Rozdział 11 - Jabłka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Był poniedziałek, wcześnie rano. Misako wołała gdzieś z kuchni. Dziewczyny zaspane, potykając się schodziły po schodach. Przez ostatni tydzień, dzień w dzień zbierały jabłka z zakonnego sadu. W ten sposób zarabiały na życie tutaj, sprzedaż owoców dawała duży dochód. Ale sad był duży i rozległy, a zbieranie jabłek monotonne i męczące. Zresztą nie tylko zbieranie - część szła na konfitury, dżemy, soki, kompoty i wszystko co tylko można było zrobić z jabłek. Cały ich dzień obracał się wokół tego: dwie dziewczyny zbierały, dwie przetwarzały, dwie robiły posiłki dla reszty. Trening zaczynał się dopiero po obiedzie. Niedziela była dniem odpoczynku. Bywały takie dni, że prace szły za wolno i Misako nie pozwala zjeść śniadania, póki nie nadrobią prac.

A ten dzień do nich należał.

- Proszę, Misako - jęknęła Seliel. - Zrobimy co każesz, ale daj nam zjeść.

- Przykro mi. Wczoraj zrobiłyście zdecydowanie za mało, a ja nie mam zamiaru tracić czasu przeznaczonego na trening, by to nadrobić.

- Ale nic się nie stanie jak coś zjemy - odparła Skylor. - Zrobię szybko jajecznicę dla wszystkich i pójdziemy pracować.

Dziewczyny zgodnie pokiwały głowami.

- Ja zrobię jajecznicę - powiedziała Misako. - Wy idźcie zająć się jabłkami.

Pixal jęknęła. Nya przewróciła oczami.

- Chodź, miejmy to już za sobą - powiedziała do nindroidki.

Wzięły obie kosze na jabłka i wyszły do sadu, podczas gdy reszta ruszyła smętnie do kuchni, robić konfitury.

Nya stanęła przed pierwszą jabłonią i się załamała. Tyle jabłek...

- Musi istnieć szybszy sposób...

- Weź drabinę.

- Nie o to mi chodzi! Wiesz przecież...

Zawiał wiatr. Czysta, świeża morska bryza. Odgarnęła jej włosy z twarzy. Uśmiechnęła się do niej. Czuła kuszącą obecność morza, która wołała ją, jak błyskawice podczas burzy. Naszła ją ochota wytworzyć wielką falę i zanurzyć się w niej, pozwolić jej się objąć i porwać gdzieś daleko stąd.

Ej, to jest myśl!

- Pixal, mam pomysł! Weź wszystkie kosze i ustaw je w rzędzie na skraju sadu, tam, jakoś z 2 metry od krawędzi urwiska. Zaraz przyjdę.

- Ale po co?

- Za chwilę zobaczysz.

Pobiegła do zakonu. Wbiegła na strych, wzięła garść shurikenów i zbiegła z powrotem

- Hej dziewczyny - krzyknęła, przebiegając przez kuchnie i zgarniając garść widelców i noży.

- Pa, dziewczyny - krzyknęła, wybiegając na zewnątrz. Pixal właśnie kończyła ustawiać kosze.

- Może być? - spytała.

- Jest dobrze. Pomóż mi je przymocować do ziemi. Muszą wytrzymać tsunami.

- Eee... okej. Mamy je przybić za pomocą sztućców i shurikenów?

- Nie było nic innego. 

 Gdy skończyły Nya stanęła między rzędami koszy a krawędzią urwiska.  

- Jak myślisz, jabłka z ilu drzew zmieszczą się do tych koszy?

- Poczekaj... Mamy 10 koszy, na drzewie jest średnio około 40 jabłek, w jednym koszu zmieści się...

- Możesz liczyć po cichu? Jestem słaba z matmy, kręci mi się w głowie na samą myśl.

- Z dziesięciu drzew.

- Czyli cały pierwszy rząd? Okej.

Zamknęła oczy. Rozłożyła szeroko ręce. Czuła jak morze zbiera wodę pod urwiskiem, jak tworzy się fala, coraz większa i większa, sięgająca coraz bliżej klifu. Poczuła jak szybko traci siły, jak spływa z niej ogromna ilość energii. Zaraz straci przytomność. Może to nie był taki dobry pomysł?

Pixal krzyknęła. Fala wreszcie sięgnęła szczytu i stanęła na ich wysokości. Nya zebrała w sobie wszystkie siły i rzuciła falą w rząd drzew. Woda zalała wszystko i gwałtownie szarpnęła w stronę krawędzi, omijając dziewczyny wąską szczeliną. Fala zsunęła się z klifu i wpadła z hukiem do morza.

- Co to było? - wrzasnęła Pixal.

Nya ledwo stała na nogach. Były przerażająco słabe i drżały pod jej ciężarem. Odetchnęła kilka razy, by się uspokoić. Spojrzała na kosze. Były pełne jabłek. Pierwszy rząd drzew był czysty, same liście. Uśmiechnęła się pod nosem. Zasłabła, upadła na ziemię.

- Nya! - krzyknęła Pixal, przybiegając.

- Nic mi nie jest - jęknęła, ale była zbyt słaba by wstać. - Przepraszam, że zemdlałam.

- Co ty gadasz? Nya, jak się czujesz? Co ci jest?

- Pixal, uspokój się...

- Nya!!! - krzyknął ktoś z tyłu.

Z zakonu wybiegły dziewczyny. Misako wyprzedziła je i przyklękła przy Nyi.

- Co się stało?

Nya uśmiechneła się pólprzytomnie.

- Zebrałam jabłka. Zasłużyłam na śniadanie?

- Co ona bredzi? Co tu się stało?

- Zrobiłam gigantyczną falę i z jej pomocą zebrałam jabłka - tłumaczyła się. - Ale nie wiedziałam, że to taki duży wysiłek... Muszę coś zjeść i się napić.

Wszyscy odetchnęli, zrozumiawszy, że nic dziewczynie się nie stało. Najwyżej postradała zmysły. 

- Nya, zaczynasz mieć Jayowe pomysły - zaśmiała się Pixal.

Nya uśmiechnęła się.

- Dobra dziewczyny, zabierzcie ją do jadalni - zarządziła Misako. - Jajecznica już czeka. Zjedźcie coś zanim któraś wpadnie na jakiś jeszcze bardziej szalony pomysł, na przykład jak zrobić szybciej sok z jabłek.

- W sumie to już mam pomysł - odparła Nya.

Misako zbladła. Wszystkie roześmiały się na ten widok.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro