IX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

//tak, przypadkiem dodałam nie do tego opowiadania co trzeba, tak, przepraszam tych niecierpliwców co kliknęli od razu zamiast poczekać aż ogarnę temat xD

*

Kiedy wrócili, Polska czekał już na nich w hallu budynku, w którym odbywała się konferencja. Siedział na stoliku naprzeciwko recepcji, wymachiwał nogami i opowiadał coś ochroniarzom, którzy usilnie próbowali go ignorować i wykonywać swoją pracę. Na widok Ameryki i Litwy zeskoczył na ziemię z wyrazem samozadowolenia na twarzy.

— Jak się bawiliście?

— Super było — oświadczył Ameryka. — Co nie, Lithuania?

— Zaiste — zgodził się Litwa, pozwalając Polsce przytulić się do swojej piersi.

— Muszę spadać — poinformował Amerykanin. — Rosja chciał porozmawiać na osobności. Nie widziałeś go przypadkiem?

— Wyhaczyła go Białoruś i powiedział, że idzie na kielicha — poinformował Polska. — Najbliższy bar jest w prawo i prosto, jakieś pięćdziesiąt metrów.

— Dzięki — Ameryka wykonał jakiś dziwny gest, którego Litwa nie potrafił zinterpretować, przykładając wyprostowane palce do ucha. — Zadzwoń, gdybyś chciał pogadać, Lithuania.

— Tak — odrzekł Litwa, bo wyraźnie oczekiwano od niego jakiejś odpowiedzi, i odprowadził Amerykę wzrokiem do drzwi. — Załatwiłeś swoje sprawunki? — zapytał.

— Ta. Ile burgerów udało mu się w ciebie wcisnąć?

— Niemalże cztery. Do tego jarzyny jakoweś na sposób francuski smażone i rozmaite konfekta, "lodami" nazywane. Kosztowałeś ich kiedyś? Smakują znakomicie.

Polska wybuchnął śmiechem.

— Nie było lodów w 1575, co? Mówiłem, że współczesny świat totalnie ma jakieś zalety...

Okręcił Litwę dookoła, wesoły jak skowronek, i zaproponował:

— Chodźmy do domu. Mam dla ciebie niespodziankę.

*

Po drodze do domu Polski wstąpili do kilku sklepów, bo Polak nie mógł sobie odpuścić kupowania przyjacielowi małych podarunków, aż w końcu rozbawiony Litwa kazał mu przestać wydawać pieniądze. Skończył obładowany przyrządami do pisania, które w tajemniczy sposób przechowywały atrament w środku, nowymi wstążkami do włosów, kolorowymi obrazkami z Warszawą na grubym papierze i coraz to nowymi torebkami słodyczy. Polska szczerzył się radośnie i wlókł go za sobą, pokazując to na wysokie budynki, to na spieszących się ludzi. Coś mi to przypomina, dotarło do Litwy nagle, i pomyślał o dniach sprzed ich pierwszej unii, kiedy Polska był tak samo podekscytowany, mogąc się pochwalić swoimi pięknymi miastami i ich modnie ubranymi mieszkańcami..

— Twoje miasto wciąż jest piękne — powiedział, a Polska rozpromienił się jeszcze bardziej.

— Totalnie miałem tutaj fazę szarych kloców z betonu, jak każdy, ale teraz znów jest ładnie, prawda?

Parsknął, widząc niezrozumienie Litwina, i wskazał palcem jakiś kanciasty, szary budynek. — To jest beton. Okropny, nie? O, powinniśmy się jeszcze wybrać do Krakowa.

— I do Wilna — zaproponował Litwa, a jego dobry humor przygasła. — Po prawdzie, winienem zaraz do Wilna ruszać. Kto wie, co się tam dzieje.

— Wszystko jest w porządku — uspokoił Polak.

— Zatem dlaczego serce tak prędko mi bije? Dotknij...

— Bije zupełnie tak samo jak zazwyczaj. Tempo życia jest teraz szybsze, Licia. O nic się nie martw, totalnie sprawdziłem sytuację, kiedy byłem po twoje notatki. — Mrugnął. — Możesz mi zaufać, ale jak mówiłem, serio musisz pozmieniać sobie hasła. Może najpierw wróćmy do domu, a potem pojedziemy dokąd tylko zapragniesz, okej?

Pociągnął Litwę w dół bocznej uliczki i otworzył niepozorne drzwi obok jakiegoś sklepu, prowadzące do jego własnego przedpokoju.

Co za ulga wydostać się z tłumu, myślał Litwa. Wszyscy na ulicach chodzili tak szybko, ganiali w takim pośpiechu tam i z powrotem. Dom Polski był cudownie cichy i spokojny, oprócz samego właściciela nucącego pod nosem, a potem wydającego okrzyki zachwytu nad czymś, co przyniósł w torbach. Kiedy Litwa próbował zobaczyć, co jest przedmiotem tego podziwu, został bezceremonialnie wepchnięty do innego pokoju.

— Nie wychodź na razie! — zabronił Polska. — Masz, telewizję sobie pooglądaj. — Dotknął urządzenia pokrytego wypustkami i szklana skrzynka na stoliku wybuchła nagle kolorami i dźwiękiem. Litwa aż podskoczył ze zdziwienia, a Polska tylko się zaśmiał. — Nie ma się czego bać, to tylko Gesslerowa. Naciśnij tutaj, żeby zmienić kanały. — Zaprezentował. — To nie potrwa długo.

Po tych słowach zniknął, a Litwa wciąż gapił się ostrożnie na maleńkich ludzi na ekranie za szkłem. Miniaturowa, śmiesznie ubrana kobieta spytała:

— Czy zastanawialiście się kiedyś, skąd pochodzi ser?

— Nie — zapewnił Litwa. — Zawsze wiedziałem, skąd —

Kobiety chyba nie interesowała jego odpowiedź, bo zniknęła nagle, a zastąpił ją obraz krów na osłonecznionej łące. Litwa nacisnął guzik wskazany przez Polskę, i krowy również zniknęły, a ukazali się kolejni ludzie opowiadający coś o intymnych szczegółach swojego życia.

— Przestańcie — przerażony Litwin zaczął naciskać losowe przyciski. — Wcale mi się to nie podoba.

W końcu, za którymś naciśnięciem, skrzynka pociemniała i zgasła. Litwa wybrał spacerowanie po pokoju i zastanawiał się, czy iść poszukać Polski, ale pewnie zostałby skarcony za podglądanie niespodzianki, czymkolwiek ona była.

— Skądże ci przyszło do głowy, że potrzeba mi więcej niespodzianek, Polsko — westchnął i zamknął oczy.

Po chwili osunął się na kolana, decydując, że może się przynajmniej pomodlić, aby świat znów stał się normalny. Pocieszyło go zatopienie się w znajomych słowach pacierza, a kiedy znowu otworzył oczy, usłyszał kroki Polski schodzącego ze schodów.

— Liciek? — odezwał się Polak zza zamkniętych drzwi. — Jestem gotowy. Tylko się nie śmiej, albo naprawdę się wkurzę, rozumiesz?

— Dlaczego miałbym się śmiać?

Drzwi się otwarły i wkroczył Polska, z mieszaniną radości i zawstydzenia na twarzy.

*

//znowu krótko, ale w zamian postaram się, żeby przerwy między tym a następnym rozdziałem nie trzeba już było liczyć w latach ^^'

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro