IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miał być początek czerwca, jest koniec, sorry za opóźnienie, i sorry za tamtą akcję z challengem, ale jeszcze to ogarnę (nie dziś). Z ostrzeżeń: nadal jest gejowo

*

Litwa na wszelki wypadek trzymał przyjaciela blisko przy boku, kiedy pojawili się w gospodzie, w której Polska zamierzał chyba prowadzić swoje spotkanie. Okazało się, że posiadał straszliwą maszynę o nazwie "samochód", której początkowo chciał użyć do podróży, ale przejechali zaledwie kilkanaście metrów, zanim Litwa wymógł na nim, aby wysiedli i pojechali na miejsce konno albo poszli piechotą. Co gorsza, Polak nie przejmował się szczególnie pilnowaniem trasy, a bardziej obracaniem się wokół przyjaciela i chichotaniem, kiedy ten ucałował jego włosy albo przyciągnął go bliżej. Zresztą oboje mieli to za dobrą rozrywkę i Litwa żałował tego całego umówionego spotkania, żałował, że nie było im dane po prostu zostać tam gdzie byli i udawać, że są w swoim prawdziwym łóżku w swoim prawdziwym domu.

— Nie pomyliłeś stron świata? — zapytał w końcu, kiedy Polska nie dał żadnego znaku, że zbliżają się do celu podróży.

— Hmm — rozejrzał się Polska, który najwyraźniej nie zwracał uwagi na otoczenie. — A nadal jesteśmy w Warszawie? Tędy.

Doprowadził ich w końcu przed jasno oświetlone drzwi i chyba nawzajem, ze śmiechem wciągnęli się do środka.

Ta nowa Warszawa była zbyt jasna i zdecydowanie brakowało jej cienistych uliczek, ale Litwa był gotowy całować Polskę choćby i na głównej alei, siejąc powszechne zgorszenie. Polak, pozbywszy się swoich niemądrych zmartwień, chętnie wpadał w jego uścisk; wcześniej uronił kilka łez, kiedy Litwa pojął go po raz pierwszy. Wkrótce jednak łzy przeszły w śmiech i obustronną radość, a Polska przysięgał, że ich powodem była wyłącznie zbyt długa samotność. Za drugim razem łez nie było wcale, i nie było też czasu na zmartwienia, ponieważ musieli się spieszyć z przygotowaniami do spotkania.

Litwa wciąż uśmiechał się na wspomnienie "prysznica", który nie był tak przyjemny jak klasyczna kąpiel, ale całkiem zabawny, i to nie tylko dlatego, że Litwa nigdy wcześniej nie stał pod gorącym deszczem. Polska zaproponował, żeby oszczędzili trochę czasu myjąc się razem, co okazało się nietrafionym pomysłem, ponieważ w każdej chwili groziło im poślizgnięcie się i uderzenie głową w mokre kafelki, a poza tym wcale nie było szybsze od kąpieli.

Przekroczył próg zaraz za Polską i ucieszył go widok Węgier, siedzącej przy stoliku zastawionym dwiema szklanymi czarkami czerwonego wina.

— Ślę pozdrowienia, cna pani — powitał kobietę z lekkim ukłonem i posadził Polskę na ławie naprzeciwko niej.

— Dobry wieczór — zaśmiała się Węgry. — Jakiś ty dziś oficjalny...

Litwin uśmiechnął się blado i usilnie spróbował sobie przypomnieć sposób, w jaki wyrażał się Polska w tych nowych, dziwnych czasach.

— To przykre, że musimy przyjmować naszych przyjaciół w zajeździe — oznajmił. — Gdybyśmy tylko posiadali większy dom, moglibyśmy ugościć cię jak przystoi.

Polska wydał z siebie ostrzegawczy dźwięk i dźgnął go w bok łokciem.

— Przecież bywa, że zatrzymuję się u ciebie, czyż nie? — szepnął Litwa. — Mogę zatem mówić, że to nasz dom?

Spojrzał na Węgierkę, która patrzyła raz to na niego, raz na Polskę, po czym zadecydował, że Polak miał rację i że powinien przez chwilę być cicho. Znów objął ramieniem przyjaciela i przyciągnął go odrobinę bliżej, uśmiechając się uspokajająco.

Dziewka służebna podeszła do ich stołu i Polska poprosił o butelkę wina nieznanego Litwinowi gatunku, oraz trochę paluszków, orzechów i chipsów.

— Czego? — szepnął Litwa.

— Chipsów — zachichotał Polak. — Zaraz zobaczysz.

Litwa po ostrożnym spróbowaniu jednego z nich uznał, że były zrobione z jakiegoś smażonego na krucho warzywa. Łyknął też trochę wina, które nalała im służąca — okazało się bardzo dobre, więc przyjrzał się bliżej butelce.

— Chile? — przeczytał pytającym tonem.

— Taki kraj w stronach, który ty jeszcze nazywasz Nowym Światem — wyjaśnił Polska i oparł się blisko o jego ramię, wywołując na twarzy Litwina uśmiech.

Ten uśmiech zbladł jednak, kiedy na horyzoncie pojawiła się postać Austrii. Litwa stężał i zaczął podnosić się z miejsca, ale Polska powstrzymał go, uczepiwszy się mocno jego ramienia.

— Nie! Nie, nie, nie!

— Pardon? — zainteresował się uprzejmie Austria, unosząc lekko brew na widok miny Litwina, która niewątpliwie życzyła mu pewnej śmierci. Usiadł niedaleko, tak jakby czuł się uprawniony do bawienia w ich towarzystwie, i zrobił miejsce małej grupce nacji, które Polska przedstawił po cichu jako Słowację, Słowenię oraz Czechy, wszystkie spokojnie i uśmiechnięte.

— Czy nie należą oni do Świętego Cesarstwa Rzymskiego? Czy możemy im ufać jako naszym przyjaciołom? Czy nie myślisz, że Austria może planować atak—

— Spokojna głowa. Jak na razie wszyscy jesteśmy w UE, to ten wielki sojusz, o którym opowiadałem ci wcześniej, i cała Europa żyje ze sobą w przyjaźni. Mniej więcej.

— Austria uczynił ci krzywdę — odszepnął Litwa. — W zamian ja go wypatroszę. W przyjaźni, mniej więcej.

Polska zaczął chichotać, co zdaniem Litwina było nieco nie na miejscu, ale prawdopodobnie stanowiło reakcję obronną na stres.

— Liciek — wykrztusił. — Wyglądasz jak [insert a villain]. Ładnie proszę, nie zabijaj nikogo, dobrze?

— Może — uciął Litwa, rozproszony widokiem kolejnych nadchodzących narodów. — Czy mogę zabić Wielkie Księstwo Moskiewskie?

— Hej, Rosja jest chyba naszym największym partnerem handlowym spoza Unii! Bądź miły.

Rosja zbliżył się do stołu i powitał towarzystwo uśmiechem. Zdjął płaszcz i usiadł ze znanym Litwie szalem wciąż owiniętym wokół szyi. Przy jego boku przycupnęła Ruś Biała, omiatając spojrzeniem wszystkich siedzących. Na personifikację Litwy spojrzała jakby ze wzgardą — dobrze, że Polska nadal go przytrzymywał, przypominając tym samym, że nie ma już dłużej prawa upomnieć dziewczyny za podobną impertynencję. Potem pojawił się kolejny mężczyzna, podkradając krzesło od sąsiedniego stołu, kiedy jeden z obywateli Polski wstał na o moment za długo.

— Siema, Bułgaria — mrugnął do niego Polak. — I cześć, ruski.

Bułgaria wymruczał coś tylko i schwycił butelkę wina, za to Rosji zabłysły oczy.

— Dobry wieczór! — oznajmił wesoło, ale zdziwił się, kiedy napotkał oczy Litwy. — Dobry wieczór, Litwo. Świetnie wyglądasz.

— I na wieki wieków — wypluł Litwa szorstko i dyskretnie rozejrzał się po obecnych, nie chcąc szczególnie przy Rosji wypalić czegoś głupiego. Polska parsknął i na chwilę ukrył twarz w jego ramieniu, Austria zamarł z czarką zawieszoną w połowie drogi do ust.

— Przyjemny mamy wieczór, nieprawdaż? — zapytał Litwin, zastanawiając się, czy zdołałby zwabić oba znienawidzone narody w jedno miejsce, a potem roztrzaskać na ich głowach krzesła. Rzeczy byłyby o wiele prostsze, gdyby ludzie wciąż nosili miecze...

Nie, rozegra to powoli, zadecydował. Polska był bezpieczny przy jego boku, i żaden wróg nie zdoła go dostać.

— Ty też wyglądasz tęgo — odwzajemnił się Rosji. Na policzki mężczyzny powoli wpłynął rumieniec.

— Nazwał cię grubym! — rozzłościła się Białoruś i pogłaskała Rosjanina po ramieniu. — Nie jesteś gruby, jesteś po prostu dobrze zbudowany.

— Jak garaż — zasugerował Bułgaria, dolewając sobie więcej do czary.

Litwa wzruszył ramionami. Chciał po prostu powiedzieć, że Wielkie Księstwo Moskiewskie wygląda zdrowo, ale widok oniemiałego Rosjanina był całkiem przyjemny.

— Nie krzyw się tak, Biała Rusi, bo to nie przystoi młodej pannie.

Wszyscy zamarli znowu, więc uśmiechnął się do nich ciepło i wysuszył swoją czarkę z winem, natychmiast dolewając sobie więcej. Miał wrażenie, że w tych czasach wino jakoś straciło moc.

Za jego plecami Polska trząsł się dziwnie, co było chyba ostrzeżeniem przed wybuchem niepowstrzymalnego śmiechu.

— Ćś — szepnął doń Litwa. — Nie w obecności naszych przyjaciół.

Przycisnął usta do czoła przyjaciela i zachęcająco poklepał go po plecach.

— Nie chciałeś zabrać głosu zamiast mnie?

— Mhm — Polska nadal dławił się swoją własną dłonią, starając się powstrzymać śmiech. W tej chwili to na personifikację Polski wszyscy patrzyli. Zaciekawiony Rosja spróbował szturchnąć go palcem, ale Litwa odepchnął jego dłoń. Spojrzenia znów skierowały się na niego.

— Hej, Lithuania, fajnie cię znowu widzieć!

Jakiś wesoły głos odezwał się nagle przy drzwiach, przerywając napiętą atmosferę. Litwa ujrzał wysokiego, szeroko uśmiechniętego blondyna i nachylił się do ucha Polski.

— Kto to jest?

— Ame... Ameryka — wyzipał Polska, wycierając z oczu łzy śmiechu. — Znowu handel, zachowuj się!

Ameryka?, zamyślił się Litwin. Czy on nie był jeszcze małym dzieckiem?

Blondyn zatrzymał się przy stole i wyszczerzył zęby.

Hey, guys — oznajmił. — Tak się nie mogliście doczekać rozmów? Litwa, wcisnę się tam jeszcze obok was?

— Oczywiście.

Ameryka najwyraźniej był jego przyjacielem, jak wywnioskował Litwin z poufałości, jaką okazał mu, siadając blisko i poklepując go po ramieniu.

— Proszę, pozwól ugościć się winem — zaproponował, mając nadzieję, że to Polska za wszystko płaci. — Chyba że byłbyś skory do mocniejszego napitku?

— Żadnych waszych wschodnioeuropejskich trutek na szczury! Wino będzie absolutnie cool.

Litwa rozejrzał się za służącą i udało mu się uchwycić jej spojrzenie.

— Dziewko! — zawołał głośno, żeby przekrzyczeć wrzawę, tonem, jakiego używał do wydawania rozkazów na polu bitwy. — Jeszcze jedną butelkę wina, i kielich dla mojego towarzysza!

Tym razem zwrócili się w jego stronę wszyscy goście zajazdu.

— O co chodzi? — spytał. — Czy ludzie zaprzestali już gościnności wobec swoich przyjaciół?

Polska znów dusił się od śmiechu, niemal waląc pięścią w stół, kiedy służąca z poirytowanym wyrazem twarzy przyniosła do ich stołu zamówienie.

— I znowuż widzę rumieńce na twoich licach — zauważył Litwa, nalewając wino Ameryce. — Wyglądasz pięknie.

Polska ponownie wybuchnął śmiechem, przyciągając zmęczone już spojrzenia.

— O Chryyyste... — jęknął i schował twarz w ramieniu Litwina.

— Polska? — zaniepokoiła się Węgry. — Znowu wyjadałeś cukier z torebki? Co mu się stało?

— Odwiodłem go od zmysłów — stwierdził Litwa. — Czy ktoś jeszcze chciałby wina?

Ludzie wciąż się gapili, więc po prostu się uśmiechnął i nalał Węgierce, umyślnie zostawiając butelkę tuż poza zasięgiem Austrii. Zastanawiał się, czy byli z Ameryką na tyle dobrymi przyjaciółmi, żeby mógł uderzyć go teraz mocno w plecy, bo mężczyzna ostro zakrztusił się winem. Milczał, kiedy Polsce udało się w końcu wziąć kilka głębokich oddechów i opanować niekontrolowany chichot.

— Sala, jak się bawicie? — zapytał radośnie.

— Znakomicie — odpowiedział mu Rosja. — Chociaż to nie ja cały dzień spędziłem z kimś w łóżku...

W czasie kiedy wszyscy starali się nie patrzeć w stronę Białorusi, Austria wymamrotał zdawkowe przeprosiny, a potem wstał od stołu, kierując się w głąb gospody. Litwa zwrócił na to uwagę i szepnął do Polski:

— Jest tam kloaka, prawda?

— Łazienka — poprawił go Polska. — Tam, z tyłu.

Machnął ręką w stronę, gdzie zniknął Austria, a Litwa się uśmiechnął.

— Wybaczysz mi na moment.

Pochwycił nóż z innego stołu, kiedy przechodził obok, i wsunął go sobie do rękawa.

Przynajmniej tym razem był dobrze naostrzony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro