{1} Trzy razy na nie.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Śpij... śpij, braciszku,
Bo skończył się dzień.
Ty nie leżysz w łóżku.
Wyglądasz, jak cień!

Ja śpiewam, ty stoisz
I ślepniesz... od gwiazd.
Chcesz może nabroić?
Zabierasz ich blask!

Śpij, śpij, mój kochany,
Bo przyszła już noc...
I... przytul siostrzyczkę,
By zbudzić... swą moc.

✶  ✶  ✶

- Czy ktoś oprócz mnie może skupić się na problemie?! - krzyknął Jay, próbując przywołać resztę do porządku, jednak zabrzmiało to bardziej jak rozpaczliwe wołanie o uwagę... czyli całkiem w jego stylu.

Czwórka pozostałych ninja spojrzała mimo wszystko w jego stronę, a Cole łypnął na niego przy tym z kwaśną miną.

- To niezbyt ładnie tak nazywać kogoś problemem - skwitował lekko zażenowany tak bezpośrednim określeniem przyjaciela. - Szczególnie, jeśli ten ktoś mieszka pod naszym dachem. - Zatoczył obiema dłońmi jak najszerszy okrąg, pokazując, że sprawa dotyczy ich wszystkich.

Dzięki jego słowom drużyna patrzyła teraz na Jaya z wyrzutem, lecz mistrz żartów i ciętej riposty nie emanował choć cieniem skruchy. Właściwie mówił i machał rękami tak, jakby nie słyszał dotyczącej go uwagi.

- Oj wiem, że Bentho jest tutaj dopiero dwa tygodnie, od kiedy pokonaliśmy Wojirę. No ale ludzie! Nikt chyba nie powie, że nie zachowuje się... - Spojrzał po wszystkich, szukając jakiegoś kwiecistego słowa, które wypełniłoby lukę w zdaniu - ...dziwnie.

Jay zerknął nieznacznie po twarzach przyjaciół, by ocenić, czy zgadzają się z jego opinią. Nie musiał. Sama pięciosekundowa cisza z ich strony wystarczyła, by stwierdzić, że nie do końca kwestionują jego grubiańskie, acz trafne zdanie.

- W sumie, to Jay ma trochę racji... - podjął Kai.

Wszystkie spojrzenia - ni to rzucające oskarżenia, ni to zaintrygowane - przeniosły się teraz na niego.

- O tak! Dawaj! Zaraz cię dopadnę, ty mały... - rzucał raz po raz ninja ognia, miotając padem prawie tak zaciekle, jak to zwykle robił mieczem.

Oczywiście przez auto-produkcję całkiem sporej ilości decybeli nie zauważył, że ktoś zaszedł go od tyłu.

- Twoja walka na siedząco wygląda na całkiem interesującą.

Kai podskoczył na siedzeniu tak, że gdy zorientował się, kto za nim stoi, siedział już do góry nogami - wciąż z padem w rękach, ale zamiast świecącego ekranu miał przed nosem (kij z tym, że w LEGO nie mają nosów...) wyszczerzoną twarz merlopiańskiego kolegi.

- Mogę dołączyć?

- Jasne... Bentho - wybąkał Kai, ledwo otrząsając się z lekkiego szoku, i robiąc miejsce na kanapie. - Trzymaj. - Podał mu drugiego pada. - Zasady są tak proste, że od razu załapiesz - stwierdził z przekonaniem, włączając od nowa level swojej gry.

Bentho usiadł zadowolony obok niego, szybko lustrując wzrokiem dwuwymiarowe ludziki zamknięte na ekranie telewizora, mające karykaturyzować ninja.

- Bossem na tym poziomie jest typ o nazwie Python - wytłumaczył Kai ze zgrozą w głosie.

- To może zakradniemy się do niego od tyłu, tak jak robicie to na misjach?

- To raczej niemożliwe. - Ninja podrapał się po głowie. - W tej grze nie istnieje świat otwarty - wyjaśnił.

- Rozumiem... - Tak naprawdę nie zrozumiał. - To może zaatakujemy go waszym ninjutsu?

Mistrz ognia powstrzymał się od zrezygnowanego westchnięcia, choć jego pierwotna miłość do gier wideo kazała mu właśnie krzyczeć w niebogłosy niczym Jay.

- Tyle że te postacie, to nie my - jęknął - ale wiesz... dzięki temu, że wyglądają, jak my, produkt lepiej się sprzedaje. W zasadzie to prosta gra, w której musisz pokonywać złoli w bezpośrednim starciu, a po drodze zdobywać skiny, żeby twoja postać abgrejdowała - wyrecytował jednym tchem.
Gdy jego wzrok napotkał wielkie ze zdziwienia oczy swojego towarzysza boju, był pewien, że nic z tego nie będzie.

- Wiesz co...? Może ja jednak nie będę się wtrącał w twoje... abgrejdowanie- zdecydował Benthomaar, opuszczając pokój w tempie godnym ninjy.

- Wiecie... czaję, że tam pod wodą nie ma gier wideo, ale on nie zna nawet najpodstawowszych podstaw! - wyżalił się Kai z taką werwą, że aż jego dłonie zapłonęły.

- Dobrze wiesz, że nie ma takiego epitetu - skwitował Zane, którego widocznie jedyne, co zaciekawiło w sprawozdaniu kolegi, to jego niepoprawna składnia.

Kai zacisnął palce (od razu po tym, jak odkrył, że jednak je posiada), ale zanim zdążył przybić komuś ognistego żółwika w czoło, powstrzymał go siedzący obok Cole.

- Spokojnie. Wiesz, że Zane odczuwa najmniejszy pociąg do gier wideo z nas wszystkich.

- Bo widzę zarówno ich zalety, jak i wady.

- Ludzie!! - Panikarski talent Jaya znów się ujawnił, gdy tylko przyjaciele znów odeszli od tematu. - Sku-pie-nie. Czy ja za dużo wymagam?

Cole'owi przeleciało przez myśl pytanie, po co właściwie ich drużynowy krzykacz od samego początku spotkania stoi, zamiast usiąść jak wszyscy.
"Niedługo zacznie chodzić po ścianach". Pokręcił głową na tę myśl. Zaczął nawet żałować, że to niemożliwe, bo całkiem chętnie obejrzałby taki widok.

- Tak właściwie, to czego oczekujesz, Jay? - odezwał się milczący do tej pory zielony ninja. - To prawda, że Benthomaar zachowuje się czasami nieco... inaczej - stwierdził dyplomatycznie - ale dzięki niemu jest nam łatwiej. W misjach na przykład.

- Cóż, jego zachowanie jest niekonwencjonalne, ale nie zawsze jest nam "na rękę". - Sprzeciw Zane'a oznaczał, że jednak istnieją bardziej logiczne argumenty przeciw ich nowemu towarzyszowi, niż zacofanie w kwestii gier.

- Znów się spotykamy, bando przegrywów! - W wąskim tunelu rozszedł się wysoki, skrzekliwy głos przestępczyni, która od niedawna dopisała się do listy przeciwników ninja i jakoś nie zamierzała dać się szybko wykreślić.

- Jak jej tam było? Pani Przestępna? - rozmyślał na głos Jay. - Ta ksywka dawałaby niezłe możliwości. Popełniałabyś zbrodnie tylko w rok przestępny - zasugerował, śmiejąc się z własnego żartu. - To by nam całkiem ułatwiło robotę.

Musiał szybko uniknąć chmury ognia, która tym razem nie pochodziła z rąk Kaia, ale złoczyńcy (a raczej jej plecaka. Nie, żeby plecak miał ręce czy coś...)

- PANNA WYSTĘPNA! - wycedziła, a raczej wywrzeszczała.
I tak oto zaczęła się walka.

Mimo że z drużyną njnja nie było ani mistrza ognia, ani lodu, potyczka szła całkiem sprawnie, z wciąż przeważającym zwycięstwem na szali bohaterów. W pewnym chwalebnym momencie - gdy Loyd, Cole i Jay pokonywali już ostatnich członków gangu, a Benthomaar stał nad Panną Występną z wyciągniętą w jej stronę włócznią - walka wydawała się skończona.

- Jeszcze nie jest za późno - rzekł Benthomaar. - Możesz okazać skruchę, jeśli powiesz, gdzie wysłałaś skradziony ładunek.

Ku jego zdziwieniu kobieta zmrużyła oczy i zaczęła się wić na gołej ziemi.

- Oh, tak mi przykro. Chciałam mu się przeciwstawić, ale zaszantażował mnie, żebym to zrobiła... - jęknęła w spaźmie wielkiego smutku.

Bentho odsunął nieco koniec swojej broni, by dać jej większą swobodę mówienia.
Jay wykonał za to ostatni cios na podrzędnym zbirze, który następnie uderzył o korpus Zane'a i więcej już nie wstał. Czyli zadanie wykonane.

- Zachowanie Panny Występnej wyraźnie odbiega od normy - stwierdził lodowy ninja, którego budowa pozwalała na podsłuchanie całej ich rozmowy. - Bentho, uważaj!

Rozmowy, która zanim dobiegła końca, rozległo się głośne BOOM!

- Prawie przegraliśmy wtedy z jakąś tam Panną Podrzędną! - lamentował Jay, który z uwagi, że był wtedy na miejscu, miał do powiedzenia trzy razy więcej.

Na szczęście znalazła się dla niego opozycja w postaci jego najlepszego przyjaciela. Cóż za ironia, że to właśnie Cole najczęściej wysuwał przeciw niemu kontrę.

- Nie podniecaj się tak. Tę walkę i tak wygraliśmy! - Proste? Proste.

- Ale musieliśmy przez pół dnia odgruzowywać tamten tunel - nie dawał za wygraną Jay.

Na całe szczęście mistrz ziemi był na tyle opanowany, że nie wstał, by przemówić mu do rozsądku siłowo.

- Hej, chłopaki! - Wszyscy odwrócili wzrok na Loyda, który pofatygował się na tyle, by wstać, co automatycznie zwróciło na niego wiekszą uwagę. - Wiem, że ta sytuacja jest dla nas wszystkich nowa, ale musimy ją zaakceptować. Chwilowo Bentho nie ma się gdzie podziać i jesteśmy jego jedyną rodziną. A co by było, gdyby właśnie teraz stał za drzwiami, co? - Tę uwagę skierował głównie do Jay'a.

Tym razem udało mu się wywołać większy efekt, bo niebieski ninja spuścił głowę, wyraźnie zawstydzony.

- Może i racja... - westchnął, na co Lloyd skinął głową z uśmiechem. - Ale to i tak nie znaczy, że picie wody prosto z kranu nie jest dziwne!

   Co prawda wszechświat uwielbia sprawiać bohaterom wiele kłopotów i na pewno słowa Lloyda nie uszły jego uwagi, jednak tym razem okazał się łaskawy. Rozmowa piątki ninja została utrzymana w sekrecie przed ich nowym lokatorem, ponieważ Bentho miał w tym czasie nieco inne zajęcie...

- Aaah, nareszcie chwila spokoju. - Czarnowłosa dziewczyna odetchnęła z ulgą, zanurzając się powoli w wielkim wiadrze wypełnionym ciepłą wodą.

Tak, od kiedy Nya własnoręcznie pokonała Wojirę, miała pełne połączenie ze swoją mocą. Dzięki temu miała pewność, że tym razem woda wokół niej nie rozpryśnie się w niekontrolowanym wybuchu. Teraz, kiedy chłopcy zorganizowali sobie jakieś "tajne" spotkanie, na którym zapewe rozprawiali o strategiach w grach wideo, ona mogła pozwolić sobie na chwilę odpoczynku...

- Witaj! - Woda przed nią nagle się uniosła, a spod niej wyłonił znajomy kształt.

Mimo tego w pierwszym odruchu Nya krzyknęła, a nawet pisnęła z zaskoczenia.

- Oh, wybacz. - Bentho uniósł dłonie w pojednawczym geście. - Jay mówił, że lubisz niespodzianki - stwierdził, uciekając wzrokiem, by nie natrafić na wyrażającą politowanie lub zirytowanie twarz Nyi.

Przez to nie mógł zauważyć, że dziewczyna nie okazuje żadnej z tych emocji. Wręcz przeciwnie - starała się trzymać je na wodzy i wydobyć z siebie jak największą miarę empatii.

- Tak, lubię - odparła, a na jej twarz wpłynął łagodny uśmiech.

~✮✮✮~

Witajta w pierwszym rozdziale!
✶ Pasuje wam taki styl pisania?
✶ Będą się raczej pojawiały palce, nosy i takie tam.
Musiałam 3 razy napisać imię Zane, żeby zrobić to poprawnie (Zain? Zayn?😵‍💫)
✶ I dobranoc ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro