Dzięki, ale mam prośbę.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W szpitalu, 17 października (14:00)

Oczami Kai'a

Skylor urodziła!!! Mam córkę! Tylko że niestety nie mogę wejść tam, bo na razie Skylor nie chciała żebym wchodził.. Nie wiem czemu, ale trudno może poprostu jest zmęczona i obolała.. Napeno jest. Zaśmiałem się ze swojej głupoty.
Lekarz- Może pan już wejść -uśmiechnął się
Szybko wstałem z krzesła i udałem się w kierunku sali
Kai- Wszytko jest okej?
Lekarz- Tak, dziecko zdrowe, a żona się doskonale czuje po porodzie
Kai- Dziękuję -Wszedłem do pokoju gdzie była Skylor i zobaczyłem moją malutką córeczkę
Skylor- Przywitaj się z tatusiem -uśmiechnęła się i delikatnie mi pomachała rączką naszej córeczki
Kai- Jest słodka -uklęknąłem przy łóżku i delikatnie złapałem za dłoń Skylor
Skylor- Pierwsza dziewczynka w willi no chyba że Angelika urodziła też dziewczynkę
Kai- Urodziła chłopca, ale i tak go w willi nie ma, więc i tak i tak nasza by była pierwsza -uśmiechnąłem się
Skylor- Kocham cię Kai
Kai- A ja ciebie i Kaję -pocałowałem Skylor, a później Kaję w czółko
Skylor- Kaja? Ee..no chyba nie
Kai- No proszę
Skylor- Jeszcze to przedyskutujemy
Kai- Okej
Skylor- Zapytam dziewczyn

14:02

Oczami Zane'a

Usłyszałam dzwonek messenger'a i spojrzałem na Blood z którą siedzę już od jakiś dwóch godzin w gabinecie i przeglądamy papiery, faktury, kosztorysy i wyceny.
Blood- Skylor urodziła
Zane- Lecisz do niej?
Blood- Nie, bo jest wszystko okej, a po za tym po co man jej zawracać głowę? Ale jeśli ty chcesz to leć i tak już dużo zrobiliśmy dziś, to znaczy napeno więcej niż ja bym sama zrobiła -uśmiechnęła się
Zane- Nie no masz rację nie ma sensu zawracać jej głowy
Blood- Zobacz co napisała -zaśmiała się i podała mi telefon


Zane- To się nazywa dar przekonywania -zaśmiałem się i oddałem telefon właścicielce
Blood- No w sumie -zaczęła znowu pisać po czym dostała głupawki i dostałem jej telefon do rąk, aby przeczytać dalszą część rozmowy

Zane- No niestety takie życie ktoś musi być winny -zaśmiałem się i znowu oddałem jej telefon
Blood- Dobra kończę pisać i wracam do pracy, a ty możesz lecieć do Pixal
Zane- A ty do Lloyd'a nie?
Blood- Lloyd się pakuje, bo leci gdzieś na dwa miesiące
Zane- A no tak, a ty z nim nie?
Blood- Jestem w 7 miesiącu ciąży, a on leci na jakąś misję, więc będę mu ciąży, a po za tym mam tu swoją pracę i nie mogę sobie zrobić wolnego, bo to starta czasu, a że firma jest moja to każdy dzień gdzie nie pracuje równa się z zaległościami i mniejszymi dochodami
Zane- No tak, dobra to ci jeszcze trochę pomogę i idę do Pixal, bo mamy lecieć do sierocińca załatwić papiery do adopcji
Blood- W końcu -uśmiechnęła się
Zane- Tak, bo wyjdzie że jako jedyni będziemy bez dziecka, a chcemy patrzeć z wami jak się dzieciaki bawią Blood- Ja już się nie mogę doczekać mojej małej córeczki -zaczęła się cieszyć i podała mi telefon żebym przeczytał kolejną część rozmowy

Zane- Biedny Kai -zaśmiałem się
Blood- Tak -wygada ma zamyśloną. Ciekawe o czym tak myśli, bo napewno nie o pracy
Zane- O czym tak myślisz?
Blood- Bo Lloyd wyjeżdża na dwa miesiące, a ja za tyle czasu będę w 9 miesiącu ciąży i boję się że nie zdąży na poród, a chciałabym żeby był wtedy przy mnie
Zane- Napeno zdąży, to Lloyd, a on się nigdy nie poddaje -uśmiechnąłem się, a Blood odwzajemniła uśmiech
Blood- Dziękuję -odłożyła telefon i wróciła do pracy tak samo jak ja

14:43

Oczami Lloyd'a

Pakuje się już od paru godzin starając się wziąć jak najmniej i wszystko co potrzebne. Do mojego i Blood pokoju wszedł Wiktor
Wiktor- Chyba Kai się na mnie obraził -zaśmiał się
Lloyd- Czemu?
Wiktor- Temu -pokazał mi rozmowę

Lloyd- Hahaha fajny pseudonim
Wiktor- Co? -Spojrzał na telefon - zabije go, znowu zmienił, a miał najbrzydal na świcie
Lloyd- Jeszcze lepiej, a po za tym czemu się niby obraził?
Wiktor- Po pierwsze ta minka jego, a po drugie nie odpisał już od 43 minut. Zaśmiał się
Lloyd- No to straszne. Ty to lubisz się narażać ludziom
Wiktor- Nie, samo tak jakoś wychodzi
Lloyd- Ta jasne
Wiktor- I co spakowany?
Lloyd- Nie za bardzo, jakoś nie potrafię zacząć trzeźwo myśleć co mam spakować, bo ciągle myślę czy zdążę na narodziny mojej córeczki
Wiktor- Ty byś nie zdążył? Jesteś Lloyd Garmadon i dasz radę
Lloyd- Taaa..
Wiktor- Ej Lloyd co jest?
Lloyd- Po za tym że lecę na jakąś tajną misję o której wie tylko Wu, ja i teraz ty
Wiktor- Moment to ty lecisz na misję sam?
Lloyd- A kto inny? Reszta ma dzieci, a Zane'a jest tu potrzbny
Wiktor- Lecieć z tobą?
Lloyd- Jeszcze czego, a kto się zaopiekuję Blood jak mnie nie będzie?
Wiktor- Ktoś napewno
Lloyd- Wiem Wiktor że chcesz pomóc, ale niestety mam lecieć sam, bo Wu się boi że mogą mnie czymś sznatażować jakby nie daj Boże któregoś złapali gdyby cała ekipa leciała, a jam sam polecę to dam rade
Wiktor- Ten monolog z twoich ust nie miał sensu, ale co zrobisz? Nic nie zrobisz -zaśmiałem się
Lloyd- Dobra nie ważne tylko nie mów nic niekomu, tak będzie bezpieczniej, bo Lucy to odrazu by mi kazała zostać
Wiktor- A dziwisz się? Za dwa miesiące to ona będzie rodzić, a ty jej tu z jakąś misję wyskakujesz i to jeszcze solo
Lloyd- Wiem no ale nie mam innego wyjścia
Wiktor- A wiesz po co tam lecisz?
Lloyd- wszystkiego dowiem się na miejscu
Wiktor- No dobrze, to chodź pomogę ci się spakować
Lloyd- Dzięki, ale mam prośbę.
Wiktor- Jaką?
Lloyd- Gdyby jednak coś się nie udało to zajmij się Lucy..
Wiktor- Nawet tak nie mów! -Uniósł się - Masz do niej wrócić za dwa miesiące, a jeśli nie to ci znajdę nawet nieżywego i zabije jeszcze raz
Lloyd- Dziękuję za wsparcie
Wiktor- Ależ nie ma za co polecam się na przyszłość -uśmiechnął się na co się zaśmiałem

Cdn

Hejka, kolejny rozdział i coraz bliżej końca :')

A tak fajnie było ciekawe jak bardzo będę płakać pisząc ostatni rozdział :')

Pytanie:

1. Macie jakieś pomysły xd?

Do następnego rozdziału smoczki ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro