|15|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Zane*

 - Hmm... z moich obliczeń wynika, że kwiat lotosu powinien znajdować się na tej górze - oznajmiłem wskazując na szczyt góry, która właśnie wyłoniła się zza chmur.
 - Raczej nie dolecicie tam za pomocą airjitzu *PS airjitzu jak i spinjitzu mogą używać bez posiadania mocy, tak dla przypomnienia XD* - oznajmił Wu.

 - Znowu na piechotę... - zniesmaczył się Jay.
 - A gdzie zostawimy perłę? - zapytała Skylor.
 - Ktoś będzie musiał na niej zostać - stwierdziła Seliel.
 - Wszyscy za, aby był to sensei? - zapytał pośpiesznie Jay.

  Skinęli głowami. Staruszek nie zdążył powiedzieć ani słowa.

 - Na pewno sobie poradzicie? - spytał niepewnie.
 - Jasne wujku - oznajmił ze śmiechem Lloyd. - W końcu nie jesteśmy już dziećmi, tak?
 - No do końca bym tak nie powiedział... Ale niech wam będzie - westchnął. - Tylko nie pozabijajcie się po drodze.
 - Tak jest! - krzyknęliśmy wszyscy jednocześnie.
 - A teraz weźcie swoje torby. Za moment będziecie schodzić na dół - rzekł Wu.

 *Nya*

 - Nareszcie! - ucieszyłam się wychodząc z kuli. - Jeszcze kilka porażeń i by było po mnie.

  Wystarczyło tylko przekierować prąd tak aby szedł w stronę, z której zamykała się kula. Oczywiście nie obyło się bez mojego uszczerbku na zdrowiu. Aby go przekierować musiałam użyć ciała. Po kilku godzinach kula zaczęła pękać pod wpływem porażeń. Później poszło z górki.

 - Teraz muszę się dostać do ninja. Ale najpierw do bazy. Jeżeli nasz łącznik nie został zniszczony to z łatwością ich poinformuję  - pomyślałam.

  Odszukałam wzrokiem wyjście. Nie zostało jakoś zbytnio ukryte. Z łatwością ominęłam ukryte lasery. Pomieszczenie porastał bluszcz. Czuć było zgniliznę. Korytarz prowadził schodami do góry. Oprócz małych pozawieszanych świec, nie było innego dostępu do światła.

 - Mrocznie - oznajmiłam. 

  Mój głos poniósł się korytarzem w dół. Przeszły mnie ciarki.

  ***

 - Już prawie - powiedziałam do siebie biegnąc do klasztoru.

  Schody w tym wszystkim były najgorsze. Kiedyś je liczyłam... odechciało mi się po dwustu. Nadal nie rozumiem czemu akurat nasz sensei musiał mieć klasztor na wzgórzu. Nie lepiej byłoby gdzieś w mieście? Chociaż wtedy mogliby go łatwiej zaatakować... To może na przykład w jakimś lesie... albo na polanie. Dosłownie wszędzie byle nie na wzgórzu.

  Po kilku minutach, zdyszana i spocona dotarłam na górę. Spojrzałam na klasztor. Wszystko wyglądało po staremu. Może nie wrócili tutaj, aby wszystko zniszczyć? Miałam taką nadzieję...

  Uchyliłam wrota. Cisza. Popchnęłam je dalej. Wszystko stało tak jak wcześniej. Jakbyśmy cały czas byli w klasztorze... Doszłam do wejścia. Drzwi były otwarte. Weszłam przez nie. Po dokładnym rozejrzeniu się stwierdziłam, że każda rzecz, jaka została pozostawiona przed moim porwaniem jest tam gdzie powinna.

 - Może jednak nie zniszczyli połączenia? - powiedziałam z nadzieją.

  Poszłam w lewo. Przede mną były drzwi. Przez chwilę wahałam się. Wejść? A może jest już za późno, żeby ich powiadomić? A jeżeli wszyscy nie żyją? Co zrobię sama? Tyle pytań a zero odpowiedzi... Czemu ninja muszą mieć pod górkę? I czemu odpowiedź musi znajdować się za tymi cholernymi drzwiami?

  Z niepokojem otworzyłam drzwiczki. Wszystko było... zniszczone. Nadajnik, wielki ekran...

 - Niee... tylko nie to - zakryłam usta rękoma.

  Zsunęłam się powoli po drzwiach.

 - I co mam teraz zrobić? Gonić ich? Jak? Nawet nie wiem gdzie teraz są... - stwierdziłam masując sobie skronie.

  Musiałam to wszystko przemyśleć.

***

*Cole*

  Nareszcie znalazłem coś, co może uratować Kai'a! A to tylko i wyłącznie dzięki tych ukrytych pomieszczeniach w ścianach. Mam coś do odkażenia, bandaż i jakieś tabletki przeciwbólowe. Jeszcze trochę i powinienem go zobaczyć... O! O wilku mowa.

  Przyśpieszyłem. Dopiero teraz, kiedy byłem już przy nim zauważyłem, że ma zamknięte oczy.

 - Hej, wszystko okej? Już jestem - powiedziałem szybko.

  Szatyn ani drgnął.

 - Kai? - zmartwiłem się i złapałem go za ramię.

  Nie było żadnej reakcji ze strony chłopaka. Serce mi stanęło.

 - Nie, nie, nie, nie mów, że się spóźniłem - oczy naszły mi łzami.

  Potrząsnąłem mocniej szatynem.

 - Kai!!! - krzyknąłem.
 - Co, co?! Żyje! - ocknął się. - Spałem dla twojej świadomości.
 - Całe szczęście, myślałem że... - zacząłem.
 - To źle myślałeś - zaśmiał się. - Tak szybko się mnie nie pozbędziesz.
 - Jak noga? - zmieniłem temat.
 - Nie jest źle - oznajmił. - Na pewno mniej już boli. Miałem szczęście, że możemy się regenerować, bo inaczej byłoby już po mnie.
 - I po twojej nodze też. Nie zapominaj, że to tylko przez ową pozostałość mocy jeszcze ją masz. Bez niej byłbyś już kaleką - stwierdziłem.
 - Ale nie jestem. Kurde Cole nie przedstawiaj takich złych scenariuszy. Jeszcze stąd wyjdziemy - ucieszył się. - A przynajmniej kiedyś na pewno.





















Żyję!!! Chyba XD Nawet nie skomentuje mojego spóźnienia... No comment please xd Widzicie!?!? Kai żyje tak? No to mnie nie zabijać! 😂😂


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro