wyobrażałam sobie jak trzymasz ją w ramionach, swoją chrześniaczkę, uśmiechasz się do niej, stroisz te swoje głupie miny i zabawiasz zmianą wyglądu. A ty nawet jej nie dotknęłaś. Zabolało mnie to, ale od razu skarciłam się za swój egoizm. Zapomniałam, że moje szczęście, to moje szczęście, a u innych sprawa może wyglądać zupełnie inaczej.

Rozumiem, że wiele się u Ciebie wydarzyło. Straciłaś Syriusza, wielokrotnie wylądowałaś w szpitalu, głodziłaś się i odcięłaś się zupełnie od świata. I jeszcze raz przepraszam Cię za to, że musiałaś to przeżyć sama. Ale i tak mam wrażenie, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Musisz ze mną o tym porozmawiać.

Chciałabym się z Tobą spotkać. I to jak najszybciej! Nie wiem ile zostanę w Anglii. Fran w każdym momencie może zostać wezwany i wtedy będziemy musieli natychmiast wyjechać. To może nastąpić za tydzień, za dwa dni albo nawet jutro. Cały jutrzejszy dzień spędzimy u Estery, a pojutrze jest spotkanie Zakonu dla niewielkiej grupy, z tego co wiem, ty będziesz szykować się już do wyjazdu, ale następnego dnia mogłybyśmy się spotkać. Odpisz mi proszę czy Ci to odpowiada. Mam wrażenie, że obie możemy sobie pomóc.

Kocham Cię,

Sara

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro