47. No... i to jest problem.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

💚🥷🍵🐉

Zielonooki chłopak wszedł za wodospad, od razu zauważając jakąś większą budowlę. Była niewidoczna z daleka. Ukryta za owym wodospadem. Mimo to nigdzie nie było Jaya ,a drzwi do domku buły otwarte.

- jest na pewno w środku- powiedziała Nya kierując się od razu do drzwi. Na pierwszy rzut oka wydawało się ,że wszystko jest opuszczone. Mimo to Jay krzyczał. Raczej nie bez powodu. Nya weszła do domku od razu wbiegając tam i wyjmując swoją broń.

- Jay! - krzyknęła czarnowłosa rozglądając się. Dziewczyna weszła głębiej rozglądając się. Lloyd wszedł tuż za nią z zaciekawieniem patrząc na ściany i otaczające ich pomieszczenie. Na środku był stary dywan. Teraz w kolorze bardzo brudnej zieleni ,ale kiedyś zapewne był jasny i dodawał życia wnętrzu. Podłoga była drewniana i lekko skrzypiała pod ciężarem ich ciał. Po lewej stronie stała komoda. Były też wieszaki powieszone na ścianie. Komoda miała na sobie stary zakurzony znicz oraz wazon z uschniętymi kwiatami. Po prawej stronie na ścianie wisiała głowa jelenia i jakiś obraz ,który był potargany i przekrzywiony. Ściany też wyglądały dość staro ,a ich żółty kolor był teraz praktycznie szary.

- ma klimat - powiedział chłopak z lekkim uśmiechem. Nya spojrzała na niego i parsknęła.

- Lloyd do cholery jesteśmy w jakimś starym domu ,a ty się uśmiechasz?- spytała lekko zestresowana. Lloyd od razu spojrzał na nią i odpowiedział.

- bo ładnie tu. Fajny klimat... tak ,by powiedziała Luna. Oh No nie moja wina ,że staram się myśleć pozytywnie- powiedział blondyn i ruszył do drzwi na wprost. Otworzył je ,a te zaskrzypiały. Ukazał im się mały salon. Była jakaś stara szara kanapa i fotele. Był też drewniany stolik pokryty warstwą kurzu. Stara świeca dalej stała na owym stoliku ,a obok była zapalniczka. Bardzo stara ,bo takich już od lat się nie robi. Obok był też duży stół. Przy owym stole było sześć drewnianych krzeseł ,a na nim biały obraz ,który przez kurz wydawał się szary. Były świece i wazon z uschniętym kwiatami. Nya zadrżała lekko czując jak to miejsce wydaje się być niczym nawiedzony dom. Lloyd zaś rozejrzał się i zauważył trzy pary drzwi. Dwie obok siebie były zamknięte ,a jedne uchylone.

- chodź- powiedział zielony ninja podchodząc do owych drzwi po czym je popchnął spoglądając do środka. Zobaczył stary pokój. Zupełnie taki jak dwa poprzednie tyle ,że tym razem było w nim jedno wielkie łóżko małżeńskie, komoda przyozdobiona świecami, stara szafa, fotel, komoda z kilkoma książkami lekko rozrzuconymi po owej komodzie i kilka starych obrazów na ścianach. Chłopak wszedł do środka ostrożnie ,a Nya ruszyła za nim.

- ktoś tu kiedyś musiał mieszkać - powiedziała czarnowłosa. Po chwili oboje rozejrzeli się po pokoju. Nya poczuła lekki niepokój ,a Lloyd jakby czyjąś obecność. Oboje stali przez chwilę w miejscu aż nagle usłyszeli skrzypienie podłogi za nimi. Nya szybko się odwróciła jednocześnie mocno uderzając osobę za sobą.

- ALA! Za co!? - odezwał się znajomy głos. Jay złapał się za nos i spojrzał na przyjaciół. Nya oś razu podeszła do niego i zaczęła gorączkowo przepraszać.

- Jay. Tak mi przykro. Nie chciałam cię uderzyć. Przepraszam cię. Przepraszam cię ty mój idioto ,który zakrada się od tylu i mnie straszy. - powiedziała niebieskooka oglądając twarz swojego chłopaka i upewniając się ,że nic mu nie jest.

- słabe przeprosiny- powiedział lekko załamującym się głosem. Lloyd zaś tylko westchnął i parsknął.

- krzyczałeś ,by nas tu zwabić i ,by nas przestraszyć?- spytał lekko zdenerwowany blondyn. Jay od razu pokiwał głową na nie.

- czy ja ci wyglądam jak Luna? To znaczy... ja wiem ,że my bliźniaki ,ale chyba widzisz różnice pomiędzy mną ,a moją siostrą. - powiedział poważnie Jay po czym dodał szybko. - wystraszyłem się zwiedzając ten dom. Dlatego krzyknąłem. Później słyszałem jak wchodzicie i poszedłem do was. Nie sądziłem ,że dostanę w nos. - powiedział szczerze piegowaty chłopak. Nya jedynie westchnęła przepraszająco ,a Lloyd spojrzał w ścianę myśląc nad tym jak wie uspokoić.

-zostawiliśmy Lunę samą do cholery. - powiedział zdenerwowany i od razu wyszedł z pomieszczenia zostawiajac Nye i Jaya samych. Niebieskooki chłopak westchnął i przewrócił oczami.

- gada tak jakby przez te kilka sekund Luna miała zostać porwana i zjedzona- powiedział z lekkim zmęczeniem i spojrzał na Nye. Mistrzyni wody westchnęła i odpowiedziała.

- nie poleciała ci krew ani nie ma śladu. Pewnie będzie co najwyżej siniak. Nie uderzyłam mocno - powiedziała czarnowłosa po czym odsunęła się trochę. - martwi się ,bo Luna ma złamaną nogę.... ,A raczej zmiażdżoną. Nie przejmujesz się? To twoja siostra. - dodała spoglądając w oczy swojego chłopaka. Jay jedynie westchnął u odpowiedział.

- Luna wole razy pokazała ,że choćby jej zafundowano tortury to ona przeżyje. Jest silna... wydaje mi się nawet ,że podczas walki jest silniejsza ,a ból dodaje jej motywacji. Tak czy inaczej jak byliśmy w kopalni lub kiedy nasza ciocia nas porwała pamietam jak Luna dalej była pełna determinacji. Była silna nie ważne jak bardzo ucierpiała. Po za tym w kopalni wyrwała sobie z brzucha pręt. Serio potrafi sobie radzić. Moce jej to ułatwiały... choć teraz ma ... zmiażdżone kolano. Uh... czemu nie możemy użyć mocy? To bez sensu- powiedział Jay lekko przejęty ,jednak szybko potrząsnął głową. - Luna po prostu przeżyje. Może i ją boli ,ale gdyby coś jej groziło to ,by nie dała się zjeść ani zabić. Ona umie walczyć i na pewno przetrwa. Prędzej bym się martwił o nas. Serio. - powiedział szczerze niebieskooki. Nya westchnęła lekko i odwróciła wzrok.

- trochę w sumie jesteście podobni pod tym względem. Pamietam jak utknęliśmy w grze komputerowej i ty przetrwałeś po to ,by nas wszystkich uwolnić i naprawić wszystko. - uśmiechnęła się czarnowłosa spoglądając na ścianę po czym zwróciła wzrok na swojego ukochanego. - No i tak samo było kiedy walczyliśmy z Nadhakanem. - powiedziała ciszej puszczając chłopakowi oczko. Jay szybko ja uciszył i spojrzał na drzwi do pokoju.

- tylko my to pamiętamy i uwierz mi nie chce mi się tłumaczyć Lloydowi i innym dwusystemowego co się działo, skąd umiesz airgitsu i dlaczego nigdy nie prosimy o spełnianie marzeń i życzeń- powiedział poważnie Jay. Nya zaśmiała się cicho i zbliżyła się do swojego chłopaka. Jej usta były blisko jego ucha i wtedy dziewczyna wyszeptała.

- airgitsu? Hm? Myślałam ,że to Cyklondo - powiedziała mistrzyni wody cicho się śmiejąc zaś Jay uśmiechnął się lekko i od razu przytulił mocno swoją dziewczynęa następnie podniósł ją kręcąc się z nią po pokoju.

- lubisz moje pomysły? - spytał zadowolony. - nie wiesz nawet jak się cieszę ,że przyjęła się moja nazwa. - powiedział zadowolony chłopak po czym postawił swoją dziewczynę ponownie na ziemie.

- No widzisz. Ja kocham twoje własne interpretacje różnych rzeczy. Tak samo jak to ,że Luna mówi na spingitsu wzium wzium. - zaśmiała się czarnowłosa. Jay też się zaśmiał uśmiechając się i przyłożył swoje czoło do czoła swojej ukochanej.

- chyba powinnismy trochę tu ogarnąć. Nie żeby coś ,ale ten domek jest lepszy niż szałas z patyków i liści. Posprzątany tu i myśle ze możemy tu spać. - powiedział z uśmiechem Jay. Nya zaś rozejrzała się niepewnie i odpowiedziała.

- od dziś nie lubię sprzątania jeszcze bardziej- powiedziała niezadowolona mistrzyni wody.






Zielonooki chłopak podszedł do Luny ,która leżała pod drzewem. Wyglądała spokojnie ,jednak dalej była blada ,a jej ciało rozgrzane. Chłopak przyłożył dłoń do jej czoła i lekko skrzywił się czując jak ciepłe jest jej czoło.

- cholera. - parsknął pod nosem po czym podniósł dziewczynę na ręce i ruszył w stronę domku. Chłopak ze spokojem patrzył na swoją ukochaną i westchnął.

- obiecuje ze będzie dobrze- powiedział pewny siebie. Wiedział ,że Luna go nie słyszy ,ale wierzył iż uda mu się jej pomóc.  Zupełnie nagle usłyszał szelest w krzakach. Chłopak spojrzał w tamtą stronę zestresowany i patrzył przez chwilę próbując znaleźć przyczynę. Nie widział ,jednak nic niepokojącego.

- wyłaź. - powiedział chłodno patrząc dalej w krzewy. Znowu usłyszał szelest. Spiął się wiedząc ,że z Luną na rękach ciężko będzie się bronić. Niestety to co czaiło się w krzakach nie miało dobrych zamiarów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro