Zielony Płomień

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Krótki shot GreenFlame z dedykacją dla Ninjixuchu i mojej kochanej StoneHeartCole, aby zmotywować je do pisania. Czekam na Wasze rozdziały, naprawdę, u każdej z osobna 🖤

Czerwone płomienie ognia pomieszały się z zielonymi językami energii. Ciche szepty i namiętne jęki stały się symfonią symbiozy. Złączone w jedno dwa ciała całowały się z pasją i uczuciem. Walczące o dominację byty skryte w niepozornych, niepewnych tego, co się dzieje istotach, dyktowały zasady tej niebezpiecznej i pełnej pasji gry erotycznej. A ich żywiciele mogli jedynie poddać się miażdżącej sile uzależniającego uczucia miłości.

Lloyd oderwał się jako pierwszy. Jego zielone, niewinne oczy zaszły mgłą przyjemności, a rozchylone lekko usta ukształtowały się w uśmiech. Chłopak spojrzał w ogniste oczy swojego kochanka, jakby szukając w nich potwierdzenia tego, że to nie był upojony sen, a cudowna rzeczywistość. Wtulił się w umięśnione ciało starszego nie tylko wiekiem, ale i mentalnością mistrza ognia. Wokoło wszystko płonęło, mieniąc się na szmaragdowo i rubinowo.

Kai położył ręce na plecach blondyna. Przycisnął go do siebie, jakby w obawie, że ktoś może mu go zabrać. Poczuł gorący oddech na swojej szyi oraz cichy, być może nieco zbyt teatralny jęk młodszego ninja. Złożył krótki pocałunek na czubku jego głowy, a w oczach uformowały mu się wrzące łzy, które praktycznie od razu parowały, a tym samym znikały. Krąg płomieni coraz bardziej zbliżał się do kochanków, trawiąc wszystko, co stawało mu na drodze.

– Nigdy nie sądziłem, że ten sen może się spełnić – szepnął cicho Lloyd.

– Nigdy nie sądziłem, że oboje będziemy śnić o tym samym – szepnął cicho Kai.

Czerwono-zielone płomienie ognistej energii wystrzeliły w górę. Utworzyły ścianę, którą nie sposób było jakkolwiek pokonać. Z zewnątrz płonącej jaskini dało się słyszeć krzyki i panikę, ale kochankowie, zbyt zajęci trwaniem we wspólnym objęciu, zdawali się zamknięci na jakiekolwiek bodźce. Ponownie złączyli usta w pocałunku. W tym samym momencie pożoga jeszcze bardziej przybrała na sile. Zaczęła trzaskać i przyspieszać. Coraz intensywniej mieniła się szmaragdami i rubinami, jakby chciała pokazać swoją niesamowitość.

– Moje serce już od dawna czekało na ten dzień. Bało się go, lecz czekało z niecierpliwością. A dzisiaj on nadszedł – wyznał blondyn.

– Moje serce cierpiało, kiedy widziałem cię samotnego i nieszczęśliwego. Chciało wykrzyczeć, że może dać ci miłość, ale nie wiedziało, czy ty aby na pewno też jej pragniesz – mruknął szatyn.

– Pragnę i pragnąłem, odkąd tylko dorosłem, a moje uczucia stały się jaśniejsze.

– Kocham i kochałem, odkąd tylko ujrzałem cię po raz pierwszy i dane było mi ciebie dotknąć.

– Kochałeś mnie już jako dzieciaka? Jako tego niegrzecznego chłopczyka, pragnącego być jak jego wredny ojciec?

– Jako brata: tak. Jako młodszego, kochanego braciszka, którego powinienem chronić całym sobą. Później pokochałem jako przyjaciela z drużyny. Najlepszego kompana, któremu mogę powierzyć wszystkie swoje sekrety. A później zorientowałem się, że to nie jest zwykła, przyjacielska miłość, lecz coś więcej. Miłość, za którą bez wahania mógłbym oddać życie. Miłość, która nadaje memu życiu sens. Miłość, która pomaga mi być coraz lepszą wersją mnie...

– Miłość, która nie polega tylko na cielesnym współżyciu czy pocałunkach, ale na szczerym i mocnym uczuciu do drugiej osoby – dokończył Lloyd.

– Najpiękniejsza i najszczersza miłość dwóch osób. Która nie zna podziału. Dla której płeć i status nie mają znaczenia. Która potrafi znieść wszelkie przeciwności losu. I przede wszystkim: która jest obustronna, spełniona – dopowiedział Kai. – Kocham Cię, Lloydzie Garmadonie.

– A ja ciebie, Kaiu Smicie.

Po nogach młodych kochanków zaczął wspinać się szatański płomień. Tym razem jednak rozdzielił swoje barwy. Zielona energia trawiła kończyny zielonego ninja, a czerwony ogień palił łydki czerwonego ninja. Ale oboje nie czuli tego, że właśnie płoną. Wtuleni w siebie istnieli tylko dla siebie. Cały świat zdawał się być gdzieś obok. Liczyło się tu i teraz, ten czas i to miejsce.

Centymetr po centymetrze pożoga paliła ich ciała. Pięła się do góry niczym bluszcz, trujący bluszcz. Nogi, brzuch, klatka piersiowa, ręce, aż w końcu szyja i twarze. Dwie barwy zdominowały ciała kochanków. A kiedy płomienie spaliły ich włosy, nagle wszystko wokoło zgasło. Zapanowała cisza i ciemność. Żadnego szmeru, żadnego błysku. Tylko dwie marne kupki popiołu.

Nagle jednak cisza i ciemność ustąpiły miejsca hukowi i błyskowi. Po całej jaskini zaczęły latać szmaragdowo-rubinowe błyski, przypominające iskry lub sylwestrowe fajerwerki. W miejscu szarych kupek popiołu stanęły dwie niesamowite postaci: jedna zbudowana całkowicie z zielonej energii, iskrzącej się i drżącej, a druga: stworzona z czerwonego płomienia, wesoło podskakującego i falującego. Ich twarze nie posiadały rys, ale biła od nich ogromna radość i szczęście. Wokoło dało się czuć przedziwne napięcie pełnie silnego uczucia miłości. Wszystko to było niesamowite i nieprawdopodobne.

Cole i Jay podbiegli do istot, zatrzymując się niecałe dwa metry od nich. Cały czas przypatrywali się scenerii ze łzami w oczach. Byli świadkami sceny pocałunku, a także cudownej, choć przerażającej przemiany. Bali się, ale ich strach był zdrowy i zrozumiały. Nie potrafili zrozumieć tego, co stało się z ich przyjaciółmi.

– Cole, czym... Albo kim oni są...? – spytał w końcu rudowłosy, ocierając kąciki oczu z wcześniej powstałych zacieków. Drżał.

– Nie mam pojęcia... – szepnął ciemnowłosy, obejmując niższego chłopaka, jakby chciał uchronić go przed ewentualną krzywdą ze strony niezwykłych postaci.

Jednak istoty były zbyt zajęte sobą. Dotykały się, poznawały na nowo swoje niematerialne ciała. Stały się wolne i idealne. Doskonałe. Pierwotne. Złączyły swoje dłonie w jedną, tworząc zupełnie nowy odcień i nową strukturę. Z ich twarzy bez wyrazu popłynął cichy chichot, przeradzający się w jęk przyjemności.

– Cole, boję się... Chodźmy stąd... To coś mnie przeraża – pisnął cichutko Jay, zaciskając powieki. Nie chciał patrzeć na ten przedziwny akt.

Wtem wszystko ustało. Iskry zniknęły, a istoty na powrót rozłączyły się w dwa oddzielne byty. Spojrzały pustymi oczodołami na błękitnego ninja, schowanego w silnych ramionach czarnego osiłka. Atmosfera zrobiła się ostra jak brzytwa. Czuli, jak przewierca ich serca na wylot.

Coś? – huknęły naraz wspólnym głosem oba byty. Brzmiały zarówno strasznie, jak i pięknie. Jak doskonała symfonia, w której wiele instrumentów tworzy jeden spójny, nowy dźwięk. – Nie jesteśmy czymś. Jesteśmy miłością. Doskonałą miłością. Taką, której wam brakuje. Może czas, abyście i wy poznali jej smak?

Postaci podniosły ręce. Cole i Jay momentalnie poczuli, jak ogarnia ich uczucie spokoju i namiętności. Ochronny gest przytulenia zmienił się w naszpikowane erotyzmem pragnienie drugiej osoby. Oboje połączyli się w niepewnym pocałunku, pełnym równie niepewnych uczuć i przepadli.

Tymczasem energia i płomień złączyli się w jedno. Stali się jednością w miłości, którą od zawsze być pragnęli. Wyszli z jaskini, omijając dopiero się odkrywających posiniaczonych kochanków, aby wkroczyć w świat zakłamania i braku miłości. Chcieli zmienić go na lepsze, rozsiewając wokół silną miłość, będącą podstawą ich formy. Aby każdy mógł kochać i być kochanym.

Już nie jesteśmy Lloydem i Kaiem rzuciła w pustkę istota. – Jesteśmy Zielonym Płomieniem. Czyli tym, co ich połączyło i co ich łączy. Parą, złączoną w Jedność. Doskonałością.

Po czym ruszyła w sobie tylko znanym kierunku. Z każdym jej krokiem ziemia zaczynała płonąć, by za chwilę odrodzić się jeszcze bardziej urodzajną niż wcześniej. Zupełnie jakby miłość dwojga ludzi, z których ów istota powstała, mogła czynić cuda.

W końcu miłość jest jednym z cudów, czyż nie?  

Bardzo krótki one shot o Zielonym Płomieniu, czyli po prostu: Green Flame. Chciałam napisać coś, co wykracza poza cielesny obszar rozumienia miłości, coś takiego pseudomerytorycznego i po prostu innego, więc powstało to. Przyznam, że już jakieś dwa lata temu miałam w planach napisać historię o Kaiu jako czystym ogniu, ale w wydaniu Opposite (Kai x Zane), jednak, jak widać, nie wypaliło. Raczej do tego nie wrócę. 

Tak czy siak, dziękuję za przeczytanie i mam pytanie do wytrwałych czytelników, którzy czytają także moje notki. Czy chcielibyście coś w stylu specialu, jaki robiłam rok temu (''More than Ninjago''), czy wolicie one shoty, gdzie głównymi bohaterami są wyłącznie ninja lub postaci z tego uniwersum? Koniecznie dajcie znać! 🖤 A tymczasem, do następnego.

Wasz Wonsz

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro