|14|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  - O cholera... - przeraził się Cole.
 - Zawsze pod górkę - jęknąłem.

 Zacisnąłem oczy. Słone łzy spływały mi po twarzy, po chwili wysychając pod wpływem wysokiej temperatury.

 *Cole* 

 Poszedłem do chłopaka. Zrobiłem to z niemałym wysiłkiem. Moje serce uderzało niemiłosiernie. Jego noga była w stanie krytycznym... Nie wiem czy nawet przeżyje... Jego rana obficie krwawiła, plamiąc szkarłatem wszystko wokół. Ukucnąłem koło niego. Nie wiedziałem co robić. Przecież nie mogliśmy się zatrzymać... Oderwałem niezgrabnie pasek koszuli. Tam gdzie na nodze znajdowała się jeszcze skóra, delikatnie ją owinąłem i zawiązałem lekko uciskając. Szatyn syknął z bólu. Czerwony płyn przestał wyciekać z taką prędkością jak wcześniej. Chyba udało mi się choć w małym stopniu zatamować krwawienie. 

 - K-kai... - zadrżał mi głos. - Musimy iść dalej...
 - Jak!? - syknął. - Mam skakać na jednej nodze!?
 - Może dalej znajdziemy coś przydatnego do opatrunku... - stwierdziłem cicho.
 - Pomóż mi wstać - oznajmił.
 - Dzięki, że się nie poddajesz... - powiedziałem biorąc go pod rękę.
 - Ninja nigdy się nie poddają - westchnął ciężko.

  *** 

 Korytarz ciągnął się w nieskończoność. Nie wiem w jakim celu były takie długie. Żeby nas zmęczyć? Możliwe... Nie dość, że w ogóle się nie kończył, to temperatura się nie zmieniała. Nadal było bardzo gorąco. Kai upadł na podłogę. Miał uderzyć głową w ścianę, a tym czasem... przeleciał przez nią.Szatyn pomału się podniósł. Znowu zauważyłem jego twarz.

 - Zobacz co tutaj jest - polecił. 

 Podszedłem do chłopaka. Ostrożnie chciałem położyć rękę na ścianie, ale dłoń przez nią przeniknęła. Brnąłem dalej. Po drugiej stronie znajdował się następny korytarz. Było tam o wiele chłodniej.

 - Chyba idziemy tą drogą, co nie? - zapytałem spoglądając na szatyna.
 - Dziwne, że zadałeś to pytanie - prychnął. - Oczywiście, że tą.

 Przeciągnąłem Kai'a na drugą stronę. Zauważyłem, że jego noga zaczęła sinieć, co mocno kontrastowało z resztą ciała.

 - Nie dasz rady iść dalej - oznajmiłem kucając przy nim.

 Szatyn oparł się o ścianę.

 - Ja zawsze daje - powiedział z zamkniętymi oczami.
 - Zostań tutaj. Obiecuję, że jeśli znajdę coś co ci pomoże, to wrócę jak najszybciej. Możliwe, że w tych ścianach znajduje się jakaś rzecz zdołająca ci pomóc - stwierdziłem patrząc na chłopaka. 

  Widziałem, że nie jest z nim najlepiej.

 - Obiecujesz? *I promis? XD #perfektinglisz* - zapytał szeptem.
 - Zawsze dotrzymuję obietnic. Przyrzekam - oznajmiłem podnosząc się.

 Zacząłem biec w równoległą stronę. Przez ramię spojrzałem ostatni raz na Kai'a.

 - Oby przeżył... - pomyślałem.Fakt, nadal potrafiliśmy się szybko regenerować, ale po odebraniu mocy ta umiejętność strasznie osłabła i leczenie przebiegało dość wolno. Za wolno.

 *Nya* 

 Kolejny raz poraził mnie prąd. Poczułam zapach spalonej skóry. Mojej skóry... Opadłam powoli na dół. Pomimo, że porażenia nie są jeszcze tak mocne, to i tak odczuwam je dość silnie. Nigdy nie byłam tak rażona... nawet przez Jay'a. Siedzę tutaj z 4 godziny. I nie mam pojęcia, jak się stąd wydostać. Co prawda widzę przycisk wyłączający prąd i otwierający kulę... ale nie mam jak się do niego dostać. Jednak najgorsze jest to, że Kai i Cole... to nie oni. Nie wiem kim są, ale na pewno nie nimi... A skoro to nie byli oni... to mój brat i przyjaciel muszą być gdzieś uwięzieni! Tylko gdzie? Z tego również wynika, że cała drużyna niepotrzebnie szuka odtrutki... A może specjalnie podsunęli taki pomysł, bo akurat te rzeczy są im potrzebne? Na przykład do zniszczenia świata? Muszę się stąd wydostać i ich poinformować!

 *Hardark*

 - Ile nam jeszcze zostało? - spytałem Issac'a lecącego koło mnie na smoku *Oni mają smoki żywiołów dla wyjaśnienia XD*
 - Około dwadzieścia minut drogi - oznajmił. - W końcu to nie my mamy tego szukać, tylko oni tak?
 - No tak, tak - potwierdziłem. - Ale gdzie są?
 - Nasz cel, chyba właśnie się pokazał - uśmiechnął się patrząc do przodu. 

 Na granicy z horyzontem zauważyłem lecący statek. Chyba nie ma innego latającego, niż ten posiadany przez ninja, tak? Miejmy nadzieję.

 - Zniżmy lot - zlecił. - Nie mogą nas zobaczyć. Teraz tylko sobie poczekamy, aż zbiorą pierwszy składnik i... jedna z trzech rzeczy załatwiona.
 - Robi się - oznajmiłem kierując smoka na dół.  

















Jestem, jestem!!! HALO ŻYJĘ!! XDD Z góry przepraszam, że rozdział tak późno, ale pracuję nad nową książką... ekhem ekhem to znaczy... yyy... a nie ważne XDD Dowiecie się w swoim czasie hehehe. Wgl Cole jaki opiekuńczy się zrobił hihi Nie nie będzie Lavashipping *To się tak nazywa wgl? Chyba XD* Piszcie czy wam się podobał :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro