> III <

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

next :) wstawiam szybciej niż przypuszczałam, ale obawiam się że w środku następnego tygodnia mogę nie mieć czasu, a nie chcę rozczarować czytelników :)

Enjoy, vote, comment :) :*

_________________________________________
(COŚ SIĘ POPSUŁO I ZGINĄŁ JEDEN ROZDZIAŁ. ŻEBY NIE PSUĆ NUMERACJI WSTAWIAM GO TUTAJ)  

Wiktoria POV

Schylałam się akurat po mleko, będąc w Biedronce, gdy nagle poczułam, że ktoś dosłownie wjechał mi w tyłek wózkiem.

Co do jasnej ...ciasnej! Patrz jak jeździsz!- już krzyczałam w duchu. No jak można w kogoś tak wjechać?! Już się odwracałam żeby temu komuś nawciskać, gdy usłyszałam.

- Mianhamnida. Je jalmos-ibnida.

Koreański?! Skąd w białostockiej Biedronce Koreańczyk?

Odwróciłam się i zobaczyłam niewiele wyższego ode mnie chłopaka, plus – minus w moim wieku. Mam problem z określaniem wieku u Azjatów. Dla mnie oni wszyscy wyglądają młodo. Miał jasno brązowe włosy, z standardową azjatycką grzywką na czole i ciemne oczy, skryte za dużymi okularami. Ubrany stricte po europejsku: jasne dżinsy odpowiedniej długości!, białą koszulkę polo, czarną bluzę z kapturem i czarną skórzaną kurtkę.

Domyślam się, że moja mina pokazywała moje zaskoczenie. Przykro mi, nie dałam rady tego ukryć. Chłopak nie był chyba przygotowany na taki obrót sprawy. Myślę, że spodziewał się wybuchu agresji, dlatego też teraz jego mina była równie zszokowana jak moja.

Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam    

- Aniyo. Munjeeopeesoyo.Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam.

Jego oczy zrobiły się jeszcze szersze.

Nie znam za dobrze koreańskiego. Tyle co jakieś podstawowe zwroty, albo teksty z dram lub piosenek. Zgadza się, jestem fanką k-dram i k-popu.

Nic nie mówił. Pogrzebałam w pamięci i zapytałam

- Yeong-eo halsu isseoyo? Han-gukeo motaeyo.

- Tak, mówię po angielsku. – powiedział już po angielsku. Uff... - Przepraszam, za to przed chwilą. Rozmawiałem przez telefon i nie patrzyłem przed siebie.

- Nie powiem, że nic się nie stało. Ale krew się nie polała, a więc nie róbmy afery.

Chłopak zdecydowanie odetchnął z ulgą.

- Jin! Jin! Co się stało?! – usłyszałam jakieś przytłumione wołanie. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że jego telefon leży na ziemi i jest cały czas z kimś na linii. Schyliłam się po niego. Chłopak uważnie śledził każdy mój ruch. Podałam mu komórkę.

- Proszę. Ktoś się o ciebie martwi.

Chłopak spojrzał na mnie jakby dopiero co się ocknął z jakiegoś snu na jawie. Popatrzył na moją wyciągniętą rękę i niepewnie ją wziął, starając się nie dotknąć mojej dłoni.

- Jin! Jin! – nadal dało się słyszeć wołanie z urządzenia.

Przyłożył telefon do ucha i powiedział.

- Jackson, spokojnie. Wszystko w porządku. – chwila ciszy – Nie. Nie musisz do mnie przyjeżdżać – cisza - Tak. Zaraz wracam do domu. – cisza – Dobrze. Zdzwonimy się później. Na razie. – i rozłączył się.

Dokładnie mu się przyjrzałam. Wyglądał dziwnie znajomo. Nigdy nie widziałam żywego Azjaty w realu. Moja współlokatorka, gdy pokazywałam jej jakieś zdjęcia moich zespołów czy aktorów koreańskich lub puszczałam teledyski, zawsze powtarzała „Dla mnie oni wszyscy wyglądają tak samo". Śmiałam się wtedy, a teraz sama nie wiem kogo on mi przypomina.

Moment! Zespół? Teledysk? Jin w słuchawce?

O mój Boże! TOĆ TO JIN Z BTS!!!

Otworzyłam usta ze zdziwienia.

Jakim cudem moje bóstwo stoi tutaj, na „mojej ziemi" przede mną?!

Straciłam na moment oddech. W głowie miałam plątaninę myśli. Przypomniałam sobie ostatni wywiad BTS, w którym mówili, że za nim tęsknią i dla nich jest nadal częścią zespołu.

Ponownie skupił swoją uwagę na mnie. Szybko zamknęłam buzię i wróciłam do prawidłowych zmysłów.

- Jestem Wiktoria. – wyciągnęłam dłoń w jego kierunku.

Spojrzał na mnie zaskoczony. Jednak po chwili wahania ujął moją rękę.

- Jestem... - pauza. Wiem! Wiem! - No Min Woo.

Huh!? No Min Woo? Zgrywasz się czy jak? Szybko jednak uświadomiłam sobie że Jin jest w Polsce incognito i pewnie nie chce być rozpoznany przez fanki. A jako że jest ekstra mądry, a ja mu odpowiedziałam po koreańsku, szybko dodał 2 do 2 i wyszło mu = UWAGA! FANKA. Rozumiem. Trzeba palić głupa. Uśmiechnęłam się promieniście.

Wymieniliśmy uściski dłoni. Pamiętałam nawet o tym, żeby podać mu rękę podtrzymując ją w łokciu drugą, a także lekko się ukłonić. Mimo, że jesteśmy w Polsce, gdzie takie zasady nie obowiązują, to taka jest jego kultura, a skoro już to wiem, to nie zamierzam zachowywać się jak ignorantka. Widzę, że znowu go zaskoczyłam. Widzę strach w jego oczach. Zapewne neon z UWAGA w jego głowie jarzy się wściekłym czerwonym.

- Cała przyjemność po mojej stronie, No Min Woo-ssi.

Oczy mojego idola robią się szerokie jak pięciozłotówki. Otwiera usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak zamyka je z powrotem nie mówiąc nic.

- Cieszę się, ze cię spotkałem, ale chyba muszę już lecieć. – mówi jednak pośpiesznie po chwili.

- Jasne. – odpowiadam lekko, jakbym wcale nie miała palpitacji serca.

- Do zobaczenia. – i odjeżdża pośpiesznie.

Patrzę jak odchodzi. Jego tył jest jeszcze lepszy niż przód. Bądźmy szczerzy – jest sexy! Zauważam, że utyka na prawą nogę, to jednak nie ujmuje mu zajebistości. Szybko ginie za rogiem alejki.

Ja chcąc się uspokoić, kontynuuję moje zakupy.

OMG! OMG! OMG!

W środku cała podskakuję. Moje kochanie jest w Polsce, w tym samymmieście co ja i nawet z nim rozmawiałam. Moje współlokatorka mi nie uwierzy. 
___________________________________________________________

Jin POV

Było blisko. Oddycham z ulgą gdy jestem już na zewnątrz marketu. Ta dziewczyna zdecydowanie za dużo wiedziała o Korei, co może świadczyć tylko o jednym – FANKA! Nie rozpoznała mnie od razu, ale pewnie prędzej czy później by tak się stało. Specjalnie wybrałem to miasto, po pierwsze maja wymianę międzyuczelnianą, po drugie daleko od stolicy kraju, po trzecie miałem nadzieję na nie wielu fanów. To że znała sposób podawania ręki i zwrot grzecznościowy –ssi znaczy, że nie jest świeżakiem. Nowi ludzie zainteresowani k-kulturą nie zwracają na takie rzeczy uwagi. Aish! Powinienem był się domyślić gdy odpowiedziała mi po koreańsku. No nic. Nieważne. Szanse, ze spotkamy się ponownie są raczej nie wielkie. Najwyżej będę chodził do innej Biedronki.

Dobrze, że nie przedstawiłem się swoim prawdziwym nazwiskiem. Zapytacie pewnie dlaczego No Min Woo. To było pierwsze imię jakie przyszło mi do głowy.

Muszę przyznać, że dziewczyna była ładna. Tak naturalnie ładnie. Ubrana najzwyczajniej we świecie, skromnie, bez grama makijażu na twarzy i jakiś nie potrzebnych świecidełek na szyi czy rękach.

Mam nadzieję, ze szybko o mnie zapomni i mnie nie rozpozna. Będę się modlił o to, żeby nie była fanką BTS.

Wróciłem sfrustrowany do mieszkania. Rozpakowałem zakupy. Jako że mojego śniadania takowym nazwać nie można, zrobiłem sobie kanapki i nalałem sok pomarańczowy do szklanki, i z tym wszystkim poszedłem do pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi. Chłopaki niedługo pewnie wstaną, a nie chcę się z nimi asymilować.

Usiadłem przy biurku i otworzyłem laptopa. Zalogowałem się na meilu, żeby sprawdzić pocztę. Przeczucie mnie nie myliło, dostałem dwie wiadomości od moich dangseng. Jak ja ich dawno nie widziałem. Nie sadziłem, że będę za nimi tak tęsknić. Gdy ich opuszczałem, obiecaliśmy sobie, że pozostaniem w kontakcie. Piszemy do siebie meile, przy czym oni robią to częściej, bo więcej się u nich dzieje, a nie chcę zanudzać ich moimi monotonnymi dniami. I przynajmniej raz w tygodniu rozmawiamy przez skype. Może dzisiaj nawet pogadamy.

Otwieram pierwszą wiadomość, od Nam Joon'a.

„What's up, Hyung? Jak tam dajesz sobie radę? Pamiętasz jeszcze o nas? Jesteśmy teraz w Japonii. Dzieciaki strasznie dają w kość. Są nie do ogarnięcia. Strasznie nam ciebie brakuje. Występowaliśmy niedawno w Sipmly k-pop. Lekko się potknąłem, mam nadzieję że nikt nie zauważył ;) Odzywaj się do nas częściej. Możesz nawet nas uczyć anatomii czy jakiś zagadnień z patofizjologii, bylebyś pisał lub mówił. Nie poddawaj się. Jesteśmy z tobą. Hwaithing, Hyung! Saraghae! K.N.M."

Starłem spływającą mi po policzku łzę. Też za wami tęsknię i chciałbym tam z wami być. Wziąłem się za odpisywanie.

„Joon-ah, u mnie wszystko w porządku. Nie mam zamiaru się poddawać. Widziałem wasz występ w programie. Nic nie zauważyłem, więc myślę że widzowie też nie. Nawet jeśli, nadal was będą kochać. Pewnie nawet bardziej, bo nie jesteście tacy idealni, a więc bliżej wam do normalnych ludzi, a nie gwiazd. Chłopaki nie do ogarnięcia, powiadasz. Nie przywykłeś do tego jeszcze? Zawsze tacy byli. Musisz trzymać ich krócej, albo szaleć jak oni  Dasz sobie radę, wierzę w ciebie. Co do nauki z medycyny – przemyślę to. Aczkolwiek pewnie nie dotrwalibyście do końca lekcji ;) Trzymajcie się ciepło. Też za wami tęsknię. Niedługo się usłyszymy. Sarangahe! JIN "

Wysłano.

Następna wiadomość była z adresu Ho Seok'a, jednak podpisali się pod nim owy Ho Seok i Ji Min.

„Anyong, Hyung! Zgadnij kto? To my Hobi i Mini. Zrobiliśmy ostatnio zawody w robieniu pompek, kto dłużej. I nie uwierzysz! Pierwszy raz od kilku miesięcy to ja wygrałem. Ji Min nie mógł tego przeżyć. Z żalu zjadł całą czekoladę i potem bolał go brzuch. NIEPRAWDA! – Ji Min. Anyong Hyung! Jesteśmy teraz w hotelu w Japonii. Jutro mamy wywiad. Życz nam powodzenia. Pisz częściej i nie poddawaj się. Hwaiting! Saranghae! J.H.S i P.J.M "

Ach chłopaki, te wasze zakłady. Kiedyś będzie z tego problem.

„Ho Seok- ah i Ji Min-ah. Po pierwsze, nie poddaję się. Nie rozumiem czemu wszyscy mi to mówią. Po drugie, uspokójcie się. Nam Joon nie może dać wam rady. Nie pozwólcie mu za wcześnie przez was wyłysieć. Po trzecie, Ho Seok-ah gratuluję. Ji Min-ah następnym razem wygrasz, tylko skończ z czekoladą. Trzymam za Was kciuki. Postaram się pisać częściej, ale niczego nie obiecuję. U mnie się nic wartego opisania nie dzieje. Saranghae! JIN"

Wysłano.

Reszta wiadomości to jakieś bezsensowne reklamy. Usuń!

Zjadłem kanapki i wypiłem sok. Gdy odstawiałem szklankę zadrżała mi ręka. Szybko sięgnąłem po tabletki do szuflady. Połknąłem dwie. Westchnąłem kilka razy, żeby opanować sytuację. Już miałem położyć się i coś poczytać, gdy zadzwonił mój telefon. JACKSON. Któż by inny.

- Słucham? – odbieram

- Już po zakupach? Bezpieczny w domu? – pyta bez wstępów.

- Tak.

- Wziąłeś leki?

- Tak.

- Mogę wpaść? Może mi opowiesz co się stało w sklepie. Słyszałem jak upuściłeś telefon i jakąś dziewczynę.

- Sam nie wiem. Moi współlokatorzy są w domu. – próbuję się wymigać, nie chce mi się gadać.

- Nie przeszkadzają mi oni. Będę za pół godziny, ok?

- W porządku. Do zobaczenia.

- Bye. Bye.

Rozłączamy się. Rozglądam się po pokoju. Jest w miarę porządek. Z resztą Jacksonowi nic nie przeszkadza. Zapewne wpadnie z piwem i chipsami bekonowymi. Zanim przyjdzie sięgam po książkę, jedyną w języku koreańskim, którą przywiozłem z domu. Kupili mi ją rodzice na osiemnaste urodziny. W środku, na pierwszej stronie była dedykacja od nich: „Synu, ciągle dąż do celu i wiedz że masz w nas oparcie.". Dotknąłem pisma mojej mamy i znowu zatęskniłem za domem. Przekartkowałem kilka stron i natrafiłem na nasze wspólne zdjęcie. Tak za nimi tęsknię, że najchętniej wróciłbym do Korei pierwszym możliwym samolotem. Jednak po ponownym spojrzeniu na „ciągle dąż do celu" biorę się w garść i skupiam na mojej rzeczywistości tutaj w Polsce.

Z melancholii wyrywa mnie dzwonek domofonu. To Jackson.

Jackson jest uśmiechnięty jak zawsze. Czy on w ogóle miewa złe dni?

- Whta's up? – mówi w drzwiach

Idziemy do mojego pokoju. Nie myliłem się, przyniósł piwo i zamiast chipsów coś treściwszego – kubełek kurczaka z KFC.

- Szklanki nie potrzebne. – mówi Jackson, wskakując na łóżko. Następnie otwiera puszkę. – Tobie nie proponuję.

Spoglądam na puszki. Perła – moje ulubione. Jestem abstynentem od jakiś sześciu miesięcy. Lekarz powiedział, że nie powinienem pić. Choć mam ochotę na trochę.

- To opowiadaj.- Jackson przerywa ciszę.

- O czym? – uciekam wzrokiem.

- Co się stało w sklepie? – przygląda mi się uważnie.

- Przez to, że z tobą rozmawiałem, wpadłem na jakoś dziewczynę wózkiem.

- Jak to? Nie było to związane z twoim stanem zdrowia? Nie miałeś ataku?

- Nie. – zasmuca mnie fakt, ze ciągle o tym wspomina. Potrafię żyć w miarę normalnie.

- I co, mocno zmyła ci głowę? Dziewczyny tutaj potrafią być bardzo wojownicze. – Jackson zauważa chyba moją zrzędną minę, bo próbuje wszystko obrócić w żart.

Zastanawiam się chwilę. Faktycznie niektórym polskim dziewczynom lepiej nie stawać na odcisk, bo gotowe cię zabić. Pamiętam jak na jednym z egzaminów profesor postawił dziewczynie ode mnie z roku mniej punktów niż przypuszczała. Kłóciła się z nim połowę następnego wykładu i w rezultacie pisała jeszcze raz, żeby mu udowodnić że umie i ma rację. Zaznaczę, że z pierwszego terminu dostała 4+. Ja bym się nie przejmował. To dowodzi też upartości polskich dziewczyn. Jak się na coś uprą nie ma zmiłuj.

- Zdziwisz się, ale nie.

Jackson zrobił szeroki oczy i był coraz bardziej podekscytowany.

- Powiem ci więcej. Z rozpędu przeprosiłem ją najpierw po koreańsku i ona mi po koreańsku odpowiedziała. Myślałem, że na zawał zejdę.

- Odpowiedziała ci po koreańsku? – powtórzył zdziwiony Jackson – I co? I co? – zaczął odskakiwać na łóżku. – Czekaj no. – przestał skakać i zrobił poważną minę. – Nie rozpoznała cię, prawda?

A tak, zapomniałem wspomnieć, Jackson wie o mojej przeszłości. Komuś musiałem o tym powiedzieć. Jackson zrozumiał sytuację i postanowił mi w razie potrzeby pomagać.

- Na szczęście nie. Ale było blisko. Zna się na mojej kulturze, a to znaczy, że już trochę się tym interesuje.

- Opowiedz mi o niej.

- Ale ja jej nie znam.

- Ślepy chyba nie jesteś. Jak wyglądała? – sięgnął po kolejną puszkę.

Przypomniałem sobie obraz dziewczyny.

- Miała brązowe, kręcone włosy. – zacząłem - Takie do ramion. Była niewiele niższa ode mnie. Ubrana w czarne dżinsy i sweter, i niebieskie trampki. A i chyba czarną koszulkę. Ogólnie była ubrana na czarno.

- Dość dużo pamiętasz. – uśmiechnął się i puścił do mnie oczko.

- Ma na imię Wiktoria.

- Skąd wiesz? – zdziwił się Jackson.

- Przedstawiliśmy się sobie.

- Hej, stary! Nie wiedziałem, że umiesz wyrywać panny w dwie minuty. – poklepał mnie po kolanie. – Masz w sobie jeszcze charyzmę idola.

- Jackson, zmiłuj się. – spojrzałem na niego morderczym wzrokiem. – I tak zmyśliłem, że jestem No Min Woo.

- I po co? – spojrzał na mnie sponad puszki piwa.

- Przezorny zawsze ubezpieczony. Pamiętaj.

- Jakie są szanse, że znowu ją spotkasz? Zerowe.

Gdyby wiedział, jak w tym momencie się mylił.

- Niby tak. Jednak Białystok nie jest taki duży. A jeżeli jest fanką k-popu, to może znać i mnie.

- I jaką szkodę robi ci jedna fanka?

Ma rację. Jaką szkodę robi mi jedna fanka? Chyba nie skrzyknie całego fanklubu?

- Fanki są nieprzewidywalne i czasami niebezpieczne. A ich faceci jeszcze gorsi. Chcę w spokoju skończyć studia. Nie potrzebna mi żadna crazy-fanka czy stalker.

Jackson wzruszył tylko ramionami.

Siedzieliśmy i gadaliśmy, nie zauważyliśmy nawet kiedy na dworze zaczęło zmierzchać. Jackson opowiadał o wczorajszej imprezie. Znowu, tym razem na żywo wygarnął mi jak przeze mnie się źle bawił, bo ciągle o mnie myślał i dzwonił. i że następnym razem zrobi mi nalot na chatę w środku nocy. Chciał u mnie zostać na noc, ale mu nie pozwoliłem. Mam za małe łóżko dla nas dwóch. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro