XII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

//ej ej! to ostatni!!!

*

— Że co zrobiłem?

— Serio. Odszczekałeś się Rosji, chyba zrobiłeś coś Austrii, ale Węgry jakoś go uspokoi, potem—

— Co zrobiłem Rosji? — Litwa aż się wzdrygnął. — Co mi odbiło? Dlaczego?

— Prowokował cię. Wiesz, stał nad tobą i rzucał chamskie żarciki. Chociaż nie powiem, całkiem cię ciągnęło do awantury już od poprzedniego wieczora.

— Co? — powtórzył Litwa z przerażeniem. — Dlaczego?

— No bo rozbiory — rzucił lekko Polska. — Coś ci się te wieści totalnie nie spodobały.

— Naprawdę?

— No... myślałeś, że jesteśmy świeżo po Unii. No i że mnie kochasz — Polska wyraźnie silił się na lekceważący ton.

— Ja — Litwin zakrył oczy dłonią. — Myślałem, że jesteśmy świeżo po Unii. Myślałem, że jest szesnasty wiek.

— Zaprawdę, takoż myślałeś — uśmiechnął się Polska. — Kazałeś wszystkim "zabierać łapy od mego lubego, wy szelmy, wraże syny!". Słodkie.

Litwa już czuł, że powraca do niego ból głowy. — Łapy od... co?

— Ode mnie. Byłeś całkiem przylepny i zaborczy... Ale nie martw się, wiem, że normalnie nie jesteś mną zainteresowany w ten sposób.

Litwa zacisnął usta, wyczuwając w głosie przyjaciela ostrożną nonszalancję.

— Polsko, wiesz dobrze, że jesteś moim najlepszym przyjacielem, że bardzo cię lubię i szanuję. Jak bardzo... "przylepnie" się zachowywałem?

— To może powiem to wprost — mruknął Polska. — Totalnie cię nie wykorzystałem. Nie myśl tak. Byłem niewinny jak lilija. Póki się nie okazało, że to nie są żarty.

Wziął głęboki oddech.

— No więc nie żartowałeś i wiem że może powinienem trochę częściej mówić "nie", ale kilka razy to powiedziałem i odsuwałem się też, ale zrobiło ci się strasznie smutno i jakby i tak już się o ciebie martwiłem, więc pomyślałem sobie że hej, może nie powinienem go zasmucać jeszcze bardziej, i pewnie myślisz że tylko się usprawiedliwiam no i rozumiem to w pełni, bo w końcu bardzo za nami tęsknię i w ogóle. Ale z drugiej strony martwiłem się bo wyglądałeś jakbyś dostał gonga w głowę, wszystko wydawało ci się przerażające i dostawałeś szoku kulturowego za każdym razem kiedy coś pikało albo widziałeś bieżącą wodę i bokserki, więc...

Litwa uniósł dłoń, żeby powstrzymać ten potok słów.

— Obudziłem się w twoim pokoju.

— Ta.

— Czy my...

— Taa.

— Polsko — Litwa schował twarz w dłoniach. — Ty głuptasie.

— Przepraszam — wydusił Polska i usiadł. — Po prostu... kiedy cię pytam to zawsze zapewniasz że nie mówisz "nie", tylko że "na razie nie". Przez ostatnie dwa dni mówiłeś "tak". Naprawdę tego chciałeś, przypominałeś mi — westchnął — dawne czasy. A ja strasznie za nimi tęsknię. Naprawdę cię przepraszam, Licia.

— Jak... często to robiliśmy?

— Dziennie czy ogółem? Hej? Hej, Licia. Wkurzasz się na mnie? Spoko, pewnie zasłużyłem.

— Cicho — rozkazał Litwa i, ku jego zaskoczeniu, Polska rzeczywiście się zamknął. Wciąż wyglądał jednak na nieszczęśliwego i zakłopotanego, które to emocje zupełnie do niego nie pasowały. Litwin na chłodno zastanawiał się, czy powinien teraz wyjść i trzasnąć za sobą drzwiami, czy raczej zostać i spróbować wbić trochę rozsądku w egoistyczną głowę Polaka. Miał ochotę kopnąć samego siebie za to, że bardziej niż cała ta dziwna sytuacja martwiła go smutna mina przyjaciela. Wiedział przecież, że Polska tęsknił za wspólnym sypianiem — sam zresztą czasem za tym tęsknił, ale żaden z nich nie cieszył się wolnym czasem ani prywatnością przez ostatnich 50 lat. Później zaledwie kilkanaście miesięcy, w których czuł się zdrowy i pełen energii, zanim nastąpiła recesja.

Spróbował sobie przypomnieć — nie był pewien, z kiedy pochodziło to wspomnienie — głośny śmiech Polski, ciepło jego oddechu przy uchu. Cofając się pamięcią do czasów sprzed rozbiorów, udało mu się zilustrować ów śmiech obrazami szczęśliwej twarzy przyjaciela, jego ramion przygarniających go do uścisku. Poczuł nagle, że wcale nie przeszkadzałoby mu aż tak bardzo, gdyby znowu był zdolny wywołać ten uśmiech na jego twarzy. A w każdym razie, przebaczenie było cnotą, a po siedmiuset latach był już dobrze wyćwiczony w przebaczaniu Polsce. Zbyt dawna łączyła ich przyjaźń... i za bardzo go kochał, aby długo trzymać urazę.

— Nie jestem zły — powiedział w końcu miękko. — Tylko zaskoczony. Wiesz, że nigdy nie przestałem...

Rumieniec wypłynął mu na twarz.

— Wiesz, co mam na myśli.

— Ale z ciebie mężczyzna — oznajmił Polska. — Nie umrzesz od powiedzenia "kocham cię", wiesz? I ten... nigdy w to nie wątpiłem. Za bardzo.

— Niczego nie obiecuję, jeśli chodzi o, cóż, sprawy łóżkowe...

— Nie szkodzi.

Polska przytulił go z ulgą, a potem odsunął się i zmarszczył czoło, wpatrując się w coś co dostrzegł za kuchennym oknem.

— Musisz mi wszystko porządnie opowiedzieć. I spróbujemy zrozumieć jak to się stało. Powiedz mi przynajmniej, że nie rozpętałem żadnej wojny - jęknął Litwin.

— Wszystko w swoim czasie. A ty może powiesz mi w zamian, co nagadałeś Łotwie.

— Łotwie? A co z nim?

— Właśnie otwiera naszą furtkę i ma ze sobą wielką walizę. Czyżby ktoś go zaprosił na długoterminowy pobyt?

Litwa wyjrzał za okno z nieokreślonym poczuciem winy. Walizka była prawie większa niż sam Łotysz. Zerknął kątem oka na Polskę i poczuł się lepiej, widząc, że ten się śmieje.

— No dalej, Licia. Mamy lokatora do przyjęcia.

— I najwyraźniej jam to, nie chwaląc się, uczynił — uśmiechnął się Litwin.

Polska parsknął szczerym śmiechem i ruszył przodem do drzwi, stawić czoła światu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro