Kwiat paproci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

5 minut później

Zacząłem iść w kierunku wyjścia z cmentarza, ale mają uwagę odwróciła postać w czarnej pelerynie z kapturem na głowie, klęcząca nad grobem, przy niej był koszyk z kwiatami. Zaciekawiła mnie ta postać, wiec cicho podeszłem w jej kierunku. Kiedy byłem w odległości pół metra (dobrze napisałam? :/ ) postać odwróciła się do mnie i zobaczyłem twarz Blood miała łzy w oczach i patrzyła na mnie, ale po chwili wstała, wtuliła się w mój tors i zaczęła płakać. Przytuliłem ją mocno i cicho zapytałem
Lloyd- Hej co tu robisz i czemu płaczesz?
Blood- P..przyszłam do rodziców.. -płacze w moją bluzę i trzęsie się nie wiem czy od płaczu czy z zimna, ale ściąganąłem moją bluzę, przykryłem ją i przytuliłem. -D..dziękuję.. -Przestała się trząść, ale mówiła dość nie typowo odsunąłem lekko się od niej i zobaczyłem że się rumieni.
Lloyd- Coś nie tak?
Blood- Nigdy nie wiedziałam twoich mięśni z tak bliska i w świetle -zarumieniła się i ja chyba też bo się uśmiechnęła.
Lloyd- Kocham Cię właśnie taką -pocałowałem ją.

Zanim Lloyd ją zobaczył

Oczami Blood

Przyszłam na cmentarz do rodziców, stwierdziłam że dawno u nich nie byłam. Chyba przed poznaniem Lloyd'a i reszty. Uklęknęłam przed ich grobami, postawiłam koszyk obok siebie i spojrzałam na nagrobki.
Blood- Cześć mamo, cześć tato, dawno z wami nie gadałam. Nawet nie wiecie jak mi was brakuje..tyle was omija. Wychodzę za mąż i nie ma mnie kto poprowadzić do ołtarza -poczułam jak łzy zaczęły spływa po moich policzkach - Chciałabym żebyście byli ze mną i poznali Lloyd'a polubiłbyś go tato, jest odważny jak ty i kochany, nie skrzywdziłby nikogo no chyba że w samoobronie, albo obronie innych. Kocham go. A ty mamo jakbyś poznała Wiktora tak samo miły, troskliwy i radosny jak ty, stracił ukochaną, ale jakoś udaje mi się go pocieszać jest moim najlepszym przyjacielem, nie chcę go starcić i tak bez was mi ciężko codziennie się uśmiechać, ale staram się dla was, Lloyd'a, Wiktora i moich nowych przyjaciół. Polubilibyście ich wszystkich nawet Jay'a ten to ma pomysły, czasem zastanawiam się co ma w głowie, ale pewnie to samo co inni tylko inaczej włożone -zaśmiałam się cicho - Kocham was i bardzo, ale to bardzo bym chciała żebyście byli chociaż na moim ślubie, ten dzień od małego sobie wyobrażałam że tata mnie poprowadzi do ołtarza i odda mojemu ukochanemu, a mama będzie wycierać swoje łzy ze wzruszenia swoją chusteczką z naszymi inicjałami, całej naszej malutkiej trzy osobowej rodziny...ale tak się nie stanie, zostawiliście mnie..to niby nie wasza wina, ale smutno mi że przez tyle lat nie mogłam gotować z mamą uczyć się ćwiczenia mocy z tatą..takie drobne rzeczy, a raczej ich bark ranią mnie najbardziej.. -Poczułam (moc krwi) że ktoś jest niedaleko i przestałam mówić, sprawdziłam kto to, to była moja zguba, idzie w moją stronę. Wzięłam z koszyka znicz, zapaliłam i postawiłam na grobie mamy, kiedy poczułam że Lloyd jest już na wyciągnięcie ręki, spojrzałam na niego. Wstałam, wtuliłam się w jego tors i zaczęłam płakać w jego bluzę. Zawsze po rozmowie z rodzicami chcę mi się płakać, ale po paru minutach przechodzi mi.. W końcu Lloyd przytulił mnie, a ja poczułam że mi zimno i zaczęłam się lekko trząść. Po chwili Lloyd cicho zapytał.
Lloyd- Hej co tu robisz i czemu płaczesz?
Blood- P..przyszłam do rodziców.. -Lloyd ściąganą swoją bluzę, pozbawiając się wszystkiego co zakrywło jego mięśnie, przykrył mnie nią i przytulił. Poczułam jak krew dopływa mi do policzków powodując że na mojej twarzy pojawiają się rumieńce -D..dziękuję.. -Przestałam się trząść. Lloyd odsunął lekko się ode mnie i spojrzał na mnie.
Lloyd- Coś nie tak?
Blood- Nigdy nie wiedziałam twoich mięśni z tak bliska i w świetle -zarumieniłam się chyba jeszcze bardziej, ale kiedy zobaczyłam że onieśmielam mojego ukochanego uśmiechnęłam się.
Lloyd- Kocham Cię właśnie taką -pocałował mnie.

Oczami Lloyd'a

Kiedy już oderwaliśmy się od siebie, Blood już uśmiechała się cały czas. Spojrzałem na groby przed którymi wcześniej klęczała. Nic nie powiedziałem, tylko puściłem ją na chwile, wziąłem mały znicz, zapaliłem i postawiłam na grobie taty Blood. Spojrzałem na moją ukochaną i zobaczyłem że uśmiecha się, patrzy na mnie, a łzy spływają po jej policzkach. Wstałem, podeszłem do niej, objąłem ją ramieniem i spojrzałem na grób.
Lloyd- Dzień dobry pani i panu, jestem Lloyd, narzeczony Blood. Bardzo ją kocham i obiecuje się nią zająć najlepiej jak potrafię, nigdy nie pozwolę jej skrzywdzić, obrazić, ani sprawić przykrości, będę się o nią troszczyć do końca moich dni, nie będę się kierować czyimś zdaniem, kocham ją bezwzględnie. Szkoda że państwa tu nie ma, bo chciałbym zapytać czy wyrażają państwo zgodę żebym się z nią ożenił, ale skoro ona się zgodziła to chyba nie macie nic przeciwko -spojrzałem na nią, uśmiecha się przez łzy.
Blood- Dziękuję -wtuliła się w mój tors -to wiele dla mnie znaczy
Lloyd- Nie ma za co -przytuliłem ją. Po pewnym czasi. Puściła mnie. Wziąłem jej koszyk, położyłem kwiaty na grobach, złapałem Blood za rękę i zaczęliśmy iść w kierunku wyjścia z cmentarza.
Blood- Co tu robiłeś?
Lloyd- Przyleciałem nad grób taty
Blood- Czemu znowu uciekłeś?
Lloyd- Eh.. Poklóciłem się z wujkiem
Blood- O co?
Lloyd- O ciebie, nie wiem co mu jest, ciągle mówi że jesteś zła, że nie powinienem się z tobą żenić, cały czas trzyma na swoim. Zdenerwowałem się i żebym nic głupiego nie zrobił czeho mógłbym żałować odleciałem, apo drodze pomyślałem że pogadam z tatą
Blood- Czyli nie tylko ja gadam z grobami -wytarła łzę i cichutko się zaśmiała.
Lloyd- Nie tylko ty -pocałowałem ją w głowę.
Blood- Lloyd gdzie idziemy?
Lloyd- Zobaczysz -postanowiłem skorzystać z okazji że jesteśmy sami, w końcu miałem ją wziąść na randkę.

0:00, W lesie przy jeziorku

Jest piękna pełnia księżyca, siedzę z Blood na brzegu jeziora, w pobliżu są karzki paproci, tafla jeziora jest gładka, a w niej odbija się światło księżyca. W pewnym momencie dostrzegłem że na paproci pojawiają się dwa białe punkty.
Lloyd- Blood spójrz -pokazałem w kierunku paproci. Blood wstała i podeszła bliżej, a ja za nią.
Blood- Kwiat paproci -uśmiechnęła się -kwitnie bardzo rzadko, nie pamiętam dokładnie kiedy, ale nawet nie wiesz jak się cieszę że go widzę -lekko dotknęła płatka kwiatu.
Zrobiłem zdjęcie jej i kwtu paproci, nawet nie zauważyła. Oprawie jej w ramkę i dam za parę lat.
Blood- za niedługo zniknie, chyba zacznę częściej chodzić z tobą na randki jeśli ma rozkwitać za każdym razem kwat paproci -spojrzała na mnie i uśmiecha się

Lloyd- Nie mam nic przeciwko
Blood- To chyba najbardziej magiczna noc w moim całym życiu - położyłem się obok paprotki, a Blood obok mnie kładąc głowę na moim sercu.

Cdn

Hejka, płakałam jak pisałam ten rozdział chyba ze cztery lub pięć razy ze wzruszenia :')

Ten rozdział pisałam 13 czerwca 1:28-2:58 ponad godzinę, a poprzedni przez tydzień :')

Pytanka:

1. Podobał się pomysł z kwiatem paproci?

2. I jak uważacie ładny kwiat czy nie za bardzo? (mi się podoba, ale moim zdaniem jak na coś tak rzadkiego powinno być bardziej magiczne *-*)

To tyle kocham was smoczki i do następnego, pa :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro