98) Jestem przy tobie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Te drzwi przerażały go. A raczej tego co się za nimi działo. To wydarzyło się tak szybko, że nie zdążył nawet zwrócić uwagi na szczegóły. Wiedział tylko, że Nimfadora była w strasznym stanie. Ted od zawsze miał problemy z córką, Dora była po prostu nieznośna jako dziecko, nastolatka i nawet jako dorosła kobieta, ale nie chciał by cierpiała. Nie zasługiwała na to. Nimfadora w swoim stosunkowo krótkim życiu wycierpiała zbyt wiele, zwłaszcza w ostatnim czasie. Od kiedy jego córka dołączyła do Zakonu Feniksa napotykała na swojej drodze nieszczęście za nieszczęściem.

- Nie wiecie gdzie była przez ten tydzień. – stwierdziła Laura, a Ted i Andromeda przytaknęli niechętnie. – Jeszcze raz. Jak to było.

- Dostała wypis z Munga i mieliśmy ją dzień później odebrać, ale... - zaczęła Dromeda, jednak głos jej się złamał. To było za dużo na jej nerwy.

- Nie było jej tam już. Dwa dni później dostaliśmy od niej list, że jest bezpieczna, czuje się dobrze i niedługo wróci. – dokończył za nią Ted, obejmując żonę ramieniem. – Robiła już tak nieraz, tyle, że wtedy zazwyczaj zostawała na Grimmauld Place, a teraz. Nie wiedzieliśmy gdzie się zatrzymała.

- I wróciła dziś rano? – dopytywała się Tonksówna. Chwilę po tym jak Nimfadora wróciła, Ted czując się bezradny, zawiadomił Laurę i poprosił, żeby do nich przyjechała.

- Tak, wpadła do domu trzaskając drzwiami, płacząc i zamknęła się w swoim pokoju.

- Nie wiemy co się stało. Cały czas płakała, nie reagowała na pukanie ani wołanie. W końcu chyba wyciszyła pokój od wewnątrz. – dodała Andromeda i po raz setny bezskutecznie próbowała otworzyć drzwi do pokoju córki.

- Dobra, nie ma sensu tak stać pod tymi drzwiami. Nie dostaniemy się tam, dopóki ona sama nas nie wpuści. – stwierdziła Laura i miała rację. Ted znał swoją córkę na tyle dobrze, że doskonale wiedział jaka jest uparta i że są upartością nie ma co walczyć. Odciągnął Andy od drzwi i zeszli wszyscy do salonu. – Wszyscy znamy Tonks. Nie płacze z byle powodu. Musiało stać się coś poważnego. Pomyślcie czy w ostatnim czasie wydarzyło się coś takiego?

- Pomijając bitwę, spotkanie z Bellatrix i śpiączkę Syriusza? – zakpił Ted. W życiu Dory cały czas działo się coś poważnego. Czasami dziwił się własnej córce, że jest ona zawsze taka pogodna, skoro życie zawsze podsuwa jej kłody pod nogi.

- Zakochała się. – wyszeptała nagle Andromeda, a Ted i Laura zwrócili ku niej swoje spojrzenia. – Nie pamiętasz? Wtedy jak poszła na randkę z tym chłopakiem. Tak się stresowała i kiedy przyszła powiedziała, że się zakochała.

- Jeżeli ten dupek jej coś zrobił, to... - Ted zacisnął ręce w pięści i wstał z kanapy.

- Spokojnie wujku. Jeżeli chodzi o faceta, to Tonks potrzebuje czasu. Sporo czasu na przemyślenie tego wszystkiego.

***

Ognista Whisky była doskonałym lekarstwem na złamane serce. Remus Lupin mógłby to potwierdzić osobiście, gdyby był w stanie wypowiedzieć chociażby jedno zdanie i nie brzmiałoby ono jak niezrozumiały bełkot.

Nie rozumiał jak mógł być takim idiotą.

Kochał Tonks nad życie i w końcu mógł z nią być, ale musiał wszystko zepsuć. Po tym wspólnym tygodniu, który mógł stać się idealnym fundamentem, na którym mogli zbudować swój związek, on tak po prostu ją odesłał. Potraktował ją tak, jakby była chwilą zabawką, laleczką, która już mu się znudziła. Ale Tonks nigdy mu się nie znudzi.

Myślał, że nie ma u niej najmniejszych szans, że Nimfadora nigdy go nie pokocha, a było zupełnie inaczej. Kochała go równie mocno, co on ją. Okazywała mu to przez cały czas i może właśnie to pozwoliło mu przejrzeć na oczy.

Nie mogli być razem. To było nie możliwe. Ich życie nigdy nie byłoby normalne, a Tonks cierpiałaby na każdym kroku. Przecież opowiadała mu kiedyś o tym jak bardzo chciałaby się zakochać, mieć dziecko, wieść szczęśliwe życie. Przy nim nie zaspokoiłaby swoich marzeń, a on nie mógłby jej dać niczego oprócz cierpienia.

Tonks teraz cierpi, bo kazał jej odejść, ale cierpiałaby jeszcze bardziej gdyby pozwolił jej zostać.

- Jestem kretynem.

***

Nie płakała, bo nie miała już łez, które mogłyby spływać po jej wilgotnych policzkach. Teraz była w stanie jedynie leżeć, zwinięta w kłębek i wpatrywać się bezmyślnie w okno, wdychając zapach Remusa. Nie była w stanie zdjąć ubrań Lupina, miała wrażenie, że tylko one jej po nim zostały. One i olbrzymia czarna dziura, w miejscu gdzie niegdyś miała serce.

Nadal nie potrafiła uwierzyć w to co jej powiedział, nie chciała dopuścić do siebie myśli, że to wszystko było kłamstwem, długiem wobec Syriusza. Remus okazywał jej tyle czułości, tyle miłości, że nie sposób stwierdzić, że nie darzył jej żadnym uczuciem. A jednak, powiedział jej to prosto w oczy z takim przekonaniem, że tylko głupiec upierałby się przy swoim. Ale cóż poradzić na to, że Tonks była głupcem, że nadal pragnęła być przez niego kochaną, że jego słowa nie zniechęciły jej.

Wtuliła twarz w miękki materiał jego swetra. Tak bardzo chciała by był teraz obok niej i żeby ją pocieszył. Właśnie on, nikt inny nie był w stanie nic zaradzić na jej stan. Nadal go kochała i nie mogła tego zmienić.

***

Andromeda wspinała się po schodach z kubkiem herbaty w ręku. Wszystkie jej myśli skierowane były ku osobie jej córki. Za dużo spadło na jej barki w ostatnim czasie i trzeba było być kimś okrutnym, by wymagać od niej by cały czas pozostawał twarda. Nimfadora mogła być aurorem, można było uważać ją za odważną, ale bitwa, w której ostatnio brała udział, oddziaływała na nią jak na wszystkich. Zwłaszcza dlatego, że ofiarą padł Syriusz. Andromeda wiedziała, że jej córka była silnie związana z Blackiem, może nawet silniej niż kiedyś oni sami. Syriusz nie zginął, ale być może już nigdy nie będzie dane mu otworzyć oczu. To było za dużo jak na zwykłego człowieka, a jeżeli do tego miały się spełnić jej przypuszczenia i Dora została odrzucona przez mężczyznę, w którym się zakochała, to doskonale rozumiała jej stan.

Minęła zamknięte drzwi do pokoju Dory, jednak cofnęła się. Co z tego, że próbowała tyle razy. Musiała spróbować jeszcze raz. Położyła dłoń na klamce i nacisnęła, nie spodziewając się żadnej reakcji. Drzwi otworzyły się. Serce Dromedy zabiło szybciej. Przez ten cały czas chciała dostać się do córki, być przy niej, a kiedy taka okazja się zdarzyła, nie wiedziała jak zareagować.

- Córeczko? – Żadnej reakcji. Andromeda podeszła do łóżka, na którym leżała Nimfadora. Przysiadła na materacu i pogłaskała córkę po głowie. – Powiedz, co się stało.

Nimfadora wciągnęła głośno powietrze, a nie odezwała się. Andromeda przełknęła ślinę, czując jak w jej oczach wzbierają się łzy. Widzieć swoje dziecko w takim stanie to największa kara dla rodzica.

- Martwimy się o ciebie. – szepnęła, ale to nic nie zmieniło. Andromeda westchnęła i położyła się obok córki. – Jestem przy tobie.

W Nimfadorze coś pękło. Przekręciła się szybko na drugi bok i wtuliła w matczyne ramiona, pozwalając by łzy płynęły jej z oczu.

***

Kochana Tonks,

Powinnam raczej napisać Kochana Ciociu Tonks! Tak, dobrze czytasz. Stało się! Jestem mamą! W zeszłym tygodniu na świat przyszła Amelia Maria Lucatteli. Moja maleńka córeczka. Nawet nie wiesz jak cudownie jest trzymać w ramionach takie maleństwo, które nosiłaś przez tyle czasu pod sercem. Amy tuż po urodzeniu ważyła zaledwie 2500 gramów i mierzyła 43 cm, ale szybko się to zmieni, bo je za trzech. Fran zakochał się w niej i najchętniej nie wypuszczałby jej z rąk.

Piszę krótko, ale dopiero co wróciłam ze szpitala i trudno mi znaleźć chwilę na zrobienie czegokolwiek. Nie martw się, niedługo przyjedziemy do Londynu bez względu na wszystko i poznasz swoją chrześniaczkę.

Mam wrażenie, że świat nagle stał się taki wspaniały, cudowny i pełen miłości.

Całuję, Sara

Tonks przeczytała list z trudem powstrzymując łzy i będąc zła na samą siebie za to, że nie potrafi się cieszyć szczęściem najlepszej przyjaciółki. Mam wrażenie, że świat nagle stał się taki wspaniały, cudowny i pełen miłości. Przeczytała jeszcze raz.

- Chyba tylko twój świat, Saro...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro