VIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

//Krótszy rozdział, w którym Litwa i Ameryka ochoczo zwiększają prawdopodobieństwo zachorowania na miażdżycę. Szczerze nie chciało mi się tego tłumaczyć, ale już gotowe i dalej powinno iść lżej :)

*

- Powinieneś przybyć w gościnę do nas obu – rozejrzał się za Polską i przywołał go gestem. – Polsko, zgodzisz się ze mną, nieprawdaż?

- Pewnie – rzucił od niechcenia Polska, skupiający całą uwagę na śmiesznym przedmiociku, który nazywał komórką. – Dajcie mi momencik, muszę się rozejrzeć po ciuchlandach.

W końcu zacisnął usta i skinął głową, jakby o czymś zadecydował. Z trzaskiem zamknął klapkę urządzenia.

- Gość w dom, Bóg w dom – zwrócił się do Ameryki. – Przyjedź, pokażę ci, jak wygląda prawdziwe jedzenie.

- Zadowolę się burgerami – zapewnił zaniepokojony Amerykanin. – Wy tu w Europie jecie części zwierząt zupełnie nieprzeznaczone do jedzenia!

- Och, tam jest Białoruś – zorientował się Litwa. – Pozwólcie, że opuszczę was na chwilę.

Dosłyszał jeszcze, jak Ameryka mówi zbyt głośno za jego plecami:

- Obawiam się, że będziemy go musieli poskładać po tym spotkaniu. Ona wygląda na wkurzoną.

Białoruś ze śliczną twarzyczką ściągniętą w niezadowolony grymas rzeczywiście wyglądała, jakby miała o coś pretensje do całego świata. Litwa mimo to podszedł do niej (ale nie za blisko) i ukłonił jej się z szacunkiem należnym płci pięknej.

- Biała Rusi –

- Czego chcesz? – warknęła. – Szukam mojego brata.

- Zechciej wybaczyć mi moją niedelikatność zeszłego wieczora. Fortuna kołem się toczy, i było to niedelikatne z mojej strony, przypominać ci o czasach przed uzyskaniem niepodległości.

Powiedział sobie stanowczo, że równie niedelikatnym byłoby okazać, co myśli o jej skandalizującym stroju. Spódnica Białorusi była co prawda dłuższa od tej, w której publicznie pokazywała się Węgry, ale wciąż odsłaniała kostki i pęciny. Szczęście, że dziewczyna miała na sobie grube pończochy. Litwa nie pozwoliłby żadnej białogłowie ubierać się w ten sposób w jego domu.

Białoruś patrzyła na niego, jakby miała go zaraz ugryźć. Nie różniła się od Rusi, którą pamiętał - o paskudnie gorącym temperamencie, w gniewie wyjątkowo chętnie porywała się do ostrych kuchennych noży.

- Powinieneś prosić o wybaczenie Rosję. On wcale tego nie chciał.

- Nie chciał czego?

- Nie chciał, by moi ludzie chodzili głodni – syknęła, jakby rozmawiała z idiotą. – Nie chciał zabierać całego mojego jedzenia! Musiał słuchać swojego szefa, jak każdy. To nie była jego wina.

Litwin powoli zdawał sobie sprawę, że obraził ją najwyraźniej w jakiejś niezrozumiałej dla siebie kwestii, ale nie mógł się do tego przyznać.

- Przyjmij me przeprosiny za uchybienie, jakie cię spotkało. Nie będę zawracał ci dłużej głowy.

W jej oczach pod złością dojrzał ból.

Będzie trzeba zapytać o to Polskę, pomyślał i skłonił się jeszcze raz na pożegnanie. Kiedy wrócił do Ameryki, Polski nie było jednak nigdzie w zasięgu wzroku.

- Słyszałem, że ostatnio masz gorszy okres i powinienem się tobą zająć. Polska kazał przekazać, że musi odebrać jakieś ubrania. To pomyślałem, że zabiorę cię na lunch, żeby podbudować cię trochę na duchu! I ciele.

Amerykanin chwycił Litwę za łokieć i pociągnął go na parter, a potem na ulicę. Litwa wstrzymał oddech, kiedy przekraczali ulicę pomiędzy buczącymi samochodami, ale starał się nie okazywać przerażenia na wypadek, gdyby wyczuwały strach. Odetchnął z ulgą, kiedy byli już po drugiej stronie, a Ameryka zaprowadził go do jakiegoś jasnego i zatłoczonego lokalu.

- Ile chcesz BigMaków? I którego szejka?

- ... - powiedział Litwa. – Wiesz, może pozostawię ci wybór.

Podglądał, co jedzą w tym miejscu inni goście - wyglądało to na plastry mięsa pomiędzy kawałkami chleba, nic specjalnego, ale skoro Ameryka był tu szczęśliwy... Wrócił szybko z tacą pełną jedzenia. Litwa nie powiedział na głos, co myśli o tym zatrważającym lenistwie chłopców i dziewcząt służebnych.

- Wziąłem osiem, wystarczy? Jedz ile chcesz, w razie czego przyniosę więcej.

Rozpakował jedną z paczuszek z miną, jakby otwierał kopertę z liścikiem od ukochanej.

Litwa również wziął ostrożny kęs. Chleb był miękki i słodkawy, a mięsko pomimo dodatków sera, warzyw i sosu nie było zbyt aromatyczne, ale nie było też złe. Smakowały mu kawałki smażonych warzyw, szczególnie kiedy dobrzeje posolił, idąc za przykładem Ameryki. Zatrzymał się po pierwszym łyku gęstego, mlecznego napoju.

- A to, cóż to jest?

- Nigdy nie piłeś szejka czekoladowego? – przeraził się Amerykanin. – Nie będziesz jak Francja, co? Nie zamierzasz udawać, że umierasz na zatrucie pokarmowe? To naprawdę nie było miłe –

- Jest znakomity.

Uśmiech przyjaciela pojaśniał.

- Przyniosę ci jeszcze jeden! – obiecał i wystrzelił w kierunku lady. Wrócił, tryumfalnie ściskając naręcze napojów.

- Pij, zanim się rozpuszczą.

Litwa uśmiechnął się tylko i zrobił co mógł, chociaż apetytowi Ameryki trudno było dorównać. Zadziwiające, ile jedzenia mógł wcisnąć siebie w tak krótkim czasie. W nieco spokojniejszym tempie Litwin na pewno mógłby zjeść więcej, choć raczej nie bez krótkiej przerwy na trawienie.

- Słuchaj, to nie moja sprawa, ale w końcu jesteśmy przyjaciółmi i w ogóle – zaczął Ameryka, z wyraźną trudnością powstrzymując się od zabrania za ostatnią paczuszkę z jedzeniem. – Chodzi o to, że kiedy byłeś w moim domu, wspominałeś, że Polska okropnie się rządzi, zabiera całą kołdrę i takie tam rzeczy.

Litwa zaśmiał się cicho.

- Ano, on taki jest właśnie.

Ameryka musi być naprawdę zaufanym przyjacielem, skoro wyrażałem się przy nim o Polsce w ten sposób, pomyślał.

- Wczoraj w nocy – zaczerwienił się Ameryka. – Czy on nie zmusza cię przypadkiem, żebyś do niego wrócił? Czy to z powodu kryzysu? Nie musisz radzić sobie z tym sam, i jeśli chcesz się u mnie zatrzymać, póki sytuacja się nie uspokoi...

Litwa zrozumiał, o co chodzi, i uspokajająco potrząsnął głową.

- Wszak Polska nie jest niegodziwy – zapewnił, rozbawiony. - Nie kłopocz się, przyjacielu. Znać, że w ostatnich latach cosik złego działo się ze mną i z Polską, ale przed tem długo żyliśmy we wspólnej Rzeczpospolitej. Nawet kiedy bywała między nami niezgoda, nie chciałem, aby to się skończyło.

Poklepał Amerykę po ramieniu.

- Dla mego dobra się martwisz, ale on nie zawsze się tak „rządzi". Bywa, że czyni dokładnie to, co mu się każe – przynajmniej jeśli wie, że sprawi mu to tyle przyjemności, co mnie.

Ameryka wymamrotał coś, czerwony na twarzy, a potem odchrząknął.

- Przyniosę sobie jeszcze burgera, chcesz też? Nie? To wezmę też deser, wciśniesz jeszcze kilka ciastek jabłkowych i McFlurry, prawda?

- Dziękuję, ale –

Nie zdążył nawet dokończyć zdania. Niedowierzająco potrząsnął głową i zmusił się do przełknięcia kilku małych ciastek. Już prawie skończyli, kiedy rozległa się zabawna muzyka i Ameryka wyciągnął mały przedmiot podobny do „komórki". Dotknął jego szklanej szybki, a potem podniósł ją do ucha.

- Hey, Poland. Nie, nie ukradłem go, siedzi tu obok i cieszy się porządnym amerykańskim jedzeniem. Zaraz wracamy. Tak, do zobaczenia.

Odłożył komórkę na bok.

- Polska chce cię z powrotem. Chyba boi się, że możesz bawić się tak dobrze, że zechcesz wrócić do mojego domu na dobre. Czujesz się chociaż trochę lepiej?

- Znacznie lepiej, dziękuję. – To nie była prawda, ale wyjaśnienie problemu zajęłoby zbyt dużo czasu.

- Wiesz, że jestem tu, żeby ci pomóc, gdybyś kiedykolwiek tego potrzebował? – Ameryka rumienił się trochę, spoglądając na niego spod rzęs. Litwa pomyślał, że wygląda bardzo, bardzo młodo.

- Dziękuję ci. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro